wtorek, 4 lutego 2014

Gasiłam awangardą

Rewizja.

Gasiłam awangardą, uwiarygodniałam pewność,

prowokowałam przeciętność, budziłam ciekawość,

zahaczałam uwagę, pożerałam święty spokój,

mąciłam ciszę i zbyt zastaną sytuację,

rozdawałam róże zachwytu bez powodu.

Zciągałam spojrzenia zassiewając burzę, 

Rozsyłałam uśmiechy z figlem w oku.

Nęciłam fotgrafów.

Żyłam iluzją pomysłu na siebie i sposobu na życie.


- Kiedy to napisałam? - zastanawiała się Gwen spoglądając na znaleziony fragnemt wiersza na jakimś ochydnie wymiętolonym  karteluszku. Szkoda, że oddarta jest cała reszta treści z miejscem i z datą. 
- Przecież to jest swego rodzaju dokument jak zdjęcie lub kawałek filmu... 
- Coś chyba było to...- głośno myślała.
- Zaraz...a co było... a potem? 
Ostatatnio powiedziałam do Beci, - relacjonowała zupełnie bez sensu - że jestem ekscentrykiem, na co ona odpowiedziała na tym samym oddechu tylko jej własnym: "...- każdy artysta jest ekscentrykiem?..."
W wieku 55 lat zaakceptowałam na reszcie - rozważała dalej - że wyraz artysta może się odnosić do mnie. Do tego czasu, to było takie eteryczne i za wzniosłe słowo jak na moje nogi - uznała. 
W towarzystwie tu czy tam, czasami rzuciłam, że mam duszę artystyczną, bo tego byłam i nadal jestem pewna - rozważała - znacznie chętniej przyznawałam w tym względzie rację innym, którzy to zauważyli lub podnieśli. 
- Dla mnie artysta to człowiek sukcesu i z potwierdzeniem przez innych - Amen - dokończyła dobitnie i ze zrozumieniem samej siebie. 
Powiedziała to głośno i zdała sobie sprawę, że wciąż trzyma w dłoniach ten wymiętolony kawałusze przedartej kartki. Wypadł z jakiegoś notatnika a może z książki.
- Od jak dawna tam leżał z nadzieją, że zaczęty kawałek dokończę?
- Co było pod spodem? 
- Prodopodobnie było coś na kształt pytania o prawdopodobnie o teraźniejszość.
- Potem chyba było coś na kształt pytania w rodzaju; A teraz? 
- A może coś na kształt pytania w rodzaju; Gdzie jestem?
- Może tak; zaczęła pisać to co sobie wiedziała z ostatniego uplątania w okres zamknięcia się w pracowni jak w więzieniu, bo Cyntia wierzyła, że przede wszystkim musi poukładać się sama ze sobą w ciszy i samotności. 
- Wszystko co tworzy artysta lub uczony to są poszukiwania Boga lub rozmowy ze swoim Bogiem, w jakiejkolwiek formie on się pojawia lub przychodzi - podążała szlakiem znanym sobie Gwen - więc naturalną rzeczą jest, że jest to tak intymna sprawa, że najczęściej robi to w izolacji i w pozornym osamotnieniu.
Ktoś kiedyś jakiś poeta napisał; "... Wiodę spór z Bogiem o własne istnienie..." 
Ona też wiodła ale jej celem było zespolenie z najwyższą inteligencją jakkolwiek rozumianą w harmonii i zsynchronizowaniu z punktem zapłodnienia czy poczęcia myśli czyli dotarcie do źródła iskry. 
Ostatni okres odizolowania i skazania siebie na wzmagania z udochowianiem materii, jak to nazywała "dotknięcia  źródła", stałego poszukiwania w sobie pierwiastka boskości to znaczy tego co na prawdę jest iskrą twórczą lub ikrą w bardziej kolokwialnej obróbce, więc Cyntia za ten ostatni okres jak wszystkie poprzednie zapłaciła wysoką cenę. 
Nawet myślała wówczas, że za życie płaci się życiem. 
Po generalnej i świadomie ukierunkowanej transformacji kiedy to przyjęła tożsamość; Gwen Turban Cyntia Maru postanowiła zmienić motto swojego życia i powtarzała sobie przy każdej okazji, że to życie płaci życiem za życie. 
Ale wówczas musiała prawdopodobnie napisać coś w rodzaju... 
Tu Gwen znów się głęboko zastanowiła chcąc poczuć siebie z tamtego okresu. 
- Ja byłam jako Cyntia; trochę rozżalona i mająca pretensję Bóg wie do kogo, z tym, że już powoli z tego bałaganu wyrastałam  - odnotowała w myśli przeprowadzając analityczną wiwisekcję. 
Cieżka to była harówka nad sobą. Teraz Gwen patrzyła z perspektywy czasu i nawet mogła sobie pogratulować tego, że jest w stanie zobaczyć siebie z dystansu. 
- Co mogłam wówczas napisać...- wnikała w Cyntię z perspektywy Gwen. 
Ponieważ obie istniały w tym samym czasie jako własne wcielenia równoległe więc mogła sięgnąć do osoby, która nadal żyła z nią z wielkiej przyjaźni czyli swojej przeszłości. 
A więc Cyntia prawdopodonie napisałaby coś takiego dla przykładu; 

"...Gdzie jestem?

W roboczym ubraniu, ze zbyt obfitym ciałem?

Samotna z wyboru, bez niepotrzebnych inwestycji?

Z uwagą skondensowaną, bez rozproszeń?  

Bez makijażu, bez szminkin na codzień? 

Bez rozliczeń natrętnych zegarów?

Bez parcia na wyprzedzającą modę szafie?

Z lękiem i pokorą wielką, z drżeniem pleców

przed próbą dźwignięcia świeżo wytyczonych celów?... "

Wysypały się na papier kolejne strofy na skutek wczucia się swój własny wizerunek z tak niedawnej przeszłosci. 
Po przeczytaniu powoli z namysłem zgniotła właśnie zapisaną kartkę.
Przecież to był symbol powrotu do utraconych rajów i do ogrodu z zaryglowaną furtką. Była już tam i powroty są mało wskazaną opcją. 
Gwen postanowiła, że chcę siebie umacniać na obranej pozycji, dla której się zadedykowała bez reszty. 
- Więc w obec powyższego co teraz? - prowadziła ze sobą monolog; nawet wydał jej się warty świeczki. 
Teraz, gdyby Cyntia miała odpowiedzieć na to pytanie Teraz co wówczas było teraz albo co teraz jest teraz to odpowiedź by za pewne brmiała w subtelny sposób różnie: 
Napisałaby z pewnością; 
Co teraz? 
Teraz Piszę.....albo dla przykładu: tworzę, bo Cyntia wówczas tak jak teraz Gwen była twórczo nastawiona od zawsze a pisać też lubiła jako, że była to  jedna z obranych dróg jej stawania się czyli realizacji od pradawnych czasów. Pomimo nieskończonej ilości wcieleń, z których mogła siebie wybierać w każdej sekundzie trwania wybierała własną kontynuację, w której zawsze była w jakiś sposób powiązana z literaturą lub z sztuka w ogóle.
Inaczej mogłaby się zupełnie pogubić. 
Więc zarówno jako Cyntia jak i Gwen; obie były przede wszystkim osobami z twórczym zapałem i duszą takąż duszą, to jest rdzeniem, który decydował o esensji ich istnienia.
Więc teraz, by się rozwinęła o całokształcie pisania, bo teraz miała okres na pisanie, więc napisałaby coś w tym stylu zapewne:
Moja twórczość literacko - poetycka dzieli się w zasadzie na kilka kategorii.
Jedna to dosyć dobra literatura taka niczego sobie. 
Druga to poezja też nawet taka, do której mogę się przyznać jak na razie. Przynajmniej do wybranych bardzo selektywnie kawałków...
Jest jeszcze trudna poezjo/literatura lub literaturo/poezja o strasznie górnolotnych ambicjach tak jak poniżej przytoczony fragment z czasów indentyfikacji z Cyntią. 
A na koniec jest proza pod psem i poezja do niczego to znaczy do kosza.

- Zebrało mi się na prześmiechy, ale tak właśnie zamierzam traktować moje życie - uznała.

Zaraz po napisaniu jakiegoś kawałka w ferworze i gorączce twórczej czasami trudno było dokanać klasyfikacji co jest jakie czy lub jak sklasyfikować owe "dzieła". Po odleżeniu się każdego fragmentu  w szufladzie lub raczej w pojemności pamięci cybernetycznej powoli zaczyna dojrzewać do decyzji o tym co jest jakie i gdzie jest miejsce danego epizodu natchnienia przelanego na papier; na płytce w szufladzie czy w koszu na śmieci. 
Ze smutkiem stwierdziła, że kosz ma wyjątkowo przepełniony ostatnio.
Ponieważ Gwen odkryła tego samego blogg'a, któryego twórczynią była Cyntia postanowiła wrzucić tam wszystko co nazbierało się w szfladach czy zakładkach pamięci elekronicznie sterowanej przez cały okreś twórczy ostatnich pięciu lat. 
Jej obecna praca polega na uporządkowaniu dorobku ostatniego pięciolecia  wszystkich materiałów tak aby powstała z tego konkretna całość lub kilka całości, ale żeby zaistniały w wykończonej formie. 
Ostatnio zamieściła post na ścianie swojego portalu na fejsie reklamujący jej blogg'a dotyczący jej życiorysu ten sam, który towarzyszył jej już od jakiegoś czasu. 

- Odeż w stół a nożyczki się odezwią - mawiała Myszka. 
Odezwał się Mat z Us:

- "... językiem autorki reprezentowanych na wystawie prac był rysunek..."  - cytował z upodobaniem.
Gwen odpowiedziała natychmiast ;
- "... Skąd to wyciągnąłeś?..."
Za chwilę dodała; 
- "...To jest fragment zdania wyciągnięty z kontestu. Tam jest napisane; Pierwszym językiem autorki reprezentowanych prac na wystawie był rysunek"...
W odpowiedzi Mat jej przysłal zdjęcie wielkiej jednostki chyba morkiej zacumowanej przy brzegu z załączonym podpisem;"... Trzeci akapit, pierwsze zdanie..."
Gwen wytłumaczyła znaczenie, że chodzi o to, że najpirw się nauczyła rysować a potem poprawnie mówić... ale wiedziała, że Mat trafił w jej piętę achillesową to znaczy znalazł "kwiatek" jak określała to Becia albo "kobyłę" jak mawiała sama Gwen. 
Pod statkiem więc napisała; "...Dziękuję za komplement..." bo statek był na prawdę imponujący a raczej jego fragment pozwalający się domyślać reszty, a potem dodała: Uśmiałam się, A niech to do trąb szczerych... 

Jedną próbkę jej pióra zdaje się przeczytało kilka osób, przy okazji wystawy w Wa-wa'e z okazji Watentynek. Każdy uczestnik miał bowiem napisać; Dlaczego uważa, że warto zakochać się w sztuce; 
Gwen uważała, że zakochać się w Sztuce znaczy tyle co zakochać w ludzkim aspekcie człowieka, więc warto zakochać się w Sztuce. 
Cyntia natomiast napisała;  

"...W sztuce w ogóle warto się zakochać, ponieważ jest to najbardziej nośne i najtrafniejsze narzędzie rozwoju każdej jednostki. Rozwój - świadomy rozwój - jest jedyną wartością i jedyna przygodą, na którą warto się decydować. Sztuka otwiera obszary zaczarowane i magiczne oraz rozszerza horyzonty, wzbogaca możliwości percepcyjne, rozwija wrażliwość, uczy empatii i rozwija uczuciowo.
Sztukę można kochać bardziej niż inne dziedziny życia o ile jest ona pasją danej jednostki lub kultywowaną i traktowaną jako nadrzędna działalnością przynoszącą radość, satysfakcję i spełnienie. Ostatnie trzy warunki są osiągalne zarówno przez twórcę jak i przez konesera sztuki w warunkach, w których stają się pasją, powołaniem lub misją danej jednostki. 
Sztuka może się stać wybranym sposobem na życie i tak jest w moim przypadku.
Gdy myślę o sztuce mojego autorstwa czy o mojej  twórczości w bardzo subiektywny i osobisty sposób, to ogarnia mnie bardzo przyjemnie uczucie, które określiłabym jako oazę spokoju i możliwości dotarcia do samej siebie do swojej  intymności i możliwości poznawania siebie samego w  obcowaniu ze sobą poza napięciami, stałym pędzeniem za możliwością zrealizowania kolejnego celu na liście zadań danego dnia. Oddzielenie od sfery materialno - fizycznej zapewnia kontakt ze sobą zarówno w czasie wzmagania się z materią czyli w czasie procesu tworzenia  jak i w czasie komunii konsumpcji danego dzieła sztuki innego autorstwa niż moje własne. Omawiany proces jest możliwy dzięki "małym przystaniom" podobnym do stanów medytacyjnych. Mogę mieć tylko nadzieję, że odbiorca w kontakcie z moimi kompozycjami poczuje ulgę w chwilowym uwolnieniu się od zaangażowania w spiętrzenia spraw dnia codziennego i przeniesie się w harmonię i równowagę jaką staram się unaocznić i przekazać za pomocą wypracowanego stylu i wybranej techniki. 
Głównym mottem mojej sztuki jest pokazanie, że wszystko co nas otacza a także indywidualna historia każdego życia jest dobrem i nawet jeżeli chwilowo dotykają nas różnego rodzaju zawody, kontrasty, i trudne momenty, to zawsze prowadzą one do ciągłego rozwoju i do szukania sposobu na zrealizowanie indywidualnych marzeń, celów do spełniania się pomimo chwilowych trudności czy problemów na drodze borykania się z bagażem doświadczeń czy wytycznymi losu. 
Wyspy kontaktu ze sztuką w ogóle a mam nadzieję, że także z moją sztuką są  wytchnieniem od natłoku wyznaczonego przede wszystkim procesami myślowo - emocjonalnymi. Sztuka zmusza do kontaktu ze sobą na poziomie odczuć. W przedstawionych pracach analizuję sedno więzi macierzyńskiej, piękno marzeń partnerskich, stosunek do partnera z kobiecego punktu odbioru w dzisiejszych warunkach społeczno - kulturowych, mówię o wartości jakim jest życie samo w sobie i zawsze staram się podnosić i pokazywać pozytywną stronę egzystencji jednostki w znaczeniu poziomów czy płaszczyzn czyli zdobywania osobistych doświadczeń jak również staram się przeanalizować wartość życia z w pionowej strukturze historii i ponadczasowości. Sztuka - moja sztuka - odnosi się i analizuje wiele poziomów i warstw obranego tematu. Jak już zaznaczyłam wyżej - są tam odnośniki do zarówno ponadczasowości jak i do indywidualnego stosunku do mojej własnej historii, która jest historią wielu. Mam nadzieję, że odbiorca przez moją sztukę poczuje wszystko to co chciałabym przekazać i zaoferować czyli dla przykładu spójność z moją historią czy identyfikację z moim sposobem spojrzenia na życie. Tyle od strony literackiej. 
Jeżeli chodzi o stronę warsztatu to myślę, że wybrana technika jest rzadko spotykanym medium ale daje możliwość wyjścia poza dwuwymiarowość plamy i linii na płaskiej powierzchni. Poprzez wybór obranej techniki pokazuję surowość materiału i autentyczne piękno każdego surowca. Dążę do bezpośredniości, czytelności, świeżości. Uważam, że moje kompozycje są odważne, autentyczne, swobodne, otwarte, ciekawe, interesujące oraz widać w nich siłę i rozmach. Czy można się zakochać w przedstawionych wartościach? Na to pytanie musi sobie odpowiedzieć zarówno wytrawny koneser sztuki jak i każdy indywidualny odbiorca w bezpośrednim kontakcie ze sztuką..."

- Ale bateria! Ależ Cyntia umiała dołożyć Ho,ho~~! tylko pogratulować; toż to absolutny nokaut i gara - stwierdziła Gwen - to jest właśnie tego rodzaju pisanie, które po przeczytaniu zostawia absolutną pustkę w głowie pomimo, że jest tak mądrze i szlachetnie wysublimowane...- osądziła Gwen.
Po tym jak zamieściła ten kawałek na blogg'u z kolei przedarł się do niej Micho. 
- Halo Cyntio...
- O cześć Micho, co tam? 
- E Cyntio jak to tak: zakochać się w Sztuce a bo to innych powiedzmy objektów żywych brak? 
- W tej chwili jest tak, że żywe objekty rozpraszają moją energię i koncentrację oraz zabierają czas, wciąż mam za mało czasu, żeby to wszysto ogarnąć i przewalić - poskarżyła się Cyntia.
- A umrzeć będziesz miała kiedy? - wypalił Micho śmiejąc się jak zwykle tym swoim czkającym śmiechem i poprzez wciągane powietrze przez usta w czasie śmiania się...
- Swoją drogą jak on to robi? - zastanowiła się Cyntia. 
- Jak umrę to umrę ale póki co to muszę się jakoś... - szukała słów Cyntia... 
 - Eee tam Cyntio...- zaczął Micho.
- Ojej wiem co chcesz powiedzieć, wszyscy mi to powtarzacie - Wald też...
- Co takiego Cyntio? 
- A że mi gacha do rozgrzewki potrzeba i do wyskubania treści i esencji życia - mówiła Cyntia z mieszanymi uczuciami, bo tak na prawdę to chciałaby mieć kogoś w życiu, ale skoro trafiały się jej same poronione wstawki w tym zakresie więc zajęła się życiem od najprzyjemniejszej dla siebie strony. To znaczy być może ucieczki od tematu a być może zabudowania tak szczelnie swojej codziennej rzeczywistości, że brakowało jej czasu. Brak czasu jak wszystko inne to zawsze jest decyzja. 
- Każdy sobie rzepkę skrobie... - powiedziała trochę bez sensu i zaraz dodała:
- Micho napiszę do Ciebie co i jak, bo teraz wyrwałeś mnie z kontekstu... 
Nastapiła kilkudniowa wymiana korespondencji, której końcowym rezyltatem okazał się dlugi monolog Cyntii; 
"...Hiszpański poeta napisał kiedyś utwór o tym, że ludzie są aniołami, które stworzone są do uni w parach. Przynajmniej muszą fruwać w parach, bo każde z ludzi jest obdarzone tylko jednym skrzydłem.
Życie zapewnia kontrast a kontrast zapewnia konieczność podnoszenia się z kolan a to z kolei jest absolutnym gwarantem konieczność pracy w pojedynkę, determinacji i zdecydowania oraz zobowiązania się..."
Tu Micho chciał wiedzieć czy praca w pojedynkę to sprawy intymne też w pojedynkę na co Cyntia opisała; 
"...Istnieją też za pewne opracowania o seksie dla jednej osoby. 
Z moich osobistych doświadczeń wynika, że seks w pojedynkę chociaż może i doprowadza do rozładowania czy zakresu doznań przyjemności to jest on zaledwie namiastką tego co dzieje się między partnerami. 
Seks i zakres przeżyć zmienia się wraz z partnerami a z tego co pamiętam za każdym razem dostarcza innej skali i zakresu odczuć i potrafi być na prawdę satysfakcjonującą częścią życia. 
Mam chyba mało rozwiniętą wyobraźnię czy po prostu jestem w tej dziedzinie bardziej zależna od partnera i wyzwalającej się między nimi energii czy pola przyciągania niż prawdopodobna  większość. 
Coraz częściej dochodzę do wniosku, że zbyt wiele mnie w życiu ominęło pod tym względem i za krótki był okres, w którym mogłam się na prawdę realizować z partnerem w najszerszym możliwym znaczeniu. 
Czasami to mi nawet trochę szkoda, że to tak szybko wszystko przeminęło z wiatrem ale jest co wspominać i co rozpamiętywać i cieszyć się z tego jak fantastyczna  była to przygoda w moim życiu - właśnie dzielenie się sobą, doświadczanie komunii zjednoczenia się w jedno ciało, bo tak to czułam całą sobą. Dla mnie seks to jest wzajemne przenikanie się bardziej niż techniczne umiejętności czy techniki czy sztuczki. 
To była fantastyczna przygoda ale została odłożona na półkę i tyle. 
Muszę przyznać, że bardzo mało czytałam na ten temat i bazuję raczej na doświadczeniach własnych co wychodzi w tym tekście. 
Z tego co zdążyłam zaobserwować to zarówno kobiety jak i meżczyźni odkrywają się pod względem sensualnym  w różnym wieku i w różnym zakresie dla mnie to było dość wcześnie i za szybko wszystko się skończyło. Staram się wypracować czy poznawać inne rejony ludzkich doznań czy poznawanie głębi człowieka poprzez medytację i zgłębianie spirytualnych możliwości rozwoju jednostki. 
Tak się jednak często dzieje w życiu kobiet, że jest to tylko jakiś epizod co najwyżej kilkunastoletni tak jak to było w moim życiu i tak jak to jest ze wszystkim... Te kobiety, które zdołały to bardzo polubić to znaczy współżycie fizyczne z partnerem, miały tego za mało i za krótko a te, które chętnie by się z tego wypisały mają w nadmiarze i ich długoletni partnerzy zamęczają je całe życie, bo im z kolei to odpowiada i tak to jest. Cały ambaras, żeby dwoje chciało na raz. Przestałam oczekiwać od życia, że jeszcze mam szansę na jakieś rozwinięcie tematu w tym zakresie i dlatego ostatnio dedykowałam się w całą świadomością satysfakcjonującym dziedzinom życia, które w tej chwili mnie satysfakcjonują i dostarczają mi całych naręczy przeżyć zastępczych być może ale w równym stopniu zapełniającym mój czas i wolę..."
Na tak stanowcze i głęboko przeanalizowaną wersję Michu odpowiedziałam; 
"..A tam Cyntio; czas i wolę. 
A życie to co?..." 

Jeżeli Cyntia miałaby dorobić zakończenie do wiersza z oddartej karteczki to byłoby to z pewnością następujące wyznanie: 
"...Wiem gdzie podążam

Podnoszą głowy chydry odłożonych potrzeb dla 

ważniejszych konieczności w przedłużającej się chwili

słabości - paraliżu - braku wiary w powierzony talent.

Potrzebowałam czasu na niezbędność determinacji.

Sytuacji, bez szansy ucieczki - żeby ucichły preteksty..."




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz