środa, 5 marca 2014

Serce

"....A miracle possible for anyone
is possible for everyone... "
                                           - Gregg Braden

- Dziwne rzeczy zdarzają się na ziemi i w kosmosie - analizowała Gwen Lajo Turban. 
Gdyby kiedyś jej ktoś powiedział, że będzie odbywać podróże międzyplanetarne to miałaby powód do uznania, że osoba ją o tym informująca uruchamia zapasy spontanicznej chęci zaskoczenia jej lub porażenia humorem.
A jednak zdarzało się jej to kilka razy z Leo, gdy ten zapomniał jej się przyznać, że on bez "partnerki" na wypadzie megakosmicznym jest tylko chwilowo. 
Czyli, że się urwał na moment. 
Potem gdy w  ramach chęci zaznania ziemskich doświadczeń wbił się w powłokę materialną to znaczy w skórę, kości i wszystko co służy wyposażeniu przeciętnej jednostki (mężczyzny w jego przypadku) wszystko skończyło się bardzo szybko, bo się okazało, że był nieodłączny ze swoją drugą połową... *
*(Czytelnikom wiadoma jest historia Tryk'a zapewne. - przypomnienie autorki.)
Wypadki tak jakoś się potoczyły, że Łyla/Fran - uzupełnienie tożsamości "Anioła Stróża" Gwen -Lajo czyli Leo/Chez'a jakoś lepiej się wpisała w warunki ziemskich wibracji niż ten, który stał się motorem motywacyjnym dla jej materializacji w ciężkich gęstościach Gay'i. 
Ostatecznie jednak dla zachowania równowagi postanowiła przedstawić tych dwoje jednemu ze swoich przyjaciół. 
Nadal chciała mieć przy sobie ich jedność w podwójnej postaci i o ile tylko to możliwe korzystać z wojaży czyli uczestniczyć aktywniej w zajęciach tych obojga i dlatego, żeby przestać się czuć jak piąte koło u wozu zaczęła kombinować co mogłaby zrobić. 
Okazało się bowiem ostatnio, że Mona z jakiegoś powodu weszła w inne rejony wibracyjne z różnych sobie znanych  racji i wyborów,  a Zus miała za dużo klientów i pracy w ogóle zabrakło jej czasu i przestrzeni na przetargi towarzyskie przynajmniej na czas jakiś. 
Gwen chodziło jednak o coś bardziej pikantnego niż same dziewczyny plus rodzynek i to jeszcze tylko z pozoru lub tymczasowo mieszczący się w kategoriach płci przystojnej. 
Przetrzepała zbiór znajomych, którzy byli męskimi kwiatkami w jej notatniku telefonów i kontaktów i w każdym znalazła za i przeciw. Doszła do wniosku, że może to być tylko osoba bardziej niż zaufana. Przez moment myślała nawet o Rex'ie, potem przyszedł jej na myśl Ryś w końcu doszła do wniosku, że odpada Wes z wiadomych względów, został tylko Zen i Zyg. 
Micho był poza dyskusją bo się zapadł w jakieś czarnej dziurze. 
Być może, że wlazł do swojej jaskini aż do wiosny lub egzugerował coś na kształ "cichych dni?" co bardzo było mało prawdopodobnym zawieszeniem zdarzeń, ale jak najbardziej możliwym. 
- Może emigrował w inne przestrzenie lub wymiary i tylko została po nim korespodencja z Cynt? zastanawiała się Gwen. 
- A może jest on wytworem mojej wyobraźni i po prostu się zbuntował ? - dywagowała wałkując temat.
Jeszcze kilka dni temu zajrzała do korespondencji Cynt z Micho i były tam listy w obie strony: 

"... Oh, burza była ogromna wczoraj tutaj..." - pisał Micho. "...Nigdy chyba nie było takiej burzy jak wczoraj w nocy... w St. to burze bywały i taki deszcz ale tutaj to nie pamiętam choć ponad pół wieku mam na karku :)... Przynajmniej brudy różne pozmywało i odświeżyło wszystko... to lato to jest w ogóle nie lato tylko nie wiadomo co... A w ogóle to Pl zawsze leżała w złym miejscu geograficznie... coraz bardziej mnie kraje śródziemnomorskie interesują... :) ..."

"...To kiedy się wybierasz w inne strefy geograficzne?..." - chciała wiedzieć Cynt.
"...Wiesz, jak tak nic nie mogę ani tu ani tam ruszyć np; z ogrodem to tracę do tego miejsca serce powoli... 
Też bym gdzieś pofrunęła i zostawiła to np; że Arl'a tu już lada moment będzie... 
Ale to są tylko takie tam marzenia. 
Wcale się sobie nie dziwię, że mam tego wszystkiego dosyć.
Wiem, że to taki chwilowy kryzys;) przejdzie zapewne. 
Dla pocieszenia chyba rajski ptak mi się przyśnił na jednej z wczesnych jabłoni.
Był i odleciał w zaświaty jak kometa w przyspieszeniu. 
Potem tego ptaka szukałam w ogrodzie, Ale niestety, nawet gdyby rajski przybył, nie zmienił by tutaj tej sytuacji. Trochę się rozluźni jak moja córka Yanna  przyjedzie, bo co dwie osoby z innym spojrzeniem to zawsze złapanie równowagi w żagle.
Którejś nocy w ogrodzie mignął mi Niedźwiedź. Jak on z okolic gór tu przywędrował to trudno sobie wyobrazić? Zapewne na ślimaki przyszedł, bo w ogrodzie ich całe mnóstwo jest - a to przysmak dla Niedźwiedzia. Ale teraz to myślę, że to był jakiś sen, bo rano sprawdzałam czy zostawił w chaszczach, szuwarach, gąszczach zielonej zieleni jakieś ślady, odciski łap swoich i nic nie było... 
Ani ptaka, żeby chociaż popatrzeć na niego, ani Niedźwiedzia, co by mu kudły rozczesać... :)..."

Micho jak zwykle wyraził swoje zdanie tylko na realną część listu Cynt:

"...A wybrać to by się było dobrze ale tak na krótko to tylko sobie człowiek ochotę zrobi i mu potem szkoda będzie... W moim wieku to najlepiej, aby gdzieś się można było w pracy zahaczyć jakiejś w takim fajnym klimacie... no ale też pewnie na razie w strefie marzeń... co podobało mi się w St, że tam ludzie np; planowali sobie starośc i miejsce, gdzie się osiedlą wtedy i zazwyczaj wybierali klimat, który im odpowiadał...i pracowali całe życie na to aby pod koniec w tym miejscu zawsze czek już mogli odebrać jaki tam był i zapewnił im spokojne bytowanie...
... A tam tak się przejmujesz przyjazdem tej swojej siostry jakby nie wiem co się miało wydarzyć... Hmmm :( Przecież nie wiem... bo rodzeństwa nie miałem ale jakby mi coś brat mówił w takiej sytuacji to powiedziałbym mu... jestem w tej chwili zmęczony, nie mam siły się tym zajmować, mam inne jak się to mówi priorytery do przeprowadzenia i tyle... a jak masz jakieś ale... to droga wolna... na Twojej części... z zresztą bym powiedział po amerykańsku; "Who cares??... jak w ogrodzie mam... no tak, że Pl to inaczej jest... no nic - trzymaj się :)..."

"...Fajnie, że na tej Twojej ziemi obiecanej na tym Śródziemiomorzu ( piękne, piękne tam są okolice) też zapewne mają internet. Możliwe, że nadal będziemy mogli sobie pisywać do siebie..." - napisała Cynt w nadziei zapewne, że Micho ją zaprosi już tak na przyszłość do swojej przyszłej chaty na odwiedziny lub wakacje może nawet przedłużone...
Micho napisał co poniżej: 

"...A praktycznie to wszystkie opcje są możliwe... tzn gdyby mieli ofertę jakąś to raczej bym się zabierał za to... z Waw'ą mam różne wahania, bo moje listy zostały bez echa, zero informacji zwrotnych...Zresztą z tego co wiem nadal tam szukają ludzi do tego projektu i trudno powiedzieć co się dzieje w tym względzie te firmy mogą w całej Eu szukać, bo to Eu projekt się należy... Akurat w tej branży angielski wystarcza... nieraz chcą tam jeszcze aby po niemiecku mówić, gdyby w niemieckojęzycznym kraju co znaleźli....
A w ogóle się tak porobiło, że jak się popatrzy to tyle ludzi po różnych krajach pracuje przez to, że Pl do Ue weszła. Tutaj przyjeżdżają częściej lub rzadziej... gdyby człowiek wiedział, że się zmieni to wszystko w ten sposób jak się zmieniło, to lepiej było się ustawić w jakimś europejskim kraju niż pchać się do Amer. A co do drzew, to Topole zasadzili też już dość dawno, które na osiedlu tutaj rosną i kasztany też są w okół. Zauważyłem też, że ludzie jakby mniej psów mieli... Może to przez kryzys.. Ale jakoś dawniej więcej z psami spacerowali niż teraz... A tak samo psy biegają już tylko na smyczy i w kagańcu zamiast luzem jak dawniej... Pamiętam jak się szło i widziało... dla przykładu: O biegnie pies! I trudno było powiedzieć czyj, gdzie i po co? :) A nawet raz miałem taki przypadek w St, jak jechałem z Baltimore i widziałam jak pies biegł na exit'cie z parkway'u i to mnie rozśmieszyło...
Tak samo jakoś dzieci mniej widać...Albo rodzice się boją zostawiać je tak jak dawniej, bo my bawiliśmy się na osiedlu... Albo dzieci przed komputerami siedzą... trudno powiedzieć... o i na rowerach:)..."

"....Wydaje mi się, że bardzo często pisałam do Ciebie o tym co akurat widziałam, czułam czy słyszałam. Nawet taniec wiatru ze śmieciem kiedyś opisałam. 
Pies na autostradzie :) 
Ależ on musiał być wystraszony i zdesperowany, Może szukał samochodu właściciela, który właśnie odjechał. Ludzie mają czasami bardzo ciekawe pomysły i grymasy, a czasami nawet pupile mogą stać się ością niezgody i powodem do pogłębionej nie zawsze potrzebnej interreakcji. I wówczas trzeba wybierać to co ważniejsze chociaż nie zawsze łatwe :)

Podobno cały tydzień ma być tak pięknie jak wczoraj i jak na razie ranek to potwierdza :)

Lubię i Topole i Brzozy i Jarzębiny już od jakiegoś czasu ozdobione czerwonymi kiściami owoców. 
Z jarzębiny też można wino robić. Pod warunkiem, że zbiera się ją po pierwszych przymrozkach. 
Pani jesień - dobrze, że tak bardzo pogodna od wczoraj, składa rozłożyste i łagodne, ponętne pokłony. 
Pamiętam rok temu jesienią - wiersze o niej, o jesieni pisałam... Jak to szybko minęło, przeleciało niepostrzeżenie:) Nawet dobrze zachwycić się w pełni nie zdołałam każdą porą dnia i roku... i już wita nas następna jesień... :)

Rozmawiałam z Broszką o odwiedzinach Klocka i Peszka. Jasne, że fajnie byłoby ich zobaczyć. Byli w wieku, w którym ludzie się tak bardzo zmieniają, że trudno za tymi zmianami nadążyć. Pewnie chłopy porośli na schwał. 
Ale czy wizyta dwóch bliskich przyjaciółek ich bądź co bądź wciąż niedawno pożegnanej na zawsze ukochanej mamy nie rozdrapie zabliźnionej, chociaż troszkę zabliźnionej rany. Jeżeli utrzymywałybyśmy stały kontakt to byłaby inna sprawa. 
Oni nauczyli się jakoś tam pchać swoją codzienność a teraz nagle... 
A może zadzwonię do Karola kiedyś... Tak zapytać co słychać i jak sobie radzą? 
Zawsze czułam się jak rodzina Anuchy i to bliska rodzina, nawet za wielką wodą tak się czułam i nadal tak jakoś się czuję po troszeczku pomimo, że ona odeszła :) ..."

"... E tam, co Ty Cyntio piszesz?... jeszcze nie jesień, bo kalendarzowa ma za miesiąc 23 września czy tak jakoś być.... ale może i trochę już  nią nawet czuć... chociaż dzisiaj tutaj jeszcze bardzo letnio i jutro też ma być.
A dzisiaj jeszcze zamieszanie jest albo będzie w okolicy mojej... bo stąd już blisko jest bardzo do stadionu Wisły i jakiś mecz międzynarodowy jest na wieczór i zawsze zjeżdżają się tłumy różnej 'gawiedzi' i innych tam.... i jest tak jak w jakimś cyrku i policji pełno w okolicy... wszędzie to samo ...słyszałem, że w Bydgoszczy też podobno :). 
no to tyle nic specjalnego no ale się  żyje :)..."
 
Właściwie Micho byłby najbardziej porządaną opcją na takie wyprawy czworo albo w troje zależy jak policzyć obojnactwo lub symbiozę Anioła. Micho byłby idealny, bo Gwen sobie mogła dokładnie wyobrazić jak by się zachował w danej sytuacji co by powiedział, bo znali się bądź co bądź na prawdę szmat czasu i mieli wzajemnie o sobie jak najlepsze zdanie. 
Tylko, że jedyną wadą Micho w tej konfiguracji było to, że on od czasu do czasu znikał bez zapowiedzi i ostrzeżenia. Po prostu przepadł, jak to potem tłumaczył, że bywał w środku czegoś lub w swojej jaskini. 
Tak, że być może Micho się zrealizuje a ona Cynt/Gwen  chciała wiedzieć już teraz. W Afryce Południowej Michael Tellinger przygotowywał swoją kandydaturę na prezydenta i ona chciała uczestniczyć w jego nomonacji osobiście. 
Jedyną okazją na spełnienie jej obecnych marzeń była jej osobista znajomość z obojnaczym tworem Anioła, który miał być jej osobistym stróżem. 
Na początku myślała, że musi sobie odpuścić ale potem zdała sobie sprawę, że skoro Leo swego czasu zabierał ją inne wymiary i kosmosy i galaktyki a także na planety różne...(?)
Kto wie, może możliwe są jej marzenia o wyprawie do Arf?
To być może jest szansa, żeby to z nimi to znaczy z jednością tych dwojga coś dla siebie wyskrobać. Chodziło tylko o przekonanie kogoś kto zgodziłby się jej towarzyszyć, żeby przestać się czuć jak zagrożenie dla Łyli, bo przecież dla Lajo najważniejsza była sprawa lojalności do swojej "siostry" jak się odnosiła do wszstkich kobiet niż do jakiegoś tam członka samczej bandy koncentrującej się na rozprzestrzenianiu własnych genów. 
Skoro Micho się z góry z sobie wiadomych powodów wycofał to z selekcji został jej jeszcze Zen i Zyg.
Zen po zastanowieniu był jednak słabszą opcją więc postanowiła zadzwonić do Zyg. 

- Hej Zyg
- Lajo??! - prędzej bym się spodziewał ruskich czołgów ! - prawie krzyknął do słuchawki na prawdę zaskoczony. 
- Aż tak?? - zapytała z braku laku.
- Ale to prawda, że i tutaj może być z tego wszystkiego rozruba może się trzecia zrobić w końcu - wyspowiadał się Zyg.
- O czym Ty ? - zapytała niepomiernie zdziwiona Gwen/Lajo.
- Jak to o czym?, przecież wszyscy wiedzą, że na reszcie jakaś prawdziwa akcja i jakieś pranie odchodzi? 
Wiedziona złym przeczuciem Gwen wystękała:
- Ty o Ukr?
- A o czym, oczywiście, że naszych słowiańskich braciach za burtą - wyśpiewał rozpierany nadmiarem energii i gotowości na przyjęcie każdego argumentu z jej strony.- Zyg, co Ty? - powiedziała szeptem tracąc oddech.
- Jak to co ja? co ja? Przecież; ile już lat to wszystko się tam przeciąga? Trzydzieści z górką! - wykrzykiwał pewny siebie samczy instykt w jej dotychczas średnio poznanym jak się okazało przyjacielu od wielu lat. 
- Przecież wiesz, że jak Ty nacierasz agresją to agresja Ciebie też spotka - próbowała logiki Lajo czując, że grunt jej się usuwa spod nóg. 
- Jasne, że ofiary muszą być takie jest życie i taka kolej rzeczy; gdzie drwa rąbią tam wióry lecą ileż lat to się wlecze wszystko Czeczenia i inne bohaterskie wyczyny głównego Geroja narodu? Sama powiedz! - prawie wykrzykiwał niesiony pasją albo tylko chęcią odwetu za wszystkie momenty, które zraniły jego poczucie sprawiedliwości i konieczności kapitulacji wobec silniejszego a może tylko lojalności ze słabszym. 
- Możesz mówić lub rozmawiać zamiast krzyczeć? - zapytałą trochę pewniej.
- Mogę tylko po co? - mimo wszyskto powiedział ciszej.
- Mam wrażenie, że ze mną chcesz walczyć i mnie przestraszyć - skomentowała nieco obrażonym tonem tak aby Zyg trochę otrzeźwiał i zdał sobie sprawę, że front walki jest wciąż dalej niż za drzwiami jego spokojnego ciepełka zapewnionego przez rosyjskie złoża gazu, którego kupno było od lat umową wymuszoną na klientach na zasadzie udokumentowania swojej siły i potęgi przemocy. 
- Może masz trochę racji - uspokoił się trochę Zyg - ale przypuszczam, że wiem dlaczego dzwonisz - dodał. 
- A to nawet ciekawe? - śmiała się Gwen - może zdradzisz mi sekret mojego telefonu? 
- Mówił mi Rex o akcjach jakie popularyzujesz wśród znajomych. Jakieś tam hałasy dla Ukr? Tak? - zapytał już prawie spokojnie rozmówca z drugiej strony miasta. 
- Oj dobrze, że mi przypomiałeś, bo jak dzwoniłam po znajomych to wypadłeś mi z głowy a wiem, że Ty lubisz akcje, byle się coś działo i pewnie byłbyś dobrym motorem i pociągnął byś wielu? - zdała sobie sprawę Gwen. 
- O tak, dużo straciłaś,  to też bardzo ciekawe, bo jakieś tam intencje przesyłane w powietrze docierają do mnie w skąpy sposób - wyznał. 
- Wydaje mi się, że w obecnej chwili to co robimy jest wszystkim na co nas stać - wyznała.
- Stać nas na dużo więcej tylko każdy tchórzy, jakbym tak jak Ty znał ruski to ja już bym co innego robił teraz! - znów podniósł głos i zrobił się nadto pewny siebie. 
- Jesteś pewny? - zapytała zdając sobie sprawę, że cel dla którego dzwoni gdzieś się podział. 
- Jestem, bo w przeciwieństwie od Ciebie uważam, że czasami trzeba stanąć oko w oko w/g prawa Hamurabiego  z przeciwnikiem nawet jeżeli miało by to się skończyć klęską, bo wiadomo jaka to potęga i ugodzony zwierz, ale jak trzeba to trzeba. Wojna jest higieną świata. Zmiejszy się zaplecze jednych i drugich straty poniosą obie strony więc potem się trochę lepiej wzajemnie mimo wszystko szanują i czują respekt wobec siebie - wyrzucił jednym tchem. 
- Bardzo się rozmijamy - powiedziała cicho.
- Przecież wiem coś z tych pogawędek o tym, że życie jest najcenniejszym darem i trzeba je chronić i szanować i unikać przemocy i tak dalej... - wypalił głośniej niż byłoby to konieczne.
- No właśnie - głęboko westchnęła. 
- A wiesz co ja pamietam jak byłem mały? - zapytał. 
- Każdy z nas ma swoje wspomnienia ale jeżeli koniecznie chcesz się podzielić swoimi idywidualnymi wspomnieniami to będzie mi bardzo miło - powiedziała odcinając się od własnych potrzeb jak od natrętnej muchy. 
- Kiedyś nauczycielka zapytała nas co chcielibyśmy tak na prawdę robić, co tak na prawdę lubimy robić? 
- I Ty odpowiedziałeś, że...
- Że najbardziej lubię bić się. 
Gwen zamurowało: 
- Dlaczego? - dosłyszedł do niej jej własny głos o ton wyższy niż się mogłaby tego spodziewać po sobie. 
- Dlatego, że czy się przegrało czy wygrało to potem był spokój i na prawdę czuło się, że się wszystko jakoś lepiej poukładało - wyznał zupełnie serio Zyg.
- Uważam, że po prostu spotykałeś ludzi na swoim poziomie... - zaczęła.
- Brdury dzieciaki jak banda polityków są okrutne o ile im się na to pozwoli a czasami tym durniom trudno wytłumaczyć, bo oni walczą o własne tyłki i o zakres władzy, bo tylko to pozwala im przeżyć dzień następny w możliwym spokoju. 
- No przecież to jasne, że Putin walczy o własny stołek - przyznała Lajo.
- O widzisz - uznał zadowolony, że jego argumenty na reszcie trafiły na urodzajny grunt. 
- Każdy ma swoją rację. "Solidarność" wygrała między innymi przez duchową siłę, bo akurat mieliśmy JPII w stolicy apostolskiej na głównym fotelu i każdy musi się liczyć z ukrytą siłą zinstytucjonalizowanej trzeciej co co wielkości potęgi religijnej na świecie, wszyscy politycy. Poza tym jak się ogląda filmy z tego okresu i to co sama pamiętam to jakaś taka głęboka powaga i determinacja ale przede wszystkim duchowa. 
Za chwilę podjęła:
- Pamiętasz słowa JPII; "Niech zstąpi duch ziemi, tej ziemi~!" przypieczętowane uderzeniem papieskiej laski, a czy wiesz, że tylko wobec braku lęku można zaprzestać przemocy? 
- No tak główny przekaz JPII  z tamtych czasów to było coś w rodzaju "Nie lękajcie się" prawda? 
- O właśnie. 
- Dlaczego tak się złościsz, bo czujesz się osaczony, zagrożony, następny w kolejce i bezsilny. Są tylko dwie reakcje na stres jedna to ucieczka a druga to walka - powiedziała logicznie Gwen. 
- To prawda... - przyznał nagle uspokojony Zyg. 
- Wbrew pozorom, żeby zahamować siłę przemocy jest odejście od niej i zaniechanie własnego udziału raczej niż dokładanie do niej, bo wówczas na prawdę rozpęta się trzecia. 
- To czemu napisałaś na Fa, że prędzej czy później tak i czy inaczej nastąpi koniec Putina? - rozważał jeszcze mając nadzieję na przywrócenie poczucia się bohaterem na odległość. 
- Napisałam, bo naturalną koleją rzeczy jest tworzenie się globalnej kultury i cywilizacji i dlatego ktoś kto stawia swoje własne małe ego na szali prądu będzie połknięty przez rzesze zdążające w kierunku przemian. Pamiętasz postawę JPII jak była sprawa wstąpienia do unii Pl? Powiedział wówczs, że historia wskazuje na wchłanianie mniejszych zbiorów przez większe zamiast odwrotnej tendencji czyli podziałów. Pomógł tym stwierdzeniem wielu. 
- Wiem stary system sie rozpada, co widać wszędzie i dookoła, zresztą czytałem o tym w Twoim ostatnim blogg'u zdaje się w tytule "Podgórna"? 
- Pisałam o tym. Piszę o tym w kółko. Trudno się pogodzić z tym, że wszyscy dokładamy cegiełek do trwania obecnej postaci cywilizacji to znaczy przykład idzie z góry. 
- Chodzi o główne nazwiska kilku? 
- Chodzi o to, że tych kilka rodów trzyma w niewoli 99,9 ludzkości. Dzieje się tak dlatego, że boją się zmiany. Nauczyli się funkcjonowania w oparciu o przemoc i działania mające z etyką i moralnością zero styczności. Wszyscy i oni i my wszyscy jesteśmy ofiarami ofiar, a  moglibyśmy inaczej, potrzebna jest do tego podniesiona świadomość czyli póki co i na razie informacje.
- Kontrola tworzy sztucznie wywołuje zarzewia wojny i konfliktów, którymi to energiami ludzkości się żywią i dlatego tylko żyją, że wciąż mogą wygenerować sobie posłusznych i uległych nadzorców, tych którzy czują się lepsi od innych a potem płaczą z tego właśnie powodu, że wciąż się wspierają na własnym ego i za ciągłym pościgiem o następny moment przewagi nad własnym bratem.,. - rozwinęła się Gwen.
- Oj no dobra znam już całą resztę te wszystkie Twoje wykresy i zakresy - powiedział zniechęcony nieco Zyg.
- Słuchaj masz kogoś kto chciałby skoczyć do Południowej Afryki? 
- Oj przepraszam, na prawdę mi głupio, przecież dzwonisz w konkretnej sprawie... a o co chodzi? - zapytał nagle zdając sobie sprawę z tego, że świat jest większy niż zaścianek. 
- Od czego tu by zacząć? - zastanowiła się głośno Gwen.
- Od tego, że ja się zamknąłem na reszcie i słucham co masz mi do powiedzenia.
- Czy wiesz, że Afr z kosmosu wygląda... to znaczy ma kształt serca? 
- O tak?, Może? A co może obie Amer to płuca? - zapytał z odrobiną pieprzu lub ironii. 
- Daj spokój, chodzi o to, że to od serca zaczynają się intecje i bierze początek każda przemiana. 
- No i że niby to wszystko ma wyjść od Afr? 
- No właśnie tak od Afr. - wyprasowała zagniotkę Gwen.
- Bo wiesz nasza matka Gay'a...- zaczęła i nagle postanowiła zmienić kierunek? 
- Obiecaj, że powstrzymasz się przed zbytecznymi komentarzami i mnie wysłuchasz do końca a potem mi powiesz jakie masz na to co usłyszysz zaopatrywanie? 
- To mogę objecać. Wiesz co wezmę sobie notatnik to będę sobie notował co mi przyjdzie do głowy - zaoferował. 
- Daj spokój. Poczekaj najpierw odpowiedz mi na pytanie Czy znasz przemówienie J. F. Kennediego z 1961 roku? - dociekała Lajo.
- A oczywiście, że znam. Urodziłem się w tym roku i to był rok bardzo ważnych wydarzeń i znam większość z nich - pochwalił się Zyg.
- Więc wiesz dlaczego zginął? - dopytywała się Gwen/Lajo.
- Każdy wie.
- A wiesz co napisał o bankach Tomas Jefferson jeden z ojców Amer, o tym że banki są większym zagrożeniem dla wolności niż armie?
- Mogę Tobie to nawet zarecytować wykazał pełną gotować Zyg i zaczął głosem wyszukanym i poważnym; "... Jeżeli obywatele Ameryki pozwolą na to, by prywatne banki (Fed) kontrolowały emisję ich środka płatniczego, najpierw poprzez sztucznie wywołaną inflację, a potem - deflację, to banki i firmy, które przy nich powstaną, pozbawią obywateli dobrobytu, a ich dzieci pewnego dnia obudzą się bez dachu nad głową na kontynencie podbitym niegdyś przez ich ojców..." Hmmmyhmy.. chrząknął na koniec zadowolony. 
- No i widzisz dziesiejszy obraz świata jest właśnie taki, że staliśmy się niewolnikami instytucji, które chcą za wszelką cenę utrzymać swoją pozycję i władzę. 
- Wiem to wiem to... - zaoferował nieco zfrustrowany Zyg.
- Słuchaj jakimiż potworami okazują się być ludzie. Wywalają codziennie przeszło jedną trzecią produkowanej żywności po to aby zabronić podziału jej wśród potrzebujących, bo konieczne jest kreowanie odpowiedniego poziomu popytu i zapotrzebowania czyli głodu lub żądzy posiadania i kreowania podziałów dla stałego uruchomiania systemu lub sztucznego napędzania koniuktury? 
- Każdy świadomy człowiek o tym myśli i każdy ma dosyć przykładanie się poprzez własny styl życia do koszmaru i cierpienia wielu - przyznał Zyg z pełną aprobatą ale i rezygnacją w głosie.
- I dlatego chcę jechać do Afr. - zaoferowała pełna entuzjazmu.
- W jakiejś misji pokojowej chcesz się zwonić z tego co się dzieje za burtą? - zapytał cynicznie. 
- Można to nazwać misją pokojową, ale tak na prawdę to chcę upiec za jednym zamachem dwa gołębie czy jak to się mówiło.
- Jednym strzałem trafić dwa wróble? - podsunłą Zyg. 
- Ojej ależ w Tobie buzują nadwyżki agresji czyli męskiego testosteronu! - zawołala zdegustowana Gwen.
- Jakież to szczere oburzenie a przecież sama zaczęłaś - usprawiedliwiał się nieco przepłoszony. 
- No dobrze już dobrze. Chcę się odseparować od Ukr, między innymi dlatego, by przestać dokładać się emocjonalnie do konfliktu, bo potem nadwyżki emocji się muszą rozładować w akcji i zawsze trafiają na źródło, więc uważam, że moim obowiązkiem jest zatrzymać w sobie pokój na rzecz braci słowian za granicą tak by wysyłać im pokojowe nastawienie zrozumienia wszystkich dla wszystkich, bo tylko w unifikacji i harmonii możemy przejść do tworzenia nowego, globalnego dobrobytu, nowej mentalności opartej o miłość zamiast lęku i sztucznie wytwarzanych ograniczeń, kreowania napięć i konfliktów dla utrzymania mentalności zagrożenia i poczucia braku oraz ograniczenia dostępu do potrzebnych surowców czy materiałów oraz środków... - rozkręciła się Lajo.
- Oj jak pięknie, pozwól, że zapytam czy Ty wierzysz w te swoje utopie? - zapytał z jadem ironii tak podniesionej, że sięgała sufitu. 
- Wierzę ja i wierzy oprócz mnie wielu. Miedzy innymi kandytat na prezydenta, doskonały mówca, i przywódca partii politycznej "Ubuntu". 
- Coś takiego? I Ty chciałabyś pojechać go wspierać? - dopytywał się Zyg.
- Wspierać to mało, chcę go propagować i przyczynić się do zwiąkszenia popularnosci jego poglądów. 
- A jakie są te jego poglądy? 
- Na prawdę dużo by o tym mówić. - odpowiedziała zrezygnowana, bo zdała sobie sprawę, że na dzisiaj wyznaczona działka jej twórczości pozostała wciąż bez tylko iluzją lub ułudą powstałej w przyszłości, za kilka godzin może? 
- Wiesz co zaraz będę u Ciebie to wszystko mi opowiesz... On jest na internecie? Jak mu tam? 
- Z pochodzenia Czech: Michael Tellinger. 
- Ale numer ja też mam czeskie korzenie. 
- To mamy wspólne racje zajęcia się agendą Tellinger'a. 
- Ty też? 
- W części i w części moje córki także podobno - stwierdziła Lajo ucieszona i kontynuowała po chwili na zaczerpnięcie powietrza; - Moja mama nazywa się z domu Ciosm i jej ojciec pochodzi z lubelszczyzny i tam jest wieś od tego nazwiska, a wszyscy mają rodzinne powiązania siegające roztania się braci w pod rogalińskimi dębami kiedy to Czech poszedł na południe i założył winnice oraz posiał tam jęczmień na piwo. 
- Ha, ha! - zaśmiał się Zyg - A córki? 
- No cóż wiesz jak brzmi moje nazwisko po mężu jeszcze z czasów wcialenia Cynt? 
- Jak to było Cyntia Bella Maru? - zapytał. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz