czwartek, 13 marca 2014

Czajnik

*....When you exhausted all possibilities, 
remember this:
 you haven't... 


                        - Thomas Edison 

**...To live a creative life 
we must lose our fear of being wrong...

                       - Joseph Chilton Pearce



Jedna z rzeczy jakich starała się unikać to było mówienie przez telefon zaspanym głosem. Zawsze można poznać po przeciwnej stronie, że się kogoś wyrywa z drzemki lub budzi z rana. 
Już od trzeciej była na nogach a raczej wyspana i gotowa do pracy. Ale potem się trochę zmęczyła intensywnym wysiłkiem twórczym i uznała, że się jeszcze trochę prześpi. Dlatego telefon przed ósmą był dla niej zbyt wczesny. Z reguły ósma to dla niej późno. Przecież jest typem skowronka cieszącego się życiem najbardziej o poranku. Najwięcej energii emanuje zazwyczaj przed południem.  
To co ją urzekło, podczas rozmowy przez telefon, który ją wyrwał z drzemki to zupełnie zachwycające i wyjątkowe zjawisko. Zdawała sobie sprawę, że mówi do interesanta, który dzwonił bardzo zaspanym głosem. Czuła się skrępowana przez tą okoliczność a jednocześnie urzekał ją intensywnie zielony film - błona, przez który widziała rzeczywistość po przebudzeniu. 
To było wizja lub przeźroczysta substancja koloru galaretki o smaku agrestowym spowijająca cały pokój; szafkę, kąt,  w którym pod skosem stała szafka, bukiet na szafce, lampka z czarnym kloszem a także wycinek podłogi i kawałek sufitu, który obejmowała wzrokiem. Wyszystko było utopione w intensywnie zielonym kolorze powietrza. 
- A to dlatego ostatnio zalewają mnie łatwe fale współczucia i empatii - zdała sobie sprawę. 
Gdzieś czytała kilka dni temu,  że jak coś takiego następuje, to znaczy, że główną energią etapu rozwoju w jakim się obecnie znajduje delikwentka - czyli ona -  to otwarcie na życie przez czakram serca.
Co prawda w omawianym przykładzie, do którego się właśnie odwoływała Gwen opisany było doświadczenie z pomarańczowym kolorem, czyli czakramu ponad podstawą i opowiadająca o swoich wrażeniach  się zmartwiła, że zbyt nisko. Na co jeden z czytelników wpisał komentarz, że pomarańczowy to fantastycznie, bo on zobaczył czerwono zabarwioną rzeczywistość i bez przesady myślał, że wybuchła trzecia wojna światowa. 
Owa lśniąca, półprzeźroczysta błona o konkretnym zabarwieniu zwana jest w naukach ezytorycznych (lucid dream) - snem na jawie. (Przez mistyków wysoko doceniane zjawisko).
- Ojej... wysoko~!(?) - zdała sobie sprawę jednocześnie odpowiadając zainteresowanemu, że to o czym on właśnie mówi jest najczęściej powtarzaną pomyłką spotykaną w jej nazwisku. 
Zanim jeszcze odłożyła telefon zielony film się skończył za kolejnym mrugnięciem powiek. 
- Szkoda - pomyślała, bo zjawisko było szczególne i wyjątkowe i chciała się nim delektować nieco dłużej. 
Już miała się rozkosznie wyciągnąć w pościeli po przebudzeniu, gdy nagle przestał się jej zgadzać zapach w  powietrzu. Jakaś nuta przypalonej blachy?... - jakby. 
- Oooo ranyyy!!!!! - krzyknęła i dosłownie katapultowała się z łóżka prędzej niż myślała, że jest to możliwe w jej przypadku. 
Na boso, bez skarpet i prawie na skrzydłach, bo niesiona nad powierzchnią podłogi, znalazła się w kuchni. Ostatnią przytomnością umysłu  zdołała złapać ścierkę i wyrzucić rozgrzany do czerwoności czajnik do zlewu. Zaczął syczeć jakby go ból chwycił. 
W trakcie porannej twórczości chciała wyjść na przeciw pragnieniu a potem uległa podszeptom nagłej senności. Efektem był kolejny przypalony czajnik. Kupiła sobie kiedyś elektryczny czajnik ze względu na to, żeby raz na zawsze uniknąć przygód z przepalaniem czajników.
I co?
 Okazało się, że woda gotowana za pomocą prądu jest zbyt płaska w smaku więc Gwen była skazana na powtórki z rozrywki z przypalonym czajnikiem w roli głównej. W zasadzie tylko w porze ogrzewania pokoju, w którym koncentrowało się jej życie. Pomimo na zewnątrz budzącej się wiosny ogrzewać trzeba było nadal. A to było bezpośrednią konsekwencją zamkniętych drzwi i izolacji od reszty mieszkania. 
Przed południem skąpane w słońcu były sypialnia i kuchnia, bo łazienka dużo wcześniej i tylko na moment.
Lubiła świadomość wiosny i słońca ale to miało zero wpływu na zbyt cicho gwiżdżące czajniki. Zaliczała je w różnej postaci: rozpalone do czerwoności jak dzisiejszy, z rozlanym zapachem rozgrzanego ebonitu co się objawiało rozpłaszczoną czapką z czarnej i  lepkiej masy na okrągłej powierzchni pokrywki lub z wypalną dziurą w dnie... Czasami po prostu czarne po wystygnięciu zamiast srebrnych. Przy zakupie najważniejszym kryterium była donośność gwizdka czego sprawdzenie było wykluczone. Reklamacja też była wykluczoną ewentualnością ponieważ po nawet jednorazowym  sprawdzeniu czajnik był już używany. 

 Przy zakupie ograniczała się tylko do jednego kryterium z zakresu estetyki - musiał być srebrny. W kuchni wszystko co z metalu było lśniące i srebrne na zasadzie współcześnie dobranej biżuterii przekontrastowanej z surowością i prymitywnym eklektyzmem reszty. 
Jednak dopóki mieszkała w mieszkaniu ogrzewanym w całości zimą lub oziębianym też na całej powierzchni wybór czajnika był znacznie bardziej złożony i sprawiał więcej przyjemności, bo asortyment w St i w Pl'u był różny. Stały więc na kuchni u Gwen różnego rodzaju szkaradki i wciąż miała nadzieję, że świeżo nabyty będzie głośniejszy niż poprzedni. Miała trochę wyrzutów sumienia, że zupełnie lekceważy kryterium dopracowanych kształtów i ogólnej urody omawianego przedmiotu. 
Więc dzisiaj zaliczyła kolejny zakup czajnika czyli poszukiwanie gwizdka na zasadzie intuicji. 
Czasami pisało na pudełku, że gwizdek jest głośny, ale Gwen się przekonała, że to często jest wabik dla naiwnych. 
Cichy gwidek zegrał się z popularnością na blog'u .
Co prawda  do  przewidzenia była reakcja bliższych i dalszych znajomych na wydrukowany artykół w "Crea". 
Tylko nieliczni pogratulowali Gwen/Lajo. Spotkała ją ściana przezornego milczenia. 
Bo gdyby podać do wiadomości ile osób i w jaki sposób zginęło w wypadkach samochodowych, lub może jakiś straszak lub sensacje w rodzaju o jakimś wyrafinowanej bandzie oszustów lub złodziei. Najlepiej gdyby to był jakiś temat z szeregu kto z kim się pokłócił, kto kogo zdradził i dlaczego oraz, że z tego co się stało będzie tragedia personalna w postaci rozwódu... Nieco mniej chociaż równie pierne są kawałki kto kogo zapoznał ze szpalerów znanych twarzy i charakterów i kto wyjdzie za mąż znacznie lepiej niż kto z kim się ożeni. Czyli ogólnie wziąwszy tematyka plotek z pism kolorowych. 
Gdyby chociaż opisać o odkopywanych mumiach z przed tysięcy lat, mających ślady zakopywania żywcem lub zadawanych cierpień jakiej wybranej postaci, bo po obserwacji wstrząsającego dramatu można się było poczuć na chwilę lepiej. 
Na tej samej zasadzie współcześnie ludzie grają w gry, które powodują wstrząsy lub termedie, bo później czują się na chwilę lepiej. 
 Ale, żeby mieć czelność pisać o powszechnie wstydliwych niuansach życia i odsłaniać szczegóły sypialnianych procesów i to w takich niuansach to przecież należy do tematów tabu lub intymnych. 
Gwen natomiast od początku wiedziała co robi.
Poznała trochę życia i wiedziała, że niektóre jego etapy trzeba oswajać i o tym mówić aby unikać traumy oraz personalnych tragedii alienacji oraz ostracyzmu wielu wchodzących w dorosłe życie właśnie z powodu braku informacji i powszechnie funkcjonującej kołtunerii, pruderii, zaściankowości i ogólnej obstrukcji umysłowo - emocjonalnej panującej powszechnie i wszędzie dookoła. 
Należało wydrukować jakiś łatwy kawałek o życiu; najlepiej o wojnie lub nielegalnej adopcji dzieci z krajów gdzie jest ich za dużo, albo ewentualnie czymkolwiek tylko bez dotykania bielizny lub zaglądania pod kołdrę. 
Gwen natomiast wiedziała, że często właśnie okres dojrzewania oraz historie wczesnych lat przechodzenia w dorosłość obfitują w tragedie, których można by uniknąć, gdyby można było mówić na tematy trudne otwarcie i w normalnym toku. 
Podobno numerologia twierdzi, że postanowiła wziąć na siebie ciężar oswajania z nowym i torowania dróg jeszcze zanim się urodziła o czym świadczyła data jej narodzin.
Pokazanie, że coś się dzieje pomiędzy dwojgiem młodych lub w różnym wieku ale powiedzmy wzajemnie sobą zaiteresowanych w oficjalny sposób są wyznaczone przyjęte zwyczajowo kanony, normy i  etapy jakie należy zaliczyć ale, żeby zaraz moczyć pióra i pisać i drukować o utracie dziewictwa i to z podziałem na detale oraz wyłuszczanie szczegółów to jest mało smaczne i należy do spraw zamkniętych oraz wstydliwych i dlatego należy cały ten przedział zakopać i ukryć. 
Gwen postanowiła wobec zaistaniałej sytuacji, że przeżyje jak każdą inną podobną sprawę do następnego poruszenia powszechną opinią. 
Póki co zadzwoniła do Zuzi i jej wyjaśniła, że na reszcie może jej wytłumaczyć w zrozumieły sposób o iluzji czasu. 
- Już wiem - mówiła -  jak Tobie to wytłumaczyć; czasu brak jako takiego a godziny, minuty są symboliczne. Czas powstał dla ludzi dlatego, że Ziemia płynie w kosmosie i że wszysko się rusza w przestrzeni i my także i dlatego oznaczamy dystans jako czas. 
Zuza najpierw pojęła dokładnie, potem jej zrozumienie omawianego faktu uciekło a za moment jeszcze znów coś się jej wyklarowało a na koniec powiedziała, że się musi oswoić z przedstawioną wersją i że sobie wszystko przemyśli.
Trzeba przyznać, że sama też się pod koniec wyjaśnień zapodziała i obie były w tej chwili w punkcie wyjścia, jeżeli chodzi o zrozumienie zjawiska jakim jest istnienie w czasie.

Tymczasem Gwen jest urzeczona współpracą z Dan. 
I już napisała jej list polecający lub coś co można by było nazwać referencjami na bierzącym etapie, bo później lista zasług Dan znacznie się wydłuży, ale póki co wystarczy:

Dan poznałam najpierw poprzez internet. Kilka lat temu spotkałyśmy się na zebraniu ogranizowanym przez zespóły redakcyjne "Zwierciadła" i "Sensu".
Zaproponowałam jej już wówczas zapotrzebowanie na jej usługi, talent i wrażliwość. 
To co stało się z moim blogiem po jej profesjonalnej interwencji przerosło moje oczekiwania. Jest personalnie, kolorowo i bardzo sugestywnie. 
Właściwie dopiero podczas współracy z nią poznaje zakres jej talentu i umiejętności i jestem oczarowana tym co obserwuję. 
Jest fotografem, artystką, stylistką, grafikiem, redaktorem, poetką, poligamistką, piszę także bardzo wysmakowaną prozę.  
Jestem na prawdę zachwycona dotychczasowymi efektami i z entuzjazmem czekam na dalsze rezultaty naszego obopólnego zaangażowania i nowe perspektywy.   

W liście natomiast do Rażki Gwen uznała, że pieniążki, a co za tym idzie banki i kolporacje, są głównym instrumentem i narzędziem kontroli drakońsko egzekwowanego niewolnictwa i częścią globalnej zasłony. 

Uważam, że system monetarny jak wszystko jest wartością obojętną. To człowiek nadaje charakterystykę dobra lub zła każdej rzeczy lub czynności. Dopóki pieniądz jest środekiem zapewniającym egzystencję o określonym statusie oraz stopie życiowej dla siebie i dla swoich bliskich to jest z pewnością wartość pozytywna. Jeśli natomiast wiąże się z tym sprzedawanie siebie - tak jak sprzedawanie swoich przekonań w zamian za posiadanie kasy czy chociażby bezpieczeństwa zachowania ciągłości finansowej za wszelką cenę, to jest to wówczas narzędzie podporządkowywania i niewoli. 
Bogactwo zapewniające dobrostan ma często mniej niż się można spodziewać wspólnego z posiadaniem kasy. Chcę osiągnąć wolność przynajmniej na dwóch poziomach; emocjonalnym i materialnym. Na szczęście poziom ducha jest od kasy niezależny przynajmniej w pozornym stopniu dla wielu.
Dla rozwoju duchowego potrzebna jest cisza a co się w tym wiąże czas. Czas jest wartością umowną ale wymienną na kasę. Powszechnie znane jest powiedzenie, że czas to pieniądz. Więc tylko nieliczni mają zapewniony komfort czasu. Zdaję sobie sprawę, że należę do elity objętej luksusem wyboru, w który dopuszcza opcję czasu przeznaczonego na świadomy rozwój.  
Od zaraznia dziejów człowieka system monetarny oferował potencjał także pozytywny. Można było wykupić sobie wolność ze stanu niewolnictwa za pomocą złota lub monet. Można było oczyścić sumienie, (co niektórzy robią to do dzisiaj). Można było przesunąć się w hierarchii społecznej co jest bardzo zakamuflowaną i pruderyjnie osadzoną kołtunerią w naszym społeczeństwie a co funkcjonuje w przekroju wielu rodzin i to w bardzo masakrycznej i drastycznej, katastrofalnie dosadnej formie. 

Gwen miała świadomość, że chce przygotować zarówno siebie jak i swoich bliskich na taką postać prawdy, której  przyjęcie okaże się poniżej tolerancji i większość wolałaby normę w jakiej dotychczas żyje i oddycha czyli przysłowiową złotą klatkę, w której fajnie sobie ponarzekać w ramach rozrywki. Wyjście poza ramy klatki? Na to decydują  się tylko nieliczni. Pomimo, że owe jednostki pokazują drogę są rzadko naśladowanym przykładem. 
Papierki zwane banknotami opatrzone symboliką jak wszystko w życiu są wartością obojętną aż do momentu kwalifikacji w rejony dookreślone przez użytkownika. 
Tak więc pieniądze od zarania dziejów człowieka mogą służyć wykupieniu z oków niewolnictwa lub głębszego zaplątania się w różnego rodzaju kłódki i klatki konieczności i lęków. 
Już miała wyłączyć komputer, gdy zdała sobie sprawę, że Kam przysłała jej kilka słów otuchy; 

Życze Tobie  wytrwałości w pisaniu książki, Masz wiedzę, doświadczenia, jesteś otwarta na ludzi - to bardzo ważne.

- Muszę kupić głośniej gwiżdżący czajnik - pomyślała logicznie. 


*...Kiedy wykorzystałaś/łeś każdą możliwość 
Pamiętaj o tym że;
zawsze jest następna możliwość... - Thomas Edison

**... Kreatywne życie zmusza do utraty lęku przed tym, że jesteśmy w błędzie ... - Joseph Chilton Pearce
   


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz