poniedziałek, 10 lutego 2014

Deszcz ze śniegiem

Lylli przesłała Gwen filmik, na którym Paweł buja i podrzuca Zulę a ta za każdym razem się cieszy i reaguje całą sobą. 
Szczególnie prześmiesznie rusza nóżkami podczas opadania w dół otwierając przy tym szeroko buźkę i wydając dźwięki świadczące o maksymalnej ekscytacji i nadprzecietnym zadowoleniu. 
Jej nóżki pedałują powietrze tak jak przy stylu pływania stylem zwanym "żabką" z niesamowitą szybkością i bardzo rytmicznie za każdym razem po kilkukrotnie.
Paweł bardzo uważnie obserwuje swoją kochaną córeczkę i jak tylko zauważa zmianę na jej twarzy to kończy zabawę. 
Lylii nazwała filmik "Super Baby" ale dla Gwen to jest super wnusia, bo wygląda tak jakby pływała w powietrzu, gdyż wskazują na to ruchy jej nóżek i rączek. 
Na filmie widać, że Lylli odpoczywa wyciągnięta na tapczanie a Paweł po energetycznej  zabawie oświadcza Zuli i Lylli, że idą się kąpać, ponieważ do rutynowych zajęć Pawła należy codzienna kąpiel swojego kochanego szkraba. 
Gwen oglądała filmik już kilkakrotnie i wciąż do niego wracała aż w końcu ustaliła ze sobą, że ogląda ów prezent przedostatni raz. Potem dała sobie jeszcze tylko przedostatnią szansę i w końcu udało jej się jakoś przejść do pisania z pamięcią wciąż utkwioną w oglądanej przed chwilą scenie z cichego szczęścia rodzinnego swojej córki. 

- I pomyśleć jak to wszystko piorunem zleciało - pomyślała Gwen przeciągając się nad rozpoczętą robótką - już za moment Zula skończy siedem miesięcy, a przecież zaledwie przed chwilą byłam świadkiem jej pierwszych chwil życia

Kilka dni po narodzinach Zyli, Gwen zawiadomiła wszystkich swoich przyjaciół o tym,  że jej wnusia
Zula Lylli Bev - ma cztery pra - babcie; Myszkę, Joę, Eltę i Bros i jednego pra - dziadka Zyrf'a. 
Jest pierwszym pra - wnukiem ( a raczej pra - wnuczką ) dla prababci Ann - matki matki jej matki popularnie zwanej Myszką i drugim wnukiem a raczej wnuczką dla pra - babci Joę czyli matki ojca jej matki a także ... i tu Gwen postanowiła zasięgnąć informacji, bo miała tylko fragmentaryczną  orientację, którym wnukiem jest dla pra - babci Eltę (?) to znaczy matki matki jej ojca ale wiedziała, że jest dziesiątym pra - wnukiem a raczej pra - wnuczką dla dziadków Bros i Zyfr'a Bev czyli rodziców ojca jej ojca. 
Zula Lylli Bev ma dwie babcie mamę swojej mamy czyli Gwen Lojo Turban i mamę swojego taty Tolę Lojo Bev. 
Jest pierszą wnuczką dla obu Babć i pierwszą wnuczką dla obu dziadków.
Zula posiada też dwie świeżo upieczone ciocie siostrę swojej matki Lylli - Yannę obecnie mieszkającą w St i bliźniaczą siostrę Pawła Len'ę, która jest już wielokrotną ciocią co wynikało z opisu rodziny z Cork. 
Zula posiada też dwóch dziadków Gregor'a ojca Lylli i Drej'a ojca Pawła. 

W odpowiedzi dostała od swoich znajomych opisy ich koneksji względem ich wnuków i zaraz po przeczytaniu pierwszych kilku pogubiła się w spiętrzeniu rodzinnch połączeń. Z całości jednak wyniosła zrozumienie, że Zulka ma najwięcej żyjących przodków ze wszystkich przesłanych opisów pomimo, że zarówno ona sama jak i jej córka zdecydowały się na ciążę i  dzieci blisko trzeciej dekady życia. 

- Wynika z tego, że Zula ma zwiększone szanse na długowieczność - pomyślała i spojrzała w okno. 
To co zobaczyła bardzo nią poruszyło pomimo, że był to zwykły wiosenny deszcz ze śniegiem.
A napiszę to sobie jako kawałek, który będzie można wstawić w "Kartkach" - pomyślała.

"...Na zewnątrz prostymi linijkami siecze deszcz ze zgrubieniami śniegu. To tak jakby ktoś nanizał bi, drobne koraliki na napiętych rytmicznie poukładanych i naciągniętych strunach. 
Trochę tłucze i hałasuje w rynnie. Poszczególne akcenty jaśniejszych wypukłości w ruchu identyfikujące grudki czy płatki śniegu zmiękczają obrazek całości obserwowanego wycinka otoczenia, ociepla go też..."

- Podobno ma tak ze dwa dni urozmaicać pogodę i widok za oknem - westchnęła i napisała do Micho wysyłając mu świeżo napisany kawałek, który  oryginalnie miał się znaleźć w kartkach.
Gdzieś na działkach ogrodniczych po przeciwnej stronie ulicy jakąś para zdecydowała się rodzinne wesele. 
Ciekawe czy rzęsisty i ciężkawy kapuśniak zniechęci delikwentów uskuteczniania rozbłysków kolorowych wiązek na niebie przy udziale huku i unoszących się gęstych oparów smrodu spalonego prochu?  

Okazało się, że Micho miał zupełnie podobną sytuację. Tam też się pobirali i też postanowili to uczcić fajerwerkami i neonowymi  pióropuszami w kolorach na wieczornym niebie. 

"...- No tutaj też się zaczęło - pisał Micho - ale dopiero wieczorem tzn deszcz ze śniegiem...
...  też już zaczynają strzelać trochę na tym weselu co Tobie pisałem, że się zapowiada. Widocznie się przygotowują na jutro, bo jutro jeszcze będą poprawiny i wówczas to jeszcze bardziej czasami strzelają, bo już mają za sobą wszystkie inne atrakcje..." 
Gwen uznała, że ten wpis Micho jest wystarczająco dobry na zakończenie obecnie komponowanej kartki i już chciała zająć się czekającymi ją obowiązkami ale okazało się, że przypomiała sobie, że może jeszcze starczy jej sił na selekcję notatek, które nagromadziły jej się w jej skrzynce mailowiej. 
Okazało się pierwszy otwarty akapit przykuł jej uwagę, bo niejako odnosił się do obecnie dyskutowanej sytuacji związanej z ostatnią korespondecją z Bon'ią. 
To było jeszcze w czasie gdy Gewn jako Cyntia interesowała się polityką i się emocjonalnie w nią angażowała. 

"... Od rana dzisiaj jaskrawe słoneczko. Tak jasne, że jego zadziorne promienie były powodem mojego przebudzenia. Niebo bałwaniaste i skłębione, ale słońce  promieniami  pomiędzy natłokiem nacierających na siebie szarości nisko zawieszonego nieba, słońce przebija się pomiędzy, a są też gładkości nagle wysokiej niebieskości bez chmur zawieszonych dużo niżej. Zapewne w takich zatokach rozstąpienia się gęstych i ciężkich kłębów chmur zawiesiło się dzisiejsze słońce. Tak jaskrawe, że w jego promieniach giną małe gałązki a nawet większe konary nagich drzew. Słońce tak jaskrawe, że każe mrużyć oczy... 
Dzień już jest coraz dłuższy i niedługo każde z nas to zauważy. Muszę przyznać, że tego roku wyjątkowo bezbolesne i ze znieczuleniem minrął okres coraz krótszych dni, przynajmniej dla mnie, bo na prawdę dużo tworzę i to jest w tej chwili mój świat. 
W moich postach na fejsie zamieszczam wstawki o zdobyczach prehistorycznych cywilizacji udostępniających wiedzę o niesamowicie wysokiej technologii nawet dzisiaj nam niedostępnej. 
Pamiętam w plastyku na zajęciach z historii i sztuki kolumny tympanonu i innych zabytków starożytnych cywilizacji budziły we mnie niekłamany podziw. Marzyłam wówczas aby móc kiedyś dotknąć palcem chociaż jednej takiej kolumny. I co się stało. Lata później i w ogóle nieprzewidzianym momencie; Otóż zanim wyjechałam ze Stanów na stałe do Polski przyjechała w tygodniowe odwiedziny do moich córek najlepsza koleżanka Emilki - Angela. 
Wymyślałam im różne zajęcia w podgrupach. Codzienne chodzenie na basen jest na pewno czymś na co tylko w tamtej realności mogły sobie pozwolić moje pociechy, ale chciałam im przysporzyć materiału na budowanie wspólnych i różnorodnych wspomnień; byłam z nimi nad oceanem i w zoo. 
Życie, jego historia trwa od momentu do momentu i z momentów się składa i koduje w naszej pamięci. 
Zabrałam je więc do Aboredium w Waszyngtonie albo pod Waszyngtonem. 
A tam stały kolumny przetransportowane z Grecji. Przynajmniej tak pisało na zamontowanych tam tabliczkach opisujących eksponaty także roślinne.  Mogłam ich dotknąć. Ale to co zatykało mój oddech w piersiach to był ogrom monumentu kilku zaledwie kolumn, a co dopiero wyobrazić sobie ich zagęszczony las i cały budynek... To już przyprawiało o zawrót głowy. Dzieci porobiły sobie szereg zdjęć przy tych kolumnach i w całym ogrodzie. Ale dla nich to było mniej cudne i niesamowite przeżycie. Wzięły to za czynnik odkrywania świata, poznawania go i jakoś tak dość obojętnie skwitowały jeszcze jedną niesamowitość obok tego, że na przykład oddychają, żyją i są stanem świadomego istnienia. 
Wszystkie zabytki kultur zaprzeszłych budzą we mnie zdumienie i bałwochwalczy podziw innego rzędu niż ten dla ustanowienia ziemi i kosmosów oraz samych bezkresów przestworzy czy samego życia i egzystencji..., może bardziej podziw i zaszokowanie doskonałością na zasadzie porównania z ludzkimi możliwościami lub możliwe, że raczej ich brakiem. 
Tak więc zabytki te lub raczej świadectwa działalności zatykały moją możliwość regularnych oddechów. Czułam to samo w czasie oglądania poszczególnych odcinków o kosmitach jakie zamieściłam na fejsie. Czułam przemożną chęć zobaczyć tego wszystkiego na własne oczy.  Na własne oczy zobaczyć w oryginale a może dotknąć a nawet wejść do środka na przykład świątyń wyciętych w kamieniu podłoża w Etiopii czy w południowej Ameryce ogromnych monumentalnych kamieni tak ze sobą dopasowanych, że do dzisiaj tworzą jedną całość bez użycia zaprawy. 
W ogóle uważam, że wyprawa na Irak miała na celu inne rozrachunki niż ropa czy gaz. Myślę, że chodziło o dostęp do tajemnic lub jakiś ważnych świadectw działalności sił wciągających ludzi w rozgrywki wyższych, że tak to określę wymiarów. 
To na terenie Iraku powstał pierwszy alfabet i układ dziesiętnego liczenia oraz arabski sposób zapisywania cyfr znacznie łatwiejszy niż rzymski system. Powstała też tam właśnie ideologia pojęcia zera jako wartości zarówno dopisywanej jak i samej w sobie coś określającej a właściwie opisującej brak zawartości. 
Tak więc szkoda, że kolejne wojny zamieniły w to donośne źródeł naszej cywilizacji i centrum sztuki i nauki w ruinę. Tak samo jak szkoda, że na przykład cała biblioteka Aleksandryjska została spalona dla ochrony tyłków tych przy korytach utrzymujących swoją kontrolę nad masami kosztem tych mas 
właśnie..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz