środa, 26 lutego 2014

Ramiona czasu



Czas jest zjawiskiem na wskroś dziwnym.
Można go jak gumę rozciągać, a on wyrozumiale
ramionami bez powrotu,
obejmie każdy apel o przychylność -
w trakcie toczenia się zębatek.

Nożycami woli można wykroić z czasu jak z 
materiału potrzebne gadżety: 

- odkurzanie jakości, 
- przeglądanie się w lustrach refleksji,
- zamyślenie, 
- rozciąganie wyobraźni,
- rozświetlanie zmroków,
- wędrówki poza horyzonty,
- odpoczynek czynny lub bierny,
- przyjaźnie - czyli pamięć,
- związki czyli komunikację, 
- spowiedź własną,
- spojrzenie wstecz i ponad,
- dotarcie do źródeł i sięgnięcie po prawdę,
- praprzyczyny i perspektywy jutra,
- wartość przemijania...
- zgodę na koniec...

Bydgoszcz, 02 październik 2010.r.
- chA.


"...Time is like a river,
You cannot touch the same water twice,
because the flow that has passed will never pass again.
Enjoy every moment of life..."
                                                    Green Yatra

                                         
- Zus kochana, ile ja mam dziesiaj do zrobienia ?!
- Oj ja też Cynt..
Lajo zaniemówiła na moment. Po chwili odzyskała głos po to tylko by wykrztusić:
- Przecież wiesz, że...
- A jasne, że wiem ale dla mnie Ty byłaś i jesteś Cynt i kropka.
- Ale przecież wiesz, że
- Wiem, wiem, każdy z Nas się zmienia bardziej lub mniej ale czy zaraz wszyscy wymazują sobie dane ze swojej metryki?
- Tak ale dla mnie to miała być pomoc...
- A taka symboliczna to już pewnie Tobie ta pomoc pomogła a teraz możesz znów być Cynt, dobrze? No poproszę? Hm? - łasiła się Zus.
- No dobrze już dobrze to tak jakbym czas zawróciła kijem - analizowała spochmurniała Lajo
- Rzekę...
- Rzeka, droga, czas to wszystko jest wymienne i w sumie zawiera te same treści czyli przemijanie.
- Wiesz dla mnie to Cynt była jakimś etapem...
- Ale przecież i tak i tak jesteś taka jaką Ciebie kocham, no? Zawsze byłaś ta sama, bo tak na prawdę to człowiek całe życie zostanie taki sam...
- Może masz rację jak to Micho mówił, że ludzie zawsze pozostają tacy sami zmieniają tylko papierosy, które palą i coś tam coś tam...
- Podpowiedziałabym Tobie ale mam wrażenie, że słyszę to po raz pierwszy... chociaż możliwe, że gdzieś mi się to o uszy obiło.
- Miejsza z tym za mną czasami też coś tak chodzi... całymi godzinami.
- U mnie też to jest najczęściej jakaś melodia...
- Otóż właśnie dzisiaj mam dzień na piosenkę, którą śpiewaliśmy jeszcze na rajdach harcerskich wiem, że to było coś o rzece i o wodzie...
- A widzisz jak coś pamiętasz to wpuść w googole i Tobie wyskoczy.
- Wpuściłam - zapewniła Lajo uradowana, że jest więcej takich jak ona.
- I co?
- Wyleciało przysłowie greckiego filozofa Heraklita; nawet podobne coś o tym, że człowiek dwa razy do tej samej rzeki...
- A znam to - zapewniła Zus.
- Wiesz, spróbowałam pod to podłożyć melodię i już chciałam dać sobie spokój i wyleciał tytuł obu piosenek, które wpłynęły na romantyzm mojej młodości "Grosza nie mam" i "Zbuduję sobie tratwę" i jeszcze o taka jedna co w treści miała pasujące do melodii słowa: "... dwa razy w tej samej wodzie nie przejrzy się ni człowiek ni Bóg..."
- Co Ty? tam jest duch~!...
- Jaki duch? - Lajo rozejrzała się podejrzanie po swoim pokoju, bo ostatnio mogła się wszystkiego spodziewać po parze swoich znajomych i dopiero wówczas uświadomiła sobie, że przecież Zus rozmawia z nią przez telefon.
- No w piosence leci zamiast "Bóg" to " Duch"....no weź sobie zaśpiewaj...
- Ojej a ja już myślałam, że w pokoju rozbije mi się jakiś statek kosmiczny - śmiała się Lajo.
- A bo Ty zawsze jesteś odjechana, ale weź sobie zanuć - nalegała Zus
- Pewnie masz rację... i wiesz tak sobie myślałam o Micho i ojcu moich dzieci i zdałam sobie sprawę, że oni też... znaczy w ogóle wraz ze mną zmieniła się relacja do obu postaci z mojej przeszłości i teraz jest nawet super i po równo, raz spadnie na trawę i tak dalej...
- Na ogrodnika się Tobie zbiera kochana - upomiała ją Zus.
- No wiem, że przesadzam trochę ale zdałam sobie sprawę, że przez całe życie za łatwo się poddawałam...
- I Ty to mówisz? Czy Ty sama siebie słyszysz??
- Wiem co mówię i dalej uważam, że "...stara miłość nie rdzewieje..." ale posłuchaj u mnie to jest tak, że stara miłość czy relacja istnieje już na zawsze, bo jak się już coś wykreuje - jakieś połączenie między ludźmi to już istnieje na zawsze tak jak melodia w/g teorii strun tylko, że podlega stałej ewolucji to znaczy sie modeluje i może zmienić swoją postać i skoro udało mi  się ze mną z ojcem moich córek i teraz ostatnio z Micho...
- To udało się Tobie czy o co teraz w tym chodzi? - maglowała Zus.
- Chodzi o to, że się bardziej niż udało tylko, że czasami i tak mi szkoda...
- Dziwisz się?
- Wcale po prostu masz tu tę swoją ciągłość...A wiesz co zostawmy to przeszło minęło a teraz wciąż się coś dzieje...
Poza tym doszłam do bardzo ważnego wniosku, że pierwszy raz robię coś dla siebie. Pierwszym etapem było to, że chciałam połączyć rodzinę, potem chciałam światu udowodnić, że coś jestem warta, potem chciałam sobie samej to udowodnić i na reszcie teraz robię to co robię, bo lubię to robić, bo mnie to raja bez żadnych podtekstów...
- Ale Ty Cynt na prawdę się zmieniasz i co ważne sama to jesteś w stanie zaobserwować.
- Bo mi na tym zależy. Poczekaj przeczytam Tobie jeden cytat a potem przetłumaczę. Posłuchaj:
"... One of the hardest lesson in life is letting go whatever it's guilt, anger, love, loss, or betrayol. Change is never easy, we fight to hold on we fight to let go...
- No to teraz powiedz po ludzku co tam mi wyśpiewałaś do ucha - śmiała się Zus
- Miej więcej tak, że najtrudniejszą lekcją w życiu jest odpuszczenie sobie tego co znajome; obojętnie czy jest to poczucie winy, złość, miłość czy zauroczenie, strata czy zdrada. Zmiana jest zawsze trudna; walczymy, żeby podtrzymać to co już jest i walczymy, żeby to zmienić.
- Ale mądre... no na prawdę... - zachwyciła się Zus
- Jednym ze sposobów jest zaprzestanie uczestniczenia w danym problemie. Dla mnie szczególnie z Gregor'em to była na prawdę trudna sprawa. Jest udowodnione, że rozwód czy rozstanie w relacji to tak działa jak nagła śmierć najbliższej osoby, bo przechodzi się przez wszystkie wyliczone elementy żałoby; złość, brak wiary, smutek... itd... chodzi o to, że dla mnie to on co tydzień jak przyjeżdżał zabierać dzieci zmartwychwstawał i się materializował wśród żywych.
- To musiało być trudne - powiedziała współczująco Zus.
- Z Micho przejście na przyjacielskie kontakty też rozciągnęły się na lata, bo można kochać wiele osób jednocześnie tylko każdego kocha się inaczej i z innych powodów. To z kim się zostaje to jest po prostu sprawa świadomego wyboru i decyzji o deklaracji lojalności czy wierności i w innych aspektach unikania zadawania bólu osobie, z którą się zobowiązało do rozwijania relacji czy związku lub ochrony tej relacji przed zewnętrznymi wpływami, które są stałym zagrożeniem.
- Kiedyś już mi mówiłaś, że najważniejsze jest myślenie jak najlepszych myśli o tym drugim człowieku, że to jest podstawa.
- I nadal tak twierdzę, bo ochrona relacji jest także zmuszeniem siebie do rozwoju i stałego przystosowywania siebie do potrzeb innej osoby tak aby ocalić własne interesy a to jest czasami po prostu bardzo trudne.
- Zależy co dla kogo jest najważniejsze w danym momencie... - przyznała Zus.
- Wiesz dlaczego tak bardzo lubię z Tobą rozmawiać Ty mój rudy łebku?
- No?? - dotarło do Lajo pytanie mające w sobie zarówno zachętę jak i oczekiwanie.
- Ojej ale ktoś jest łasy na pochlebstwa - wtrąciła, żeby się trochę podroczyć.
- Przyznaję jestem łasa na pochwały i słodycze też; obie rzeczy działające jak dynamit ale tylko w nadmiarze.
- Lubię z Tobą roz mawiać bo Ty słuchasz tego co mówię, po to aby usłyszeć co mam do powiedzenia. Przeważnie jest tak, że ludzie słuchają, dla konieczności natychmiastowej riposty lub cwanej odpowiedzi a Ty słuchasz dla chęci usłyszenia co mam Tobie do powiedzenia.
- Oj no bo Ty zawsze mówisz fajne i ważne rzeczy - podsumowała Zys.
- O i mnie też się oberwała porcja załużonych pochwał ? - śmiała się Lajo.
- Właśnie że tak i bardzo się cieszę, że piszesz tę swoją książkę jestem pierwsza, która ją przeczyta od deski do deski.
- Pewna jesteś, bo to jest tak jakby pamiętnik.
- No właśnie, ale ciekawy pamiętnik jak Ty go nazwałąś? "Kartki z pamiętnika" prawda?
- E to był jeden z tytułów roboczych teraz zostały tylko "Kartki" - wyjaśniła Lajo.
- Mi się wydaje, że to co piszesz to jest o miłości tylko w wersji innej niż romanse, to jest takie pogłębione i refleksyjne czyli o życiu.
- Też tak myślę poczekaj coś Tobie przeczytam...
- Lubię jak czytasz przynajmniej się trochę angieslkiego osłucham - udostępniła swoją gotować partycypacji w wydarzeniu Zus  - dawaj;
- Budda was not Buddist, Jessus was not Christian, Muhammat was not Muslim, They were and are a Teachers who tought Love. Love was their religion.
- A to było łatwe i zrozumiałam prawie wszystko a teraz przetłumacz;
- Tak ogólnie to chodzi o to, że kościół jest zinstytucjonalizowaną formą wiary czyli, że wiara jest pojęciem abstrakcyjnym bez zależności od religii i że każda religia uczy miłości.
- Zaraz jak Ty to mówiłaś, że każdy uczy tego czego sam chce się nauczyć?
- Właśnie tak to wygląda. A poza tym uczę się pozytywnej postawy. Wychodzę z założenia, że wszystko zależy od stanu Twojego ducha; jeśli zakładasz, że upadniesz to znajdziesz takie możliwości, jeśli natomiast pielęgnujesz w sobie przekonanie, że zajdziesz wysoko to znajdziesz drabinę lub windę do nieba - rozmarzyła się Lajo.
- Wiem wciąż mi to powtarzasz.
- Sobie także. Wciąz staram się utrwalać w sobie prawdę, ze ludzie sukcesu kreują życie i je tworzą a ludzie go pozbawieni - tego sukcesu znaczy -  wybierają zrzucanie odpowiedzialności za siebie na innych, że niby życie im się przytrafia bez ich udziału.
- Już mam to wyćwiczone, tylko, że dla mnie to wciąż jest sucha teoria - poskarżyła się Zus.
- Kochana, najważniejsze, że obie już o tym wiemy, że dzień, w którym wzięłyśmy na siebie całkowitą odpowiedzialność za swoje życie bez obwiniania innych czy okoliczności jest dniem, w którym zaczęłyśmy drogę do sukcesu
- Popatrz - kontynuowała po chwili, gdy zdała sobie sprawę, że tamta po drugiej stronie ma przestój w akompaniowaniu jej słowom - Popatrz kochana - ciągnęła - moje wychowanie i to co obserwowałam jako małe dziecko spowodowało, że potem przydarzyło mi się to co przydarzyło ponieważ wszystko działo się poza moją świadomością. To znaczy byłam biernym elementem tego co się przeze mnie przetaczało jak lawina następstw, ale teraz już wiem, że to ja kreowałam poprzez swoje myśli a nawet oczekiwania zaistniałe fakty.
Zus westnęła głośno w formie akceptacji.
- Ulga narodzi się powoli czyli przyjdzie potem - zapewniła sama siebie Lajo głośno natomiast powiedziała:
- Bo to wszystko zależy od możliwości uwolnienia się od lęków i abaw, wahań i oporów. A najłatwiej to osiągnąć przez marzenia i chęć ich realizacji, poświęcenia się im całkowicie i bez reszty bez stękań i narzekania. Czasami potrzeba jest mam wyklarowania czego tak na prawdę chcemy i temu służą kontrasty czyli wpadki.
- Muszę już lecieć, bo jak to się mówiło, że gadu, gadu chłopcy coś było ze śliwkami... - zamyśliła się Lajo - kochana muszę lecieć, bo gadam i sama sobie uświadamiam, że w tej chwili powinnam się zająć tym o czym właśnie tłukę.
- Oj wiem jaka jesteś zajęta i ja też się urabiam po łokcie i jest mi z tym do twarzy.
- Mnie także, ale czy mogę Ciebie o coś poprosić?
- Trzymaj za mnie kciuki rudy łebku będziesz?
- Oj no jasne, doooobraaa trzymam kciuki. Ale swoją drogą to masz sporo zadań...Cholipka...~! A co z fryzurką? Na jeża?
- Już lepiej i super, a wiesz, że Zulka zaczęła raczkować? Na razie do tyłu...
- Ha, ha, ha... co Ty powiesz ale fajnie...- śmiała się Zus.
- I wiesz jak się irytuje i jaka jest zdziwiona, że zamiast do zabawki to ona się posuwa ale  w odwrotną stronę?
- Oj przecudna...
- Rozkoszna.
- Ale pracusia z Ciebie, to miłość do wnusi Cię chyba tak napędza... To dobrze... Cieszę się, że masz tyyyle radości Tak trzymaj. No to słuchaj, na razie i do zobaczenia, albo usłyszenia, ściskam i buziaki i trzymam te kciuki aż mi ręce dretwieją postaram się jak najdłużej...
Lajo już chiciała odłożyć słuchawkę gdy usłyszała:
- Aaaa zapomniałam zapytać czy chodzisz na te zajęcia z kompa i jakie są efekty? Zadowolona czy jak?
- Wydaje mi się, że facetka fajna, tylko, że ja w tej chwili potrzebuję tylko tyle, żeby pisać... więc zazwyczaj lecę do czwartek się dowiedzieć jakiegoś szczegółu i mam przy okazji zagwarantowany spacer - wyspowiadała się Lajo.
- A jeszcze o książce, tej którą piszesz, czy która miałaby ewentualnie powstać? Chciałam powiedzieć, że na pewno będzie dobrze, rozbujałaś się fajnie a poza tym wierzę w Ciebie ale o tym to już wiesz.
- Dzięki każde słowo otuchy dodaje siły i napędza a może odpala motory motywacji...
- Jak wciąż tak piszesz to masz mało czasu na wszystko inne, ale możesz sobie to podarować, bo tak wogóle to jeżeli chodzi o najnowsze odkrycia naukowe... otóż podobno naukowcy odkryli, że czas to zjawisko, które istnieje na zasadzie naszej wyobrani o to ciekawe - prawda?
- Jesteś po prostu fantastyczna, bezkonkurencyjna ... ale kochana czuję, że Ciebie też czas ściga więc napiszę Tobie wszystko na mailu, bo zawsze można w wygodnej chwili przeczytać...

"...Jeżeli mają Tobie drętwieć kciuki to trzymaj je mentalnie. Wyobraź sobie trzymanie kciuka lub tak jest we wszystkich angielko - języcznych krajach: Keep Your fingers cross czyli trzymać skrzyżowane palce (wskazujący na środkowym lub odwrotnie), więc wyobraź sobie skrzyżowane palce lub tak jak to jest tradycyjnie w Pl'u i włóż mentalnie ten obrazek wraz z zakodowaną intencją  do czakramu splotu słonecznego lub w energię serca z wiedzą z absolutnym przekonaniem, że on ten obrazek zostanie już tam do końca. 
To podobno tak działa (o ile zostawisz go w spokoju - ten obrazek znaczy, czyli bez tarmoszenia lub maczania w wahaniach i w wątpliwości), więc ten obrazek działa podobnie jak pozytywna modlitwa, która jest szeptana za Ciebie bez przerwy. Ty możesz robić tysiące różnych rzeczy a ona już jest w Tobie bez kłopotu i ręce masz wolne do zajęcia ich tysiącem spraw bierzących. 
Co do wnusi i owszem wsadza lub czasami wysadza nas wszystkich na konia lub z niego i daje możliwość zogniskowania koncentracji. 
Z tego co piszesz odniosłam wrażenie, że nadal jesteś zajęta pod sufit a to znaczy, że wszystko na dobrej drodze i gitara jak to mówią Kiepscy czyli normalni. 
Najważniejsze jest mieć pasję lub robić to co się lubi, bo to jest właśnie szczęście. Ludzie czasami mają przelewające się bogactwa a trzymają się życia na samej krawędzi, bo są zapodziani i mają małe pojęcie, że szczęście jest dookoła i wokół. 
Co do książki. Koleżanka mi zaoferowała wydanie książki  z moich postów na blogg'u, czyli tekstów, które wcześniej rozsyłałam po znajomych.  
Ciekawe co ona ma konkretnie na myśli i jakie zoferuje warunki?..."

Zus odpisała: 
"... Z tymi kciukami to ciekawe. Spróbuję tak zrobić; za innych i za siebie także. Spróbuję. Nawet to fajne i za to dzięki :) No Cynt jakoś się kręci i byle do przodu... A co to Pl'u znaczy???..."

W ostatniej kwestii Lajo postanowiła zadzwonić i znów zaczęły kilka minut rozmowy, która była zagrożeniem lawiny i pożeracza cennych minut: 

- Pl'u to w Pelu czyli w Polsce ale tak bardziej, że niby jest most lub połączenie z PRL'em - wyjaśniła Lajo w kolejnem rozmowie. 
- A co z czasem, bo zupełnie się wykręciłaś sianem? 
- Z czasem to jest tak, że jest różnie, dla jednych to jest efekt uboczny dla innych wyjście do kreacji i porzątku oraz sterylnej klarowności, znów z drugiej strony jest i tak, że podobno czas i przestrzeń to jedno. Zdarza się, że coś tam z tego zajarzę a za chwilę dentka i flak...  
- Znam to. 
- Jak mnie o to zapytałaś to zaczęła za mną chodzić piosenka o czasie z mojej młodości  Ty pewnie jesteś za młoda ale to było jakoś tak; Czas... coś tam coś tam płynie i coś tam tam, tam i snu czy coś tak jakoś. 
- Poszukaj i napisz mi słowa.
- Czytałaś mój wiersz na temat czasu? - zapytała Lajo pomimo, że sobie powtarzała, że poczeka aż Zus sama coś na ten temat powie.
- Czytałam i powiem Tobie szczerze, że wolałam tą pierwszą wersję nawet jej się nauczyłam na pamięć:

"...Dzień jest świątynią trwania,
chwila - błogosławieństwem przemijania
praca - darem losu
napotkany kamień - cudem.

Czas jest zjawiskiem na wskroś dziwnym.
Można go jak gumę rozciągać, a on wyrozumiale
ramionami bez powrotu, obejmie każdy apel
o przychylność - w trakcie toczenia się zębatek..."


"...Ta piosenka podobała mi się ze względu na melodię i na słowa i podobał mi się wykon. - Pisała Lajo za jakiś czas do Zus. 
 Na początku walczyłam bardzo, bo po pierwsze zapomniałam tytułu i kto to śpiewał, ale po nitce do kłębka. Z początku pamiętała jedynie, że istnieje piosenka, którą kiedyś się pasła. Zaczynały ją słowo "... Czas strumieniem wartkim płynie..." i to było wszystko co mogła wyciągnąć ze swoich rejestrów.
W miarę czasu, w którym miediolia i słowa chodziły za nią jak uparty cień zdołała wyciągnąć z jakiegoś zakamarka, że było tam coś o twarzach snu i o malwach, które posadzone są na tle biało bielonych tradycyjnych chat.
Zdawała sobie sprawę, że było coś o jaskółce domówce robiącej swoje domki pod dachami trzcinowych strzech a potem normalnych a także o konikach polnych albo o świerszczach co grają za kominem czy coś w tym sensie. Brakowało jej poszczegółnych wersów ale pamiętała atmosferę i sen. Z utwalonych zwrotów gdzieś się przechowało lub zabłodziło pierwsze rozbudzenie się o poranku, że "... od snu ciepły las..." Pamiętała też coś na kształ pól malowanych złotem i jak przechodzi po nich dzień zostawiając za sobą zapadający zmrok lub dużej chmury cień; "... Idący polem dzień..." i że ten dzień odchodzi "... w mgieł zasłony..." . Pamięta, że piosenka robiła na niej niesamowite wrażenie zarówno ze względu na słowa jak i melodię oraz samo wykonanie... ale wciąż brakowało jej dokładnego wykończenia kto śpiewał tę piosenkę, która powoli podnosiła się z zupełnego odłożenia na półkę rzeczy, które kiedyś używane bardzo często odchodzą do lamusa wspomnień. Było w tej piosence w tekście lub w wyobrażeniach Lajo coś o ścieżce pod lasem graniczącej z polem z jakim młodym zbożem i że ta ścieżka jest bardzo zarośnięta dosyć wysoką trawą: "... Bezdroża szumnych traw...". Po kawałku niemal boleśnie wyciągała z pamięci kolejne fragmenty lub poćwiartowane kawałki obrazków słów i atmosfery tekstu i melodii z przed lat. Było coś dla przykładu o powietrzu tak czystym, że dźwięk dzwonu niosło jak nad rzeką. I w końcu przypomiała sobie prawie wszystko, że tytuł piosenki brzmiał "To dom rodzinny to mój dom i że śpiewała ją Sosnicka, Zdzisława Sosnicka.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz