piątek, 7 marca 2014

Serce w Arf w beczce







"... Be happy for no reason like a child. 
If you are happy for a reason you're in trouble, 
because that reason can be taken from you..." 
                                                                   
                         -  Deepak Chopra

"... A man once told The Budda; < I want tu be happy>, 
The Budda replied: 
< Thirst remove <I>, that's Ego. 
Then remove < want > that's desire.
And now all you are left with is <happy>..."

                             stickyquotes.com 



Czuła się jak nadmuchany balon. 
Szła bez roztkliwiania się nad każdą gałązką i źdźbłem trawy jak to miała w zwyczaju, bez ochów i achów nad kolorem mgiełki zawieszonej w powietrzu. Po prostu jak najprędzej chciała się wbić w jakiś kąt czy po prostu usiąść byle tylko przeszło jej to uczucie rozdentej piłki od środka. 

- Część Lajo, gdzie tak pędzisz jak zwykle w chmurkach lub w obłoczku?

Odwróciła się na pięcie bez specjalnego entuzjazmu. Akurat teraz chciała znaleźć się w domu i usiąść w fotelu lub nawet od razu wejść do łóżka.

- No co mam się Tobie przedstawić? - doszło do niej.

Spojrzała w bok półprzytomnie na uśmiechnięta fizjonomię. Miała mniej niż zero chęci na przyjacielskie pogaduszki.

- Odezwiesz się? A może raczysz obdarzyć mnie uśmiechem? - dopominał się swego.

- Skąd? Dokąd? Gdzie? Po co? - dopytywał śmiejąc się zachęcająco.

Najpierw miała wrażenie, że podrywa ją jakiś obcy zgrywus lub natręt. Dopiero z momentu na moment rozpoznała w facecie pod piędziesiątkę swojego niedawno poznanego znajomego przez Zyg'ę. 
Ach~! - wyrwało jej się.
- Zapomiałaś imienia pewnie i głupio Tobie trochę - nacierał tamtem ale już z miejszym rozmachem i z mniejszym zapasem animuszu.
Chciała powiedzieć: 
- Dobrze wyglądasz -  i ugryzła się w język.
Widziała go kilka miesięcy temu i to był zupełnie inny facet, jakieś jego równoległe wcielenie zapewne.  Z niskiego umięśnionego i napakowanego kulturysty pewnego siebie zrobił się lekko sflaczały pączek nieco jakby zgęźlały w dodatku tak jakoś od środka czy jakoś.
Przyszło jej do głowy, że zeszło z niego to powietrze, które teraz rozdęło ją właśnie gdzieś wewnątrz.
 - Oj no dobra, każdy się dziwi po prostu zaprzestałem nadużywania sterydów, bo podobno jestem w strefie zagrożonej... za dużo - bez sensu  - tłumaczył. 
- Powiem tak; długo dałeś radę - pocieszyła go, bo tak jakoś zrobiło jej się żal faceta.
- Zyg'a mówił, że się wybiera do Ciebie umówcie się to ja też zajrzę a może masz koleżankę, która chciałaby mnie poznać? 
Gwen poczuła wyraźniej, że jest przeładowana w całym odwłoku i jeszcze na wszystkich złączach do bigosu.
Chciała jak najszybciej uciec.
- Dobrze Zyg'a Ciebie zawiadomi - powiedziała skręcając powoli dając do zrozumienia, że być może się spieszy a być może szuka wygodniejszej pozycji. 
- Powiesz co u Ciebie? - próbował zatrzymać ją Kol'a.
- Później brachu - spróbowała się uwolnić,- Mogę tylko powiedzieć, że wracam od Oli i u niej załtwiłam wszystko na medal i cacy, cacy. Wydziergam jej pelerynkę a ona mi przygotuję książkę do druku w formie wstępnej. 
- To super, to się cieszę - chwalił Kal'a.
Było widać, że jest pożądnym i fajnym, serdecznym człowiekiem. Aż było jej żal, że musi się znaleźć w domu w tępie przyspieszonym, bo na prawdę było jej średnio z balonem. 
- Jak ja w ogóle chodziłam w obu ciążach?- pomyślała. 
- Ale to było w imię wyższych celów i dlatego było lżej bo było stanem usprawiedliwionym a nawet błogosławionym - odpowiedziała sobie.

Ledwo weszła do domu a zadzwonił telefon; 
- Hej Kol mnie powiadomił, że możemy wpaść dziesiaj - usłyszała. 
Miała tak małą ochotę na prostowanie faktów, że powiedziała krótko. 
- Jutro.
- Jutro, to jest kawał czasu.
- Zyg, daj spokój, bo się zaraz rozryczę lub zacznę wrzeszczeć, wyć i drzeć się! Muszę odpocząć a najlepiej przespać się i to zaraz.
Gwen bez ostrzeżenia odłożyła telefon po czym go wyłączyła. Poszła do salonu wyjęła kabel z wtyczki telefonicznej. 
- Spokój! - powiedziała z głębokim westchnieniem i doznaniem ulgi. 
Kol jej jakiś miesiąc temu opowiadał o swoim klimacie i swoich rejonach życiowych zakrętasów, ba był na serio dumny z przekrętów wobec swojej siostry, do których wstydziłoby się przyznać wielu. Opowiadał jej o siostrze mieszkającej z ojcem w domu rodzinnym na przedmiściach Kron. 
Dzisiaj Gwen była cała nadmuchana a może nieco za bardzo nadęta, żeby czegokolwiek wysłuchiwać a tym bardziej radzić komuś jak się lepiej poczuć z widocznie doskwierającą niecnością własnych czynów...Obawiała się, że Kol zaraz ją wkręci w swoje uwikłania i świadomie zastawiane pajęczyny na różne ofiary z czym najcięższego kalibru była ta dotycząca jego siostry w imię miłości rodzinnej.  Chciała tylko ciszy i ewentualnie zniknięcia na chwilę. Czasami poradzić sobie ze sobą jest najtrudniej. Zawodziły ją diety a w dodatku znów się coś wykręciło i musi powalczyć na poziomie wyjścia z dolegliwości a to są sprawy bardziej skomplikowane niż nastawienie ducha. Zdawała sobie jednak sprawę, że cokolwiek się dzieje jedyną drogą do sukcesu jest bierzący moment i zrobienie uczty z chwili. 
Ale w takie dni jak dzisiejszy było to szczególnie trudne, więc dała sobie dyspensę ze świadomego podwyższania samopoczucia i odpowiedzialności względem świata za to co myśli i czuje. 

Rankiem jak tyko włączyła telefon a już miała zajawkę z tego co przeżyła wczoraj. 
Zyg jak zwykle zaczynał od wykrzykników.
Oduczyła go jeszcze w St. używania siarczystych i ostrych przecinków uzupełniających stany emocjonalne.
Zyg zdał sobie nagle sprawę, że spod skrzydeł jednego wielkiego brata Pl wpadła w inne gotowe ramiona brata tylko mówiącego w innym narzeczu. 
Tak czy inaczej pożałowała, że wybrała Zyg'ę jako ewentualną opcję na podróż w rejony, które można określić sercem ziemi.
Przypomniało jej się, że z Zygą co jakiś czas jest podobnie. Najpierw trzeba go uspokoić i ululać z gniewu o kolejną zadrę, bo zawsze sobie znajdzie jakąś. 
Potem on przechodzi ze złości o jakiś detal społeczno - ekonomiczny do wyhamowania. Następnie zdoła się wyluzować aż wreszcie dochodzi do wyznawania miłości i chęci flirtu a potem ona ma go dosyć na jakiś czas aż trochę zapomni. 
Tym razem się zaczepił o bardzo powszechną gałąź, że niby wciąż jesteśmy pod pachą, któregoś z wielkich braci. 
Gwen/Lajo musiała mu przypomieć, że przecież Pl jest za małym krajem by szukać oparcia w suwerenności własnej a poza tym teren, na którym mieszkają oboje jest od zawsze smacznym kąskiem wielu nacji i że z dwojga czy z trojga złego i tak mamy w tej chwili najkorzysteniejszą z możliwych sytuację. Poza tym jest także i to, że sami wybraliśmy to co lepsze. Potem powoli go przeniosła w rejony swoich utopijnych marzeń o tym, że ludzie, zwierzęta, kamienienie i gwiazdt i kosmosy przechodzą transformację, tak samo jak wszelkie galaktyki, bo jest taki moment i doniosły bieg historii przechodzenia na wyższe pułapy. 
Zyg wyegzekwował spotkanie w towarzystwie Koli. 
Gwen szukała kogokolwiek ze swojego żeńskiego fyrtla psiapsiółek z zerowymy rezultatem na natychmiast.
Kola był średnim magnesem co wynikało z wielu przesłanek a najbardziej z takiej, że wymagał za wiele od przyszłej kombinacji. Z perspektywy Lajo za bardzo trzymał palec na pulsie życia pierwotnej struktury rodzinnej aby mógł zacząć własną. 
Wyjeżdżał na każdy wolny kawałek do domu swojego ojca. 
Był bardzo zajęty z ramienia sukcesów w pracy w dużej kompanii i miał mało czasu na życie prywatne poza ciągłą onucą kontroli jaką wciąż egzekwował z ramienia prestiżu i pozycji względem bliskich.
Najbardziej zależało mu na perfekcyjnie dopracowanym idealnym wizerunku własnym wobec obcych, to co dla przykładu myślała o nim jego siostra było mu obojętne. Od siostry wymagał tolerancji własnych zachowań i służenia określoną pomocą gdy tego potrzebował lub taki grymas. 
Miotał się pomiędzy przerostem wyobrażenia o sobie w oczach innych i własną recenzją o sobie jako o człowieku  we własnym odczuciu w momentach gdy pozwolił sobie na osąd swojego postępowania przez cudze spojrzenie. Wobec tego rządał stałego podporządkowania tego co kto mówił do innych. Podjął się roli wielkiego brata i dlatego nałożył cenzurę i konieczność wglądu w szczegóły ponieważ chciał objąć kontolą wszelkie przejawy życia w domu swojego ojca.  Opierał się o ojca, bo ten wciąż go w większości budował i podnosił kosztem pozostałych dzieci nawet teraz gdy wszyscy już byli dorośli.
Kol'a bowiem zatrzymał się w rozwoju na etapie podlotka. Po prostu musiał być "naj" zaróno w pracy jak i w swoim przekonaniu w zasięgu wszystkich, którzy mogli mieć blade pojęcie o jego istnieniu. 
Lajo była przekonana, że najbardziej dostaje wypić jego siostra mieszkająca po śmierci matki obojga z ojcem. 
Kol'a czuł się odpowiedzialny za każdą możliwą plamkę jaka może przeważyć szalę na korzyść lub odwrotnie i manipulował sytuacją tak aby było wg jego wytycznych. 
Potrafił ingerować w prywatę personalnych informacji na mailu, czy wobec tego, co akurat chciała sprzedać jego siostra na w ogłoszeniach na internecie.
Po prostu dowiadywał się jakie jego siostra ma hasło pod pozorem własnych potrzeb korzystania z internetu na wypady w rodzinne strony a potem korzystał z kontroli jaką w ten sposób sobie uzurpował... 
Mało tego; z ojcem w zmowie założył podsłuch w telefonie, z którego korzystał ojciec. Wg Gwen to wraz z ojcem zmontowali coś na zasadzie najciężej strzeżonego więzienia lub obozu koncentracyjnego dla dobra siostry oczywiście. Tak w ogóle to w imię interesów obu. Starszy się trząsł, że Luc'a zwiąże się z jakąś paczką lub sekcją religijną i wszystko cały dorobek rodzinny rozda lub wyniesie. Bał się że spiknie się z ludźmi co wywożą kobiety za granicę, by tam je gwałcić a potem żądać okupu od bliskich ofiary jak się nią już nasycą. Oglądał telewizor i wybierał co pikantniejsze kawałki, które mógł zainstalować w swojej wyobraźni w pieleszach własnych. Kol z kolei się trząsł o każdy ruch Luc, bo przecież może poderwać mu nienaganną i na piedestale opinię w oczach świata. Tak, że oboj chcieli wiedzieć z kim rozmawia i o czym, z kim się zna na ile i  skąd i dlaczego i w ogóle o jakim statusie są to ludzie? Co posiadają? Jaki reprezentują poziom wykształcenia? Czy mają dzieci? I tym podobne powiązania ale najbardziej co komu Luc mówi lub pisze o sobie lub o nich. 
W każde potencjalne zarzewie zagrożenia ich sprawie ingerowali otwarcie lub ukrycie. 
Zadręczali swoją siostrę i córkę tym, że oni wiedzą o niej każdy szczegół co podawali jej do wiadomości tu i tam i mimo chodem  a ona jest w zupełnej studni jeżeli chodzi o szczegóły z ich życia i tak miało być. 
Lajo unikała obu na tyle na ile mogła sobie na to pozwolić tak, by zachować siebie i ocalić powiązania dotykacjące jej a zaczepione w jakiś sposób o parę ojca i syna działającego w komitywie. 
Aż trudno było uwierzyć, że takie rzeczy dzieją się w "normalnej" rodzinie we współczesnych czasach. 
A wszystko dlatego, że jak sam Kol to mówił "każdy orze jak może". 
Lajo już dawno wykreśliłaby go z poczetu znajomych ale był przyklejony do Zyg'i a ten z racji braku rodziny zrósł się jeszcze w czasie studiów z zastępczą rodziną swojego ówczesnego przyjaciela. Kol był bardzo władczy i dominujący a Zyg tylko od czasu do czasu chciał się poczuć kowbojem i to zazwyczaj w bezpiecznych nawiasach towarzyskich. 
Lajo była wpisana w jeden ze zbiorów osobowości, na które mógł każdy liczyć czyli on także a jakże. 
Po przerwie  na dekadę za wielką wodą wrócił w warunki dawnych układów. Zresztą w St. Zyg utrzymywał dobre i przykładne a od czasu do czasu przynajmniej przyzwoite stosunki z "rodziną". Teraźniejsze odwinięcia sytuacji wyraźnie go przeraziły i przerosły więc uplasował się na dystans i stał z boku, ale... wciąż się trzymał nitki rodziny jedynej jaką znał. 
Już dawno ojca Kol'i nazywał dziadkiem, bo tak najczęściej zwracały się do niego wnuki czyli dzieci starszego brata Kol'i - Mak'a. Do matki Kol  zanim się przeniosła w bardziej odpowiadające jej wibracje Zyg'i zwracał się per babciu z tych samych za pewne względów co na dziadka mówił dziadku. 
Od kiedy umarła "babcia" dziadek w ogóle zwariował nad zaciśnieniem kontroli na terenie swoich nieruchomości i posiadłości a Kol'a dał się ponieść lub wkręcić z racji braku własnej agendy, bo na to potrzeba ciszy i czasu. Kol'a był po prostu, jeśli chodzi o poglądy idealną kopią własnego ojca i się poprzez udzielane sobie wsparcie wzajemnie nakręcali. Żyli sensacją iluzji własnej siły poprzez władzę nad wszystkimi przejawami życia w domu rodzinnym. 
Można powiedzieć, że Zyg'i spędzał tam wszystkie najpierw wakacje i wówczas było wszystko jeszcze super i bez większych dołków, a potem urlopy. 
Zyg'a i Kol'ą razem się uczyli a wakacje były w pakiecie zajęć jako premia lub kolejny etap umacniania więzi. Z czasem zaczęło być tak samo z urlopami i tak się jakoś wszystko potoczyło wartko. 
Lajo wiedziała, że podoba mu się Luc'a - siostra Kol'i. Ale ze względu na lojalność względem rodziny, w którą wszedł tylnimi drzwiami wzbraniał się od głębszych ingerencji w sprawy zagmatwanej struktury. Zresztą Zyg traktował Luc po trosze jak siostrę. 
Lajo się zastanawiała czy sympatia w jej stronę jest wynikiem podobnych konstrukcji rodzinnych i tego, że ona sama w jakiś sposób była reminiscencją Luc. Wiadomo, że mężczyzna szuka sobie partnerki na zasadzie podobieństw do matki lub siostry jednej albo kilku. 
Zyg był oczarowany Luc, bo była na prawdę piękną kobietą i osobą i w sytuacji w jakiej ustawiło ją życie radziła sobie raczej bohatersko. 
Fakt, że Luc była siostrą Kol'a był małym gwoździem w wieku trumny możliwej realcji lub szansy na związek partnerski. Ten gwożdź, że Luc traktował dotąd jak siostrę zawsze można  było łatwo podważyć, ale całą sytyację czyli trumnę odwrócić i wyrzucić z niej skazaną na bieg wydarzeń - znacznie trudniej. 
Kol'i wydawało się, że on może wtłoczyć w głowy wszystkich to co on chce aby myślano o nim i całe życie skoncentrował na budowaniu własnego wizerunku w oczach otoczenia o to się opierał i  tym żył. 
Z tego czerpał energię i wiarę we własne siły i zgodę na to kim był. Dla Kola ważniejsza była opinia i osąd otoczenia niż to kim dla siebie jawił się w chwilach gdy dopadła go szczerość wobec siebie samego. 
Był filarem systemu, który już od dawna od spodu gnił jako przeżytek w dziejach historii. Za pomocą ciężko zipiącej machiny systemu trzeba przyznać wciąż w pełnym rozpędzie pomimo różnych słabości się wybił i był tym dla siebie w oczach innych kim był. Przez swoją pozycję i pełnioną funkcję pięlęgnował i  kultywował stare podwaliny świadomości. Przez co opóźniał proces przemian za co można było być tylko jemu i kolejom życia wdzięcznym. Przeistoczenie musiało nastąpić w tempie koniecznym na konstrukcję nowego systemu wartości i wcielenia ich w życie od podstaw. 
Gdyby wszystko zarwało się zbyt gwałtownie to można było być pewnym, że załamie się świat i być może doprowadzi do apokaliptycznych następstw i skutków. Tylko zrozumienie oprawców i ich obmycie z win jako trybów lub pionków ustalonego porządku można było oczekiwać uwolnienia ofiar. System funkcjonujący obecnie był po prostu zaledwie początkiem ewolucji i dlatego bazował na ofriarach ofiar. Każdy kto trwał, żył lub egzystował dokładał do istnienia faktów swoją cegiełkę i powodował, że cała machina toczyła się do przodu. JPII nazwał obecną cywilizację cywilizacją śmierci i miał rację. 
Co dziwne Kol zawsze wszystko rozumiał, wszystkiego wysłuchał i nawet wczuł się a potem zaczynał kontynuację swojej realności ze szczebla, z którego zszedł tylko na chwilę i jak gdyby dla pozoru, rozrywki lub chwilowego wytchnienia, bo był zmuszony ciągnąć to w czym tkwił. 
Wiedziała, że wieczorem wszystko zacznie się od beczki. 
Beczka to przysłowiowy kawałek z życia Koli w wykresie kartograficznym z dziejów rodziny. Po prostu jeszcze jeden dowód na zbyt dosłownie egzekwowane prawa kontroli wobec swojej siostry.  
To był kocioł, który sobie trudno wyobrazić a taki lub podobny rozgrywa się w większości rodzin dlatego, że wyzwala energię, którą karmią się - nazwijmy to - myślokształty, które jak wszystko co żyje chcą żyć i walczą o swoje przetrwanie. 
Kol'a przed kilkoma miesiącami zlikwidował ogłoszenie siostry o sprzedaży beczek na jej osobistym kącie a mógł tak perfidnie ją oszukać i naużyć jej zaufania ponieważ ona obdarzała kredytem każdego w równej mierze i słuszne w/g Lajo wierzyła, że rachunki życie wyrówna a ona przetrwa każdą zamieć, bo zależało jej na jakości tego co dzieje się teraz bez względu na to jakich machlojek dopuszcza się najbliższa rodzina. Wybaczała im wszystko z góry w zamian za możliwość zdystansowania się od tego co ją mogło z ich strony skaleczyć. 
Bywały chwilę, które Kol'a z ojcem bardziej świadomie aranżowali wypadki w celu podtrzymania kontroli i pokazania własnej pozycji przewagi i zakresu ich nadzoru nad jej życiem. 
Tak więc w sprawie beczki ojciec się wysypał kilka razy tu i tam, które Luc'a starała się puścić mimo uszu. Zapewniając sobie takim postępowaniem wolność na terenie własnym tak aby nadal się angażować w to co ją kręci i co jest stylem jej życia i odpowiedzią na to w jakich warunkach była zmuszona prosperować. 
Miała jakąś tam kasę, ale po prostu wciaż myślała, że da radę dźwignąć sytuację i że jakoś kiedyś się wszystko wyprostuje w miarę bezboleśnie dla wszystkich. 
Tym co robiła i jak pomagała zarówno sobie samej jak i Gwen (ponieważ w jakimś stopniu rodzinne warunki i  sytuacje były podobne)...
W obecnej chwili Luc pomagała  świadomość, że w przekonaniu członków jej rodziny oni uskuteczniają działania, które w ich miemaniu mają początek w miłości. A działo się tak dlatego, że zupełnie zablokowali możliwość rozróżnienia lęku od miłości. 
Myliło im się co jest co i jakich korzeni czerpią motywację do swoich czynów i emocji. 
A Col robił to co robi z dużym tupetem i bezczelnością, bezwzględnie i wyzywająco, bo wiedział, że życie ustawiło go na uprzywilejowanym poziomie i tylko na tyle było go stać co swoim postępowaniem manifestował  i nawet w małym stopniu starał się o zatarcie śladów. Wiedział jedno, że ten który siedzi na tronie ma kredyt zaufania większości. W zapędzonym świecie wierzy się tym, którzy mają siłę lub dostęp do tego by walić w dzwony. I dlatego obecny system jest chory. 
Przykład z życia wzięty z przekroju przeciętnej rodziny w Pl'u a może trochę wyżej niż przeciętnej. 
Luc zdawała sobie sprawę, że omija ją wiele zła i cierpień jakie są udziałem większości i że nawet obecny poziom się zmieni o ile ona zdoła znaleźć najlepsze możliwe strony w sytuacji i się do nich przykleić.  Bo Luc z jakiegoś powodu była bardzo podobna do Lajo chociaż bardzo różna. Luc wszystko prasowała i dokładała starań aby mimo wszstko chronić interesy swoich bliskich Lajo liczyła bardziej na tworzony dystans, w którym mogła szukać spokoju. 
Kol'i w tej chwili chodziło tylko o taki detal, żeby znaleźć dla swoich czynów poparcie u innych. 
Bo działał z pozycji siły i się stawiał a potem czuł jak schodzi z niego powietrze i się bał tego co sam zrobił i do czego był zdolny jako człowiek i brat.  Ubezwłasnowolnienie siostry było tylko miarą konsekwencji jego korytarzy zagrożenia popartych przez spodnie w rodzinie, które nosiła żona brata Koli. Zona Mac'a miała na imię Gloria i była ze wszech miar charakterystyki siekierą jeżeli chodzi o podejmowanie decyzji. Zawsze wspierała silniejszych lub tych którzy silniejszymi mieli szansę się stać i na tym zbudowała swoją pozycję i warunki rozwoju dla swoich najbliższych. Chociaż w miarę przesuwania się w górę w swojej krarierze zawodowej coraz bardziej czuła brzemię i wagę niewoli jaką obarczała swoje sumienie. Była kwintesencją i produktem systemu i jemu wiernie służyła aż do wyniszczenia zasobów własnych. 
Miazga i ciężki kaliber. 
Za każdym razem jak Kol'a szukał wsparcia swoich karkołomnych czynów najpierw szukał ojca a poźniej Zyg'i a także próbował wkręcać często z pozytywnym skutkiem Glorię. 
 Zyg'a go podnosił  o tyle, że wysłuchał argumentów i pokiwał głową, bo niby skoro na nim spoczywała odpowiedzialność materialna...Co prawda w tej chwili Siostra Kol'i Luc'a korzystała z innych źródeł wsparcia, ale dla Kol'i wystarczyła rola jaką w razie czego będzie musiał egzekwować względem siostry i po prostu z ramienia przyszłości już w tej chwili ustalał pozycję nadzoru nad całością na w razie konieczności. W tej chwili na tego rodzaju cele jak poprawa warunków egzystencji siostry chciał wydać zero kasy i w dodatku jeszcze kwitnąć w chwale dla pozoru. A tak na prawdę z ojcem w zmowie korzystając z enegii siostry i córki. 
Bo Luc' a należała do uległych i mało zaradnych ale za to twórczych podobnie jak Lajo tylko inaczej. 
Gdyby Lajo mogła wybrać to wolałaby się zaprzyjaźnić z Luc'ą raczej niż z Kol'em. Ale ze wzdlędu na przeszłość Zyg i ich ciągnące się od lat relacje... no cóż była trochę jakby w pułapce. 
Poza tym wiedziała, że ludzie, którzy gnębią swoich bliskich też zaprzestają pręgieża gdy zaznają światła lub odłgłosów zrozumienia pochodzących z empatii i ze współczucia. 
Po prostu przebywają w piekle na codzień i dlatego na bazie poddania im argumentów, w których poczują się lepiej, mogą  przenieść ciężar kontroli z otoczenia na własną osobę. 
Kol chciał usprawiedliwienia dla poddania się lękom w imię miłości zarówno do ojca jak i do siostry a tak na prawdę stania na straży własnych interesów. 
To była pokraczna forma miłości i ciążko chora, głęboko krzywdząca wszystkich, bo u steru był ktoś kto widział tylko własne indywidualne horyzonty a zasłaniał się szlachetnością i pozorami roli której się podjął za bardzo na wyrost. Miłość Col'a popatra z ramienia innych gwiazd w rodzinie zabierała oddech osobie, którą chciał z pozoru chronić co docierało do niego powoli. 
Oczywiście jego sytuacja była na tapecie zawsze a tego Lajo chciała jakoś uniknąć. 
Lajo zastanawiała się jak uniknąć wylewania się prywatnych spraw Kol'i w trakcie ich spotkania na temat Afr.
Po prostu musi bardzo uważać przyrzekła sobie i czujnie pilnować dystansu. 
Po co miałaby się brudzić? 
Co prawda wiedziała, że Kol potrzebuje bardziej i więcej pomocy niż Luc, ale współczucie jej kierowało się w stronę siostry znajomego.
Wiedziała, że tylko pomagając Kol pomoże także Luc, więc zgodziła się i tym razem na spotkanie z Zyg'iem i z jego "mlecznym" bratem.
Chciała spędzać i się otaczać ludźmi, którzy mieli o niej jak najlepszą opinię ale i ona chciała mieć najlepsze możliwe zdanie o tych, z którym dzieliła dary losu.
Dlatego chciała się wywiązać z wyzwania wobec siebie w obecnej sytuacji w ten sposób, że dopuści do siebie tylko najlepsze możliwe strony mającej się rozegrać scenerii pod każdym względem.
Nakazała sobie dyscyplinę koncentrowania się na wszystkim co najlepsze w sobie i w innych oraz w rolach jakie każde z nich na siebie przyjmie. 
Zaplanowała, ze zacznie od sensacji od tego od czego zacząła rozmowę z Zyg'iem, to znaczy o tym, że Michael odkrył zupełnie przez przypadek, że powierzchnia ziemi jest otwartym komputerem w powiekszonym egzemplarzu. 
Otóż Michael trochę podróżował z racji konferencji w różnych punktach i miejscach na ziemi, bo miał obowiązek dzielić się przekazaną mu wiedzą za pomocą źródeł różnych. 
Okazało się, że w hotelu na nocnym stoliku jakiś poprzedni okupant zostawił album ze zdjęciami. Na zdjęciach były świątynie antyczne widziane z góry i obok wyrysowane ich plany. Otóż Michael pomyślał na początku, że zdjęcie zdjęciem a plany wziął za części wyposażenia komputerów, bo był przemęczony. Dopiero za moment zdał sobie sprawę, że są to plany świątyń w rzucie z góry w poprzecznym przekroju. Światynie zbudowane z kamienienia o odpowiednich parametrach były rozmieszczone w newralgicznych punktach ziemi zwanymi czakramami. Gdy tak przeglądał kolejne zdjęcia i plany doszło do niego, że ziemia to powiększona kopia wnętrza komputera z zadziwiającą dokładnością co do pokrywania się detali porównawczych w innej skali. 
Od razu wiedział, że jest to jeszcze jeden argument czy dowód na istnienie i funkcjonowanie rzeczywistości holograficznej, że to co jest w najmniejszym wydaniu może być też powiększone lub rozdmuchane.
- To jest coś takiego, co oddali Kol'ę od jego codzienności na tyle, że wszyscy oddalą się na konieczny dystans od personalnych spraw codzienności na tyle, by przyjemnie spędzić czas.
Podeszła do swojej biblioteczki. Wyciągnęła wszystkie książki, w których mogła znaleźć plany świątyń antycznych i kamiennych konstrukcji niby z epoki kamienia i dalej w przeszłość. Potem poszukała biblii przecież musi znaleźć fragmenty o olbrzymach i zaznaczyć cytaty, z który jasno wynika, że ludzie są hybrydami ziemskiej matki i kosmicznego nasienia i że z takich związków powstali olbrzymi, cyklopi i siłacze zwani w greckiej mitologii bohaterami. 
Na chwilę stanęłą jak wryta. Przecież może swoich kupli poprosić o to, by każdy z nich zabrał ze sobą swój własny laptop.
Przede wszystkim zaproponuje trunka lub drinka jak kto woli - planowała - z tych zostawionych przez jej dzieci. Zyg już będzie wiedział co i jak. Musi tylko kupić jakiś sok i coś na ząb. 
Wysłuchają razem konferencji Michaela na Youtube. 
Pokazuje on tam odciski stóp wielkości człowieka zakodowane w granicie. Wszystko tłumaczy i opowiada bardzo przystępnie. 
Mogą się zatrzymać dla ciekawych aksjomatach dyskusji i penetracji materiałów na każdym z poszczególnych schodów. 
Najpierw na Nassin'ie Haramein'ie potem przejdą do numerologii. Z tego punktu na pewno do kwestii ziemii, która śpiewa niczym dzwon czyli do Niklla Tesla'i. A potem żabi skok do wafelków od lodów,... 
Hmm ... - pomyślała - tu kryje się zasadzka, bo lody i dwóch wygłodzonych samców (?)... 
- A - dała sobie spokój  - wszystko pozostanie w kwestii żartów. Najważniejsze, żeby dojść do Nowej Zelandii i faceta co zbydował księżycowy ogród lub Pałac koralowy o ile teraz do dobrze pamięta, czy może to raczej było na Florydzie? - zastanawiała się. 
- Potem lewitacja przedmiotów  poprzez dźwięk - brnęła dalej poprzez konieczny w jej wyobrażeniu plan wydarzeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz