środa, 26 lutego 2014

Pukanie w drzwi nieba?

"... One day she remained that the only person who could make her happy was herself!
So she took back the power, re - claimed her place in the world and shined like never before!..."
                                                                                                                        -     ? 
"... Make a comitment to be absolutly Faithful to that which exists nowhere but within yourself..."
                                                                                          Dr. Wayne W. Dyer
                                                                                           "I can see clearly now"

Lajo od rana słuchała jednego ze swoich ulubieńców; 
Po prostu ją wzruszał i poruszał w każdym swoim wykonaniu. 
To był Antony & Johnsons. 

Kiedyś wysłała do Micho w wykonaniu wspomnianego ulubieńca "Knocking to the Heavens Door"

Micho napisał: 

"... A Antony jest ślieczny...wiedziałem że Knocking... miało wiele różnych wersji później... ale tej trudno byłoby się dokopać... Ty jednak potrafisz zawsze coś wynaleźć z różnych wersji, styłów czy tego co jest dostępne a czasami mniej popularne albo ukryte :)..."

"...Antony może jest rzeczywiście mniej popularny, ale prawdziwe diamenty zdarzają się rzadko i chyba stąd częściowo ich cenność :)
Mam jeszcze kilka takich swoich wyniuchanych czy wysmakowanych kawałków czy nazwisk, ale poza tym to tak jak wszyscy lecę klasyką poza klasyką oczywiście i od czasu do czasu operą, bo też mam od czasu do czasu takie zachciewajki:) Ciekawa jestem muzyki południowców amerykańskich; bo to Twoje rejony. Czasami coś mi wpadnie na ruszta ale potem zapominam co mi serce poruszyło aż do następnego przypadkowego odkrycia tego co już kiedyś wy-haczyłam. Trzeba jednak kilka razy coś usłyszeć, żeby się wyryło w twardym czyli trwałym dysku..." - odpisała na niemal na kolanie. 

Potem postanowiła coś więcej dodać: 
"...Dzisiaj niebo było takie, że gdzieś się zawieruszyło. Drzewa palcami dotykały nieba, którego zabrakło. Gałęzie i konary cały krajobraz wraz z cementowymi sześcianami bloków z wydłubanymi oczami okien, ulicznymi lampami z pozornie wyżej zawieszonymi główkami niż zazwyczaj,  wszystko było zawarte w równomiernie rozprowadzonej mazi bezsłonecznego bez - nieba. Wrażenie równomiernie rozprowadzonej ale i cięższej od powietrza miazgi a może pasty, w której rozbełtane a może rozdrobnione było niebo i domyślna mgła, chmury, dym z kominów ogrzewanych domów, który w innych okolicznościach pogody doskonale widać rozpraszały tylko leciutkie, drobniutkie płatki śniegu dzisiaj łatwiej przyciągane siłami grawitacji niż te obserwowane prze ze mnie kilka dni temu.
Wrony latały rzadziej w bez - przestrzennej zupie raczej szarej, minimalnie przełamanej domyślnym niebieskim.
Wszystko stwarzało wrażenie postoju, czekania w bezwietrznej martwocie zawieszenia i wiadomej nadziei, że całun opisywanego zjawiska podzieje się gdzieś w sobie lub zapadnie się w miejsce nieokreślone może już jutro, albo w najbliższym czasie. To była kwintesencja smutku malowanego przez matkę naturę. Nastrój melancholii i spętania możliwości, pogrożenia się w marazmie braku możliwości zbyt łatwo się udziela więc wolałam raczej przespać niż przeżyć ten czas, zresztą taka pogoda, taka atmosfera działa wyjątkowo nużąco i wchłania, otula sobą i chroni przed nadmiernymi wzruszeniami czy chociażby konstruktywnym myśleniem.
 Z pochylonych pod ciężarem śniegu gałęzi zimozielonych powoli zsuwały się co większe czapy białych, puszystych pierzyn. Sprawiało mi radość to z jaką werwą wracały do swojej dawnej pozycji zanim zostały przygniecione zwałami śniegu. Powoli się ociepla. Jeszcze kilka tygodni. Dobrze, że śnieg trochę utulił ziemię i drzewa. Za progiem już czuć radośćprzedwiośnia i uśmiechów słońca na niebie, które będzie widoczne. Może być to niebo bezchmurne lub w pięknem chmur zwalistych lub małych zaczepnych bałwanków. Zawsze kochałam przyrodę. Przejawom wszelkiego życia zawsze towarzyszyły chmury i niebo i słońce i woda. 
Już niedługo wiosna. Powoli się wyrwę z zastoju. Niech no tylko zakwitną jabłonie. Myślę, że nawet nastąpi to dużo wcześniej niż zazwyczaj. To coroczne wygaszanie aktywności doskwiera mi coraz bardziej i jednocześnie odnoszę się do czekających mnie okresów z dużą rezygnacją, w których wiosna, lato jesień jest znacznie krótszym okresem niż okres przymusowego leżakowania w łóżku z powodu przejmującego chłodu.
Zaobserwowałam coraz mniejszą wydajność tych okresów dla mnie i to, że okres ciepła jest za krótki na zabezpieczenie sobie takiej ilości ciepła, by można było zatrzymać aktywność w czasie przenikliwego zimna.
Wszyscy czekają na wiosnę, ale ja najbardziej :)  Ha, ha :)
Muszę zacząć się ruszać, oj jak bardzo mi się chce pozostać w świadomej drzemce, w letargu trwania w oczekiwaniu, w bezruchu. Mam jednak świadomość, że wiosna wyrzuci mnie z mojej nory czy jaskini na zewnątrz już niedługo :)..."

Micho z jakiegoś powodu tym razem odpisał natychmiast: 

"...Wyślij to gdzieś... trudno mi powiedzieć gdzie po prostu gdzieś... jak to ktoś przeczyta to może będzie chciał gdzieś wydrukować... Też takie pisanie moje ale ja cały czas myślę, że powinnaś tak zrobić... albo przynajmniej zapisuj to na jakimś zbiorze tzn kopiuj do Warda i save potem... 
no a alfabetem rosyjskim to rzeczywiście trzeba by mieć rosyjską czcionkę wgraną... to do poprzedniego maila..."

Odpisała ona też od ręki:

"...Już opanowałam tę nostalgię, którą narzuca pogoda i ziąb na zewnątrz. W pokoiku mam ciepełko i wygodę. Dla mnie jest nieprzeciętną wygodą to, że mogę używać trzech znanych mi na poziomie zrozumienia i swobodnej komunikacji języków. Znajduję niesamowite zaspokojenie w poznawaniu świata i bogactwa przedstawiania czy odbierania rzeczywistości przez różne kultury sam język też decyduje o pewnych smaczkach i wręcz zapachach opisywanych treści. 
Jak będę się uczyła hiszpańskiego to może mi się przyda do takiego samego rozkoszowania się jeszcze jedną możliwością badania różnic i podobieństw.
Wiesz ze mną jest duży kłopot z tym pisaniem. Kiedyś znajoma zaproponowała mi swojego wydawcę. Wydawca przeczytał moje teksty a potem zaproponował, że jeżeli swoim stylem napiszę jakąkolwiek sagę rodzinną to on mi zapłaci zaliczkę a to co napiszę na pewno ujrzy światło dzienne z tym, że miałam się zgodzić na wszelkie korekty tekstu wprowadzone przez niego. Tak więc taka ze mnie pisarka :) Zlękłam się. Zdałam sobie sprawę, że zabrany został mi oddech a może to brak dyscypliny albo wygodnictwo albo lenistwo.
 Trudno samej to określić. Gdzieś jest przyczyna tego, że zdaję sobie sprawę z mnogości posiadanych talentów i jednocześnie jakąś niemoc w ich rozwijaniu.
Ale takich ludzi jest znacznie więcej niż można sobie to wyobrazić..."

"... A to szkoda... " - skomentował Micho.

"...Moja znajoma na fejsie wyzwała mnie od geniuszy. Byłam przezywana od wyjątkowych i wybitnych ale geniusz to wpadło pierwszy raz na moją siatkę do łowienia motyli. A najfajniejszy był powód dla jakiego doszła do tego wniosku. Otóż poszło o Niemena. Ona twierdzi, że wszyscy genialni ludzie mieli dużo włosów. Podawała przykład Einsteina i Tesla i Mozarta i.. jeszcze tam rzucała nazwiskami. Jeżeli miałaby rację to w mojej rodzinie gęste włosy są raczej regułą :)  Napisałam jej, że bardzo poprawiła mi humor :))
W/g tej teorii to dużo jest więcej genialnych kobiet niż mężczyzn :)
Idę spać a Tobie życzę udanego dnia..."

Micho się pokwapił, żeby coś tam bazgrnąć: 

"... A dzięki. Zbieram się do pracy, bo dłużej zejdzie mi dojechać rano po opadach wczorajszych... "

Cyntia  napisała za chwilę: 

"... Idę sobie jakieś śniadanie przygotować. Przez okno śnieg wygląda na topiejący, ale oto frunie jakaś zagubiona gwiazdeczka śnieżna. To dowód, że jeszcze, jeszcze zima o swoje przetrwanie walczy. 
Dzisiaj przypada tłusty Czwartek:)
 Kupię sobie pączki:)) Kupię pączki. W każdy tłusty Czwartek są kolejki za pączkami i wszędzie w cukierniach i piekarniach widać całe wózki z blachami wypełnione. Z tych wózków  znikają w pośpiechu pączki jakby miały do tego wyjątkowy powód :)) A jak pachnie w całym mieście. Ale będzie frajda to wszystko zobaczyć..."


Lajo zamyśliła się. 
Za dwa dni przypada tłusty czwartek i jednocześnie idzie na spotkanie z Olą ma do niej romans więc kupi jej pączka i zaproponuje herbatkę.
W takim razie fajnie się zapowiada przygoda... 
Połączy przyjemne z pożytecznym. 

Wczoraj późną nocą napisała do niej jedna z jej koła dawnych znajomych Dan'a. 
Chce pracować z Lajo czyli promować to nad czym pracuje Lajo. 
Lajo ma się z nią spotkać w Piątek.
Jeżeli tak to wygląda i codziennie zacznie się spotykać to zostanie jej za mało czasu na pisanie. Trochę się zmartwiła szukając zapewne powodu by powstrzymać przyspieszające tempo. 
Ale Lajo była ciekawa co może wyniknąć z następnej propozycji.
Ludzie już od dawna ją pchają w górę, to ona jest hamulcem podszytym strachem. Widocznie wciąż jej za dobrze siedzieć w miejscu i karmić biednego Egusia, bo tak wygodniej? 
- A może by się tak puścić burty i popłynąć z prądem? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz