czwartek, 6 marca 2014

Serce cdn

"... Life is a paradise for those who love many things with passion..." 
                                                                                             - z  stickyquotes.com

"... This morning with her
having coffee..."

- Johnny Cash, when asked for his description of paradise. 



- Poczekaj zanim do mnie przyjedziesz wrzuć sobie dwa filmy i je obejrzyj - zarządała Gwen. 
- Tak? To w takim razie spotkamy się jutro? 
- Eeee, dzisiaj ale obejrzyj te filmy.
- Dawaj...- powiedział Zyg w dotowości do notowania.  
- Pierwszy to ma tytuł "Accepted" a drugi; "Expelled, no intelligence wanted". 
- Brzmi interesująco - powiedział Zyg, słuchaj ale ja będę na prawdę późno. 
- Damy radę dużo jest do obgadania, wyśpimy się potem. 

- Tak w ogóle to dobrze się dzieje, że zmiany i gęste świadome transformacje Jol'i, Jolluchy, Marii, Cyntii, Gwen a teraz Lajo i częste przeskakiwanie z jednego poziomu świadomości w inny są tylko na moim własnym podwórku - zdała sobie sprawę Gwen/Lajo. 
Wypiła łyka przygotowanej czarnej, gorącej El grey i postanowiła dodać.
- Gdyby wszystkie postaci zarówno w mojej rodzinie jak i z grona moich znajomych zaczęły się tak dynamicznie zmieniać jak ja sama to miałabym na prawdę duży kłopot - podsumowała i zatopiła się w refleksji.
Przecież wszyscy członkowie rodziny a nawet same wydarzenia są zawsze odbiciem jej własnej osoby są jej lustrem i są na potrzeby jej rozwoju. W ramach tworzonego scenariusza dla ciągłości faktów potrzebuje oparcia w ciągłości sytuacji a tę tworzą wciąż pojawiające się te same osoby. 
Jej obie córki, ich ojciec mieszkający ze swoją starszą siostą, Micho jej przyjaciel, który chwilowo puścił farbę lub dąsa i trudno wyczuć o co(?), Jej mama czyli Myszka jej obie siostry starsza Raż'ka i młodsza Arl'a i całe rozległe grona oraz zbiory jej przyjaciół i znajomych. 
Dopiero w czasie pisania kartek zdała sobie sprawę jak wielu zna ludzi i z jak wieloma łączą ją mniej lub bardziej kultywowane kontakty. 
- O jeszcze zapomniałam o najnowszym i najbardziej cennym dodatku Zuli - upomiała siebie samą.
Ostatnio obiło jej się o uszy chyba na prelekcji Michael'a Tellinger'a, że Zula to tyle co istota przychodząca z nieba. 
- Nawet do niej pasuje - zapewniła sama siebie bardzo nagle zadowolona. 
Wyczytała też w jednej z wersji Biblii, że Lylli to była pierwsza żona biblijnego Adama, która została potępiona za brak posłuszeństwa względem Boga i męża w skutek czego została skazana na zapomnienie przez potomnych. Nawet trudno jest dzisiaj dociec czy są jakieś gałezie ludzkich rodów sięgające jej genów. 
- Ale skoro Adam i Ewa mieli tylko dwóch synów to przecież skoro wszyscy obecnie żyjący ludzie są potomkami pierwszej pary to gdzieś musieli znaleźć swoje partnerki lub żony(?)... - zadumała się Lajo. 

Rozmowa z Zyg'iem zaczęła się od wspólnie oglądanych filmów na You Tubie o tym o czym mówił kandydant na prezydenta.
Okazało się, że tak na prawdę zarówno Michael'owi jak i Lajo mniej zależy na samej prezydenturze co raczej i do tego Lajo jest całkowicie przekonana, że kandydowanie na prezydenta przyniesie rozgłos i zasięg informacji i idei, które dla dobra ludzkości szerzy i propagune założyciel organizacji i partii politycznej Ubuntu. 
- Wiesz on prędzej czy później wygra, bo on idzie z nurtem potrzeb globalnych a te są wpisane w rozwój galaktyczny czyli także na ziemi... - powiedziała Gwen.
- Ale super chętnie się zabiorę z Wami, ale czy możecie poczekać aż wezmę urlop? - O tym akurat myślała tylko przez moment i to w bardzo początkowej fazie i teraz ją zaskoczył. 
- Wiesz kampania jest w pełnym rozruchu i my musimy zacząć działać od teraz, ja też muszę zawiesić moją twórczość, bo warunki na pisanie mogą się okazać żadne lub nijakie... 
- Bo wiesz, chciałbym zobaczyć przy okazji Afr i zwiedzić, bo podobno są tam krajobrazy, które wbijają się w człowieka na całe życie, ale... 
- A bezpłatny? - wpadła mu w słowo.
- Pogadam z szefową ale wątpię, teraz mamy ostry zakręt. wiele kompanii zwalnia ludzi i trzeba będzie korzystać z konieczności dopilnowania swojego krzesła użalał się nad sobą Zyg i widać było, że wije się niczym przypiekany węgoż na patelni.
- A rozważałeś zostanie tam? 
- Wcielenie się w jakąś działającą już grupę Ubuntu i zaczęcie życia od podstaw? 
- Bez pieniędzy? 
- Tak.
- To byłoby na prawdę trudne, bo przywykliśmy do pewnego rodzaju... - zaczął się ubezpieczać rakiem.
- Przywykliśmy do pewnego wizerunku siebie, który tworzymy dla potrzeb systemu i z powodu tego, że tak jest wygodnie dla tych, którzy też się do tego przyzwyczaili i jest im to po prostu; żyją powtarzanym modelem, który się wypalił i zdeaktualizował.
Zmiany zaczyna i  kreuje zawsze ten, któremu jest trudniej wytrwać w narzuconym jarzmie czyli osoba, która bardziej cierpi. 
- Prawda, że mi jest po prostu dobrze i wygodnie tam gdzie jestem a każda zmiana to wysiłek przystosowania się.
- Wiesz co?, Michael i jego frakcja potrzebuje pasjonatów i ludzi zdecydowanych oddanych sprawie w stu procentach zamiast takich "michi mashi" i ślepych kretów - powiedziałą zrezygnowana Gwen. Po tym jak się rzucałeś jak kot w worku wczoraj myślałam, że jesteś na prawdę za tym aby coś ruszyć swoim przykładem.
- A ty? 
- Co ja? Jeżeli już chcesz wiedzieć to uważam, że jak to powiedziała Toni Morrison; "... If you surrender to the wind you can ride it..."  
- Jeżeli poddasz się się powiewom wiatru możesz na nich pofrunąć? tak? - przetłumaczył Zyg'i. 
- Dla mnie to jest prawda. - orzekła Gwen z całkowitym przekonaniem. 
- W porządku znamy się na tyle, że mogę Tobie przyznać, że to jest prawdą dla wszystkich ale przecież z moich wszystkich znajomych tylko Ty zmieniasz swoje imiona jak inne dziewczyny sukienki lub czasami peruki, ja należę do trwałych i zaskorupiałych  modeli czasami tylko uda mi się kogoś zaskoczyć na moment i wówczas czuję się jakbym dosiadł jakiegoś bawołu na arenie kowbojskiej. A tak w ogóle to wiesz jak jest ze mną.
- No to co mogę na Ciebie liczyć? 
- Gwen ja z Tobą wszędzie i zawsze i obojętnie czy będziesz Cynt czy Lajo wszystko mi jedno i nawet mi się to podoba, że za następnym powiewem przykleisz się do innego podmuchu i znów będziesz wszystkich dookoła agitować i przekonywać do swoich racji... mówił dosyć smutny nagle Zyg.
- Przecież jestem 55 lub tak wygląda moja droga poczytaj sobie w numerologii 5 + 5 = 10 czyli jedenka wzmocniona zerem... Zawsze będę głosić i zasiewać rewolucyjne poglądy, wyznaczać nowe ścieżki i będę pionierką na nowych szlakach... a ponieważ na krawędzi prawdy potrafią się utrzymać zawsze tylko nieliczni więc jestem z góry przygotowana, że wybierz ciepełko w pracy i krzesełko za podatki i się schowasz  pod stosami przepisów... - powiedziała rozgoryczona.
- Gwen przecież wiesz... - zaczął Zyg i spuścił głowę.
Gwen tymczasem znalazła fragment listu, który napisał do niej Micho i pomyślała, że tyle razy jej przeszkadzał i tak chciała znaleźć sposób by się go pozbyć, że się w końcu zmył lub ulotnił. 
Pochyliła się nad tekstem i zaczęła czytać; 

"...A witaj Cyntio w Poniedziałek,
właśnie obudziłem się nie tak dawno, tzn trochę wcześniej ale jeszcze przysnąłem raz, co mi się zdarza...
Coś zachmuszony dzień i padało w nocy... muszę podjechać z Mazdą, bo znalazłem tutaj takiego jednego "machera" od Mazdy popytać go o parę spraw. 
A potem jadę jeszcze do ciotki, bo z rodzicami...Po zabiegach tego terapeuty chyba lepiej jest z moją nogą. 
Jak to wszystko załatwię to zobaczę co się będzie dalej działo...Muszę z jeszcze z jedną babką pogadać co dalej, bo mam jej stronę poprawić.. 
To tak na razie tyle..."
Lajo uśmiechnęła się do siebie. 
Życie przez możliwość przejrzenia się jego wymiarą i strukturze przez oczy Micho było mniej skomplikowane, wesołe, zabawne, lekkie i miłe, bez zakrętów. Byli bardzo różnymi ludźmi. 

- Ale czy Ty mnie właściwie słuchasz? - chciał wiedzieć Zyg. 
- Oj przepraszam zamyśliłam się - usprawiedliwiła się Gwen chcąc sobie przypomieć o czym tak właściwie rozmawiała ze swoim przyjacielem i dlaczego tu właściewie jest. 
Zyg miał swoją przystojność i twarz też miał pełną wyrazu. Szczupły, a nawet wątły, o inteligentnych rysach trochę przyniszczonych przed radzenie sobie z czasem oraz poprzez zapijanie robaka. Włosy miał gęste lekko przypruszone siwizną z wyraźnymi zakolami nad  powiększonym obszarem czoła. 
Był być może w guście wielu kobiet, ale dla niej przyjaciel... 
Spojrzała pytająco na swojego towarzysza i zasłoniła się kubkiem wystygłej herbaty.
- Zrobić Tobie drugą, świeżą a może chcesz coś wrzucić na ruszta, moge odgrzać warzywną lub kaszę? 
- Daj spokój ja Tobie mówię o ważnych rzeczach a Ty mi z herbatą wyjeżdżasz? - powiedział Zyg z wyraźną pretensją w głosie. 
- A co mówiłeś? Przyznam się, że się trochę pogubiłam - mówiła przepraszającym głosem patrząc na zgnębioną posturę przyjaciela z dawnych lat. 
Poznali się Amer, przez znajomą, która w tym samym budynku co Gwen pracowała w tym samym czasie dla teatru w Bydzi a dowiedziały się o tym dopiero w St, bo zamieszkały na tym samym osiedlu. Ona była jedną z późnych trojaczek i miała cztery starsze siostry. Dzieje jej życia były takie, że na jakiś czas ze względy na warunki rodzice musieli oddać trojaczki do sierocińca, bo inaczej cała rodzina umarła by z głodu i z braku podstawowych zabezpieczeń każdego możliwego rodzaju. 
W sierocińcu poznała Zyg'iego i była to taka przyjaźń z nią i jej dwoma pozostałymi siostrami na całe życie. On wrócił do Bydzi jakoś tak krótko po tym jak przyjechała tu Gwen, a Lyd'a wyniosła się z osiedla obsadzonego płaczącymi wierzbami, bo z Włod'em kupili dom. Mieli syna, który na imię miał Oktav. 
Gwen do końca życia zapamiętała, że jak mąż Lyd'i zabrał ich syna na wakacje do Pl, a ona została, bo musiała, ze względu na pracę, to potem codziennie mówiła do Gwen wówczas Marii, że już jej trudno się doczekać Okta, bo tak bardzo chciałaby mu za coś przyrżnąć na dupę, aż ją ręka świeżbi. 
Lyd malowała Lajo włosy, bo wiadomo ile chcą za taki zabieg fryzjerzy a Lajo zarówno teraz a także jako Maria miała za małą cierpliwość, żeby stać przed lustrem.
- Mówiłem, że napisałem piosenkę dla Ciebie na gitarę i mogę Tobie przeczytać tekst - wysypał się Zyg. 
- Co Ty? w jakim języku? - zapytała Gwen i poczuła, ze zaraz się zwalą na nią wały błota z jakieś lawiny po burzy a ona popłynie razem z rzeką mazi zupełnie bezbronna. 
- "... She who leaves a trail of glitter is never forgotten... - zaczął Zyg i widać było, że trochę się wstydzi a trochę mu głupio. 
- Przestań! Stop! Wróć! - wykrzyknęła Lajo i stanęła na równe nogi wstrząsając się jakby ktoś podlał ją ukropem.
- Wiedziałem - powiedział zrezygnowany i przybity Zyg.
- No i sprawa się rypła - zdecydowała Gwen 
- Oj wiem, chciałem Ciebie tylko uprzedzić, że jak razem pojedziemy to... 
- Jak to dobrze, że zanim rozmawiałam z Aniołem najpierw chciałam to ustalić z Tobą - powiedziała w powietrze i kontynuowała zaraz jak tylko mogła spuścić oczy, które wzniosła do sufitu swojego salonu w poczuciu zalewającej ją fali wdzięczności. 
- Wiesz Zyg, przypomniałam sobie, że właściwie muszę zostać na miejscu, bo ja podpisałam kontrakt na napisanie powieści a taki wyjazd wszystko by zniszczył... A tę piosenkę przeczytaj innej dziewczynie na pewno się Tobie nawinie. 
- Wiedziałem -  powiedział Zyg. 
- Tyle razy już to przerabialiśmy i ostatnio twierdziłeś, że jesteś już zupełnie wyleczony i  przekonany o naszej przyjaźni zamiast ciągłych prób i ryzyka  oraz narażania mnie na takie chece. Czy na prawdę musimy się roztać tak by spalić mosty naszej znajomości? - zapytała Gwen. 
- To z Afr się rypło? - zapytał retorycznie Zyg. 
Gwen pokiwała głową. 
Rozejrzała się po pokoju. Głupio jej było w zaistniałej sytuacji wyprosić znajomego. Chciała poszukać czegoś o czym mogła by zahaczyć ciąg ich kontynuacji w przyjacielskiej atmosferze, chociażby tylko na dzisiejszy wieczór. 
- Wiesz co on ostatnio odkrył? 
- Kto ? 
- No Michael.
- A ten Twój z Afr... - pokiwał głową Zyg.
- Chesz piwa? 
- A miałabyś coś mocniejszego? 
- Chyba trafiłeś pod zły adres... chociaż poczekacj... moje dzieci zostawiły jakieś resztki choć zobaczysz, piwa wstawiły do lodówki to je tam widziałam, ale zawsze nakupują różnych trunków i stawiają je w kącie za kredensem i zazwyczaj czekają na nich do następnego przyjazdu więc może coś sobie przyrządzisz? - powiedziała Gwen wskazując drzwi do kuchni. 
Zyg coś tam nalewał mieszał smakował. Okazało się, że miała tylko puszkę ananasów i brzoskwienie w soku, otworzył obie puszki, więc Gwen miała deser z odrzutu.
- To co on odkrył ostatnio? - mówił z wyraźnie poprawionym humorem. 
- Wiesz, że w Biblii pisze o Goliatach i olbrzymach..- zaczęła. 
- Wiem... wiem, ale zawsze to traktowałem symbolicznie. 
- Mówiłam Tobie o moim Aniele i że czasami mogę rozmawiać z jego żeńskim lub męskim aspektem? 
- No niby oni mieli nas zabrać do Afr? 
- Ano właśnie. Otóż ten mój Anioł w dwóch osobach on twierdzi...
- Szkoda że w dwóch bo w trzech to się jakoś tak lepiej kościelnie kojarzy...
- Wiesz jaki mam stosunek do instytucjonalizowanej władzy kościelnej? - powiedziała groźnie Gwen.
- Aj o co mi z JPII wyjeżdżałaś wcześniej? 
- Bo wiara jest wiarą, kościół kościołem i zdarza się, że religia i kościół jest kolebką kształtowania się duchowości wielkich ludzi i tak jest w przypadku JPII, ale tak na prawdę wielu jest świętych między nami, takich zwyczajnych, którzy po prostu przeminą bez zauważenia i po cichu.
- O tak? 
- Oj codziennie spotykasz świętych i aniołów a myślisz, że to zwyczajni śmiertelnicy...
- Ach, coś mi kiedyś już tłumaczyłaś... 
- Chciałam Tobie powiedzieć o odkryciach Michael'a...
- No przecież słucham powiedział Zyg beztrosko pełen dobrych intencji oraz zaświeciły mu się oczy. 
- Co on znowu wykombinuje? - przemknęło przez głowę Lajo.
- "Dobrymi namieremniami wymoszczena daroga w ad" - powiedziała po rosyjsku, żeby sobie ulżyć.
- Co mówisz? - dopytywał się Zyg.
- A nic Ty pijesz a mi się plącze język - skomentowała czując się całkowicie bezpieczna.
- Pewnie od zapachu na ludzi wrażliwych to nawet działają same opary. 
- Wydaje się, że jestem trochę za daleko - pomyślała sama dla siebie a głośno zaczęła:
- No więc jest cały szerego odkryć o które można się oprzeć ale najpierw zacznę po ludzku od wstępu - zadeklarowała się Gwen. 
-Twój głos w moich uszach to jak najpiekniejsza melodia - powiedział on i trudno było orzec czy sobie drwi czy na prawdę coś knuje niby przez przypadek.
- Zyg~!!? 
- Co Ty przecież sobie jaja robię i ze mnie i tak aby się Tobie podrażnić... - powiedział i popił żółtej substancji, od której wyraźnie się lepiej poczuł. 
- Historia naszej planety jest bardziej skomplikowana niż ktokolwiek z nas może sobie to wyobrazić - zaczęła Lajo poważnie. 
- I on na grzebaniu w historii zawiesza wszelkie swoje argumenty, słaba agenda wydaje mi się, ze marne ma widoki jeżeli chodzi o prezydenta - zawyrokował zadowolny nad wyraz  Zyg.
- Poczekaj i przestań przeszkadzać objecałeś pamiętasz - zezłościła się Gwen/Lajo znów całkiem na poważnie.
- Czym bliżej schodzimy lub przybliżamy się do naszej planety tym bardziej możemy dostrzec jak głęboko jest poryta różnego rodzaju podziałami.
- To sie zgodzę dyskryminacja jest wszędzie, bo o to zdaje się być oparta mentalność i natrura zarówno zwierząt jak i ludzi.
- Zaraz wszystko generalizujesz. Chodzi o to, żeby się zmieniać i odchodzić od wzorów, które powielają i są oparte o przemoc, zastraszenie i lęki w celu podtrzymania statusu nielicznych kosztem tych dźwigających cięższą dolę. Popatrz na przykładzie jakiejkolwiek rodziny jak mało jest jednostek działających w oparciu o miłość. Znam kilka takich osób i są one światłem mojego życia. 
- Bezinteresownie zaangażowanych w czynienie i rozpowszechnianie dobra tak?
-  Są i takie, że w ramach lęków wciąż przeszkadzają innym, bo chcą zachować skórę wizerunku bez skazy. O ile jednak taki wizerunek jest pozornym opakowaniem to prędzej czy później pęknie i się rozleci. 
- Bo to wszystko jest na prawdę skomplikowaną machiną obliczoną na nasze słabości - użalał się Zyg uśmiechając się przy tym usprawiedliwiająco czy przepraszająco.
- Cała ta machina, o której mówisz jest tak sprytnie konstrukcyjnie i kreatywnie wyegzekwowana, że stwarza podwały do stałego działania nas samych przeciwko bliźnim czyli nam samym. W tym procesie generujemy energię, którą się żywią Ci, którym zależy na uginaniu się szerokich rzesz przez angażowanie się w mniej lub bardziej doskwierające konflikty.
- O,ooo,o,o to. Czy myślisz, że konflik na Ukr jest jak najbardziej wygenarylizowany i zaplanowy.
- Tak. 
- Też coś do mnie dociera.
- I właśnie gdy dotrze do nas tego rodzaju świadomość czy wówczas podniesiemy rękę czy nóż przeciwko bliźniemu swemu wiedząc, że wszyscy jesteśmy jednością. Ty w jakimś wydaniu i w równoległym świecie możesz być mną a Ja dla przykładu Putinem, który jest nakręcony jak marionetka dla zabawy i generowania energii koniecznej jako pożywienie dla istot o zamiarach niecnych lub tylko chcących przetrwać na tych samych zasadach na których my obchodzimy się z wyczynową hodowlą zwierząt uznając je jako istoty niższe i o niższej świadomości.
- Ale numer! - zawołał Zyg - ale jak z tego wyjść??! 
- Powoli i rozsądnie. Bez nagłych skoków - najważniejszy jest dostęp do informacji, bo na początku jest zawsze słowo. 
- Słowo ciałem się stało. Mam wrażenie, że oni w Biblii i wszędzie poukrywali kody i wycierają nam je w twarz i mają zabawę. 
- Tak to właśnie jest popatrz na filmy; my je traktujemy jako bajki gdy tymczasem to są skarbnice informacji i przekazów...
- W filmach i w książkach jest wszystko tylko zakodowane i mało przejrzyście takie bawienie się z nami w zagadki i w rebusy - uśmiechał się do siebie Zyg.
- Być może jest to jakieś przysyłanie kodów, żeby możliwe było zalepienie cenzury pamiętasz jak było za czasów okupacji lub żelaznej kurtyny. Teraz podnosi się globalna.
- I tak już będzie zawsze na tym polega wędrówka dusz? 
- Prawdopodobnie, bo takie są przecież zasady holeogramu i geometrii sakralnej, której jesteśmy elementem i składnikiem po prostu pionkiem całości - potwierdziła zatopiona w zamyśleniu ona.
Wobec ciszy ze strony partnera rozmowy usiłującego coś dla siebie rozstrzygać na terenach prywatno - intymnych Gwen podjęła przerwany wątek wyraźniej sadowiąc się w fotelui i szczelniej okrywając się pledem. 
- Czy znasz obraz Paula Gaugin'a zatytułowany "Skąd przychodzimy, kim jesteśmy, doką idziemy?" 
- Oj, każdy zna.
- Powiedzmy że wielu - powiedziała Gwen i kontynuowała dalej - to jest odwieczna i największa ludzka zagadka. 
- Widziałem na Fa wciąż załączasz zdjęcia tego faceta jak mu tam? 
- Myślisz o archeologu, który się poprzez środki masowego przekazu uchronił przed wyrugowaniem swoich odkryć w systemie nauki konwencjonalnie dopuszczalnej i propagującej tylko i wyłącznie dowody popierające teorię Darwina prawda? 
- No właśnie jak on się nazywa ten od długogłowej cywilizacji, która istniała przed naszą? 
- Brien'a Foerster'a? 
- No właśnie jego odkrycia są rozwalające.
- I dlatego to jest takie optymistyczne, że na każdym zakątku świata i w każdej niemal dziedzinie konwecjonalne szwy narzuconej iluzji pękają powoli i pokazuje się prawda. Jest to wyścig między tymi siłami, które nas chcą do końca kontrolować a nawet doprowadzić co następnego apogeum w apokalipsie globalnej a naszym przystosowaniem się do pozytywnego wykorzystania udostępnionej nam prawdy bez chęci odwetu i wymierzania sprawiedliwości, bo istniejemy i jesteśmy przez dualnośc natury. 
- Oj teraz to coraz bardziej rozumię - powiedział w zamyśleniu Zyg.
- Wiesz, że tak się dzieje w każdej dziedzinie między innymi w chemi i w fizyce w astronomi, wszędzie...-  Gwen rozwinęła ręcę przed siebie i zakreślając przed sobą okrąg dla zilustrowania powagi i zakresu swoich słów.
- Uważaj, bo wylejesz - powiedział Zyg patrząc na kubek trzymany przez zaangażowaną w rozmowę Gwen.
- Wiem, patrzę i uważam... - żachnęła się.
- Słyszałem o teorii strun - sięgnął po swoje zapasy wiedzy Zyg chcąc pomóc swojej przyjaciółce jednocześnie starając się obserwować kubek w dłoni Gwen kończący swoją wędrówkę spuścił oczy i wówczas Gwen stuknęła kubkiem o brzeg stołu rozchlapując trochę znów przestygłej herbaty. 
- Chodź przejdziemy do kuchni, bo muszę sobie zrobić następną, ciepłą zimna jest mało ciekawa w smaku...
- To ja sobie zrobię jeszcze jedgnego drinka -  poderwał się z kanapy Zyg - Masz jeszcze jakiś sok. 
- Tylko żurawinowy kupny lub z czarnego bzu na przeziębienie robiony kilka lat temu przeze mnie ale wciąż dobry.
- Chcę czerwony.
- Z żurawiny w takim razie - powiedziała Gwen sięgając po butelkę z drzwi lodówki.
- To słyszałaś o teorii strun - podjął rozpromieniony Zyg.
- Każdy słyszał, tylko mam nadzieję, że znasz swoje kurki czy poziomy, bo u mnie możesz się tylko przespać dzisiaj na konapie w salonie a jutro do widzenia Genia.
- Fajnie, to mówisz, że słyszałaś? - drapał Zyg'a w tym samym miejscu. 
- Wiesz ostatnio zespolone odkrycia wielu nauk pozwoliły na wysunięcie teorii, że galaktyki i mega kosmosy istnieją i są dzięki teorii dźwięku a konkretnie resonansu, wibrowaniu i frakcyjności tego stale utrzymanego poziomu wibracji. Ostatnio coś się zmienia w tej kwestii i dlatego wszystko się też przeobraża wraz z naszą świadomością. 
- O tak? 
- Okazuje się, że dźwięk a dopiero potem światło jest największą potęgą istniejącą u podstaw wszelkiej kreacji tak jak religii a także poziomu świadomości razem z tą która jest gwarantem naszego rozwoju i naszego stawania się. 
- To wszystko ciekawe i nawet się pokrywa z obserwacją tego co jest dostępne dla zwykłego śmiertelnika. Dźwięk jest ważniejszy niż obraz...Obraz to jest wizerunek bardziej ograniczony mimo wszystko - podsumował w pełni zadowolenia cedząc przez zęby to co najwyraźniej zadawala go ponad normę.
- Widzisz jak to było w chrześcijaństwie; Najważniejsze jest słowo. Bóg powiedział; Niech się stanie światłość i nastało światło. Pierwszy był dźwięk a potem obraz. Tak samo w Biblii możesz znaleźć "A słowo ciałem się stało". W hiduiźmie natomiast masz sześć postaci wyrazu "Om". W Egipcie jest to pieśń, która jest początkiem wszystkiego czyli też i jak najbardziej dźwięk. 
- No tak jak się podoba dźwięk to można się wzruszyć do łez - wyciągnął logiczny wniosek Zyg.
- Wzruszyć do łez można poprzez każdy zmysł ale słowo czy dźwięk uruchomiają emocje najszybciej i najbardziej - popatrz na język i możliwość porozumiewania się chociażby. 
- A to masz rację do kobiety należy mówić a mężczyzna woli sobie popatrzeć, przestań się tak zasłaniać w kółko - uruchomił się Zyg.
- Oj przestań, po pierwsze zimno mi a po drugie jeśli za dużo wypiłeś to już teraz mogę Tobie zrobić spanie i dokończymy kiedyś tam. 
- Już ja wiem, co u Ciebie znaczy kiedyś tam, potem będziesz wciąż zajęta - poskarżył się przed sobą.
- No to wstrzymuj się - poprosiła Lajo patrząc na przyjaciela i szukając w jego oczach zrozumienia.
- No tak, dobrze - skinął posłusznie głową. 
- Znasz Zus? - zapytała.
- Chyba nas sobie kiedyś przedstawiłaś taki rudy łepek? 
- No właśnie, wiesz, że ona uwielbia Nassin'a Haramein'a? 
- Oj no jasne jest go za co lubić i poważać - uznał. 
- On z kolei mówi, że wszystkie religie, wierzenia, przkonania funkcjonują w oparciu o zasady geometrii sakralnej przez wszystkie istniejące równoległe cywilizację czyli ich nieskończona ilość, bo wszystko istnieje w jednym momencie... 
- A o czasie też już się nasłuchałem, że niby jest iluzją i produktem ubocznym, i że każdy z nas jest jednocześnie zarówno energią kamienia dla przykładu jak i powiedzmy Ty mną a ja Tobą, to wszystko jest za trudne do objęcia ale jak najbardziej teoretycznie powiedzmy przyjmuję te wszystkie rozważania i jakoś mogę je w sobie upchać po kątach. 
- Bo my wszyscy i wszystko jesteśmy jednością, bo jeśli byłoby inaczej to na jakiej podstawie wydawało by się nam tak prawdziwe to co napisał dla przykładu Paulo Coelho; "... Najważniejsze spotkanie odbywają się w duszy na długo przed tem zanim spotkają się ciała..." wyrecytowała i zasłoniła się kubkiem z herbatą przełykając łakomie rozlewającą się przyjemną i błogą ciepłotę pochodzącą z płynu. 
- Dobrze Tobie, bo tak mrużysz oczy - skomentował obserwując ją zachłannie i nieco nachalnie.
- Czy Ty słyszałeś co właśnie zacytowałam.
- Właśnie to co powiedziałaś sprowokowało mnie aby się Tobie przyjrzeć, bo potwierdza to tezę, że mieliśmy się spotkać i teraz i kiedyś tam także.
- Oj to dotyczy szerszego aspektu niż tylko poszczególnych duetów, każdy słyszy to co chce usłyszeć - powiedziała nieco nafuczona i spojrzała w okno być może spodziewając się pomocy od jednej z zasłaniających ulicę Tui. 
- Wiem, wiem Nikola Tesla powiedział, że ziemia brzmi jak dzwon i podobno każda planeta gra własną melodię więc tak sobie myślę, że kosmos jest jak orkiestra symfoniczna. 
A mi się wydaje, że ziemia i kosmos dla każdego proponuje jego własne wyobrażenie o tym jakiego rodzaju rozprzestrzenia dźwięk, czy bukiet zapachu. Dla mnie ziemia brzmi tak jak ptasia wyspa latem.
To dziwne dzisiaj w przychodni spotkałam dziewczynkę o dwa tygodnie młodszą od Zulki. 
- Powiesz mi co on odkrył ten Twój Michael?
- Później. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz