wtorek, 4 lutego 2014

Kaprys

Samotność...

Dogadujemy się całkiem 
dobrze, on mnie uczy, 
ja go wychowuję...
Rozdzielamy między sobą 
czas i przestrzeń,
Potykamy się o siebie
z przyjemnością. 
Ma piękne, bursztynowe oczy, 
a w nich cały świat... i tyle uczuć 
utopionych w miodzie,
Latem więcej ptaków, pyłków, 
much, motyli... 
Jesienią, więcej liści wiruje ku ziemi, 
W kuchni głośniej przyrządzam posiłki, 
a zaledwie ocieram się 
o kocie wymiary.


jollucha, 2010-10-17.


- Ależ feralne imię trafiło się temu Kotu. Wychodzi na to, że Kaprys to stał się moim kaprysem - opowiadała Cyntia do Wald'a - a  przecież tak na prawdę to go tak nazwałam, bo Rex mówił, że jest taka restauracja... 
- Ależ skąd Ty to naprodukowałaś - wyrwał się trochę urażony Wald.
- Żaden Rex czy Max tylko ja Tobie mówiłem o tej restauracji - kontynuował zatrzeciewiony oficjalnie dosyć daleki ale bliski kuzyn Cyntii.
- Właściwie to z Tobą widuję się częściej niż z członkami mojej własnej rodziny - zmieniła temat Cyntia. 
- Byłaś tam chociaż? 
- Gdzie? 
- Jak to gdzie w Kaprysie?
- Czy Ty na prawdę musisz mi o nim przypominać? - zapytała Cyntia z narastającą pretensją w głosie. 
- No przecież Ty sama zaczęłaś - bronił się Wald.
- Zaczęłam, zaczęłam. Z uwagi na delikatność sytuacji to jest co innego jak ja coś mówię o Kaprysie a co innego jak ktoś inny sobie na to pozwala - ofuknęła go nadąsana ale widać było, że zdaje sobie sprawę z zaistniałego komizmu sytuacyjnego. 
- W porządku - orzekł pojednawczo Wald - będę uważał. 
- Dzięki. 

"... Jest tak, że Myszka  ma coraz mniej sił i coraz mniej słodyczy w swoim życiu. W tym wieku uczenie się szczęścia bez uzależniania od okoliczności zewnętrzynych jest na prawdę trudnym i bardzo karkołomnym zadaniem..." - pisała Cyntia do Micho.  
"...Sama przerabiam ten temat czy lekcję, każdego dnia od początku i jest mi często pod górkę. 
  Babcia nauczyła się karmićKaprysa z okna u góry. Obojgu podoba się element zabawy i wzajemnej intereakcji i wymianienia emocji i liczenia na podobne achowania. Po nakarmieniu resztkami z objadu, czy rarytasami, które Babcia specjalnie dla kotka kupiła u rzeźnika, on nie chce jeść nic ani pić tylko siedzi na stole ogrodowym pod gruszą tak, żeby widział Babci okno i wpatruje się w nie jak w zaczarowaną przyszłość.
Gdybyś Ty widział jego wzrok przepojony oddaniem i miłością. Sama bym pewnie wymiękała. 
Kilka razy prosiłam Babci, żeby mu nie rzucała skrawków, bo psuje mi kota. To znaczy on potem nie chce jeść chudnie i czeka na zabawę, która ma wspólne cechy z polowaniem na lecący kawałek. Jak mu coś dać do jego miseczki to nie chce jeść, nawet jeżeli są to te same resztki, których używa Babcia. Po prostu chodzi miauczy, terroryzuje i chce mnie zmusić abym poszła do góry może nawet na strych i rzucała mu jedzenie, na które on będzie polował. Chudnie bardzo. Jak Babci zabraknie  resztek to kot zaczyna być bardziej domową wersją i zaczyna jeść i przybierać na wadze. 
Tłumaczyliśmy wszyscy Babci ten mechanizm. 
U mnie jest cicho a okna mam otwarte cały czas. Słyszę jak późnym wieczorem Babcia otwiera okno u siebie w kuchni i cichutko, stłumionym głosem nawołuje; "Kicia, kicia. kici, kici, kici... No; masz tu !."
Potem kot znów dostaje szaleju. Konfrontacja ma małe szanse powodzenia. Raz próbowałam i stało się to co mniej więcej mogłam przewidzieć ale i tak mnie zatkało na całości; Tak jak częściowo przypuszczałam Myszka patrząc mi prosto w oczy mówi, że ona kota nie karmi i że mi się zdaje i wciąż patrząc mi szeroko otwartymi oczami prosto w moje oczy z ogromnym przekonaniem o swojej prawdomówności.
Można by się zastanowić, która z nas prowadzi podwójne życie?
Świadków brakuje chyba, że sąsiedzi ale wciąganie ich w tę rodzinną farsę zdecydowanie wykluczam. Nakrywanie Myszki na gorącym uczynku też mi jest pod włos, bo sprawianie jej przykrości... zresztą zaraz znalazłaby odpowiedni na daną sytuację potrzebny jej fortel. Wiesz trzeba mieć tupet, żeby się przeciwstawić rodzicielskiej woli nawet w takim wydaniu jak obecne a wiadomo ofiarą jest kot a pośrednio także a może przede wszystkim ja sama. Byłoby to przekraczanie pewnych norm szacunku i godności i jak potem miałabym na nią patrzeć?
Sama ze sobą też czuła bym się do niczego. Czułabym, że wchodzę tam gdzie są pewnego rodzaju źle, krzywo ułożone sprawy, po prostu tak czy tak Babcia ma za sobą większość a ja czuję się trochę bezbronna wobec jej chęci podporządkowania sobie każdego przejawu mojego życia. Byłam już w podobnych opałach czy rzekach (w/g piosenki) i wiem jak to się kończy. Szkoda na to zużywania klawiatrury. Jest to tak mało przyjemne, że lepiej obejść dookoła i na siłę unikać konfrontacji o ile to możliwe...
Do tego wyobraź sobie, że Babcia wciąż mnie terroryzuje, że dlaczego kot chudnie. A to przynosi mi skrawki mięs a to mleczko dla kotka. 
Tłumaczę jej, że po mleku krowim koty mają biegunkę ale ona ma swoje przekonania. A tak na prawdę chodzi jej o pretekst dostania się pod moją skórę lub po prostu uczestniczenia w moim życiu i to jako osoba mająca prawo do rozporządzania każdym niuansem mojej rzeczywistości. 
Mam doświadczenia z dziećmi i różnymi zwierządkami i na prawdę wiem jak nad nimi pracować i jak je układać. Co prawda Kaprys wybrał mnie ale ja go przyjęłam pod warunkiem, że zrobię z niego domową wersję kotka, bo takie koty zawsze miałam. Zresztą na pewno pamiętasz jak Ciebie poznałam to miałam dwa lub trzy koty. 
Kot z tego łapania kąsków rzucanych z dużej wysokości uczy się skakania i na prawdę przyjemnie na niego popatrzeć jak się popisuje i robi w powietrzu fikołki i niesamowite wprost wyczynia cuda, przeskakując ze stołu w powietrzu ogromne przestrzenie i się wygibasując na wszystkie możliwe odcienie i fanfary z iście mistrzowską sprawnością. 
Jak tylko Myszce zabraknie stałej dostawy kąsków na kilka dni, to on staje się bestią lub drapieznikiem rządnym krwi polującym na ptaki jeszcze z większą pasją niż dotychczas i staje się bardziej łowny niż domowy. 
Gregor poradził mi, żebym przywiązała mu dzwoneczek to będzie ostrzegał ptaki. 
Ale on się nauczył nawet z dzwoneczkiem na szyi robić to co chce lub z kociej perspektywy przynajmniej powinien lub musi.
Po kocie muszę sprzątać za równo sraczkę jak i to co łapie. Zazwyczaj kończy jedzenie w piwnicy, ale też przynosi mi prezenty.
Zastanawiam się dlaczego to właśnie mnie sobie upatrzył na ofiarę jego danin?
W mieszkaniu nie jje tego co mam dla niego. Chudnie i mnie szantażuje. A Babcia udziela mi lekcji na temat tego, że jak się coś chowa to trzeba o to dbać. W dodatku dziś zaczęła mi wyliczać przez okno, że kot siedzi cały dzień na stole a ja mam opory przed wpuszczeniem go do siebie na jedzenie. 
Właśnie, że przychodzi pomarudzi i wraca na stół patrząc na okno u góry żebrząc u Myszki swojej doli a raczej zabawy.  
Aż się trzęsłam po wymianie zdań z mamą. Ona swoje, że... ach nie warto już o tym.
Na prawdę było dość nerwowo i w ogóle emocjonalnie, żeby to ująć delikatnie. Wykluczam przyciśnięci mojej rodzicielki twarzą do ściany, bo każdy z nas ma jakieś tam swoje małe cosie. Zresztą musiałabym w jakąś inną skórę się zapakować, bardziej bezwzględną i egoistyczną i w ogóle chcę siebie lubić i tak to jest. Co z tego że możliwe jest moje zwycięstwo w pojedyńczej sprzeczce z mojego doświadczenia jedna sprzeczka o rację ciągnie za sobą następną a ta z kolei jeszcze większą. Spojrzeć na kogoś z perspektywy przegranej to znaczy spojrzeć na siebie jak na oprawcę . Mama chce grać tym czego ja unikam i wykluczam jakąkolwiek akceptację z pełną premedytacją i odpowiedzialnością.
Tak się zdenerwowałam, że trudno było mi się uspokoić. Myszka wychodzi bowiem z założenia, że lepiej się pokłócić niż żyć każdy wedłóg własnych zasad. Chce koniecznie doprowadzić do stanu, w którym to jej sposoby na przetrwanie są uznane za wartość nadrzędną i obowiązującą. 
Próbowałam medytacji... próbowałam zająć się czymś, wzięłam lekarstwa, byłam nawet na spacerze... i próbowałam różnych wypróbowanych metod i sposobów uspokojenia się.
W końcu zadzwoniła Rażka, bo obiecała jakieś pół dnia wcześniej. Trochę pomogło jak zrozumiała o co chodzi. Ona też tłumaczyła Babci na przykładzie psa, którego mieli. Babcia przyznaje racje, obiecuje a potem sprawa nawiązania chwilowej relacji z kotkiem bierze górę. Później ma wyrzuty sumienia, że jednak kot znów chudnie i znów męczy mnie po nocach i całymi dniami w kółko macieju i chce tę winę przerzucić na mnie, bo wtedy znów robi sobie miejsce na dalsze podobne zachowania. 
Obie z Grażką stwierdziłyśmy, ze musimy ją zostawić w spokoju i ona już się nie jest w stanie zmienić. Wiesz kiedyś wkładała więcej wysiłku w maskowanie swoich zachowań a dziś już chyba jej wszystko jedno trochę, bo zna mnie jako dorosłego człowieka i wie, ze pewnych barier nie jestem w stanie przekroczyć, pomimo, że na tym przegrywam sromotnie w życiu raz za razem.
Trudno.
Ocalenie mnie względem mojego o sobie wyobrażenia jest  dla mnie wartością bezcenną. Zdziwiłam się sama, że tak cenną, że poświęcam mojego własnego futrzaka.
Ale większe już ceny przyszło mi w przeszłości płacić za moją postawę na przykład w stosunku do Grzegor'a. Ale on to docenia i widzi. Myszka  natomiast się tym bawi o ile może i ja nawet złość na nią chowam po kątach, bo widzę na czym to wszystko polega i co jej chodzi i jak się opiera swojej kresce...
To znaczy mi złość to tak piorunem przechodzi, że nie mogę na nią liczyć tzn na złość jako gwarant mojej samoobrony. Nawet czasami chciałabym być trochę dłużej zła, bo wiem, że byłoby mi lżej z taką postawą. Ale do mnie za szybko dociera refleksja, zrozumienie i widzenie sprawy od strony tej drugiej osoby..."

Micho odpisał za jakiś czas i jak się okazało bardzo zdawkowo, bo co miał właściwie do napisania;  

"...o tak wszystko to skompllikowane i trzeba dużo cierpliwości.... trzymaj się!..."

Na to Cyntia zachwycona możliwością wygadania się: 
"... Wynikiem tej całej sytuacji będzie odwiezienie Kaprysa. Uznałam, że mama jest ważniejsza niż Kaprys... - trudno..." 

"...W pierwszym wolnym terminie jaki Rażka znajdzie zawiezie mnie do sierocińca. Oj ciężko mi ale muszę. Nie chciałam używać środków komunikacji miejskiej ani taksówki, bo Kaprys mógłby się jeszcze bardziej bać niż w czasie wizyt do weterynarza, które traktował jak najgorszy w jego życiu koszmar. 
Mam taki nosik dla małych zwierząt na kółkach takich jak przy walizkach. Ale i tak bał by się i będzie oj będzię płakał. Teraz już obawiam się, że on tak głęboko jest tu zakorzeniony w życie w kocim świecie czyli własne, że może tu wrócić. Wtedy to już go na koniec świata będę musiała wywieźć.
Jeszcze tylko kilka dni tej mordęgi i potem moment, który trzeba przeżyć na cało jakoś i potem będzie na reszcie trochę spokoju.
Moja mama ma prawie 80 lat i niech ma swój spokój. Jej spokój będzie moim. Możliwe, że znajdzie możliwość zaczepienia o jakąś inną sprawę, ale to już będzie potem.... Najgorsze to jest to, że każdy widzi stronę słabej, stareńkiej, pochylonej nad grobem staruszki, ale tak to już jest. 
Zresztą najgorszym wrogiem w tej przepychance jestem ja sama.
Ona i reszta rodziny na prawdę często mają dobre intencje i nie wiedzą, że Babcia manipuluje dla osiągnięcia kontroli czy przejęcia kontroli na każdym możliwym odcinku, który w jakiś sposób zahacza o wspólny teren..." 

"...Ach, nawet nie wiem dlaczego ja tak  bardzo się upieram przy tym kocie?
 Weszłam sobie do relaksującej kąpieli i co? 
Kaprys ( !) Karuzela podkręcona*). 
No więc wyłażę, bo biednemu kotkowi przypomniało się, że jest głodny. No i przecież nie będę stała nad nim taka mokra i ociekająca strugami wody, więc weszłam z powrotem do wanny, chociaż cały nastrój prysnął sobie gdzieś. 
Weszłam do wanny i zastanawiałam się czy on zje bez uczesania przed konsumpcją czego się dopomina regularnie czy będzie śpiewał i odprawiał swoje arie nakazujące mi zapoczątkowaną przeze a polubioną przez niego rutynę czesania przed jedzeniem. Jakoś chyba nawet do niego dotarło, że się w wodzie moczę, bo zaczął jeść. Ledwo zdążyłam zniżyć napięcie i przerobić na zadowolenie a on już koło drzwi wyjściowych i dramatycznie ale to z pazurami: razem z drapaniem drzwi dopomina się o wycieczkę na zewnątrz.
Grzechotnik nakrapiany i w przecinki *). Przecież nie pójdę jak pani Bozia stworzyła mu drzwi na dwór otwierać. A to już poważniejsza operacja niż tylko przerwa w kąpieli na wypuszczenie kota. No więc znów musiałam wyleźć i narzucić porannik i wypuścić żebrzącego i żądającego futerkowca, chudego miauczka - jęczyciela - dręczyciela.
Woda w tym czasie zmieniła temperaturę i w ogóle już jakoś prysł  czar chwili ... wzięli i ponieśli. 
Oczywiście, że jak zawsze czuję się odświeżona po kąpieli i jest mi fajnie i lżej na duszy i ciele. On tak chyba lubi wynajdywać momenty kiedy odpływam dość daleko poza jego życie, bo zaraz mi o sobie przypomina. W ogóle dochodzę do wniosku, że działa mi na nerwy ale i tak go kocham..."
 "...Kaprys jakby wyczuł, że doprowadził mnie na spółę z Babcią do całkowitej ostateczności. Na prawdę zaczęłam myśleć o wydaniu jego. 
Bo on też się do całego bigosu przyczynił i to sporo.
 I w tym momencie jak poważnie zaczęłam rozważać o wywiezieniu Kaprysa na wieś do rodziny, to on od razu jakby wyczuł. Zrobił z siebie najukochańszego i najmilszego kotka na świecie. Przyszedł na moje kolana i mruczał i bódł głową w moja głowę i w ręce i w ogóle był bardzo grzeczny i przepraszający. Pomyślałam, że go jednak nie jestem w stanie oddać, a przynajmniej popróbuje jeszcze coś z Myszką ugrać..
Czuję się jak rozjechana broszka na asfalcie... Czy możliwe jest zaśniecie. Miłość do Kaprysa kosztuje mnie więcej niż zazwyczaj dotychczas do wszystkich kotów razem wziętych, ba do wszystkich zwierząt jakie miałam dotychczas a trochę tego było. 
Jak ja przepadam za jego wyczuciem czasu. Żaden kot tego lepiej nie robił niż on.

 Micho coś bąknął ale ważne, że napisał więc Cyntia miała pretekst do tego, żeby zapewnić mi lekturę o bieżących wiadlomościach w jej sprawach dotyczących Kaprysa:
 
"...Mój dzień wyglądał tak, że rzeczywiście trochę mnie wgięło po wczorajszym. bo już teraz przystawiam się do konieczności rozstania z Kaprysem. Z samego rana przyszła do mnie mama. Wracała z porannej wizyty u lekarza. Założyli jej bodajże "Holtera", żeby obserwować pracę jej serca z rozrusznikiem, który ma juz ponad rok. Byłyśmy dla siebie bardzo kochane i dobre. Ona dlatego, że pewnie wie o co chodzi a ja dlatego, że oto dokonuję daru serca podejmując się wyboru jej ponad swoim komfortem. 
Zaproponowała mi odwiezienie Kaprysa do sierocińca jak się będzie lepiej czuła. Zdziwiła się i trochę jakby zmartwiła tym, że ja rozmawiałam z Rażką na temat Kaprysa w ogóle. Podziękowałam jej. Po pierwsze dlatego, że już z Rażką się umówiłam. Po drugie dlatego, że co jak co ale po tej jej całej akcji manipulacyjnej nie mogłabym jechać z nią. To już byłoby za dużo. Już samo jechanie z nią kiedy czuję z jej strony potwierdzony dogadywaniem niby to motywacyjnym. brak akceptacji. No może się coś nadal zmienia na moją korzyść. Zauważyłam, że po każdej takiej akcji z jej strony, w której powinnam się czuć pokrzywdzona a staram się na całość spojrzeć ponad szczegółami, jest jej jakoś do mnie bliżej a mi do niej. Ale jechać z nią nie chciałam. Podziękowałam jej, ponieważ Rażce będzie lżej niż jej..." 

Micho pisał raczej regularnie. Na pretensje Cyntii, że znów ona więcej pisze niż on znajdował najróżniejsze wytłumaczenia. A że jest jedyną przedstawicielką płci przeciwnej, z którą on tyle znaczków na ekranie uprawia, a że z mężczyznami to raczej w ogóle, więc ona i tak zajmuje główną pozycję w jego pisaniu. Wciąż uciekał się do wybiegu że Niedźwiedzie mają ciężkie łapska, albo, że spał, albo coś tam jeszcze... 
 Cyntia natomiast miała na sercu sprawę kota, a Micho robił wrażenie, że rozumie co w trawie piszczy więc pisanie do niego traktował na poły tak jak zwierzenia na kartkach dla siebie pisanego pamiętnika: 
"...Wczoraj był taki dzień....Chciałam być bardzo dzielna. Ale przeliczyłam swoje możliwości. A teraz też mam takie mieszane uczucia. Z jednej strony komfort, że znikł instrument jakim stał się  Kaprys do niepotrzebnej szarpaniny i niepotrzebnych termedii. ( Chociaż wiem, że zawsze znajdzie się jakiś aspekt o który można się uczepić, ale póki co korzystam z chwili spokoju tu u siebie) Z drugiej strony widzę go jak biega po tym rozległym terenie klatki dla kołów i szuka wyjścia. Byli tam ludzie szukający kotka z małą dziewczynką i od razu zwrócili uwagę na Kaprysa, że takie śliczny i że od razu widać, że zadbany. Rzeczywiście futerko miał bardzo wyczesane i białe aż sama się zdziwiłam, że na tle tamtych kotów wyglądał bardzo in plus. 
Przyznam się, że wyrwały mi się z grubsza kontrolowane szlochy i nawet dobrze się stało, bo wtedy mnie przytulano i głaskano jak małe dziecko, a mi było to bardzo potrzebne jak małemu, bezradnemu dziecku właśnie..." 

"...Avan - córka Rażki i Cypka powiedziała ( Ona jest sporo wyższa ode mnie) Więc kołysała mnie w swoich ramionach i mówiła, że czasami w życiu trzeba podejmować   decyzje, które są mało fajne. Rozmawiałam z Rażką i doszłyśmy do wniosku, że lepiej jak powiem moim dzieciom prawdę, to znaczy, że Babcia i Ara jak zwykle chciały dobrze i że ich intencje nie są z góry zaplanowane przeciwko mnie czy mojemu życiu; one chcą dobrze... tylko tak im to odwraca później, że bardziej są skierowane na przedmiot niż na człowieka, bardziej na sytuację niż na relację, bardziej zadaniowo niż uczuciowo. One to znaczy Myszka z Arą  się wzajemnie nakręcają. Podczas długich rozmów telefonicznych uzgadniają wspólne spojrzenie na wszelkie niuase życia i detaliczne działanie na przyszłość też omawiają. 
Niech sobie mają swoje podejście do wszystkiego. Znajdę sobie takie ułożenie, żeby zejść im z powodów do zaczepek i egzekwowania oraz potwierdzania im... to znaczy przede wszystkim Ary podejścia do wszystkiego co stoi na jej drodze do szczęścia. Każda z nas przeżyła już ponad pół wieku i każda jest przywiązana do swoich narzędzi i sposobów na życie. 
Już dawno skończyłam dwadzieścia lat  i dobrze wiem czego oczekuję od życia. I czym starsza jestem tym bardziej jestem przekonana, że radość i szczęście znajduje się w każdej chwili i tylko poprzez nasze nastawienie i wybór. Wszystkie te przytoczone przykłady świadczą o tym, jak masz ustawiony swój aparat odbiorczy i czego chcesz się spodziewać od życia. Tylko to dostaniesz czego oczekujesz. Wszystko smak, zapach, wrażenia wzrokowe zbudowane są właśnie z powodu tego, że każda rzecz każdy gatunek walczy o przetrwanie nawet drogą rozmnażania. Nawet myśli raz pomyślane mają już własne życie i wzajemnie się mnożą takie na jakie się nastawimy i jaki kąt spojrzenia wybierzemy. To, że jestem już raczej kobietą dojrzałą jest oczywistym darem. Sporo jest moich rówieśników, którzy przeszli już na drugą stronę. Mam więcej doświadczeń i wdzięczna jestem losowi, że na reszcie wiem dlaczego moje doświadczenia były takie jakie były. Wybieram pozytywną stronę każdej spotykającej mnie sytuacji. Oddanie Kaprysa ma już przyszłościowe rozwiązanie, o którym do Ciebie wspomniałam. Twój wybór utrzymania naszej relacji na poziomie przyjaźni gwarantuje długotrwałość naszej znajomości - bezpieczeństwo swego rodzaju.
Wiesz może miałam mało przeżyć w związku, bo ten najważniejszy trwał lat jedenaście a potem jeszcze dodatkowo cztery po dwuletniej przerwie, miałam też trochę różnych związków, które trwały po rok po dwa. Ale na pewno doświadczyłam kilka razy tego czego innym może brakować przez całe życie i dlatego nazywam siebie szczęściarą i wybranką losu. Są to dla mnie niezapomniane wrażenia zespolenia w bliskości i intymności z drugim człowiekiem, swoistej komunii dzielenia się sobą i zawsze będę do tych doświadczeń tęskniła. 
Uważam, że nawet moje rozstanie z Gregor'em przysłużyło się do mojego stałego ubogania się na terenach dla innych zamkniętych. Nauczyłam się doświadczać niesamowitych wrażeń i uniesień duchowych i jestem przez to bardziej samowystarczalna jeżeli chodzi o życie sensualne, bo rozwinięte życie duchowe w jakimś sensie gwarantuje inną acz różną skalę. Po prostu zapełniam swój czas inaczej. 
Jest mi dobrze, przede wszystkim, że mam już tyle lat ile mam i wiem, że to zależy od mojego wyboru, to jak się czuję. Oczywiście, że czasami chcę się czuć inaczej i jestem bezbronna, tak jak wczorajszego dnia... ale z uporem się przestawiam i jest mi lepiej. Wiem, że Kaprys będzie się musiał przyzwyczaić do nowej sytuacji. 
Tak jest, że to człowiek jest odpowiedzialny za ewolucję duchową zwierząt, które posiada a nawet rzeczy, z mojego punktu odniesienia, bo mój punkt odniesienia zawiera wiarę w to, że wszstko żyje i planety i gwiazdy tak samo jak rośliny czy zwierzęta. I kto wie kto jest wyższą forma świadomości? 
Patrząc na przykład ludzi to wyższa świadomość musi ustąpić czy zejść z pola niższej... wiesz prawdopodobnie o czym teraz myślę...
A wracając do Kaprysa a właściwie do tej facetki, która tam obsługiwała koty jeden z tych kotów się bardzo do niej  tulił. A ona miała takie promieniujące światło w swoich czarnych oczach taki żar i zadowolenie z faktu, że wiele zwierząt zapewne szuka z nią tak bliskiego kontaktu. Ten kot wchodził jej na bark i tak jakby coś jej do ucha mówił a ją to łaskotało co widać było po jej mimice..."

Cyntia uświadomiła sobie ten prosty fakt, że tak długo jak mieszka pod jednym dachem z Myszką tak długo dla dobra obu kobiet musi pozostac w swoim mieszkaniu sama... 
Z czasem pewnie przywyknie do takiej sytuacji i dozna nawet ulgi, że może cały czas przeznaczyć na to co w danym momencie okaże się konieczne. 
Na łóżku a włąściwie na kołdrze pozostanie już na zawsze tak dobrze znane jej wgniecienie po rudo-białym kłębuszku...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz