poniedziałek, 3 marca 2014

Podgórna

Na Podgórnej domki przysiadły pod skosem...
Obdrapana surowość w przekwicie -
zapyziałość stęchlizny zaprzeszła
z tęsknotą za progiem odnowy.

Czy na wzgórku z podmurówką z kamienia
od drogi, z dominantą Kasztanowca
ponad ciągiem zdarzeń ...
wciąż jeszcze słychać cygańskie ballady?

Schowane wejście na dziedziniec malutki
obrosłe pnączem z małą choinką w klinie słońca,
każe sercu zgubić normę...
wejść tam warto, by z podziwem się zmierzyć!

Licha Wierzba w zwisające warkocze,
z wiatrem o lepsze się droczy,
Biegną dzieci, idą pochylone staruszki z trudem.
Lato wzywa jesień w przemijalność powtórzeń...


           Bydgoszcz, 14 - 09 - 2012 r.
Maria J. Runo

Jak już wyszła od lekarza trafiła do apteki, gdzie poczuła się lżejsza o kwotę, którą musiała uiścić. Miała jeszcze do zapłacenia rachunki na bierzący miesiąc. Płacenie rachunków zawsze powodowało, że czuła się bogata. 
Iluż ludzi w jej sytuacji może sobie pozwolić na płacenie rachunków i zakupy żywności nawet gdy zaczeła stosować wymagającą dietę wciąż mieściła się w budżecie. 
Z drzwi apteki od razu uderzył ją zamknięty sklepik w niedawno wyremontowanej kamienicy na przeciw to znaczy na skrzyżowaniu Skoruplki i Żuławy przechodzącej w Stromą. 
Wracanie na przystanek autobusowy wydało jej się przykre wobec czego poszła Skorupki, która z czasem po dojściu do skrzyżowania "rozgwiazdy" jak to nazywała dla siebie zarówno w każdym poprzednim wcieleniu jak w i obecnym, więc Skorupki przechodziła w Podgórną. W punkcie przejścia Skorupki w Podgórną zderzało się ze sobą siedem różnych ulic. Ale tylko Podgórna była naturalnym przedłużeniem i kontynuacją Skorupki a nawet jedną ulicą która za skrzyżowaniem z Grunwadzką przechodziła w długą czyli była daszym cięgiem lub kontynuacją Skorupki. Długa jakby się uprzeć była dalej Toruńską zaraz za rondem Bernardyńskim i tak już szła jeszcze daleko przed siebie tzn Toruńska prowadzi do Torunia. W Toruniu zmienia się w Bydgoską. 
W każdym razie na Podgórnej zaskoczyło ją po raz drugi wrażenie, że w przeciągu pół roku zmieniło się bardzo wiele. Na Podgórnej pozamykano wszystkie małe sklepy a raczej sklepiki, które dotychczas jako tako funkcjonowały chociaż ochotnie zmieniały co jakiś czas sprzedawany asortyment i zakres usług. 
Na Podgórnej na podmórowanym wzgórku z potęgą annałów kasztana - chyba największego i najdorodniejszego drzewa w zasięgu wzroku... w dodatku drzewa pięknie, symetrycznie ukształtowanego na zasadzie choinki z nieco ociężałym wierzchołkiem. 
- Być może - zastanawiała się Lajo -  jest to wynik braku jakiejkowiek konkurencji jak sięgnąć okiem, że jest tak dorodny i piękny i mógł sobie pozwolić na formę kształtną i wywarzoną, pewną swojej przewagi i potęgi? 
W każdym razie na wzgórku oddzielonym od chodnika kamiennym murkiem, dom w którym od lat mieszkali Cyganie i wisiały na linkach odwiecznie wietrzące się pierzyny... Dom na wzgórku też miał zamurowane świeżo okna - pustakami. A na kilku drzwiach prowadzących wewnątrz wisiała lśniąca, złocistą świeżością kłódka. Za ciekawym architektonicznie domem i zapewne o jego plecy wspierało się wgórze parku. Za chwilę zazieleni się najpierw delikatną mgiełką a potem gęsto zbitymi chmurami zieleni. Lajo stanęła jak wryta. Stanęło starsze małżeństwo wspierające się pod rękę. Skomentowali zastaną sytuację. To znaczy Pan tłumaczył Pani, że już od jakiegoś czasu dom nadawał się jedynie do rozbiórki. 
- Ale numer! - pomyślała Lajo. 
Jeszcze tak niedawno, jeszcze kilka dni temu "dom Cyganów" jak nazywano zespół kilku bydynków okalający podwyższony dziedziniec stał jak od lat w jej wyobraźni. Przecież zdarzyło się, że zaledwie kilka dni temu skopiowała do Blogg'a wiersz pod tytułem "Podgórna" napisany dwa lata temu. 
Wygląda na to, że miała być świadkiem świeżej zmiany, bo niby dlaczego właśnie dzisiaj wybrała pieszą przechadzkę? 
Podczas wędrówki w dół stromej ulicy, bo Szwederowo, Górzyskowo, Biedaszkowo
 i Błonie i wszystkie nowe osiedla wyrastające jak grzyby po deszczu, przecież wszystkie te dzielnice były powyżej rzeki, nad którą w dwunastym wieku rozrosła się osada, której miejskie prawa nadał ten co zastał Polskę drewnianą a zostawił murowaną czyli Kazimierz Wielki. Pomnik założyciela miasta, któremu początkowo została przyznana nazwa Królewiec, więc pomnik KW jest usytuowany pomiędzy Starym a Nowym Rynkiem na przeciwko Sądu i zejścia po szerokich schodach w jedną z ulic, która dotyka omawianej rozgwiazdy ulicznej w górującym nad miastem pięknym starym Parkiem z wiekowym drzewostanem. Na wzgórzu jest usytuowana wierza ciśnień niedawno przekształcona w galerię sztuki. 
Na połązeniu Podgórnej z Długą na Zbożowym Rynku stoi pomnik pierwszego prezydenta miasta, które Lajo kocha ponieważ jest częścią jej historii. Była tu ostatecznie poprzez prawie wszystkie swoje wcielenia oprócz Marii. 
W salonie Lajo stoi szafa, na której drzwiach przytwierdzona jest tabliczka z napisem Bromberg. W/g Jan'y drzwi tak skrzypią jak powinny skrzypieć drzwi antyku. 
Tak nawiasem mówiąc Lajo była kiedyś żoną Jana Maciaszka, który prowadził fabrykę mebli w tamtejszych czasach właśnie w Bydzi. 
- Ale to przy innej okazji obecnie trzeba poprowadzić już wyznaczony nurt wątku - upomniała siebie samą rozwijająca się w każdym kierunku jak od jednej zapałki jaźń Lajo. 

Otóż przeżyła następny szok na Długiej oglądając puste witryny niedawno funkcjonujących sklepów. Miasto się wyludniało. Brakowało młodych ludzi a funkcjonujący przemysł oparty o przestarzałe technologie po kolei kapitulował. Młodzi uciekali za granicę przede wszystkim na wyspy. W Bydzi oprócz Sowy i kilku jeszcze odważnych panowała obstrukcja i zastój. Całe ulice z pięknymi kamieniczkami z okresu Secesji i Art Deko świeciły pustymi witrynami sklepów z zamuwrowanymi oczami martwych okien. Najwięcej było ich przy Poznańskiej.  Szkoda było tych pięknych konstrukcji. Rosły nowe i nowoczesne, szkoda, że w dużo mniejszym stopniu opłacalne było remontowanie i przywracanie życia tym, które zbudowawy świetność Bydzi, w okresie międzywojnia i z przed okresu pierwszej wojny. 
W ogóle tyle historii, która tu odchodziła w zupełne zapomnienie i rujnację. Na przykład nazwa Szwederowa powstała z powodu Szwedów, którzy najechali Polskę bezpośrednio po siedmioletniej Unii jaką Polska zawarła ze Szwecją właśnie i w ogóle cała ta historia Wazów i tym podobne historie. Szwedzi osiedlili się na wzgórzu, które nazywane było Szwederowem i tak już zostało do dzisiej. 
W każdym razie dziesiaj poczynając od świeżo remontowanej kamienicy, w której ktoś kto ją remontował zabił bezkarnie oryginalny styl secesji kryjący się w oknach w drewnianych wysokich podwójnych drzwiach odpowiednio dekorowanych na rzecz przepychu marmuru i sztucznie podkręconego splendoru... Otóż wspomiana kamienica stoi przy Żuławy. Na Żuławach jako na jednej z nielicznych ulic stoją ogromne wiekowe orzechy laskowe w formie pokaźnych drzew. Coraz jest ich mniej z każdym rokiem ktoś usuwa jakiś egzemplarz z różnych względów. Lajo pamiętała, że jako mała Jolka obserwowała pół nagich urwisów, którzy kilka dekad temu łamali gałęzie aby naobrywać orzechów. Dzisiaj orzechy kupami leżą latem na stosach i schylić się aby je zebrać  i wstyd i za trudno. Orzechy laskowe w drzewiastej formie są sprowadzone z Turcji i w Polsce bardzo rzadkie. Wymagają gleby ze wszech miar wapiennej czyli... 
Lajo zaraz pomyślała o trufflach, które by prawdopodobnie tutaj urosły. 
Drzewa laskowe są bardzo rzadkie w Polsce a podobno w Bydzi występują tylko w dwóch miejscach ale kto o to zadba tak właściwie? 
Niektórzy w nadziei uzyskania drzewek laskowych odpowiednio kształtują leszczynę, która ze swojej natury rośnie w bardzo gęsto utkany krzak. 
Na Jagiellońskiej powtórzyła się historia z opustoszałymi witrynami. Chciała wejść na herbatę chyba najtańszą w Bydzi i okazało się, że kawiarnię zamknięto. Weszła tam, bo pamiętała schody i okno. Weszła zobaczyła jakąś siedzibę Banku i wyszła. 
Potem jeszcze raz weszła i zapytała czy rzeczywiście była tam kiedyś kawiarnia - jej ulubiona. 
Była a jakże; ale teraz w to miejsce jest bank... Bo banki jak wiadomo umierają na końcu. 
Dociska i przyciska tych najbiedniejszych i serwujących tych, którzy rezygnują w wielkich dzwonów dla celów znanych sobie. Najczęściej dlatego, że wybierają ciszę i zgodę wewnątrz. 
Na Podgórnej dla przykładu przechodziła koło bramy, na której wciąż wisi napis; Stolarz. 
Znała go osobiście robił bletramy do jej obrazów, które Jacek oprawiał w szkło i przywoził pod jej adres. 
Pan Czesław przeszedł w inne wymiary. W tych, w których Lajo prosperowała obecnie został tyko napis. Na Podgórnej Szewc stareńki, pochylony, uczciwota, spracowany, oddany potrzebom innych też zostawił okno wystawowe w nietkniętym stanie. Z udrapowaną tkaniną wyblakłą na słońcu na wypukłościach i bucikiem z brązowego fajansu w kształcie małej pierdułki lub tandetnego wazonika. Za tak obfitą dekoracją stoi tak bardzo wypłowiały napis, że z trudnością można go przeczytać lub wyciągnąć wzrokiem z ładnych secesyjnych ramej i w odpowiednio niebiesko - zielonkawej kolorystyce tła i spłowiałej barwy liter. Może niebieskie było kiedyś atramentową czernią?
Jedni budują w jakimś amoku i rozpędzie wiary we własne możliwości inni muszą rezygnować ze swoich zasiedziałych siedzib. Takie prawa działają nawet wśród domów i kamienic. Kamienica na skrzyżowaniu Żuławy i Skorupki oraz Stromej jest małym pocieszeniem, bo to co zostało po niej to tylko reminiscencje tego czym tak na prawdę była. Ze starego zrobiono nowe bez szacunku dla przeszłości. 
- Co lepsze? Stara zmurszałość i stęchlizna epok, czy zapepaszczenie przeszłości? - starała się roztrzygnąć Lajo. 
Było coś dziwnego w tym pośpiechu unicestwiania starego, bo tylko na gruzach tego co stare mogło się wynieść nowe. 
- Co nagle to po diable - powiedziała do siebie półgłosem i zdziwiła się ładunkiem złości zawartym w melodyce znanego przysłowia.  
W ogóle wszystko nabierało tempa. Szybciej rozpadało się co miało ulec zniszczeniu i szybciej znosiło się to co nowe bez mostów pomiędzy. 
Wyraźnie rozchodziła się wersja między jedną ziemią a drugą lub możliwe, że rozchodziły się dwie wersje kosmosów. Lajo miała do wyboru gdzie wdepnie. Póki co wahała się szczerze. 
Dzisiejsza wyprawa była po prostu symbolem powolnego rozpadania się starego systemu i powolnego przymusu kształtowania się nowego, bo na pośredni brak coraz częściej środków. Zasada jest taka, że tych na górze sięgnie na końcu i najmniej boleśnie przejdą w nowy system, bo zawsze lepszy start i lepsze korzenie zapewniają lepsze odbicie i lepsze nawyki a przede wszystkim wiarę i przekonanie lub oczekiwanie statusu, do którego przywykli ze względu na działanie PPP. 

Dwa lata temu Cynt napisała w jednej ze swoich korespondencji do Micho:

 "...Dlaczego w ekspresji polskiej jest Meksyk określeniem bałaganu i pomieszania z pokręceniem? Jest tam fantastyczny klimat, piękne krajobrazy, tanie życie... Hm... nęcąca perspektywa.  Szczególnie dla zdrowych i pełnych werwy ludzi. Weź i rusz do życia, które Ciebie woła... :)..."

Micho pospiesznie wyjawił: 

"... Ponieważ obok tego wszystkiego jest brak pracy, mnóstwo biedy, przestępczości wszelkiego rodzaju; od narkotyczno - gangowej lub mafijnej do dziecięcej prostytucji, mnóstwo korupcji i przemocy...
Dlatego też prawie osiem mln. Meksykanów jest w St nielegalnie albo i więcej. 
Jest to świetny kraj na osiedlenie dla ludzi z dochodem albo czerpiących dochód stały z innego kraju no albo pracujących dla rządu meksykańskiego, który też jest skorunpowany do potęgi... Ale jeśli o klimat chodzi i krajobrazy to jak najbardziej racja. :)..."

Cynt jak zwykle się za bardzo rozwinęła:

"...Tak jak już pisałam wczoraj miałam iść po dalsze fragmenty oberwanych fragmentów dekoracji. Okazało się, że nasypali jeszcze więcej śmiecia na tę kupkę i już nic nie było można wyciągnąć bez chociażby prymitywnych narzędzi... Ale obok stał facio podstawny, szczupły około trzydziestki tak gdzieś, w żółtym, roboczym kombinezonie. Na rusztowaniach reszta fachmajstrów też jak żółte pszczółki lub żuczki pracusie się uwijała. Zapytałam tego faceta stojącego tam koło kupki, czy mogę sobie wybrać te kawałki przyszłej łazienkowej boazerii. Zaczął się śmiać i się zapytał czy na pewno takie chcę, bo oni mają sztukmistrza, który z pewnością chętnie zrobi mi takie same tylko nowiusieńkie. Grzecznie podziękowałam i wyjaśniłam, że mi chodzi o naznaczenie zębem czasu, o naturalną patynę. Jego szczery uśmiech powiedział mi, że dokładnie wie o czym mówię. Poszedł sobie. Ku mojemu zdziwieniu w tym samym momencie jak tamten rozradowany facet zniknął na trzecim piętrze kamienicy otworzyło się okno i wyjrzała szczupła twarz z krótkimi  włosami po bokach okalających łysinkę i sympatyczny uśmiech powiedział mi, że będzie to przyjacielska pogawędka. No i była. Wykrzyczeliśmy sobie dokładnie wszystko nawet przyszłe kolory w przyszłej łazience na strychu. Oczywiście kiedyś tam w przyszłości. Jeszcze nie skończyliśmy rozmawiać jak wyrósł koło mnie następny sympatyczny i uśmiechnięty gość. Miał kręcone włosy splecione z tyłu w dość długi warkocz i widać było po nim pokrewną artystyczną duszę. Zaczęliśmy taką bezpośrednią rozmowę, że musiałam go przeprosić i zapytać czy my się znamy i czy jak to jest? On się tylko troszkę zmieszał i powiedział, że tak tylko fajnie jest pogadać z kimś kto wie o czym w trawie piszczy.  
Muszę przyznać, że była to jedna z przyjemniejszych rozmów jakie ostatnio przeprowadziłam z nieznajomym. Na koniec zaproponował, że on ma na górze bardzo dużo takich całych niepołamanych kawałków. Musi je wciągnąć do ewidencji, i potem zamiast wywalić to je ustawi pod murem koło tej kupki. Tak, że jeżeli przyjdę jutro, to będę je sobie mogła zabrać. Zapytałam czy spodziewa się jakiegoś piwa czy jak mogę mu się odwdzięczyć. Powiedział, że bardzo się cieszy, że komuś się to przyda, co z pewnością musiałby wywalić a nie chciał tego zrobić, a raczej robił z bólem.

Ten facet z góry to nawet przez okno pokazywał mi nowe fragmenty gotowych ozdób.
Przyszło mi do głowy, że fajnie byłoby się do niego dostać i chociaż popatrzeć jak pracują jeżeli już nie można by było z nimi upaćkać sobie rąk po łokcie.  Sama na pół etatu też bym mogła pewnie pociągnąć chociaż to jest sprawa dyskusyjna...
Ale przygoda. I wszyscy tacy uśmiechnięci i zadowoleni, bo wszyscy realizują się w pracy za pewnie sporą kasę.
Fajna praca, Kiedyś do wyrabiania tych ozdób to były całe warsztaty sztukaterskie, gdzie były gotowe matryce i sprzedawano te ozdoby gipsowe tak jak dziś kafelki czy inne elementy. Robiono ozdoby zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz budynku. Dziś w sklepach budowlanych można dostać podobne gotowe fragmenty ozdób ale z masy steropianowej. Może są silniejsze? Na pewno lżejsze.

W każdym razie czekam do jutra. Ciekawe co uda mi się wskórać. Wczoraj odsączyło się wszystko na linkach na dworze a dziś takie już tylko wilgotne wyniosłam na strych. Teraz też tak zrobię z resztą rzeczy.

Pranie mam poprane i wypłukane całość do czerni. Teraz zaczynam pościelówkę.

Kamień z serca, bo okazało się, że zabytki w Bydgoszczy traktuje się z należnym szacunkiem i powagą godną wieku budynków.
Bardzo się cieszę.


- "... jeżeli cały czas pędzimy do następnego momentu to co się dzieje z tym momentem, w którym jesteśmy obecnie? ..."(Eghart Tolle). - Zacytowała Lajo odrywając się od czytania. Postanowiła zrobić sobie herbaty zanim zacznie czytać jaki był los fragmentów dekoracji, po które miała się zgłosić następnego dnia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz