sobota, 8 marca 2014

Beczka cdn



"...Happiness is not something that you get in life
Happiness is something that you bring to life..."
                                                              - Dr. Wayne W. Dyer. 

Zadanie jakie sobie wyznaczyła było ambitnym wyzwaniem ale miała plan i wiedziała, że najważniejszym jest to aby sprawy dotyczące prywatnego życia innych obchodziły ją i dotykały w znikomym stopniu lub wcale. 
Wiedziała, że jeżeli uda jej się przenieść perspektywę na bardziej odległe horyzonty i 
ugruntować zdystansuwaną postawę do otaczającej  miernoty lub po prostu walki o przetrwanie na mało satysfakcjonującym poziomie, to w zamian drobiazgowej koncentarcji na detalach  konieczności doszlifowania perfekcyjności swojego wyobrażenia w oczach przeciętności wszyscy będą wdzięczni za doznanie ulgi. 
Podniesie globalnej kurtyny, dostęp do prawdy i informacji był gwarantem scalenia się ze swoją wartością a przez to zaprzestanie ucisku kontoli nad stałym zagrożeniem ze strony innych najczęściej najbliższych. 
"...Każdy orze jak może..." - mówił Kol'a i miał rację. Chodziło więc o podniesienie świadomości. 
A podniesienie świadomości może się odbywać powoli, skokami lub od razu. 
Najczęściej jednak jest to całożyciowa droga. Na drodze w podążaniu do doskonalenia siebie i kierunku obranych ideałów każdy dotyka ciemnej strony szczególnie gdy buduje swój perfekcyjny wizerunek w oparciu o perfekcyjne doszlifowane wyobrażenia o siebie w oczach jakiegoś mało znanego ogółu. 
Ciemności powodują doświadczanie kontrastu a popzez kontrast klaryfikuje się zrozumienie takiego prostego faktu, że zadaniem każdego podczas jego drogi jest raczej kształtowanie siebie niż kontrola innych. 
Wszystko odbyło się inaczej niż sobie to zaplanowała Lajo poprzedniego wieczoru i wczesnym rankiem. 
Głównym punktem miał stać się gwóźdź programu czyli fakt odkrycia dokonanego przez Michaela Tellingera, że powierzchnia ziemi to komputer, w którym leci zaistalowany program. Program ten ma wpisana amnezję i iluzję całej ludzkości i w ogóle życia na ziemi i w kosmosach z perspektywy człowieka.
Jednak od 2012 roku została zniesiona kwarantanna, której podlegała ziemia i jej mieszkańcy i teraz wszystko potoczy się lawiną.
Skoro z jakiegoś powodu do Gwen/Lajo docierały określone informacje nieco wcześniej niż do jej znajomych to jej zadaniem było podawanie ich dalej i obserwowanie tej samej fascynacji, którą sama miała okazję przeżyć. 
Stało się jednak tak, że chłopcy po drodze do niej zatopili się głęboko w dyskusji na tematy polityki i sytuacji, która wszystkich obchodziła w mniejszym lub większym stopniu. Wszyscy byli ciekawi co się stanie w Ukr i każdy życzył sobie wiadomego wyniku. 
Po przywitaniu się Lajo poprosiła;
- Zostańcie proszę w płaszczach, bo u mnie jest po stronie chłodu w salonie. Na fotelach i na kanapie są przygotowane pledy i koce to proszę nakryjcie się nimi. 
- A może najpierw przygotuję drinki to od razu zrobi się cieplej powiedział Zyg wyjmując jakąś flaszkę zza pazuchy - Masz sok ? wyrzucił z siebie jak automat. 
- A może ktoś reflektuje na kawę lub herbatę, bo sama sobie robię? - dopytywała ona.
- Ja poproszę kawę z jednej łyżeczki i jak zwykle czarną, a swoją drogą to ciekawe - mówił Kol - jakby zupełnie zapomniał, że wraz ze swoim przyjacielem przenieśli się do mieszkania znajomej. Był bardziej niż zdeterminowany co do kontynuacji rozpoczętego po drodze tematu rozmowy.
- A swoją drogą to ciekawe z tymi nazwiskami no zobacz zarówno Donald jak i Kaczyński mają wmontowaną kaczkę - śmiał się.
- Wiesz właśnie idąc do Ciebie - zwrócił się do niej Zyg'i mówiliśmy o tym, że w dobie kiedy głównym językiem globalnym staje się angielski nazwiska trzech tyranów rosyjskich mają w końcówce "in" czyli wewnątrz lub jako wprowadzenie wiesz o co chodzi? 
Gwen była wdzięczna za zawarcie jej w toczący się wątek ale miała małe pojęcie o czym rozmawiali jej znajomi. 
- No popatrz - włączył się Kol'a - Put - in, Stal - in, Len - in. 
- A o to chodzi...- włączyła się entuzjastycznie Gwen - to jest część oprogramowania wszystko jest w nazwiskach i w książkach w opowieściach i w filmach... cała prawda i realizowany akurat program. 
- Jak to? - podniósł na nią oczy Kol i aż zawisł w połowie ruchu szklanki do ust. 
Zyg był w tajemniczony już poprzednio więc usłużnie milczał dając Lajo możliwość przekazania konwersacyjnej kontrowersji i smacznego kąska w dialogu. 
- Ano tak to, że od zarania dziejów wszystko jest w nazwiskach najpierw na małą skalę a potem na coraz większych horyzontach; zastanów się; Shekspir - składa się z dwóch członów prawda? 
Gwen odczeka efektowny moment udostępniający Kol'i przełknięcie łyka i kontynuowała dalej 
- A chociażby Clinton lub Bush albo wasze własne nazwika. 
- A?? - powiedział powątpiewając Kol.
- Więcej przykładów? Proszę. Będziemy mówili o odkryciach Tellinger'a też ma dwa człony. A popatrz Eghart Tolle albo chociażby... - rozkręciła się
- To znaczy, że każdy ma z góry przypisaną rolę w dziejach świata i historii? - zapytał bez dowierzania swoim słowom Kol. 
- No nareszcie, trochę Tobie na to zeszło - podsumował Zyg.
- To dlaczego o tym dowiaduję się ostatni? - zaatakował Kol.
- Czy to ważne który w kolejce?, ważne, że docierają do ciebie informacje i prawda, która była dotychczas przed Tobą zasłonięta tak jak wszystkie cztery podstawowe i uniwersalne prawa, w/g których skonstruowane jest istnienie i trwanie - zagalopowała się trochę więc wyhamowała w oczekiwaniu.
- Ach coś mi Zyg'a już mącił o tym PPP - powiedział z widocznym łamaniem się na entuzjazm Kol.
- I co Ty na to? - chciała wiedzieć ona.
- A ja na to, że chyba to jest rzeczywiście tak jak on twierdzi... 
- O widzisz - wtrąciła Gwen -  bo wszystko podlega ramie programu, który działa w oparciu o kilka prostych niezmiennych zasad.
Obaj zamilkli i akurat znaleźli wspólny mianownik podniesienia szklanek wypełnionych na kolorowo do ust. Gwen także łyknęła gorącej herbaty. Odstawiła kubek na stolik przykryty szklanym blatem i kontynuowała. 
- Wszystko jest programem - mówiła - okręcając się kocem - Czy wzieliście swoje kompy? - rzuciła
w przestrzeń. 
- Ja podłączę skoczył na równe nogi Zyg'a zrzucając z siebie pledy, w które już zdołał się zakręcić i omotać dość skutecznie.
- Bo to jest tak, że każdy z nas jeżeli już istnieje to istnieć w takiej czy innej formie będzie zawsze. 
- Jak to? - zapytał Kol tak samo jak kilka minut temu. 
- No bo Gwen wierzy w reinkarnację - wyjaśnił Zyg.
- Jest takie prawo uniwersalne, które mówi, że jeżeli istniejesz to już jesteś i kropka - kontynuowała poprawiając swoje koce naokoło siebie i otwierając kompa. 
- Bo Ty masz dużo czasu to możesz sobie szperać w różnych informacjach - skwitował Kol i pochylił się nad swoim lapkiem. 
Trochę było zamieszania i trochę grzebali przy kablach a potem jeszcze chcieli hasła i innych detali ale w końcu wszyscy poczuli się zunifikowani. 
Gwen otworzyła notatnik i zaczęła sprawdzać co jest pierwszym punktem programu. 
Podniosła jednak głowę i spojrzała na obu swoich towarzyszy. 
- Ta sytuacja jaka się dzieje w tej chwili też jest zapisana w kronikach Akashi - powiedziała.
- A tak coś słyszałem - przytaknął Kol z tym samym marginesem pewności jaki manifestował od początku. 
Zyg pokiwał tylko w milczeniu głową.
- Podobno każdy z nas przed zrealizowaniem się w konkretnej postaci podpisał czy podjął się przyjęcia na siebie danego zakresu doświadczeń a potem zgodził się także na chwilową amnezję - powiedziała uśmiechając się i kokosząc wygodnie. Zastanawiała się jak to zrobić bo chciała mieć otwarty notatnik, który jej się uparcie zamykał, chciała mieć kubek z herbatą w zasięgu ręki i tak aby ochronić klawiaturę przed ewentualnym zalaniem herbatą i jeszcze tak aby komputer mieć na opatulonych kolanach. Różne koce i chomąta krępowały jej ruchy ale były konieczne.
- Chłopaki zawsze mają lepiej - pomyślała obserwując ich jak sobie radzą i fakt, że oboj postawi swoje szklanki na ławie. 
- Knowing your own darkness is the best method in dealing with the darkness of the other people. 
Carl Jung - przeczytał Zyg ze swojego fejsa zapewne. 
- To prawda ale jeszcze lepiej jest wiedzieć, że każdy z nas jest po prostu wymienną wersją każdej innej osoby, i że dla przykładu za chwilę Myszka może się stać mną a ja dla przykładu Kol'ą lub jego ojcem - powiedziała Gwen - śmiejąc się w duchu z obranego przykładu. 
- Ale chwilę, może najpierw wypadałoby przetłumaczyć wrzutkę Zyg'i  - powiedział Kol z lekką pretensją w głosie ale i lekko uniesionymi kącikami ust. 
- Wiedza o swoich czarnych stronach pozwala na lepsze radzenie sobie z czarnymi stronami charakterów innych osób - powiedziała Gwen tak trochę na marginesie i wróciła do zaczętej przed chwilą myśli. 
- Okazuje się, że wszyscy jesteśmy wszystkimi i wszystkim we wszystkim i że do tego brakuje czasu albo, że czas i przestrzeń to jedno... Tak na prawdę zamiast czasu jest punkt i stałość, w której się wszystko mieści. Czas jest iluzją na potrzeby akcji i doświadczania odcinków historii - kontynuowała.
- Ależ to jest poza możliwością ogarnięcia -  powiedział Kol w zamyśleniu.
- Dla nas też - orzekł Zyg'i w imieniu obojgu zarówno swoim jak i Lajo. 
- Tak ja też wiem o tym tylko teoretycznie ale miałam małe wycinki doświadczeń, które mi pozwalają na przypuszczenie, że takie raje są możliwe i trwają i są naszym udziałem w każdej chwili - dopowiedziała Lajo rozmażonym tonem. 
- Dla mnie to mało zachęcająca perspektywa - orzekł Kol zdecydowanym tonem i dostawił prawie już pustą szklankę z głośnym kliknięciem o szklaną powierzchnię ławy. 
- Change means movement, movement means friction, get use to it - Paulo Coelho - przeczytał Zyg i zwracając się w stronę Kol'a przetłumaczył: "... zmiana to ruch a ruch to tarcie i napięcie i do tego trzeba się przyzwyczaić..." i dlatego mówi się, kontynuował, że ludzie się docierają. 
- Zmiana to jest to czego człowiek boi się najbardziej, bo w zasadzie wolimy się męczyć w ramach znanej formy niż ją zmienić na inną - powiedziała Gwen.
- A co proponujesz? - zapytał Col.
- Informację i wiedzę, czyli podnoszenie świadomości - orzekła Gwen - możliwość świadkowania sobie i swojemu życiu, a w konsekwencji przeniesieniu odpowiedzialność za własne życie całkowicie na siebie samego.
- Kol się poruszył jakby szukał wygodniejszej pozycji a Zyg'i pokiwał głową, że niby należy do wtajemniczonych. 
- Zrobię sobie drinka podniósł się Kol i zaczął się odkręcać ze zawojów kocy i ciepłych pledów. 
- Przynieść śledzie i kanapki są przygotowane w lodówce - rzuciła Gwen za wychodzącym.
- Wczoraj przeleciałem wykłady Michael'a Tellinger'a - fantastyczne rzeczy - uśmiechnął się Zyg'i w jej stronę a ona pomyślała.
- Zyg zyskuje w obecności Kol'i a Kol w obecności Zyg'i, mogliby być ze sobą tak na zawsze - przeonalizowała na swój własny użytek a głośno dodała. 
- To przejdźmy do niego  - zaproponowała tak jakby nadażyła się jej okazja wygrania bonusa co najmniej.  
- Ciekawe czy są anioły złożone z tych samych płci? - wyrwało jej się.
- A dlaczego pytasz? - zdziwił się siedzący na przeciw i w tej chwili spoglądający na nią z ukrywaną podejrzliwością przyjaciel.
- Tak mi przyszło do głowy - zlekceważyła jego obawy i dodała prawie natychmiast; -  bo Wy we dwoje na prawdę moglibyście wtorzyć jednego anióła. 
- Jeśli o to chodzi to każdy z nas ma bardzo konkretne preferencje i nigdy ani mi ani KOl'i... - zaczął
- Ojej zostaw to, chodzi mi o to, że jesteście ze sobą zżyci i że się uzupełniacie i widać, że tworzycie fajny duet...
- Co Tobie chodzi po głowie? - dociekał Zyg wpatrując się w nią przenikliwie. 
- A było tak fajnie jak był tu Kol, gdzie on się podział? - zapytała czując, że nadejście Col'i może ją uratować przed wysypaniem się o innym duecie to znaczy o doświadczeniach z Leo i Łylą, bo była przekonana, że  Zyg i Kol potraktoktowali by ją z góry i skończyła by się sielanka spotkania trzech znajomych. 
Tak na prawdę to marzyła jej się gorąca kąpiel i odpoczynek w łóżku. 
- O czym rozmawiacie nadeszedł oczekiwany znajomy stawiając tacę z kanapkami i wszystko co przyniósł robiąc tym trochę rabanu.
- Podaj mi ze dwie - poprosiła Lajo - wyciągając rękę - bo szkoda mi się wygrzebywać z ciepłego kokonu. 
- O aniołach - powiedział Zyg.
- Wierzycie w anioły? - zdziwił się Col starając się uplasować wygodnie wśród stosu porzuconych przed chwilą okryć. 
- Wszystko jest możliwe nawet anioły - powiedziała Gwen/Lajo. 
- O tak? - dotarło do niej ironiczne pytanie.
- Przecież realizuje się Tobie ta rzeczywistość, w którą wierzysz - wtrącił Zyg.
- A to nawet ciekawe - zastanowił się Col.
- Ładnie się uśmiechasz - pochwalił Zyg'i patrząc na Gwen wyraźnie chciał jej udowodnić, że jego zainteresowania są skoncentrowane na odpowiednim aspekcie upodobań.
- Uśmiech jest uniwersalnym językiem prawda - skomentował Col. 
- Jesteśmy zespoleni najwyższą formą tworzenia kiedy naszym kredo jest życie w radości lub poprzez radość jak twierdzi Anita Moorjoni na moim fejsie - powiedziała Gwen analizując wpis na swoim fejsie. 
- Widzisz nawet ona wie, że się uśmiechnęłaś do nas - wiercił dalej Zyg. 
- Wiesz,  zawsze najważniejsze są intencje i nastawienie, bo ono zawsze uruchamia i steruje energią bez względu na stopień uświadomienia sobie tej prostej reguły - wyprostowała zagięcie Gwen. 
- To jest może i prawda, bo każde z nas przyszło tu z oczekiwaniami na interesującą rozmowę - dalej wygładził Col. 
- To co lecimy przez materiał, bo marzę o gorącej kąpieli - przyznała się Lajo.
Zyg spojrzał na Col a Col na Zyg'a.
- Czy to znaczy, że nas wypraszasz lub sugerujesz skurczenie zawartości na kilka godzin zamiast kilku dni? - zapytał Col? 
- Dla większości ludzi świadome uczestnictwo w bierzącym momencie jest bardzo problematycznym aspektem życia, ja też jestem podobna i wciąż muszę sobie przypominać, że chwila, w której jestem w tej chwili jest najważniejsza, bo ta chwila, która trwa jest życiem, którego doświadczam. Uczę się tego wciąż od początku, bo tak jak większość jestem przekonana, że to co nastąpi za moment po tym bierzącym momencie, czyli tym, w którym jesteśmy jest z jakiegoś powodu ważniejszy niż obecny.
- Żartujesz sobie w tak doborowym towarzystwie Ty marzysz o kąpieli... chociaż wiesz co z gorącej kąpieli możemy skorzystać razem - oznajmij Zyg, bo być może zaczął działać trunek i wyobraźnia. 
- Wiesz co może ja tę kąpiel wezmę w Czwartek, będzie bezpieczniej dla nas wszystkich, bo po pierwsze przeanalizujemy w końcu to co zakładaliśmy sobie, że omówimy a po drugie na prawdę koncentrowanie się na tym, co mogłoby być za chwilę, to unikanie przeżywania naszego życia w bierzącej  chwili, bo życie jest zawsze w bierzącym momencie i w bierzącym momencie jest na prawdę fajnie jak zauważyliście w super towarzystwie - dokończyła Lajo na prawdę rozpromieniona, bo uświadomiła sobie, że jej zadaniem jest widzenie najlepszej możliwej opcji każdej sytuacji.
- Już znalazłem ruiny w Afr, o których mówił Michael - pochwalił się Zyg. 
- To fantastycznie - to była tajemnica aż do czasu umożliwienia zdjęć z satelity. Na ziemi te zabytki z kamienia są tak zniszczone, że można przejść przez dany obiekt bez świadomości, że się przeszło przez jakąś budowlę, bo wymiary tych konstrukcji są ogromne - włączyła się Gwen jakby ją ktoś na konia wsadził. 
- Jak tam wszedłeś dopytywał się Kol i Zyg mu wszystko wyjaśnił...
Dalsza część nocy upłynęła z przerwami na wstawki na analizowaniu zdjęć, o których Gwen miała zawsze dużo do powiedzenia. 
A to, że kamien, z którego budowane są konstrukcje jest bardzo stary i na pewno sięga okresu przed potopem i że prawdopodobnie są to ślady jakiejś innej cywilizacji, a potem jeszcze, że kamień ma właściwości akustyczne i owe budowle odzwierciedlają wzory pola magnetycznego jakie tworzą się spontanicznie na powierzchni ziemi i że ich rysunek mógł być tylko zrobiony z dużej odległosci w kosmosie i że omawiane konstrukcje służyły do wytwarzania energii.
Potem oglądali dowody na to, że kiedyś kontynent Afr był bardzo gęsto zaludnionym miejscem na ziemi. Mówiła powtarzając to co słyszała na wykładach Michael'a, że źródła nauki konwencjonalnej podają, czego zresztą do dziesiaj uczy się dzieci w szkołach, więc źródła historii spisanej na użytek podpierania współcześnie funkcjonującego systemu podają, że owe budowle służyły do przechowywania bydła i że połączene korytarzami konstrukcje to drogi którymi chodziły stada bydła. 
Przeszli do Biblii i analizowali różne fragmenty w/g perspektywy z jakiej była rozszyfrowana pod względem przekazów o historii ziemi. 
Potem było o roli złota w historii ziemi i o niewolnikach "lulu", których wyprodukowała jakaś cywilizacja w przeszłości ziemi, których zadaniem było wydobywanie złota w kopalniach. Potomkami Lulu jest podobno współczesny człowiek, który jak każda forma życia podlega stałemu procesowi transformacji czyli ewolucji, bo taki jest los wszystkiego co isntnieje i trwa, bez rozwoju rozleciałby się układ zwany życiem czyli istnienie lub egzystencja. 
Analizowali kto był lub jest jakim Bogiem i co to znaczy głónwy stwórca, że wszystko co żyje go tworzy nawet Ci którzy korzystają z niewolników lub zabijają zwierzęta, żeby się najeść. 
Prawdziwy stwórca czy tworzący siebie twór nazywany Bogiem przez duże "B" obywa się bez pieniędzy, kart kredytowych, złota, banków i kreowania ubóstwa dla celów kontroli zachowania bogactwa poprzez to, że istnieje skarjne zapotrzebowanie na wszystko i dlatego, że ci, którzy mają więcej są niedoścignionym ideałem wielu czyli bez produkcji pożądania, żądzy i zachłanności. 
Analizowali też fakt, że każdy dokłada się w tej chwili do istnienia systemu, który prowadzi człowieka na krawędź tego czym jest człowieczeństwo.
A więc kto korzysta z kart kredytowych, banków i pieniędzy ten wspiera machinę toczącą się w imię rozpędu, do którego się wszyscy przyczyniamy. 
Kol z początku się trochę boczył ale w końcu i do niego dotarło, że w obecnej sytuacji paradoks polega na tym, że wciąż musimy korzystać z pieniądza. Powinniśmy jednak korzystając z niego tak ustawiać nasze, życie aby właśnie wymiany monetarnej było jak najmniej w naszym otoczeniu. Czyli koncentrować się na uniezależnianiu się od systemu. Oczywiście system będzie walczył ale jego dni czy tysiąclecia są już policzone. 
Najważniejsze jest szerzenie świadomości o nowych ideach być może w tej chwili utopijnych i z motyką na słońce ale koniecznych, bo jest to jedyne lekarstwo na to na co tak trudno jest w tej chwili patrzeć. Dla przykładu na wojny organizowane po to aby tworzyć sztuczne formy trwania niedostatku i braku dostępu do tego co jest przeciętną bazą życia czyli wolności. 
Wzajemne gnębienie się o kilka złotych w imię sztucznie podtrzymywanego braku czegokolwiek w przyszłości. Siedzenie na gotówce w banku podczas gdy są potrzeby, które można by zaspokoić i dać szanse na możliwość przyspieszonego procesu kształtowania się kultury dobrobytu. 
To bóg przez małe "b" ustanowił kontrolę człowieka nad człowiekiem i my stosujemy ją jako narzędzie przetrwania i wzajemną mordęgę. 
Zaczęło się rozwidniać i tak zmarzli, że wszyscy doszli do wniosku, że na prawdę przydałaby się wszystkim gorąca kąpiel. 
 Wychodząc Zygi powiedział: 
- Don't make me walk when I want to fly.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz