poniedziałek, 10 lutego 2014

Przebiśniegi

Wczoraj Bon'ia do późnego wieczora a nawet głęboko w nocy rozwijała się nad sprawą, której dawała się pożerać żywcem i jak na razie odpierała wszelką możliwą pomoc jaką mogła jej udostępnić Gwen. 
W końcu Gwen uznała, że jedynym wyjściem jest po prostu trwać przy przyjaciółce aż jej zasłona z oczu opadnie i miała nadzieję, że to się stanie prędzej niż później ale musiała sama przed sobą przyznać, że sytuacja już ją na prawdę zmęczyła. 
Z pomocą przyszedł jej własny anioł stróż lub komputer, którego ekran najpierw się zrobił cały czarny a potem po prostu zgasł i się wyłączył. 
Z doświadczenia Gwen wiedziała, że w takich okolicznościach trzeba zamknąć wiernie służące urządzenia i skorzystać z na prawdę zasłużonego odpoczynku.
Zasnęła w mgieniu oka.
Rano obudziło ją jedno z najpiękniejszych przeżyć spowodowanych glarą słońca prosto w jej okno. Tym razem daleko jej było do umierania spowodowanego sprzężeniem zachwytu i paniki. Żałowała nawet, że tym razem cały spektakl trwał zaledwie kilka a w najlepszym wypadku kilkadziesiąt minut. 
Było już późno więc napisała do Bon'i przeprosiny za to, że tak nagle przerwana została konwersacja między nimi ostatniej nocy "...ale na prawdę było to w gestii sił wyższych..." i że teraz wychodzi do sklepu i że jak tylko przyjdzie to da znać. Zanim jednak wyszła to włączyła się Lylli z małą w akompaniamencie i Gwen była na prawdę wdzięczna, bo mówiąc szczerze przez weekend już się trochę stęskniła za obecnością swoich bliskich nawet jeżeli to była więź potwierdzona tylko za pomocą zdobyczy nowoczesnej techniki. 
W sklepie spotkała Jan'e, bo ta była na spacerze ze swoją wnusią i po drodze zahaczyła o ulubione miejsce zakupów okolicznych mieszkańców. 
Było trochę ściskania i powitań a świadkiem była Neli wnuczka Jan'e a córeczka Kay'i. 
Nel'i miała minkę jakby się troszkę przestraszyła żywiołowej uni dwóch kobiet... 
Jan'e co ciekawe miała zupełnie podobny stosunek do swojej wnusi jaki reprezentowała swoją postawą Gwen w stosunku zarówno do swoich jak i cudzych dzieci. 
Od razu obie zaczęły do małej dziewczynki rozmawiać i w tym samym czasie opowiadać sobie na wyrywki o tym jakie to ostatnio osiągnięcia można zaliczyć na karb szybkiego rozwoju swoich najsłodszych pociech. Już miały się rozstać, bo obie się spieszyły ale wciąż był pretekst na przedłużenie rozmowy... 
W końcu obie przyjaciółki z tej samej klasy w szkole podstawowej  niemal na siłę się rozeszły każda w swój świat koncentracji na poczet potrzebnych zakupów po to tylko, żeby za chwilę znów wejść na siebie. 
- Próbuję sobie przypomieć skład kapuścianej diety - zaczęłą Gwen - spisałam sobie ją na kartce i oczywiście kartkę zostawiłam tam gdzie ją położyłam... 
- A no tak; - zaoferowała swoje całkowite zrozumienie Jan'i patrząc do koszyka Gwen - Kapusta i pomidory na pewno wyliczyła. 
- Kalerepę widziałam na rynku to będę mogła ją dokupić później, selerę naciową zazwyczasj można znaleźć też wiem gdzie w pobliżu ... - myślała głośno próbując sobie przypomieć przepis - zdaje się cebula, ale cebulę to chyba mam, marchew włożyłam...,ziemiaki? 
- Ziemiaki? ziemiaki to do jakiejś innej diety - humorystycznie zauważyła Jan'i .- Kupię właściwie buraczków, bo na buraczki naszła mi ochota. Od kiedy opowiedziłaś mi o tym, że one pomagają na uczulenia i ja wypróbowałam, że rzeczywiście pomagają, a jeszcze też powiedziałam o tym moim znajomym, to zawsze jak Ciebie spotkam w sklepie przypomina mi się, że trzeba sobie pojeść buraczków.... - wyrzuciła w jednym zawiłym zdaniu. 

Rówieśniczki pod względem  bardzo różnym na chwilę znów się rozeszły i Gwen widziała jak Jan'i pokazuje Nel'i zabawki i opisuje jak, która wygląda i opawiada co jest co, a mała z radością wyciąga rączki i promienieje w zachwytach i uśmiechach oraz wdzięczności za to, że życie jest takie piękne. 
Gwen po swojej stronie regału zobaczyła czerwone serdusko z napisem; "Kocham Cię" więc rzuciła to serce do Jan'i z załączonym komentarzem; 
- Pokaż jej~! 
- A zobacz co to jest?; Serduszko? - mówiła Jan'i pokazując wnusi serduszko i komentując dodatkowo: 
- Pani rzuciła czerwone serduszko, tak?
- Przeczytaj jej co tam pisze - włączyła się Gwen poprzez regał. 
- A zobacz co tu pisze?; "Kocham Cię"  - posłusznie  wypełniała polecenie stojąca po drugiej stronie kopiasto spiętrzonych artykułów, pokazując napis na serduszku na co mała zareagowała gwałtownie wyrzuconymi w powietrze rączkami z głośnym śmiechem świadczącym o zadowoleniu co natychmiast wprawiło w jeszcze lepszy nastrój obie reżyserki przyjemności Nel'i.  
Po chwili znów się na siebie natknęły w tej samej alejce;
- Popatrz tak wygląda dziewięciomiesięczne dziecko - powiedziałą z dumą Jan'i wskazując na Neli, która o trzy miesiące seniorowała Zuli. 
Gwen na chwilę straciła grunt pod nogami, bo jak tylko weszła oceniła na oko, że Nel'i jest znacznie drobniejsza i mniejsza od Zulki i wszystko robi w taki sam sposób jak Zulka. 
- Wiesz - zaczęła z wahaniem wydaje mi się, że Zula jest trochę jakby większa, ale to w przypadku moich dzieci było prawidłowością, potem zahamują dodała pospiesznie obawiając się o urażenie dumy swojej rozmówczyni... 
- A tak już mi kiedyś opowiadałaś - powiedziała uspakajająco Jan'i - one kiedyś muszą zwolnić, bo przecież nasze córki są dokładnie tego samego wzrostu powiedziała Jan'i. 

Po drodze na pocztę, gdzie musiała popłacić rachunki i dopytać się o przesłaną paczkę do St dla swojej córki Yanny Gwen żałowała, że kupiła od razu tyle zakupów. Pogoda była na wskroś wiosenna i słonko przyświecało a ona taraboniła się z ciężarem. 
Paczka do jej córki priorytetowym przekazem wysłała była już przeszło miesiąc temu i jakoś zupełnie przestała już się cieszyć na niespodziankę jaką zrobiła Yannie i Ben'owi na ich nowe mieszkanie, bo mieszkanie powoli przestawało być nowe i jakoś tak po prostu za długo się odewlekała oczekiwana przyjemność. 
Pani w okienku ubrana cała na czarno, którą Gwen oceniła na swoją rówieśnicę wiekową mniej więcej i na kogoś kto być może jest w świeżej żałobie błysnąwszy ogromnym diamentem osadzonym na palcu wytłumaczyła jej, że musi paczkę śledzić w internecie w/g długiego sznurka cyfr u samej góry okazanego kwitka a potem bez słowa zarekwirowała okazałą sumę będącą opłątą za gaz i inne konieczności życiowe... 

Gwen westchnęła, bo wolałaby uniknąć dalszych perturbacji dotyczących paczki, ale rzeczywistość jest rzeczywistością i tyle.
W Aptece okazało się, że zamówiony  wcześniej specyfik przybędzie o kilka godzin później a najlepiej gdyby Gwen mogła pojawić się na nastęny dzień. 
- No to mam następny spacer przy pięknej pogodzie - pomyślała - licząc na kontynuację dzisiejszej pogody.
Już miała wejść do domu ale w ostatnim momencie zdecydowała się  jeszcze zerknąć na przebiśniegi w ogrodzie... 
- Są~~!! - ucieszyła się obserwując całą łąkę małych zwiastunów wiosny rozpostartą na kilku mało regulnych zagonach ukształtowanych przez samą matkę naturę przez całe lata z pierwiastkiem wydatnej pomocy ze strony Gwen. 
W okresie kiedy to jej z łaski Myszki przyznana była opieka nad ogrodem jeździła po pobliskich odkrytych, zapuszczonych skrawkach gruntu po byłych osadach i wykopywała wszystko co przetrwało. Dysponowała jeszcze wówczas swoją ulubioną Toyką, którą przywiozła z St. Jak się okazało w większości wypadków udało jej się uratować liczne gatunki przed zagładą gładko uporządkowanych trawników lub miejscem przeznaczonym na parking a czasami jakiś nowy budynek. Stało się tak, że na skutek przemian decyzyjnych mamy ogród szybko przemienił się w dziki i bardzo angielski styl co po pewnym czasie zaczęło odpowiadać Gwen, bo dopatrywała się w tym dzikim bogactwie wszystkiego czego jej dusza mogła zapragnąć. 

W poczcie czekało na nią kilka listów między innymi lisy od Boni.

"...Poczekamy, zobaczymy może da mi spokój, jak go jakąś inna otumani. W tej sprawie postawię na bierność, a nawet spróbuję zignorować następną zaczepkę o ile taka będzie. Zobaczymy, czy się zainteresuje dlaczego. Na Fa póki co brak odpowiedzi na moje zaproszenie. A może to są ludzie z psychiatryka? Bywa tam kilka Napoleonów, Jezósów i innych psycho lub socjo patów. To wszystko jest zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. 
Facet lub grupa facetów tak się zabawiająca, oby to tylko o to chodziło, są zakompleksieni albo perfidnie złośliwi. Ciekawe jakie mają intencje. Boże broń, żebym z mafią od handlu ludźmi miała cokolwiek współnego. Wczoraj otworzyłam profil skype i wykasowałam wszystkie szczegółówe dane; telefon, e - maila, datę urodzenia, miasto i co się jeszcze dało. Być może to jest mój były królewicz, który ma ułańską fantazję. Coś mnie jednak dziewi i niepokoi. Jeśli Dv był dyrektorem wywiadu, a w internecie, na face, skype i jeszcze we wszystkich możliwych wejściach popularnych, gdzie jest tyle jego fałszywych profili, to dlaczego na to pozwala? A może się cieszy, że ma tyle fanów? Przyszła mi taka myśl, aby zmienić zdjęcia na skype i uśmiejesz się na jakie? Otóż - Generała i ciekawa jestem, co ten generał, po drugiej stronie, by powiedział? 
Chociaż nie, to głupi pomysł. 
Bardzo mi żal tego prawdziwego Dv. 
Zgłębiając jego życiorys i oglądając zdjęcia oraz filmy zakochałam się platonicznie, a jak dorwę szumowinę, która się pod niego podszywa, to go podam do prokuratury. To jest chyba karalne?; Naużywanie czyjegoś wizerunku? To na razie tylko tyle. 
Serdecznie Ciebie pozdrawiam..." 
Gwen ma zwyczaj natychmiastowego odpowiadania na pocztę więc odpisała od ręki; 

"...Istnieje też prawo wolności słowa. Każdy może mówić i wyrażać opinię jakie chce i w/g swojego uznania. Jedynym miernikiem normującym tę dziedzinę ludzkiej ekspresji jest poziom kulturalny społeczności światowej w obecnym czasie, bo internet jest narzędziem cywilizacji o globalnym zasięgu. 
Skoro Dv już raz został czy zadeklarował się jako osoba publiczna to jest już nią przez całe życie. Jego obecne doświadczenia wynikają z  konsekwencji takiego stanu rzeczy, które są  znacznie poważniejsze w wypadku jakiejkolwiek kompromitacji niż gdy się jakoś trzyma burty. 
Z tego co wiem to istnieje prawo do zachowania twarzy ale tylko dla osób, które są poza służbami czynnymi lub profesjonalnie powołanymi do służenia w oficjalnie powołanych służbach państwowych czy obywatelskich, krórych zadaniem jest zabezpieczenie ustabilizowanej struktury kulturalno - cywilizacyjnej. Do osób publicznych należą wszyscy luzie tak zwani "mundurowi" jak i wszelkie osoby, które godzą się na upublicznienie swojego życia tj aktorzy, artyści itp. 
Większość społeczeństwa akceptuje obecną konstrukcję społeczną i jeżeli nawet są jakieś konkretne zastrzeżenia to przemiana jest rozpisana na na stulecia a nawet tysiąclecia stałej ewolucji. 
Z drugiej strony można spojrzeć z empatią na każdy element zaistniałej sytuacji bez złości. Każda, na prawde  każda jednostka chce żyć jak najlepiej potrafi w/g udostępnionego zakresu świadomości. Czyli każda jednostka jako element dynaki obrazu jaki został nam udostępniony do ewntualnego wglądu, czy nawet doświadczenia czyli zaangażowanego w jakimś stopniu udziału lub uczestnictwa  z Twojej a także z mojej strony, jest konieczny aby cała ta farsa zaistniała w wymiarach dualistycznych czyli rozdzielenia na dobro i zło. 
Jeżeli nawet są ludzie, którzy biorą udział w tego rodzaju szopkach to są to bardzo skomplikowane charaktery, które w tej chwili uważają, że branie udziału w czymś co jest z gruntu amoralne płaci im jakimś rodzajem satysfacji. Są to jednak jednostki żyjące we własnym piekle, które dla siebie na własne życzenie kreują rzeczywistość do której sama chcę żyć w odpowiednim dystansie i należy im się tylko wiele, wiele współczucia i ewentualnie pokazania im kierunku, z którego tak na prawdę płynie światło i możliwość przejścia do własnego zakresu tego co nazywane jest metaforycznie niebem. 
Zakochałaś się a może uległaś urokowi postaci jaką analizujesz ostatnio z wielu względów; Po pierwsze w/g Junaga ucznia Adlera, który z kolei był uczniem Freuda ojca współczesnej psychologii człowiek może się zakochać a raczej pokochać każdego człowieka. 
Jeżeli przyjrzysz się życiu jednostki obojętnie jakiej jednostki; jej wzmaganiu się, jej trwogom, lękom, zapaściom i heroicznym wysiłkom, potędze odrodzeń i podnoszenia się z załamań,  to jesteś w stanie na prawdę pokochać tą jednostkę, której życiu się akurat przyglądasz, bo kierujesz swoją całkowitą  uwagę w stronę  tej osoby. W Twoim przypadku jest także elemet, tego, że czyjesz się niejako naznaczona czy wybrana do takiej funkcji. 
Wielość profili na skype'a i na innych portalach społecznościowych zapewne ma zadanie odwrócenia obecnego trochę zbyt katostrofalnego w skutkach  prawa wojskowego dotyczącego życia prywatnego jeżeli chodzi o jednostkę, której się noga podwinie. 
Jest jednak kwestia "sprawiedliwości", bo "czym wojujesz od tego giniesz". Otóż chodzi o to, że Twój obecny objekt uczuć całe swoje życie okazał się bezwzględnym naczelnikiem wspierającym machinę imperialistycznych zachowań danej nacji pod sztandarem czego właściwie? Pod sztandarem ochrony interesów i dóbr dużych koncernów i bogaczy, stanowiących jeden procent żyjącej obecnie na świecie ludności. 
Czyli Dv służył prawu zachowania podporządkowywania sobie jednej jednostki czy indywidualności innej jednostce. W swoim życiu bohater ostatniego incedentu zaangażowania Twoich emocji uczestniczył i był sprawcą wielu tragedii życiowych i załamania zwykłego szczęścia przez wiele jednostek bez skrupułów i w imię większej sprawy i tak został potraktowany jego los. 
Wiem, że moje marzenia należą do utopijnych na ten moment ale chciałabym aby życie mogło się opierać na takiem traktowaniu różnic jednostek, grup, nacji czy elementów każdej układanki, która umożliwiałaby szanowanie idywidualności jako odrębnego elementu całości i przez to mogła kultywować harmonię i symbiotyczną synchronizację opartą o lepszą funkcjonalność niż ta oparta o przemoc i konieczność wymuszania posłuszeństwa i stałą manipulację otoczenia. Oczywiście koniecznym aspektem w przytoczonym przykładzie jest przejście od Konfucjonizmu do możliwości korzystania z darmowych źródeł energii, których jest bardzo dużo a wiedzę o nich hamuje konieczność zachowania systemu, w którym żyjemy i na straży którego stoją takie jednostki jak Dv. 
To co się stało z jego życiem pozwoli mu na zobaczenie w całkowitej nagości jak system, któremu służył z całkowitym oddaniem posługuję się jednostką po to aby trzymać ją w niewoli i podporządkowaniu. Oczywiście, że należy mu się współczucie całe naręcze współczucie i empatia, bo dane mu jest doświadczyć przeogromnej skali przeżyć. 
Ale jest to człowiek silny, zahartowany i skazany na ewolucję i rozwój jak my wszyscy i poradzi sobie w taki czy inny sposób. 
Piękna dzisiaj pogoda aż... przenikająca na wylot radosnym usposobieniem.  
Na ogrodowym zagonie przebiśniegi już wyraźnie widać. 
Pewnie już wiosna ugruntuję swoją pozycję jako oficjalnie zaistniała pora roku.
Buziaki ..."

Odpowiedź Bon'i też nadeszła w natychmiastowym niemal tempie; 

"... Dziękuję Tobie Gwen. 
Pięknie i elokwentnie to ujęłaś. Osądzania jego osoby pozostawiam Bogu i ło historii. Jak przyjmowałam go na skype, to było tylko zdjęcie żołnierza amerykańskiego podpisane  literkami imieniem i nazwiskiem. To że jest to generał a do tego taka szycha doszło do mnie w trakcie. Na samym początku nawet myślałam, że to ktoś z "NATO", które stacjonuje w Bydzi. mają nawet mieszkania w Osielsku. Wszystko jest możliwe i prawdopodobne, więc  mogłam dać się złapać na ten haczyk. W realu zdarzyło mi się czasami ich spotkać i na ulicy Gd w mundurach polowych, w takie ciapki i w kapeluszach. Może nawet byli u Amerykańskich Mormonów na Śn. potem jak mi przysłał życiorys, stała się bardziej dociekliwa i podejrzliwa. Coś mi się przestało zgadzać. Dalej już wiesz wszystko. 
Pozdrawiam Ciebie serdecznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz