Zulka się uśmiechnęła do niej patrząc jej w oczy i kilkakrotnie uderzyła rączkami jakby trochę bezwiednie w pulpit krzesełka do karminia, w którym siedziała, co prawdopodobnie miało oznaczać radość lub zadowolenie.
- Szkoda, że ma przykryte pulpitem nóżki, bo moje córeczki to się cieszyły także nóżkami - przypomiała sobie Gwen.
- A co Ty powiesz do Babci? Co? O moje skarby najdroższe! - mówiła Gwen chciwie wpatrując się w swoją małą ślicznotkę ostatnio bardzo podobną do Babci Pawła - Bron'i.
Gwen z najwyższym zaangażowaniem produkowała nieco wyższe dźwięki niż zazwyczaj wydaje w rozmowie i nieco zwalniała tempo wypowiadanych wyrazów a także starała się mówić wyraźniej niż zazwyczaj i cieszyła się gdy mała spojrzała w stronę ekranu.
- Agggeeee, Affggee, Niiiaaa - odpowiedziała jej Zula.
- A tak Geeniaaa taaak? A gdzie jest Twoja kaczka Geeeniiiiaaaa? - pytała Gwen.
- Ale właściwie Genia to raczej jest imię dla gęsi niż dla kaczki prawda - rzuciła w stronę Lylli.
- No właściwie to chyba masz rację - odpowiedziała Lylli przygotowując jakąś papkę dla małej.
- A co teraz będzie robiła Zulka? Cooo? - pytała Gwen patrząc na to jak jej wnusia z zapamiętaniem z całym posiadanym impetem uderza kolorową plastikową zabawką w zielony pulpit białego krzesełka do karmienia. Za każdym razem w kolicji zderzenia zabawki z pulpitem następowały kaskada dźwięku więc Zula zamyka mocno oczki i widać, że na chwilę się boi, ale z zapamiętaniem powtarza ulubioną w tym momencie czynność w cykliczynym rutynie tej samej akcji.
- Zulka będzie teraz jadła- odezwała się Lylli nabierając pomarańczowej papki na malutką plastikową, zieloną łyżeczkę o długiej rączce i sprawdzając ciepłotę przygotowaniej papki delikatnie dokładając ją do obnażonego nadgarstka dłoni, w której trzymała do połowy wypełnioną zieloną plastikową miseczkę.
- Auufffggggu, mamam, mamama, mama, agggguuuu - poinformowała obie kobiety najmłodsza.
- Dzisiaj Zulka zje marchewkę, z kabaczkiem i ze śliwką - wtrąciła się w rozmowę mama małej.
Zaczęła się procedura karmienia i Gwen tonęła w zachwytach za każdą podaną Dzidzi łyżeczką, którą ta zgarniała zgrabnie usteczkami czasami tylko pakując rączkę między łyżeczkę i o otwartą buzię tak dla ułatwienia sobie jedzenia a potem brudząc sobie całą twarz i kawałki krzesełka. Była więc przerwa na wycieranie krzesełka a potem buźki Zuli a takzę jej śliniaczka i wówczas głodna Zulka natychmiast zaczynała marudzić, bo była przeciwna przerwom w dostarczaniu łakoci.
W momencie gdy się najadła odpychała łyżeczkę lub wykręcała główkę w odwrotnym kierunku do wysuwanej serwowanej porcji jedzenia.
- Ależ ona ładnie wcina - chwaliła Gwen, bo wciąż pamiętała katorgi karmienia Lylli i Yanny - chociaż Yanna była trochę łatwiejsza pod tym względem - przypominała sobie.
- A my byłyśmy gorsze pod tym względem - pytała Lylli zaczepnie.
- Oj już tyle razy mówiłam Tobie, po co wciąż powtarzać to samo - ofuknęłą ją Gwen.
- Właściwie to masz rację z tę gęsią - powiedziała Lylli uciekając z pola zagrożenia.
- A widzisz - podchwyła Gwen - ale gdzieś ta kaczka z wyglądu a gęś z imienia się zapodziała - prawda?
- Jest u góry.
- Wolisz inne zabawki?
- Z tych dużych to najbardziej podoba mi się delfin - przyznała się dorosła mała dziewczynka w tym momencie ze względu na rozbrajającą minę winowajczyni.
- A co ze słoniem ?
- On jest najlepszy do podpierania drzwi, żeby unikać trzaskania - stwierdziła córka i spojrzała na swoje stopy...
- Oj dobrze już dobrze to Wasze decyzje co zrobicie ze wszystkim co Wam przywiozłam, tak tylko chciałam się przekonać czy przydają się Wam rzeczy, które przywiozłam - poinformowała Babcia przepraszająco.
- Mała śpi pod kołderką, którą jej zrobiłaś - powiedziała Lylli.
- To fajnie - uśmiechnęłą się Gwen z trudnym do ukrycia zadowoleniem.
- Mama, a co z Twoim pisaniem? - zmieniła mało wygodną tematykę córka.
- A wiesz wczoraj napisałam kawałek
- Już taki gotowiec?
- Ten ostatni to tak... Czasami już coś wrzucę na Blogg'a a potem dochodzę do wniosku, że muszę coś tam dopracować czy zmienić...
- Tam jest możliwość edytowania - podpowiedziała Lylli.
- Tego się już zdążyłam nauczyć, tylko często wydaje mi się, że jak wrzucam coś do przeczytania dla innych to jest już wersja dopracowana a potem znów zdaję sobie sprawę, że coś tam trzeba dopracować...
- No ale powoli masz coraz mniej pracy(?) - z lekkim wahaniem stwierdziła Lylli odpinając stolik od krzesełka.
- Ojej zobacz moje najdroższe maleństwo, co ta mama za czarodziejstwa wyprawia, jest stolik a potem brak stolika - zobacz...
- Masz rację córuś - mówiła Gwen przenosząc wzrok z wnuczki na Lylli zajętą przenoszeniem Zulki z krzesełka do chodzika - wiem kiedy w moim przekonaniu kawałek jest gotowy.
Zamilkły obie na chwilę co z wielkim upodobaniem wykorzystała Zula - Aooojjjuuue aaaaa ooooo - skomentowała donośnie i umilkła dopuszczając do słowa następną chętną.
- Dzisiaj rano napisałam trochę... - podjęła przerwany wątek Gwen - i wiesz zastanawiałam się nad zakończeniem przez moment i komputer się zamroził.
- Wykorzystał moment - śmiała się Lylli
- Aaajajjjjllll - odezwała się Zula.
- Musiałam go zresetować.
- Byłam średnio zadowolona z tego co napisałam?
- Dlaczego?
- Widzisz wiadomo, że życie zapewnia kontrast; raz jest lepiej raz gorzej, zawsze jak opiszę aspekt, o którym myślę, że pokazuje prawdę to mam wyrzuty sumienia ponieważ wydaje mi się, że powinnam to ująć z lepszej strony, że każdy żyje jak najlepiej potrafi i że powinnam tak ująć treść aby to moje przekonanie przebijało się przez wydarzenia, które mogą dla jednej z pokazanych stron mniej wygodne i trudniejsze niż dla drugiej.
- Oj mamo... - westnęła Lylli i zamilkła.
Obie milczały przez chwilę i nawet Zulka przeoczyła moment wbicia się w temat.
- Jak wybrnąć z opisywanej historii tak aby pokazać pozytywny aspekt zaistniaej sytuacji? - kombinowała głośno prowadząca chwilowy monolog autorka tekstu, do którego szukała zakończenia.
- Zresetowałaś go?
Gwen spojrzała trochę półprzytomnie na pytającą.
- A komputer?... Tak.
- Tak na prawdę to ja wiem meritum co chciałabym napisać tylko jeszcze muszę znaleźć rozwiązanie jak to wlepić do tekstu;
- Jak tak to masz już prawie gotowca - powiedziała optymistycznie Lylli.
- W ntotatkach na boku napisałam sobie odnośnik i stanęłam a potem Ty zadzwoniłaś i tak się zakleszczyłam...
- A co tam napisałaś?
- Poczekaj przeczytam Tobie - powiedziała Gwen i zaczęła szperać w kompie...
- Oj ona jest chyba śpiąca, zobacz jak sobie oczki przeciera o a teraz jeszcze ziewnęła - powiedziała Lylli.
- O mam, posłuchaj; - powiedziała Gwen i zaczęła czytać; - "... Kontrast zapewnia zawsze wyklarowanie tego co tak na prawdę chcemy robić i na czym nam zależy czyli zapewnia stały rozwój oraz uwypukla środki jakie może byłyby pominięte w innym wypadku..."
- To już?
- Już.
- No przecież możesz to napisać.
- Tak ale jak to osadzić w całości? - zastanawiała się Gwen głośno.
- Oj coś wymyślisz prawda?
- W moim przypadku - podjęła Gwen - sprawa ograniczenia swojego życia do mieszkania tylko i wyłącznie spowodowała konieczność ekspresji czyli zastosowania wentyla w formie piśmiennej co stało się w tej chwili moją pasją i wyzwaniem na bierzący moment. Jest to - jak wiesz - mój sposob na przeżycie w tej chwili i teraz z pomysłem na siebie jako kogoś kto zajęty jest pisaniem. Być może gdyby Myszka mogła udostępnić mi każdy z pomyłów jakie chciałam uskutecznić w wersji całkowicie pominiętej w realiach, na które tak narzekam to z pisania byłyby nici...
- No widzisz, przecież piszesz na podstawie życia to tak właśnie napisz jak mi powiedziałaś - podsunęła Lylli.
- Czyli co?, że wyklarowuje się w mojej bohaterce wąska specjalizacja rozlicznych talentów jakie zafundowała jej natura czyli zbiór osiągnięć poprzednich generacji? - śmiała się Gwen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz