"... Nothing at life is to be feared.
It's only to be understand..."
Domek na wsi i wszystko co dotyczy agro i perma cultury powstało jako agenda pod tytułem; jak zapewnić sobie czas i przestrzeń na twórczośc artystyczną?
Lajo miała małe intencje wtłaczania siebie w nurt ogólnoświatowych tendencji przemian na rzecz tworzenia się kultury globalnej, ale była pionkiem tak wszyscy, którzy wybrali ten doniosły czas lub moment w przemianach ewolucyjnych ziemi i kosmosu.
Dzisiaj po otwarciu kompa na wyszukiwarce przy ramce do googoli znalazł się obrazek kuli ziemsiej oznaczonej kilkoma najbardziej znanymi emblementami kultury światowej.
Był tam symbol wieży Eiffel'a oraz statuła wolności w NY. Oba obiekty czasów przewrotu rewolucji technicznej. Oba chociaż bardzo różne wyszły spod dłuta tego samego autora - Gustave Eiffel'a. Była zaznaczona krzywa wieża w Rzymie jako jedyny znany obiekt z czasów przejścia ze starożytności w nowożytne dzieje światowe. Oraz piramidy w Egipcie odkryte przez Napoleona.
Piramidy w Egipcie to jedyny symbol czy metaforyczny most łączący naszą cywilizację z jedyną byłą o jakiej się wspomina oficjalnie w dostępnych źródłach historii konwencjonalnej. Natomiast wszystkie inne informacje dotyczące istnienia w przeszłości jak i w ogóle historii ziemi przed obecną cywilizacją i obecna struktura kontroli czyli rządów światowych są zasłonięte kurtyną globalną o ile mówić o dostępności dla przeciętnego zjadacza chleba.
Zarówno to co ukryte w ziemi i wykopywane przez archeologów podlegą ścisłej weryfikacji jak i wiedza dotycząca wszystkiego tego co w powietrzu oraz poza zasięgiem słuchu i wzroku w jaki wyposażony jest każdy śmiertelnik w powszechnie rozumianej koniukturze słowa.
Teraz się zaczyna walka o to czy obecna ziemska cywilizacja przetrwa czy ziemianie zniszczą siebie za dostęp do władzy i kontroli jednostek nad masami.
Co prawda proces ten jest bardziej świadomy i mniej gwałtowny jest w krajach, które od zawsze unikały konfliktów a bardziej zadziorny i zbierający więcej ofiar na ziemiach obecnie ogarniętych płomieniem żądzy rozliczeń i podsumowań opartych o rozwiązania korzystania z przemocy.
Lajo się może cieszyć z faktu, że coraz więcej krajów podnosi swoją świadomość na tyle aby unikać oręża od którego giną ludzie i przelewa się krew wielu.
Zniszczona i wypalona leży odłogiem planeta Mars i Mardu oraz wiele innych. Zniszczone i zapomniane starają się być cywilizacje ziemskie takie jak Atlantyda, Lemuria czy Mu.
- Jak skończy się sprawa UKr? - zastanawiała się Lajo.
- A jeszcze przed rokiem, dwoma wszelkie konflikty zbrojne pomimo, że istniały na ziemi a jakże, to jednak były znacznie bardziej odsunięte od bezpośredniej miedzy i zagrożenia penetracji dobrostanu duszy.
W ogole Bydzia jak wiele miast się wyludnia i przenosi wielka migracja ludności współczesnych czasów spowodowała przemieszczenia się rodaków najpierw po całym świecie w fali emigracyjnej, która objęła zarówno ją samą i jak i wielu jej znajomych. Po powrocie jej do Pl'u młodzi w poszukiwaniu lepszych rozwiązań na swoje życie przenieśli się przede wszystkim na zachód i na północ kontynentu. Tym samym udostępniając miejsce prawdopodobnie na migrację ze wschodu.
Prawdopodobnie pierwsi przyjadą obywatele Ukr, którzy będą chcieli opuścić progi zamieszkanych przez siebie terenów. Tak więc populacje przemieszczają się ze wschodu i południa na zachód i północ generalnie.
Zgęziałość posuwającej się kondycji zdrowotnej Lajo w przeciwnym kierunku niż by wskazywały na to jej własne plany i intencje oraz wola, powodowały, że była ze soba w stałym zgrzycie.
Przecież niby choroba zapewniała jej warunki przetrwania i była oknem otwartym na potrzebny jej czas i przestrzeń do rozwoju tych kategorii i talentów, dla których zostało powołane jej życie, ale wyraźnie stała jej na przeszkodzie zbyt wielu posmaków radości i zwycięstw, których musiała się wyrzekać pod własnym adresem.
- Ale bicze, masakra (!) - stwierdziła potrząc na ostatni akapit właśnie napisany i postanowiła uciec w świadomie wybrane światy, bo tam było jej super.
wczoraj znalazła fragment o kamienicach z czasów świetności Bydgoskiej. Opisywany przez nią budynek należał do dzieła jednego z głównych projektów architektury, w czasie kiedy postwały kamienice przede wszystkim wzdłuż ulicy Gdańskiej i na Cieszkowskigo i był dziełem Józefa Święcickiego tego Lajo była pewna, bo zachowała ten sam styl i ten sam sposób zdobiennictwa charakterystyczny dla zwartego stylu artysty. Bogaty detal architektoniczny o bardzo eklektycznym wyrazie zgromadzonych niuansów w ciasno zakomponowanych blokach na fasadach kamienic. Bogato zdobione pilarstry, oraz okiennice, framugi i odrzwi. Pełno ślaczków z motywami z kartuszy heraldycznych i z roślinnymi emblematami powtarzających się tych samych elementów dekoracyjnych oraz zaczerpniętymi prosto z mitologii wieków zaprzeszłych oznaczające kolejne piętra, tralkowe balustrady ponad gzymsem i cebulaste wykończenia wieżyczek dla zwięczenia całości można zobaczyć w wielu dziełach wspomianego artysty zarówno w Bydzi jak i w ogóle w wieku okolicznych miastach i miasteczkach.
We wczoraj znalezionym tekście Cynt pisała do Micho:
"...Między innymi wzdłuż ulicy Gdańskiej, przy której za czasów nazwy 1 Maja chodziłam do plastyka, są remontowane kamienice, które są projektem znanego bydgoskiego architekta czasów secesji Józefa Święcickiego. Architekturę traktował jak chałturę, dla przeżycia i rzemiosło wymuszone i odziedziczone poprzez więzy z ojczymem. Znacznie bardziej interesowało go pisanie sztuk teatralnych, z których kilka nawet wystawił właśnie na deskach tutejszego Teatru polskiego bez większego echa i rozgłosu. Lokalną sławę i tę za życia jak i pośmiertną przyniosły mu znienawidzone przez samego autora projekty architektoniczne.
Niedawno przeczytałam w gazecie, czy usłyszałam w lokalnych wiadomościach, że będzie wyremontowanych więcej kamienic w mieście i dokładnie były wyszczególnione ulice, bo kontraktor obniżył cenę o kilkadziesiąt procent. Już dokładnie trudno mi określić ile ale ilość wprawiła mnie w zdumienie.
No i spotkała mnie przygoda. Otóż idę ja sobie Gdańską dzisiaj po południu. Słońce zalewa ulicę i przechodniów i jak zwykle wynajduję sobie powody do cieszenia się. To że remonty robią to jest oczywiście bardzo dobrą wiadomością wszystko będzie wyglądała fantastycznie sobie myślę...
Natknęłam się na kupę gruzu pod jedną ze ścian... Patrzę i oczom nie wierzę. Późno - dziewiętnastowieczne dekoracje połamane i poszczerbione leżą kupą wymieszane z resztą odpadków. Trudno w coś tak absurdalnego uwierzyć. Pewnie, że szybciej i łatwiej wyremontować kamienicę bez ozdób i ówczesnych czasochłonnych uzupełnień dekoracyjnych i chociażby dbałości o zachowanie autentycznych szczegółów, które podkreślają charakter epoki.
Zaczęłam je wybierać z resztek tynku i białego pyłu. Upaćkałam trochę czarną torbę i ubranie. Myślę sobie; - po co to robię?
Niedawno przeczytałam w gazecie, czy usłyszałam w lokalnych wiadomościach, że będzie wyremontowanych więcej kamienic w mieście i dokładnie były wyszczególnione ulice, bo kontraktor obniżył cenę o kilkadziesiąt procent. Już dokładnie trudno mi określić ile ale ilość wprawiła mnie w zdumienie.
No i spotkała mnie przygoda. Otóż idę ja sobie Gdańską dzisiaj po południu. Słońce zalewa ulicę i przechodniów i jak zwykle wynajduję sobie powody do cieszenia się. To że remonty robią to jest oczywiście bardzo dobrą wiadomością wszystko będzie wyglądała fantastycznie sobie myślę...
Natknęłam się na kupę gruzu pod jedną ze ścian... Patrzę i oczom nie wierzę. Późno - dziewiętnastowieczne dekoracje połamane i poszczerbione leżą kupą wymieszane z resztą odpadków. Trudno w coś tak absurdalnego uwierzyć. Pewnie, że szybciej i łatwiej wyremontować kamienicę bez ozdób i ówczesnych czasochłonnych uzupełnień dekoracyjnych i chociażby dbałości o zachowanie autentycznych szczegółów, które podkreślają charakter epoki.
Zaczęłam je wybierać z resztek tynku i białego pyłu. Upaćkałam trochę czarną torbę i ubranie. Myślę sobie; - po co to robię?
Ale ja zawsze wiem, że znajdę zastosowanie znalezionych skarbów. Miałam tylko mały worek przy sobie. Więc jutro pójdę tam i o ile nie sprzątną tej kupy to jeszcze powybieram cenne kawałki. Jakoś ciężko mi uzmysłowić sobie jaki miejski architekt wydał zezwolenie na takie potraktowanie zabytków. Mam mieszane uczucia, bo na tym zyskałam ja. Nadspodziewanie mam ozdobny, przecudny gzyms do remontu łazienki u góry. Kiedyś go przecież zrobię. Od razu zobaczyłam całą łazienkę. Mam już większość rzeczy oświetlenie, ubikację już wymieniłam ostatnio... Ale nie miałam pojęcia co do koloru. A tu proszę. Jak zobaczyłam wyrzucone elementy dekoracyjne od razu powstał u mnie zamysł wykonany w technice stiuku; amarantowy i przetarty woskiem aż do świecącej powierzchni z nierównym rozłożeniem rozrzedzonej wodą barwy. To przez naturalną patynę znaleziska naniesioną czasem na znalezionych kawałkach, od razu wiem kolor musi być bordowy albo amarantowy, żeby zaakcentować autentyczność terakotowego szlaczka lub gresu.
Rażka mówi, że przyciągam rzeczy cenne za małe czasami śmieszne ceny lub z darmo. I to jest prawda. Arl'a i Cypek płacą za podobny wygląd niesamowicie ciężką kasę. Mama uznała mój styl o ile o tyle jak się zorientowała, że zarówno Arl'a jak i Cypek ze mnie ściągnęli lub moja odwaga była dla nich inspiracją i możliwością dotarcia do ukrytych podkładów ekpresji z czego bardzo się cieszę. Ponieważ Arl'a i Cypek płacą za podobny stardard bardzo konkretne pieniądze więc Myszka też widzi w moim stylu wartość inaczej uważałaby to za śmietnik co z resztą wyraża w każdym swoim słowie poparte czynem. Tak sobie myślę, że dobrze się stało, że fotografowałam swój ogród jak on wyglądał, bo teraz Myszka przekonała ogólną opinię rodzinną, że był tam bałagan i dlatego ona musiała przejąć lejcki.
Wytyczam drogi i szlaki gdziekolwiek się znajdę i okazuje się, że nie jest to łatwy kawałek chleba, szczególnie jeżeli ktoś chce stale Ciebie kontrolować i koniecznie być we wszystkim niedoścignionym wzorem do naśladowania. Mi samej brakuje podobnych ambicji. Mam zaufanie do własnej iskry. Po prostu robię to co mi podpowiada serce i potem jest wielkie zdziwienie, że te moje pomysły mają wartość wychodzącą poza przeciętność. Mama i Cypek zawsze chcą oscylować na samym szczycie przeciętności, to znaczy zamykać się w tym co jest już uznane i być na najwyższym punkcie danej kategorii. Zahacza to o snobistyczne podejście do życia.
Arl'a ma inną trochę agendę, ale wszystko słodzi za bardzo, bo wciąż boi się nadprzeciętności, za duże wiąże się z tym ryzyko własnej pozycji. Ja zawsze miałam to głęboko w nosie co jest a co nie jest ładne w rozumieniu innych tak samo jakie poglądy są akceptowane a które się odrzuca. Dlatego tak ciężko mi czasami w rodzinie. Oni chcą dla mojego dobra, żebym była jedną z nich i podobna do nich. A dla mnie wolność jest niezastąpioną wartością.
Więc mam do tego daru z niebios mieszane uczucia. Z jednej strony żal mi, że zniszczono w jakimś stopniu oryginalny charakter kamienicy. Z drugiej strony cieszę się, że oto odkryłam wartościowe materiały ozdobne to co właściwie jest najdroższe - wykończeniówkę za darmochę.
To taka nagroda za szukanie szczęścia w życiu.
Jutro idę dokupić linkę do suszenia bielizny.
Trochę mięty, trochę miodu a na koniec trochę kwasu. Już wolę pieprz niż kwas.
Palikot mi się spodobał, bo powiedział, że będzie walczył o budowę kapitału zaufania międzyludzkiego. A to jest to co najbardziej daje mi we znaki w tym kraju. To tak na marginesie. Ale póki co walczę z Kaczym kuprem, więc muszę głosować tu gdzie muszę..."
Wytyczam drogi i szlaki gdziekolwiek się znajdę i okazuje się, że nie jest to łatwy kawałek chleba, szczególnie jeżeli ktoś chce stale Ciebie kontrolować i koniecznie być we wszystkim niedoścignionym wzorem do naśladowania. Mi samej brakuje podobnych ambicji. Mam zaufanie do własnej iskry. Po prostu robię to co mi podpowiada serce i potem jest wielkie zdziwienie, że te moje pomysły mają wartość wychodzącą poza przeciętność. Mama i Cypek zawsze chcą oscylować na samym szczycie przeciętności, to znaczy zamykać się w tym co jest już uznane i być na najwyższym punkcie danej kategorii. Zahacza to o snobistyczne podejście do życia.
Arl'a ma inną trochę agendę, ale wszystko słodzi za bardzo, bo wciąż boi się nadprzeciętności, za duże wiąże się z tym ryzyko własnej pozycji. Ja zawsze miałam to głęboko w nosie co jest a co nie jest ładne w rozumieniu innych tak samo jakie poglądy są akceptowane a które się odrzuca. Dlatego tak ciężko mi czasami w rodzinie. Oni chcą dla mojego dobra, żebym była jedną z nich i podobna do nich. A dla mnie wolność jest niezastąpioną wartością.
Więc mam do tego daru z niebios mieszane uczucia. Z jednej strony żal mi, że zniszczono w jakimś stopniu oryginalny charakter kamienicy. Z drugiej strony cieszę się, że oto odkryłam wartościowe materiały ozdobne to co właściwie jest najdroższe - wykończeniówkę za darmochę.
To taka nagroda za szukanie szczęścia w życiu.
Jutro idę dokupić linkę do suszenia bielizny.
Trochę mięty, trochę miodu a na koniec trochę kwasu. Już wolę pieprz niż kwas.
Palikot mi się spodobał, bo powiedział, że będzie walczył o budowę kapitału zaufania międzyludzkiego. A to jest to co najbardziej daje mi we znaki w tym kraju. To tak na marginesie. Ale póki co walczę z Kaczym kuprem, więc muszę głosować tu gdzie muszę..."
Micho odpisał wieczorem:
"... No chyba, żeby te kamienice były poza rejestrem zabytków... albo po prostu znowu ktoś podpłacił i uniknął formalności związach z konserwacją sztuki i wtedy kontraktor robi aby zrobić i pieniądze wziąć.
A mnie się wydaje, że każdy ma swój tam jakiś powiedzmy styl i to co lubi albo widzi i z tym się czuje jak... to znaczy chce się czuć dobrze... Najważniejsze by nam odpowiadało to co zdbędziemy albo kupimy. Tak się narobiło na świecie, że dużo ludzi stawia na cenę albo na pokaz, inni na funkcjonalność i niezawodność. Ja chyba należę do tych - najważniejsze, że robisz jak Ci się podoba albo jak to chcesz mieć to tak masz.
Tu wszyscy wszystkich w ogóle traktują jak idiotów, bo jak weszły nowe prądy na teren wcześniej nieopanowany to muszą zarobić... Powoli się będzie to zmieniać ale z czasem... a jak by się unia przesunęła na wshód jeszcze jak mówią, to później pójdą tam, bo będzie okazja znowu zarobić na głupocie innych.
Mój wuj mówił, że draństwo jest wszędzie i tyle :)..."
Cynt odpisała:
Sama musiałam pouczać starszych ludzi kiedy pracowałam w MCI, że nie doczytali umowy i tego co drobnym druczkiem tuż pod linią jest napisane. Czułam się jak drań, ale byłam na podsłuchu. To jest straszna praca. Płacą Ci za zabijanie własnego sumienia. Są osoby bardziej na taki proceder odporne a są i takie przeczulone i ja mam chyba taką kategorię.
W zasadzie machermastrzy za przyzwoleniem władzy strącali wszystko co jest niejako naniesione na gładkiej tafli budynku. Całą wykończeniówkę, której pozbawione jest współczesne budownictwo. Gzymsy gipsowe, listwy pod sufitowe, nawierzchniowe o ozdobnych wręcz koronkowym charakterze często powtarzających się rytmicznie tych samych elementów. bazy i zwięczenia ściań i framug i odrzwi, pilastry naścienne i tym podobne dekoracje. Wszystko to co pojawia się na elewacjach lub we wnętrzach i należy do ozdób. Czasami wokół okien, czasami drzwi. Kolumny, pilastry, tympanony, czasami całe sceny rzeźbiarskie, emblematy czy w charakterze płaskorzeźby.
Moim ulubionym przedmiotem była rzeźba. Dawała największe możliwości interwencji w przestrzeń i największe zaangażowanie w pokonywanie oporu materii lub uszlachetnianiu czy uduchowianiu czy ożywianiu czegoś co nie miało życia przed zderzeniem się z intencją artysty.
Talent w sztuce polega między innymi na tym, że to co wychodzi z pod pędzla, odtwarza się na kliszy, czy na papierze, z pod pióra czy dłuta - żyje. Żyje własnym życiem. Urodziłam się właśnie z takimi predyspozycjami. Jest to błogosławieństwo i przekleństwo. Kto jest obdarzany talentem ma obowiązek go rozwijać. I tu jest smok pogrzebany. Bo rozwijanie talentu w dziedzinach, w których nim dysponuję wymaga talentów, których zabrakło w palestrze moich rozdań i darów lub po prostu wyposażenia w umiejętności, które prawdopodobnie sama blokuję tak dla zabawy i żeby było się czym stroszyć.."
Talent w sztuce polega między innymi na tym, że to co wychodzi z pod pędzla, odtwarza się na kliszy, czy na papierze, z pod pióra czy dłuta - żyje. Żyje własnym życiem. Urodziłam się właśnie z takimi predyspozycjami. Jest to błogosławieństwo i przekleństwo. Kto jest obdarzany talentem ma obowiązek go rozwijać. I tu jest smok pogrzebany. Bo rozwijanie talentu w dziedzinach, w których nim dysponuję wymaga talentów, których zabrakło w palestrze moich rozdań i darów lub po prostu wyposażenia w umiejętności, które prawdopodobnie sama blokuję tak dla zabawy i żeby było się czym stroszyć.."
Micho chciał wiedzieć bardziej dokładnie:
"... A w ogóle to te dekoracje czy ozdoby ciężkie to? I gdzie to na kamienicy siedzi? Pod dachem czy nad oknami czy gdzie, bo wiesz ja jestem jak niedźwidź nierozgarnięty?..."
"...Przecież wiem jak się robi takie kopie dekoracji. Wiem na czym polega sztukaterstwo. Jeszcze warto by było to czy tamto podpatrzeć a później można by spróbować sztukaterii ze sprzedażą na internecie na podstawie oryginalnych fragmentów z kamienic projektu Józefa Święcickiego.
W szkole uczyliśmy się technik odlewu rzeźb, a dekoracje o których się rozpisuję czy ozdoby naniesione na dziewiętnastowiecznych kamienicach mogą być zakwalifikowane jako a może właśnie są to małe zgrafizowane rzeźby.
Oryginały wyczyścić, mam odpowiednie narzędzia i wiem jak to się robi.
Tak sobie tylko cicho marzę.
Takimi ozdobami, które są nałożone na całej powierzchni budynku można na przykład lustra oprawiać, czy dostać się do katalogów dla budowlańców...
W szkole uczyliśmy się technik odlewu rzeźb, a dekoracje o których się rozpisuję czy ozdoby naniesione na dziewiętnastowiecznych kamienicach mogą być zakwalifikowane jako a może właśnie są to małe zgrafizowane rzeźby.
Oryginały wyczyścić, mam odpowiednie narzędzia i wiem jak to się robi.
Tak sobie tylko cicho marzę.
Takimi ozdobami, które są nałożone na całej powierzchni budynku można na przykład lustra oprawiać, czy dostać się do katalogów dla budowlańców...
Rynek jest co prawda przepełniony styropianowymi listwami elewacyjnymi zarówno do użytku zewnętrznego jak i wewnętrznego ale gipsowe zawsze pewnie mogłyby liczyć na specjalną niszą szczególnie jeżeli można by je specjalnie zdegradować na "antyczne" wykończenie.
Ale jak wiesz ja mam pomysł za każdym zakrętem. Myślę, że powinnam się trzymać jednego ogona u sroki.
Sprawa wygląda jednak w ten sposób, że listwy te pomimo masówki są niesamowicie drogie. A takie gipsowe odlewy musiałaby być jeszcze droższe a pozatym mogłyby być klejone tylko na zaprawę do przyklejania płytek a to jest znacznie miej praktyczne niż listwy steropianowe. Tak sobie myślę, że wezmę co dostanę. Darowanemu koniowi trudno patrzeć w zęby, tym bardziej jak widać, że koń cenny i szlachetnej rasy i w ogóle.
Tak więc będę wozić i składować w szopce. Bo pomyślałam sobie, że kiedyś przecież Babcia się zgodzi na remont łazienki i pokoiku u góry i wówczas będzie jak znalazł. Wiem, że Lylli i Paweł są entuzjastami moich pomysłów i wiem, że na pewno zaakceptowali by je z góry. Myślę, że Yanna też chwyci taką koncepcję.
Jakoś tak się składa, że dzieci Rażki też akceptują mój gust.
Tak więc będę wozić i składować w szopce. Bo pomyślałam sobie, że kiedyś przecież Babcia się zgodzi na remont łazienki i pokoiku u góry i wówczas będzie jak znalazł. Wiem, że Lylli i Paweł są entuzjastami moich pomysłów i wiem, że na pewno zaakceptowali by je z góry. Myślę, że Yanna też chwyci taką koncepcję.
Jakoś tak się składa, że dzieci Rażki też akceptują mój gust.
W sypialni mam dwa krzesła. Jedno naśladujące styl Gustawowski a drugie z czasów wiktoriańskich. Sporo zresztą mam przywiezionych mebli. Które znalazły się w moim mieszkaniu przyniesione z ulicy, bo były wystawione na chodniku przed cudzym domem lub po prostu ze śmietnika. O czym prawdopodobnie wiesz.
Po powrocie na łono rodzinne Gregor wywalił, a zresztą przed swoim odejściem też wywalał rzeczy, które ja do dziś pamiętam i których mi żal, bo mogły być koniecznym dodatkiem do tego co robię teraz, bo mój styl się rodził powoli ale zachował jeden przekrój i linię charakterystyki mojej osobowości tak jak charakter czyjegoś pisma.
Po powrocie na łono rodzinne Gregor wywalił, a zresztą przed swoim odejściem też wywalał rzeczy, które ja do dziś pamiętam i których mi żal, bo mogły być koniecznym dodatkiem do tego co robię teraz, bo mój styl się rodził powoli ale zachował jeden przekrój i linię charakterystyki mojej osobowości tak jak charakter czyjegoś pisma.
Detale dekoracji architektonicznych czy fragmenty gzymsów elewacyjnych przeniesione z zewnątrz do jakiegoś wnętrza przekontrastowane na dla przykładu z nowoczesnym oświetleniem, które też już w całości mam zakupione.
Myszka na początku zgodziła się na wszystko. Teraz moim siostrom coś na pamięć padło tylko dlatego, że mama twierdzi inaczej. Pomimo, że w czasie rozmowy pomagam im odświeżyć ich pamięć, to jednak nie zamierzam niczego wymuszać czy się wykłócać o cokolwiek..."
Micho napisał do Cynt w odpowiedzi:
"... No to generalnie blisko byłem. A kiedyś stanąłem na świetle czerwonym i po przeciwnej stronie obserwowałem sobie starą kamienicę. I tam też dużo tych ozdób miała i jak patrzyłem do góry w kierunku dachu to tam taki attick był z trójkątnym daszkiem a po jego bokach patrzę a tam taki gzyms jakiś i coś wyrasta z niego. W końcu okazało się, że to była sowa tzn taka sowa kamienna czy jakaś... A z drugiej strony daszku brakowało sowy tzn podstawa była ale sowa musiała się urwać i zlecieć i pewnie się rozbić. A to duża sowa i kamienna czy tam z czegoś... ciekawe kiedy i dlaczego? A jak spadła na chodnik to paru ludzi swoją pracę mieli z głowy. A może ją sami konserwatorzy zdjęli jakoś niedawno... A tam taka trójkątna fasada była nad tym oknem i wygrawerowana nazwa duża "Sowa". Stąd się domyśłiłem, że ta figurka co została to sowa... wydawało się, że jakiś ptak... ale mam małe pojęcie o patakach. Ptak to ptak... rozpoznaję tylko orły, kondory i indyki albo kury i gołębie no może też wrony..."
Cynt postanowiła coś skreślić dla podtrzymania wątku:
"...Jeszcze zapomniałam napisać o tym, że jest niesamowita różnica w zapachu rzeczy suszonych tylko na strychu i na lince na dworze. Rzeczy, które przez jeden dzień wiszą na linkach na zewnątrz dla obsiąknięcia. Pachną... wspaniałą świeżością. Niepowtarzalny zapach. Teraz już wiem, że będę kochała rzeczy w ten sposób suszone. Ubieram je z ogromną przyjemnością i uczuciem błogości i wdzięczności. Kapitalna sprawa.
W stanach do suszarki dodawałam specjalnych chemicznych substancji dla uzyskania takiego właśnie zapachu a tylko leżały koło tych przewianych naturalnym wiatrem..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz