wtorek, 4 lutego 2014

Sprawa z kotem

Bóg w dom

Pozbawione baśni noce
Otwierają drzwi i okna na oścież.
Wytrącają z ramion siostry śmierci: 
Od jednej zapałki - pożar~~!
Nagłym gongiem zmywają 
resztki nadziei na normę. 
W tyradach walki z pościelą 
rośnie siła kumulacji...
Piękno szronu, czystość szadzi
u bram brzasku:
- westchnienie akceptacji.
Aż szkoda, że odchodzi taki ktoś
pojawia się bezszelestnie, 
znika pozornie bez śladu,
bezsenne noce są bezcenne.

Bydg. 13 Październik 2010 r.

Sen bardzo dziwne i pożądane zjawisko - pisała Cyntia. 
W jednym ze swoich wierszy z przed kilku lat pisała, że besenne noce są bezcenne, ale to dlatego, że dość często zdarzały jej się noce podobne do rozwijającej się róży lub do pożaru od jednej zapałki. To były noce twórcze, podczas których właściwie rozkwitała jak róża lub paliła sie płomieniem powstawanie konkretnej wizji lub projektu. 
Dzisiejsza noc była inna. Gdzieś w pobliżu trwała impreza; jedna z tyh do białego rana a potem do na poprawiny do Ciotki Balbiny. Cyntia włóczyła się więc bez sensu po mieszkaniu. Próbowała nawet zasnąć na kanapie w salonie, że niby tam ciszej ale też wyszły nici. Postanowiła sprawdzić pocztę. Był list od Micho, który zresztą ją wkurzył, bo Micho w najlepsze donosił, że ostatnio śpi za dużo: 

"... Spałem wczoraj za dużo... spałem po południu i wieczorem i obudziłem się pod wieczór... potem film obejrzałem i znów zasnąłem, bo to była jakaś stara klasyka "Żądło", a więc znów spałem. Obudziłem się o 5 - tej rono i stwierdziłem, że za wcześnie i znów spałem... Jakiś amok lub Niedźwiedzi sen mnie wziął. Trudno powiedzieć z czego to wynika. Podobno jak się chce spać to trzeba spać o ile można. Kiedyś wszystko miało być o godzinach a teraz się zaopatrywania na sen zmieniły i trzeba spać jak się chce spać i można - to trzeba. W dodatku dzisiaj podobno jakiś dzień jesienno - zimowy miał być. Ale to ten człowiek z prognozy mówił, a tak to trzeba wystawić głowę przez okno. 
A Ty Cyntio dużo śpisz?..."
- A żeby to do tysiąca jasnych cykad albo bawołów~~! - szepnęła rozeźlona do białej potęgi Cyntia - że też pokusiło mnie, żeby pocztę teraz sprawdzać (!)...
Co prawda Cyntia znała teorię siedmiu luster duszy opisaną przez Greg'a Brandon'a...  ale żeby to tego stopnia...(?) Znajomość wspomnianej teorii dodatkowo wytrąciła ją z równowagi. Właściwie wiedza teoretyczna wyjaśniająca działanie zjawisk nadprzyrodzonych, dziwnych lub "cudownych" (akutrat w tej chwili miała nastrój na cuda (?,!)), więc teoria wyjaśniająca jak prawdy lub prawa, na których opiera się konstrukcja życia i kosmosu powinna ją uspokoić ale było odwrotnie. Było przeciwproporcjonalnie do oczekiwanych przez nią analitycznie wyeksponowanych rezultatów  
Postanowiła czymś się zająć. Zaczęła więc robić na drutach. Później przeniosła się do sypialni. Już - już sen sen chciał się z nią zaprzyjaźnić ale się tylko przywitał; już ją morzył i prawie kołysał, gdy Kaprys pod otwartym oknem zaczął swoje nagminne i nachalne, trudne do zignorowania serenady i jękliwe prośby produkować;
-  miauł i miauł i mmmmmmmmmiiiiiiiiiiaaaaaaałłlll i miaaaaaaałłłłłłll itd... 
Przyjęty przez nią kurs wychowawczy a raczej przyjęta przez nią taktyka wychowawcza, była taka, że w środku nocy nie mogę go uczyć spełniania jego kaprysów. Piwnica jest dostępna, wewnątrz ma swój koszykowy domek ślicznie wymoszczony kocykami zrobionymi na szydełku w kolorowe kwadraty na prawdę ładny, nakryty przez zimnem i gorącem grubymi płaszczami i kurtkami... Ma tam też zapas jedzenia i picia, którym pożywia się cała zgraja jego kuzynów i znajomych, bo czasami czmychały spod nóg inne okoliczne koty... Ma wszystko czego kocia dusza może zapragnąć a siedzi pod oknem i nadaje.
 I kto wygrał następny pojedynek na wytrzymałość? - on!
Cyntia musiała się poddać. Kaprys chciał pogłaskania i zajrzenia w oczy i zostania trochę swojej sierści po domu, bo bardzo linieje i potem zaraz chciał, żeby go do piwnicy wpuścić tylko drzwiami, a nie po zakamarkach. Oczywiście właścicielka zrobiła to wszystko czego pan Kot sobie życzył ale jej szczęki przy tym były nieco sztywnawe. Następny stwór egzekwujący jej posłuszeństwo i karność w/g upodobań własnych. 
Z tego wszystkiego zrobiła się na prawdę głodna. Była trochę wkurzona po trochu na wszystko ale jej brak zadowolenia skrupił się na tym małym rozkosznym kociaku, który upatrzył sobie ją jako swoją usługodawczynię i egzekwował to z żelazną konsekwencją. Na tyle kotów jakie przewinęły się przez dotychczasową historię Cyntii, a było ich trochę, ten miał najbardziej upiorną wolę. Później zrobiło się jeszcze później i musiała sobie posiłek w środku nocy zrobić i jakos dopiero jak się rozwidniło to usnęła. 
Następnego dnia, który okazał się pięknym absolutnie przeświętnym przedpołudniem, bo ranek oczywiście przespała... następnego dnia Cyntia stwierdziła, że wypada być trochę zdystansowaną wobec rudego kłębuszka zachcianek realizowanych kosztem jej komfortu i szczęścia ale cóż... musiała się poddać urokowi charakteru swojego pana i władcy. Łasił się i rozmawiał, wyczekująco zaglądał w oczy na spotkanie chociażby akceptacji i udawał że winne są okoliczności i że on jest czystą, bezwarunkową miłością. Co było robić trudno. Cyntii jak zwykle musiała zrezygnować ze swojej skorupy obronnej i się cała rozpuściła i zmiękła. 
Mało tego Cyntia zaobserwowała dziwną historię rodem z kociej społeczności. Otóż od jakiegoś czasu pojawia się na działce czarny, zaniedbany, dziki kotek - a raczej kotka o filigranowej budowie. W czarnym kostiumie miała białe rozcięcie pod szyjką i białe skarpetki na samych stopkach a właściwie palcach. Po upiornej nocy Cyntia chciała się przekonać czy u Kaprysa w jego koszu jest wszystko w porządku a może miała zamiar mu prześcielić i potrzepać jego pościelowe... Z zupełną pewnością siebie podeszła do koszyka na podwyższeniu na wysokości piwnicznego okna i zrobiła skłon z celu wyjęcia koca zaglądając przy tym do wnętrza koszyka a tam śpi sobie przyjaciółka Kaprysa w najlepsze. Wyczuła obecność Cyntii i czmychnęła z takim rabanem do wyjścia, że sama Cyntia mało się pozbierała ze swoimi emocjami. Ktoś czarnulce na ogonie założył gumkę. Ogon ma przez to od połowy uschnięty i bezwładny taki wiszący, cienki, sztywny patyk zaakcentowany białą zgiełzą kropeczka na samym końcu przez co wygląda jeszcze bardziej żałośnie. Cyntia postanowiła złapać małą i zdjąć jej tę cholerną gumkę, ale okazało się to trudniejsze niż przypuszczała. Przywrócenie funkcji całego ogona, nawet przez zadośćuczynienie krzywd ze strony człowieka prawdopodobnie jest raczej mało możliwe. Cyntia chciała, żeby chociaż sam powód kalectwa był unicestwiony, bo jakoś pewnie lepiej będzie patrzeć na zwierza, który się musiał sporo nacierpieć z powodu okrucieństwa i głupoty ludzkiej. 
Sąsiadka Cyntii Ul z przyrośniętego bliźniaczo domu w budynku gospodarczym, którego tylnia ściana jest równocześnie granicą między działkami obu kobiet, ma specjalnie wyremontowane i przygotowane pomieszczenia dla dzikich kotów. 
-Ciekawe czy Kaprys, który po prostu sobie wybrał mój i Myszki dom za swój własny; ciekawe czy on jest potomkiem rodziców kocich pochodzących z sąsiedzkiej watachy? - zastanawiała się Cyntia już po raz enty. Ale to było prawie, że retoryczne pytanie. 
- Przypuszczam, że Kaprys ma swój zakamuflowany rodowód w szopce sąsiadki - mówiła do Walda, Rażki, czy Izy pokazując głową w kierunku szajerków wykręconych do niej piękną, starą, ładnie obdrapaną ścianą ze starych przedwojennych cegieł. 
- Przez dobroczynną działalność naszych sąsiadów - twierdziła innym razem z uśmiechem patrząc na mur, który podobał jej się bardzo bo robił klimat ogrodu o jaki jej chodziło... - na naszej dziełce jest tyle kotów - a jednocześnie myślała, szkoda, że tato popsuł mur dzielący działki między sąsiadami z drugiej strony. Tamtem mur zrobiony był z Jury Krakowsko - Częstochowskiej i był na prawdę piękny.
- Ależ to była klimatyczna działaka... muszę gdzieś mieć opowiadanie pod tytułem; "Altanka"... - ach, znajdę je później - objecywała sobie jak zawsze odkładając zadanie na święte nigdy. 
Na działce Ul, która tak właściwie należała do jej przybranych rodziców, a teraz należy do Ul jej męża i syna, a więc na działce Ul w ostatnim segmencie wylicząjąc  od domu, sąsiedzi mieli kury i piejącego koguta znacznie dłużej niż na działce należącej do domu, w którym teraz mieszka Cyntia z Myszką. W domu Ul na jednym pokoju mieszkają państwo Hoff, którzy w zamian za mieszkanie, dbają o dom i działkę. Podlewają, koszą, odgarniają śnieg, robią wszystkie potrzebne remonty. P. Ell sprzata dom a P. Bol zajmuje się wszystkim co wymaga męskiej ręki i siły. P Hoff są już bardzo podstarzali i wciąż wykonują swoje obowiązki, do których należy między innymi podlewanie ogrodu. Ul i jej mąż Ney mają syna Woj. Syn jest z wykształcenia historykiem sztuki i z tego tytułu wykłada w Plastyku. W Plastyku wykłada też koleżanka Cyntii z tegoż samego Plastyka, do którego uczęszczała Cyntia oj już kilka dekad temu. 
Maryl - koleżanka Cyntii ma córkę i ta córka dała na imię swojej córeczce czyli wnuczce Maryl oba imiona córek Cyntii Yanna - Lylli. Cyntia miała łzy wzruszenia w oczach, gdy dowiedziała się o decyzji córki Maryl. 
Upłynęło trochę wody w rzekach ale Micho sobie w końcu przypomiał, że Cyntia mu coś relacjonowała o Kaprysie, więc postanowił się włączyć w temat: 
"... miałem nawet zapytać co robi Kaprys, ale tak jakoś mi zeszło. A tak na marginesie to dobrze ten Kaprys ma u Ciebie. Pamiętam, że Ty zawsze dbałaś o dzieci i o zwięrzątka co wówczas miałaś, a było tego z tego co pamiętam, to dużo. Zawsze byłaś bardzo opiekuńcza co do zwierząt a Kaprys dobrze trafił. Ma szczęście kocisko w życiu. A po południu jak przyjdę z pracy to znów będę spał, bo tak jakoś mnie wciąż sen męczy ostatnio. Wszystko jest fajnie z tym co piszesz do mnie... Natomiast co zauważyłem w Twoich opisach, że praktycznie masz tam już takie środowisko swoje, nie mówiąc o znajomych. ale także sąsiadach. Znacie się, wiecie kto kim jest... Na osiedlach i w blokowiskach to jakoś inaczej jest. Bardziej blisko między Wami niż tutaj u mnie. Tutaj ludzie ok. mieszkają. Nawet z paroma też lubę pogadać, ale wsztystrko trochę bardziej jakoś na dystans jest, a może to wynika z tego, że Ty jesteś bardziej bezpośrednia do ludzi i więcej z nimi rozmawiasz a ja ludzi to w ogóle trochę unikałem dawniej, dopiero teraz patrzę inaczej. Poza tym ślicznie dzisiaj chociaż chłodno i w ogóle od jakiegoś czasu tu u mnie jest. A byłem dzisiaj na zewnątrz, ale za zimno.  Wczoraj to sobie drzemkę zrobiłem, poczułem się znów zmęczony, więc pewnie dzisiaj się prześpię też i tak sobie Niedziela mija..." 
Cyntia zawsze wszystkim odpisywała od ręki. Sam Michu to zauważył i uważał, że to na prawdę fajna sprawa. Tym razem też zaraz otrzymał od niej prawie, że natychmiastową odpowiedź:
"...Tu jest trochę lepiej niż w blokach. Jak mieszkałam w St w apartmentowcach, to tylko wiedziałam imiona.Tu ludzie rzeczywiście się znają. Moja siostra mieszka na osiedlu domków jednorodzinnych i tam sąsiedzi jeszcze bliżej ze sobą żyją. Ogniska razem organizują i jak ktoś ma na przykład dziczyznę to się zaraz robi z tego impreza zapoznawcza, bo trzeba tę dziczyznę posmakować i tak tam życie płynie. Prawdopodobnie posiadanie rodziny a przede wszystkim  dzieci bardzo zbliża ludzi mieszkających na około. Jeżeli moje dzieci się z jakimś innym dzieckiem zaprzyjaźniły, to rodzice też musieli się poznać w jakimś czasie. Przynajmniej tak to pracowało w St. Jeżeli chodzi o tutejsze układy to one są dziedziczone z pokolenia na pokolenie. Ludzie co prawda się wyprowadzają, zmieniają adrest, czasami poznajemy nowych, którzy dość szybko się asymilują, następują różne przetasowania tak jak to jest na przykładzie naszej rodziny ale rdzeń pozostaje taki sam. Naokoło jest sporo blokowisk i tam sprawy wyglądają tak, że jak ludzie mają za mało przestrzeni to sobie ją budują w sztuczny sposób. Po prostu każdy sobie wyznacza swój prywatny większy lub mniejszy ogródek. U mnie dzisiaj z rana szadź pokryła już chylącą się ku zimie przyrodę, był też szron, w którym wszysto wyglądało na prawdę cudnie..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz