sobota, 1 lutego 2014

Cykoria

Cyntia wyszła z narożnego sklepiku obstawionego przy wejściu wiadrami i koszami pełnymi kolorowych, sztucznych kwiatów. Tradycyjnie kupowała tutaj olejki zapachowe. Tyle przyjemnych niespodzianek ją zazwyczaj spotkało wewnątrz, że wciąż się do siebie uśmiechała. Bardzo rozgadane i miłe wzajemnie się uzupełniające i wchodzące sobie na przemian w słowo małżeństwo, prowadzące ten sklepik, w trakcie nawiązanych kilku wątków dialogu doinformowało ją między innymi o nazwie posianych przez nią roślinek pod płotem od wschodniej strony ogrodu. Posiała je kilka lat temu dla ich dekoracyjnego i chyba niedocenianego wyglądu. Koszyczki kwiatów w kolorze jasnego, ale intensywnego indygo na długich, żylastych i nagich, bezlistnych łodygach, zamykające się na noc. Kolonie tych roślin można spotkać wzdłuż torów kolejowych, na rowach melioracyjnych, w kępach na poboczach dróg a czasami także na miejskich niezbyt sumiennie pielęgnowanych trawnikach. Cyntia Bella Maru ku swojemu niepomiernemu zdziwieniu dowiedziała się, że te przyciągające swoją skromnością i niepretensjonalnością o rzadkim kolorze kwiatki - to Cykoria.
Cyntia bardzo wyraźnie pamiętała swoją własną wersję małej dziewczynki zachwycającej się gorzkawo – słodkim smakiem spiralnie skręconych, gumiastych, bordowo – brązowych wyrobów cukierniczych. Zajadała się nimi siedząc na ławce w jaką wyposażony był wóz powożony prawdopodobnie przez któregoś z jej rodziców. Pleckami przylegała do przyjemnie ciepłego i akceptującego ciała. Powoli i z wielką uwagą wsmakowywała się w świeżo poznawaną gorzkawą słodycz podnosząc jednocześnie jeden ze swoich butów, w którym tkwiła jej własna stopa prawie na wysokość swoich oczu. 
Jedną z pierwszych słodyczy jaką została poczęstowana w Stanach był właśnie opisany słodki cykoriowy patyk. Cyntia pomyślała wówczas, że to niemożliwe, żeby do Stanów przywiodła ją tęsknota za jednym ze smaków dzieciństwa.  Jako już dorosła osoba po różnych perypetiach i zakrętach losu i po ostatio walnej przemianie, w czasie której zmieniła swoje dane osobowe Cyntia jako Gwen Lajo Turban  blokowała wszelkie informacje o tej zagadkowej roślinie poza wzmianką, że cykorii dodaje się do kawy zbożowej. I to było dla niej bardzo zastanawiające. Tęskniła czasem za smakiem prawdziwej kawy zbożowej bez żadnych dodatków. Zaraz po repatriacji udało jej się kupić kilka paczek Kujawianki w reliktycznych opakowaniach prosto z epoki, o której ta kawa mogła przypominać. Teraz dostępna jest tylko kawa w saszetkach, a Jollucha tęskniła za grubomielonymi fusami i dzbankiem pełnym czarnej lub serwowanej z mlekiem kawy z charakterystycznym szumem płynu nalewanego do kubka z wąskiego dziubka specjalnego dzbanka do kawy.
Wóz, na którym siedziała we wspomieniach dzieciństwa równomiernie kołysał się ze względu na nierówną piaszczystą drogę jak i niespiesznie idącego konia. 
 I... ojej! - przypomiała sobie Cyntia - przecież plecami opierała się o stoicki i pewnie osadzony bok ojca. No więc jej tata w geście zamyślenia opierał zgięte w łokciach ręce na kolanach a w jego dłoniach tkwił bat i luźno zwisające lejce. 
Jaki był cel podróży?
Rzeczą, którą Cyntia zapamiętała była atmosfera jej własnego poczucia bezpieczeństwa w otaczającej jej scenerii krajobrazu rozgrzanego słońcem i jej własnego zadowolenia z całokształtu sytuacji.
Jakoś tak prawie zaraz po tym wydarzeniu Cyntia z niesamowitym zdziwieniem odkryła, że paczkowana sałata służąca jej często jako satysfakcjonujący i bardzo wypełniający posiłek w Stanach zawierała co najmniej kilka odmian cykorii. Wród różnych sałat, listków botwinki, kilku rodzajów kiełków, listków rukoli i reszponki oraz listków szpinaku były kawałki intensywnie czerwonych liści, które dotychczas były dla niej ciekawą odmianą czerwonej kapusty o raczej sałacianym, gorzkawym, cierpkawym i ostrawym smaku. Była to cykoria rosnąca w luźno zwiniętych główkach podobnych do sałaty i kapusty włoskiej. Cyntia odkryła, że strzępiasto - listna sałata to też odmiana cykorii. Z palonych korzeni tej rośliny wytwarzany jest napój konsumowany bez lub z dodatkami takimi jak kawa zbożowa lub wyroby z cukru. To, że ona urodzona „ogrodniczka” posiadała zero wiedzy o jednym z najbardziej popularnych warzyw było dla niej bardzo dużym zaskoczeniem i okazją do spenetrowania pewności jaką dysponowała w świecie roślinnym. Była też wdzięczna, że nareszcie dzięki tak dziwnemu splotowi wydarzeń poznała nazwę ciekawej rośliny i  wzbogaciła swoją wiedzę o bardzo istotny szczegół. Wiedziała, że poznane informacje już na zawsze w niej osiądą. Od najmłodszego dzieciństwa bowiem z wielką łatwością zapamiętywała wszystko co dotyczyło swiata flory. Zdawała sobie sprawę, że większość ludzi ma takie samo pojęcie o Cykorii jak jej dotychczasowa ignorancja faktu jej istnienia. Był to więc ciekawie zapowiadający się kąsek konwersacyjny.
Osatnio w jednym z dużych sklepów branżowych Jollucha wyczaiła z nieukrywaną radością znajomą jej krajankę mieszanki sałacianej drogiej jak jasny gwint. Kupiłaby, gdyby nie oburzająca świadomość znanej jej ze Stanów czterokrotnie większej paczki o niższej cenie tego co uważała za podstawę. Trzy dekady temu w Stanach nauczyła się jeść warzywa w surowej postaci z różnego rodzajami sosami. Jedyną wadą tego rodzaju posiłków była ich krótkotrwałość a w związku z tym konieczność częstych zakupów. Wprawdzie w polskich centrach handlowych a także na małych straganach rynków nie można było dostać wszystkich komponentów zapamiętanych posiłków, ale kępy przysychających przebiśniegów i codziennie rozwijające się nowe kwiaty w ogrodzie podpowiadały jej, że już niedługo do sałatek będzie mogła dodawać świeżych liści gorzkawych mleczy, babki, czterech rodzajów mięty zachowanych na działce, drobnych listków tymianku, bardzo aromatycznych gałązek oregano, mało znanego w Stanach kwaskowatego szczawiu, można dodawać też różnych jadalnych kwiatów: nasturcji, turków, róży rosnącej w kącie ogrodu, płatków czerwonych maków i niebieskich chabrów oraz żółtych mleczy... i różnych nasion oraz bakalii. Smaczne i pożywne są omawiane posiłki i Cyntia z odczuciem napływającego wigoru i entuzjazmu przygotowywała listę zielonych zakupów
Już miała się ubrać i pofrunąć po zakamarkach i uliczkach a być może na poszukiwanie kolejnych zadziwiających informacji ale rozdzwonił się telefon. 
Dzwonił Micho.
O Cykorii wiedział tyle co ona przed wyprawą do narożnego sklepiku przysiadłego na skrzyżowaniu Rynku znanego pod nazwą Niebieskich Pawilonów a skośnie wjeżdżającą niemal na obszar omawianego placu ulicą. Powstał ostry trójkąt akurat jak na sklepik ze zwężającym się dziedzińcem na wiadra i kosze pełne kolorowych kwiatów. Micho w ogóle należał do takich, których trzeba było trochę za język ciągnąć przynajmniej na początku rozmowy. Cyntia włożyła dużo serca, żeby go w końcu rozruszać. Mówiła mu o tym, że dużo ostatnio pojawiło się egzotycznych owoców o przedziwnym smaku i jeszcze dziwniejszych nazwach, ale świat flory ma mało wspólnego z samochodowym więc gadało im się co najmniej dziwnie.
Cyntia się w końcu trochę zdenerwowała i dlatego  przeszła na trudniejszą skalę treści: 
- Micho ty Niedźwiedziu odpisujesz mi w kratkę...mam wrażenie, że się obraziłeś czy jak?
E tam  ja się nigdy nie obrażam, a w ogóle co Ci mogę  napisać .... sam nie wiem ... nic się nie dzieje ciekawego poza tym, że żyję... może coś wymyślę ale na razie to mi palce źle  przebierają po klawiaturze a w głowie mam pusto ... a co u Ciebie słychac? ... widzę, że piszesz tzn, że też żyjesz... a poza tym coś się wydarzyło specjalnego u Ciebie czy tak samo jak u mnie ?
Tutaj Cyntia gadała z pół godziny co u niej. Cyntia miała odwrotny problem, bo jak się rozwinęła to na prawdę miała za dużo do powiedzenia, kiedy w końcu mniej więcej ogarnęła co u niej z jej własnego i z cudzych z grubsza wziąwszy podwórek przyszła kolej na Micho;
No rzeczywiście coś się  dzieje u Ciebie i u młodych; tzn ja młodymi nazywam tych wszystkich z pokolenia po nas nastepnego....a także w żargonie każdego młodszego od siebie i wtedy zwracam się do niego "cześć mlody" - nadawał Micho jak to on z zadowolonym uśmiechem w głosie.
- A po co Ci 20 litrów farby ?  ... będziesz cały dom malować czy co?
- Pewnie na dom by zabrakło - powiedziała ona, bo nagle odechciało jej się gadać ale zebrała się w sobie i dodała; - Widzisz teraz zakres i rodzaj moich ciągłych wydatków i inwestycji. Ludzie  przeprowadzają remonty od czasu do czasu i piszczą, że to boli a u mnie to są po prostu regularne zapotrzebowania na podobne materiały dla udrożnienia procesów twórczych. W Stanach w różnych sklepach zaopatrzenia w surowce do remontów można było kupić farby, które ludzie oddawali, bo im się z jakiegoś powodu odwidziały. A tu nici.
Ja z kolei śpię ostatnio jak zwierze .... nie wiem czy to dobrze czy źle, ale w każdym razie widocznie mi sen potrzebny do życia. Poza tym życie idzie - wiadomo jak wiekszość czasu w pracy spedzam, a po pracy to juz wiele czasu nie ma... tzn moze i by był ale trudno się zorganizować aby coś  pożytecznego zrobić... widocznie to moje wrodzone lenistwo i tyle.
- Wiem jak to jest - wtrąciła Cyntia.
- Na pocieszenie mówię sobie, że lenistwo było inspiracją do wszystkich wynalazków ułatwiających życie ... - rozgadał się Micho.
- No to kiedy jakiś patent własny będziesz oblewać? - zażartowała Cyntia.
- E... na razie żadnego wynalazku nie opatentowałem do tej pory , i tak to ze mna jest.
- Micho całkiem dobrze jest z Tobą - pospieszyła z pocieszeniem Cyntia. 
- Znajomy był na Kubie i mówi, że mu się podobało ... każdemu by się podobało bo po pierwsze ciepło a po drugie .... też ciepło - uśmiechał się Micho, z tej prostej okazji, że udało mu się powiedzieć jakiś mały żarcik. 
- Dla mnie Kuba i polskie lato za gorące jest. Wolę Irlandię. Czy wiesz, że u nich różnica temperatury między latem a zimą wynosi dziwięć stopni?- rozkręciła się Cyntia - A wiesz jaki duży rozrzut jest u  nas?- zapytała retorycznie i zaraz kontynuowała dalej.-  Są czasami zimy do minus trzydzieści pięć prawda? 
- Są.
- I są czasami lata do plus czterdzieści a nawet powyżej prawda?
- Prawda, Cyntio prawda. 
- Policz sobie i wychodzi, że różnica pomiędzy temperaturami lata i zimy może być do powyżej siedemdziesięcu Stopni... 
- Oj Cyntio...
- Co tam Tobie Micho?
 No w każdym razie dobrze, że wiosna się zbliża, bo może coś się bardziej będzie działo; przynajmniej się będzie chciało bardziej na zewnatrz wyjść lub wyjechać.
- I można poczekać aż Cykoria zacznie kwitnąć - uśmiechnęła się do wspomienia o płowych kwiatkach w różynch odcieniach Indygo. 
 - Aha ... karmię ptaki czasami ... zupełnie fajne zajęcie, bo można się im poprzygladać - powiedział Micho. 
- U mnie w ogrodzie jest pełno karmików i co roku wieszam słoninę dla sikorek. 
- O... - powiedział Micho.
No więcej mi nic do głowy nie przychodzi w ten niedzielny poranek... - odezwał się za jakąś chwilę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz