niedziela, 2 lutego 2014

W ogrodzie

Przez okno mojej sypialni - pisała Cyntia swego czasu - zaglądają poranne promienie słońca. Szczególnie w tak pogodny poranek można leżeć bardzo długo i przyglądać się gęstym liściom drzew, które w różnym stopniu prześwietla słońce. Zmienne światło gra, pyłga, liże i dotyka delikatnie zróżnicowanego bogactwa zieleni. 
Jak fajnie jest mieć widok na wielkie drzewa za oknem - powtarzała do siebie czasem cicho a czasami w myślach  jak jedną z ulubionych litanii czy wyuczoną na blachę mantrę.
Nieco później poranny spacer po przydomowym ogródku też frajda;
Bzy, Irysy, Jaskry i cześć Maków kończy już coroczny pokaz kolorów i zapachów. Rozpoczyna się sezon Piwoni...
Piwonie to ulubione kwiaty Lylli. Chyba najbardziej lubiła te jasno - różowe... - przypominała sobie Gwen.
Ilekroć Cyntia przystawała przy kwitnących Piwoniach tylekroć ożywał w niej  klimat  wiersza Czewsława Miłosza o Piwoniach właśnie; matka zagląda w środek piwoni i przygląda się mieszkającym tam żuczkom," ... bo Piwonie służą żuczkom za mieszkanie..."
Cyntia pamiętała od zawsze sens treści ale przede wszystkim zawsze budził się w niej nastrój i klimat jaki panował w tym lub w seriii podobnych  wierszy wspomnianego autora. O pieskach co mieszkają na ziarnku maku i szczekają na księżyc makowy lub o tym, że można zgubić się w trawie jak w borze. 
Na temat tego ostaniego Gwen posiada obraz malowany jeszcze w okresie kiedy dzieliła swoje doświadczenia z tożsamością Cyntii czyli przed przemianą - dywagowała Gwen. Była wówczas w ciąży z Lylli. Zabrakło jej niebieskiej farby i musiała lecieć do swojej sąsiadki aby "pożyczyć" ksztynę błękitu na kawałek widocznego w obrazie nieba. Mieszkała wówczas co ciekawe na Lyllian Ave. Obraz ów zatyłowany cytatem z wiersza Miłosza: "Zgubimy się w trawie jak w borze" malowała jak już wyżej napisała będąc w ciąży z Lylli i znalazł on bardzo wielu chętnych. Ostatecznie jednak objecała go Pawłowi i Lylli i teraz czeka, aby mógł pojechać wraz z "Suknią" do Duba w Irii. "Suknia" to prezent ślubny dla pary młodych.
Przewiezienie obu prezentów a szczegółnie "Sukni", będzie znacznie trudniejsze niż się mogłoby wydawać, bo jest to rzeźba z masy papierowej naklejona na szkło. Ale już Gwen w tym głowa, aby jej dzieci dostały oba prezenty. 
Gdyby Cyntia miała określić  nastrój jaki udało jej się wydobyć w obrazie, a który panował w omawianych wcześniej wierszach jednym słowem to powiedziałaby zapewne: Taki zwyczajny, ludzki i ciepły i już zrobiłoby się całe zdanie. 
No więc teraz pora na Piwonie Białe i Różowe w jej ogródku, który wciąż istnieje w jej wspomnieniach a także zarówno w poezji Miłosza  jak i w ogrodzie - pomyślała Gwen. 
Te ostatnie z wymienionych to znaczy różowe, (ulubione Lylli szczególnie te jasne) występują w dwóch odcieniach różu; jasne i  prawie bordowe.
- Oba kolory wymarzone dla karnacji małej Zuli - zachwyciła się Gwen. 
Teraz zaczyna się okres dwóch z górą trzech nastęnych tygodni  dla Margaretek, Łubinów, Naparstnic i Dziewanny,  późnych Maków wschodnich i Ostróżek. Niektóre Róże już kwitną a inne tak prawie, prawie tuż tuż...
Gwen przyglądała się swoim tak bardzo żywym wspomnieniom Cyntii  spacerującej  po ogrodzie uśmiechałającej  się do siebie.
Przyszedł jej na myśl objekt, zatytołowany "Ogród", który powyginał się na wystawie w Lubo, bo powieszony był bezpośrednio nad grzejnikami. 
- Trzeba wzmocnić ramy - przypomniała sobie Gwen - robota dla Wald'a na wiosnę. Już mam materiały tylko trzeba jeszcze opłacić czas pracy - konkludowała z zadowoleniem.
W ogródku Cyntia posadziła aż pięć gatunków Kaliny i one wszystkie albo kwitną albo będę kwitły lada moment. 
  Kalinę sadziła z myślą o swojej młodsze córce wołanej jako Yanna a teraz także jak się okazało ze względu na wnuczkę. Kaliny przetrwały chociaż ogród uległ całkowitemu przeobrażeniu. 
  Wczoraj  pierwszy raz zakwitł Wiciokrzew. Też posadziła go dla mieszkającej za wielką wodą swojej młodszej córki, bo podobno miał koić jej kondycję, bo Yanna na początku przyjeżdżała do Bydzi każdego lata. 
 Rano i wieczorem to wszystko bardzo pachnie. Szczególnie cały wielki kląb Rogownicy Ostrolistnej. Ależ to pachnie... aż kręci się w głowie. 
- Piekny poranek, cudowny - myślała Cyntia zachłystując się cudem życia i jego różnorodnością a Gwen obserwowała ją z perspektywy czasu.  
- Ten romans prawdopodobnie będzie trwać wiecznie - przynajmniej z mojej strony... - zapewniała wówczas Cyntia. 
- Jak może być tak cudny dzień i taka zdechła atmosfera w domu? - stawiała pytanie Cyntia chwilowo tylko pozwalająć sobie na zniżkę nastroju. 
 Wczoraj dużo czasu spędziła na medytacji obrazkowej.  Przywoływała obrazy z życia i cierpliwie je czyściła, wyrzucała i zmieniała. 

- Halo Cyntio znów zapomniałaś zadzwonić - Micho dopominał się swojej porcji łakoci czyli rozmowy z Cyntią co jakiś czas. 
- Ej, to przecież Ty zapomniałeś zadzwonić; a przynajmniej była Twoja kolej na telefon - prawie oburzyła się Cyntia. 
- A co teraz robisz? 
- Ano widzisz przerwałeś mi; robię medytację czynną.
- A co to jest ta medytacja czynna? - chciał wiedzieć Micho.
- No więc jest tak że zamykam oczy... na podstawie rewelacji opisanych przez Silvę. Znasz Silvę - prawda?
- No poczekaj, niech się położę, to będzie mi wygodniej słuchać - przerwał jej rozmówca.
- Już ?
- Już, już o kurcza zaplątałem się w kabel od czegoś - relacjonował z przejęciem spieszący się Micho.
Cyntia uśmiechnęła się do siebie, bo wyobraziła sobie, jak Micho walczy z jakimś kablem i wydało jej się to na prawdę bardzo zabawne.
- No już - już mów a ja sobie tu jakoś tego... - sapał zatroskany Micho. 
- A lepiej Tobie powiem od środka - zdecydowała się Cyntia. 
- No to dawaj: 
No więc jak zamknęłam oczy to pojawiła się na prawdę grubaska ale sympatyczna i  bardzo energiczna z uśmiechem pełnym popsutych zębów w rogu mojego łóżka. 
- A to nie dobrze - poinformował ją Micho. 
- Ona wyraźnie mi coś dawała ale ja ją grzecznie wyprosiłam z mieszkania.
- Co jej powiedziałaś?
- Nic; siłą woli.
- Aaaa... - powiedział Micho.
- Przestała się do mnie uśmiechać zabrała swoje rozliczne tobołki i ruszyła...
- W stronę drzwi?
- Widziałam jak jej korpulentne i znacznie wydatniejsze pośladki niż widziałam kiedykolwiek w życiu się ruszały w rytm jej pospiesznego marszu. 
- A to ciekawe... - wrzucił  Micho i słychać było jak łapczywie zaciągnął się papierosem. 
- Jasne, że ciekawe. 
- Ty to masz wyobraźnię. 
- A Ty co? Dała Bozia inne wyposażenie to się ciesz tym, że ludzie są różni, bo przez to mogą się wzajemnie uzupełniać i robić sobie wzajemnie usługi i żyć w mniejszej lub większej harmonii.
- E tam Cyntio w jakiej harmonii ludzie żyję o czym Ty mówisz?
- Jak to o czym?, przecież bez ogólnej harmonii i  symbiozy oraz synchronicznego zgrania całości już dawno wszystko by się rozjechało, a przecież istnieje i jest i sobie służy- broniła się zaatakowana. 
- Tak, tak no właśnie, właściwie... - zaciągnął się Micho bardzo głęboko i chyba się uśmiechnął jak to on. 
- Potem...
- A było jeszcze potem...
- Dlaczego mi przerywasz? Przecież mówię, że tego fircyka z kafelką zakręciłam w okół własnej osi i wirem się częściowo wkręcił w ziemię a częściowo rozwiał w powietrzu. Zostało po nim stado much bzęczących w kółko ale też je pokierowałam do na prędce otwartego okna i nakazałam wymarsz z mojej werandy i w ogóle posesji.
- Też siłą woli i co posłuchały?
- Jeżeli coś mi stawia opór to podchodzę do sprawy po kilka razy - powiedziała bardzo zdecydowanie Cyntia tak, że wiadomo było o co jej chodzi.
- Tak?? - zdziwił się dość intensywnie jak na swoje możliwości ekscytacji w tej chwili Micho - Ale zdarza się, że coś jest poza Twoim zasięgiem...- próbował protestować. 
- Poczekaj niech dokończę - napomiała swojego cierpliwego słuchacza Cyntia.
- A to jest jeszcze długie?
- Już kończę: Czarny żeliwny garnek, z pod którego uchylonej pokrywki wyleciały wielkie nasiona dmuchawca długo przekonywałam, że jego miejsce jest poza środkiem mojego ogrodu.  Pokrywka spadła a na łyżce wazowej wyciągniętej z moim kierunku pojawiła się ugotowana psia kupa... 
- Uff, Cyntio, uff - jęknął Micho pełen przerażonego obrzydzenia.
- Nie jestem przekonana czy z nim sobie poradziłam? - powiedziała Cyntia słabym nieco zrezygnowanym głosem.
- Z kim?
- Jak to z kim? Z garnkiem czyli z czym - prawda?
- E martwić się będziesz potem - pocieszył ją dalekodystansowy rozmówca. 
Cyntia poczuła się pogłaskana głosem poprzez łącza  jak z pominięciem wszelkiej odległości.
- Przede wszystkim postępuję w/g zasady każdemu z pożytkiem i bez niczyjej krzywdy - relacjonowała znacznie mniej wojownicza Cyntia niż na początku rozmowy - ale jak nadal będzie się upierał gościć na moim rejonie to...- Cyntia głośno przełknęła ślinę -  to będę musiała go potłuc.
- Koniec Cyntio? - pytał Micho z nadzieją w głosie.
- Jeszcze klucze.
- A klucze... - powiedział domyślnie Micho i czuć było, że wspiął się na szczyt swojej cierpliwości.
- No tak klucze z brudnej ręki odkopnęłam z rozmachem.
- Jak kopnęłaś klucze? - głupawo trochę zapytał jej dobrowolny słuchacz. 
- Ah Micho, wszystko jest tak samo jak tamto tylko inaczej tzn dotyczy innych okoliczności i rzeczy ale do wszystkiego używam woli mojej woli - przypomniała nieco zfrustrowana Cyntia.
 Micho zmilczał domiemaną zniewagę, że niby on opuścił się ze zrozumieniem historii relacjonowanej przez Cyntię od dobrego kwadransu. 
- W moich snach brakuje dźwięku, ale w medytacjach i owszem jestem w stanie sobie wyobrazić czy przywołać dźwięk - mówiła z reflekcją w głosie zdając detaliczne sprawozdanie.
- O tak? - odezwał się od niechcenia ale z pełnym zrozumieniem Micho.
- Z pewnością usłyszałam ich metaliczną melodię pożegnalną -  referowała znów bardziej wojownicza Cyntia.
- Kogo? 
- Oj, kogo, kogo?, raczej czego Michu czego? - lekko zirytowała się Cyntia - kluczy jak im przyłożyłam z nogi. 
- Mocno ? 
- Skutecznie i wystarczająco.
- Aaa... - pogratulował jej Micho.
- Gałąź wyrzuciłam na kupę do spalenia - powiedziała bardzo zadowolona Cyntia.
- Jaką gałąź? 
- No tą z czynnej medytacji - wyjaśniła cierpliwie.
- A no tak, no tak - przyznał Micho chociaż Cyntia miała wrażenie, że nadal ma małe pojęcie o jaką gałąź właściwie jej chodziło, a machnęła na to przysłowiową ręką - może załapie później - pocieszyła się Cyntia.
- Co do tej gałęzi mam mieszane uczucia - wyznała Cyntia - Zdecydowałam pomimo, że jej znaczenie jest dla mnie bardzo mało rozpoznawalne - zwierzyła się trochę smutna. 
- Nóż, który ciął tą gałąź powędrował na swoje miejsce. Najstarsza dziewczynkę, o złowrogim i przeszywającym spojrzeniu odwróciłam w tym zwrot i zagwarantowałam dalszą zabawę z pozostałą
dwójką. Później grupa się rozmyła a może rozpuściła....- przyznała z ulgą.
- Ale Ty to masz wyobraźnię Cyntio.
- Powtarzasz się - ofuknęła go Cyntia - zresztą znam takich, którzy znacznie dokładniej widzą czasami też słyszą a  mogą widzieć i słyszeć bardzo klarownie o co biega w ich medytacjach czynnych - powiedziała Cyntia z tęsknotą, bo sama chciała być tą, która radzi sobie lepiej niż to co w tej chwili potrafiła zrobić. 
- Nauczysz się jeżeli uznasz, że tego chcesz - celnie wyprodukował się Micho. 
- Cały dzień zszedł mi na pracy, którą trudno docenić, bo efekty można zawsze przyznać innym okolicznościom życiowym.
- Szkoda dnia, bo na prawdę pięknie jest - powiedział z nostalgią Micho.
- Nawet się bałam czy będę mogła zasnąć - przyznała się Cyntia. 
- I co zasnęłaś? 
- Okazało się, że byłam nad wyraz przemęczona i padłam jak mucha. 
- A to dobrze. 
- Tego rodzaju zajęcia pożerają bardzo dużo energii trwonionej przede wszystkim na skupienie i koncentrację - użalała się nad sobą... 
- No ale przyczyniasz się ku dobru świata całego - stwierdził Micho. 
Cyntii zrobiło się przyjemnie. 
- Czyż bym była aż tak łasa na pochlebstwa? - pomyślała jednocześnie dochodząc do wniosku, że trochę fajnego miodku to dla szybkiego wzmocnienia - oceniła. 
- Miałam dokończyć oglądanie tego co sobie na You Tubie wyszukałam ale padłam jak się położyłam  i spałam jak zabita a komputer całą noc chodził. 
- A najwyżej trochę się przesilił; to mu na zdrowie wyjdzie - pospieszył z pocieszeniem Micho. 
- Ale jestem dumna z tego, że moje sny mam na tyle na ile potrafię pod swoją kontrolą. Śnię świadomie - pochwaliła się Cyntia.
- Ale to męczące prawda?
- Do czasu.
- A jak długo? - z dużym zainteresowaniem zapytał Micho.
 - Aż uporam się z całym nawartwieniem i galimatiasem na moim podwórku i  w moim ogródku. 
- A widzisz - powiedział Micho.
- Wszystkie mało przyjemne i mało przychylne sceny rozgrywają się ostatnio w sercu mojego ogrodu. Ależ to wszystko oporne - stwierdziła Cyntia. 
- Dasz radę - kibicował lub może motywował ją za pomocą głosu, bo pomiędzy Bydzią i Karak'iem było więcej niż ocean jak się okaże w przyszłosci - referowała Gwen, która dotychczas przyglądała się swoim wspomnieniom z rozrzewnieniem i z wygodnego dystansu. 
- To co ta gruba ciota dawala mi w starannie zapakowanej paczuszce mogło być najwyżej jakąś zasadzką lub przynętą - mówiła Cyntia wracając do początku medytacyjnych przeżyć.
- W takim razie dobrze, że ją wyrzuciłaś - uznał Micho. 
- Dopiero wczoraj sie z nią rozprawiłam. Ileż to trzeba siły woli i determinacji... - wyznała zmęczonym głosem.
- Dasz radę - wzmocnił ją po kablach ale skutecznie. 
-  Przypominają mi się słowa wiersza Stachury; "...Się jest stanem...", jak on miał na imię... - zastanowiła się Cyntia.
- Edward!...- przypomniała sobie i kontynuowała dalej - Z mamą jest kłopot.
- A tak to jest ze starszymki ludźmi...
- Wszystkie ją rozumiemy to znaczy ja i moje obie siostrzyce.. 
- Ale trzeba się posuwać z remontem klatki do przodu...czym prędzej ta rozróba się skończy tym lepiej - jak zobaczy gotowy i ładnie wykończony korytarz i klatkę to się będzie pewnie cieszyła. 
- No tak pewnie się oswoi z czasem - podsumował Micho...
- Wiesz ja mam wizję, a ona stoi z boku a chciałaby uczestniczyć w każdym detalu i być współdecydentem - referowała Cyntia. 
Micho milczał.
- Żal mi jej. Chciałam ją zachartować, uodpornić ale wszystko przyjmuje ofensywnie i zadziornie i gotowa jest walczyć o każdy detal, szczegół i duperelę - wyznała Cyntia.
- Na razie łatwiej mi jest działać w poza materialnej sferze... 
- No wiadomo -  powiedział ze zrozumieniem jej cierpliwy słuchacz.
-  Wiem też, że moje dzieci nazywaja dom, który kreuję domem z bajki a Yanna kiedyś po wysłuchaniu moich rewelacji na temat tego co tu i jak ma być powiedziała z prawdziwym zachwytem; "Mama ale Ty umiesz marzyć~!"... 
- Bo umiesz Cyntio - poparł wnioski jej młodszej córki Micho gotowy w tym momencie potwierdzić wszystko. 
- Czuję podziw moich córek dla mojego kreatywnego podejścia do życia, na razie są nim zachwycone. A wiesz, że czasami uszczuplały moją garderobę, czasami za moją wiedzą lub przyzwoleniem czasami bez i ja się z tego cieszę, bo to znaczy, że wciąż podoba im się mój styl póki co...
- Dlaczego "wciąż" Cyntio? 
- Bo one rosną rozwijają się i muszą wyjść ponad to co ja reprezentuję sobą, bo taka jest kolej rzeczy. Nawet jestem ciekawa, w którą stronę rozwinie się ich estetyka i ich świat wiem, że będę go mogła podziwiać, bo wyrośnie w oparciu o to co sama reprezentuję i w kontraście do słabszych  punktów tego co z ich punktu widzenia jest najsłabszą stroną tego co stało się moim doświadczeniem lub osiągnięciem...
- Oj Cyntio Ty już wiesz wszystko prawda? - powiedział trochę ironicznie ale ona postanowiła zignorować to co on insynuował. 
- Staram się Micho, ale znając życie to ono i tak mnię zaskoczy w celu konieczności wyzwolenia większych pokładów elastyczności niż te, którymi dysponuję teraz... 
- To wiadomo, że życie potrafi dać w kość - zastanowił się Micho. 
- A chcesz usłyszeć śmieszną historię? 
- A chcę ale jeszcze... - przerwał Micho tym razem prawdopodobnie coś popijając...
- Co pijesz?
- A kawę, wystygła mi już, bo paliłem a o kawie zapomniałem... - przyznał skruszony jak zawsze Micho. 
- Ale Micho ty jesteś bardzo... bardzo bierny dzisiaj coś - stwierdziła Cyntia.
- A bo Cyntio, jak ja przyjdę z pracy to nawet dobrze sobie posłuchać i się oderwać od tego co potrafi dołożyć... wiesz czasami kurcza to nawet potrafi... no to mi się opłaca do Ciebie zadzwonić, to pogadam z Tobą a przy okazji te tam sprawy tzn się zrelaksuję - powiedział Michu bardzo długie zdanie jak na swoje obecne możliwości; przynajmniej na dzisiejszy moment. 
- A może opowiem przy innej okazji, bo już na prawdę długo gadamy? - zreflektowała się Cyntia.
- Ale tam długo, mi tam fajnie jest a mówiłaś, że coś śmiesznego masz?
- A mam aż dwie historie właściwie...- posłusznie przyznała Cyntia.
- No to dawaj na co czekasz? - zachęcał ją rozmówca przemieszczając się na łóżku czy tapczanie co było słychać za każdym łykiem często popartym nikłym siorbnięciem zimnej kawy. 
- Skończył mi się cukier. 
- O tak? - zapytał Micho a potem dodał - kawę to lubię czarną albo z mlekiem. 
- Przypomniało mi się - kontynuowała Cyntia - że w jednej z puszek na blacie w kuchni kiedyś wsypywałam cukier a tej chwili zachciało mi się, ba zachciało (?) miałam napadową chcicę na słodki cukier do kawy zbożowej, bo taką pamiętam z dzieciństwa. 
- No i co? - Micho wyraźnie chciał troche przyspieszyć opogeum. 
- Otworzyłam puszkę. Była tam jakaś kartka ale ją odsunęłam na bok. Wsypałam pełną łyżkę do kubka z gorącą kawą i zaniosłam kubek do sypialni i postawiłam na stoliku obok łóżka. Wyjęłam komputer i przygotowałam notatniki; w ogóle się ładnie optuliłam i przygotowałam na pełen relaks. 
- A myślę, że mniej więcej się domyślam - śmiał się Micho - oblałaś siebie i komputer... 
- E tam, lepiej, ale poczekaj.
- Czekam, czekam...
- Wiesz miałeś zadzwonić ale skoro... no wiesz zamierzałam sobie powetować brak telefonu od Ciebie. Zabrałam się do picia kawy -... tu Cyntia zrobiła efektowną i przedłużoną pauzę dla wzmocnienia efektu tego co chciała powiedzieć..- poczekaj wejdę pod kołdrę, bo mi się zimno zrobiło.
- Zimno, Cyntio, przecież jest gorąco.
- W moim mieszkaniu jest zawsze klimatyzacja, naturalna klimatyzacja czyli nawet latem jest chłodno a teraz robi się wieczór, więc co w tym dziwnego? - zapytała zdaje się bez specjalnego oczekiwania co do zdania jej rozmówcy na temat tego, że ona mości się właśnie w swoim łóżku.
- No tak ale co z tą Twoją kawą ? - ponaglił ją już u krańca cierpliwości.
- Aj; zapomniałam...- zreflektowała się - gdzie ja to się zatrzymałam z tą kawą...
- Że ją postawiłaś na stoliku obok łóżka... - przypomniał jej ucieszony, że zaraz się przekona o efektownej puencie. 
- No więc... Ojejku poczekaj, bo ja zostawiłam w kuchni gorący kubek herbaty i mi wystygnie, poczekaj zaraz będę - rzuciła Cyntia. 
Chciała jak najszybciej się uwinąć, ale najpierw zatrzymała ją złośliwa klamka jak to bywa w takich przypadkach, potem jak już uwolniła się od zaborczej klamki to spadł jej kapeć i musiała się wrócić, potem zaliczyła jeszcze po drodze wychodek, żeby już uniknąć przerywania... będąc w łazience przejrzała się i lekko roztarła oba uszy, bo ją już bolały od przyciskania słuchawki. Potem weszła do kuchni i stwierdziła, że herbata jej trochę przestygła, więc szybko wlała ją do małego rądelka i tylko przez drobny moment podgrzała. W końcu z satysfakcją dobrze wykorzystanej przerwy wróciła.
- Już! - rzuciła do słuchawki, gramoląc się pod kołdrę i formuując ją w okół własnego ciała. 
Ale Micho milczał; 
- Może też wyszedł na chwilę - wytłumaczyła swojego przyjaciela. 
Ale w słuchawce najpierw rozległo się jakieś jakby mlaskanie...
- Co on jakoś dziewnie pije tę swoją kawę - przyszło jej na myśl.
Nasłuchiwała dziwnych odgłosów jeszcze przez dłuższą chwilę i zaczęła się zastanawiać czy właściwie już skończyć czy co właściwie zrobić w tej dziwnej trochę żenującej sytuacji; 
- Co on tam właściwie robi? - chciała zgadnąć - tak długo? 
Sytuacja wyjaśniła się za moment. W słuchawce rozległo się donośne chrapanie prawdziwego, pokonanego przez trudy konwersacji Niedźwiedzia. 
Odłożyła telefon i zabrała się do pisania. 
Jakoś tak dwie godziny później zadzwonił Micho;
- Halo Cyntio, śpisz może? 
- Piszę Micho. 
- A to dobrze, bo ja zasnąłem - wytłumaczył się speszony śmiejąc się jak zawsze, gdy uznał, że powinien się czegoś wstydzić...
- Wiem  - powiedziała starając się koncentrować na sensie zdania, które właśnie utrwalało swoją formę... 
- A czy możesz dokończyć? - usłyszała. 
- Spadł z drzewa czy co mu się stało? - zastanowiła się Cyntia przerywając pisanie.
- Micho już jest bardzo późno a ja chciałam jeszcze coś pożytecznego dzisiaj zrobić.. 
- No ale jak to tak zostawić mnie w polu, no tylko, no wiesz; co z tą kawą? chciałem wiedzieć - mruczał Micho lekko zaspanym głosem. 
- Przecież piłeś zimną a i tak zasnąłeś - powiedziała starając się przeczytać co właściwie napisała. 
- Z Twoją kawą i z cukrem i ze śmieszną historią...
- Teraz to już pewnie będzie mało śmieszna, bo się rozmyła i po krzyku. 
- Ale opowiedz  - poprosił - i już się rozłączam. 
- No dobrze - głośno westchnęła Cyntia - no bo Ty miałeś dzwonić...
- Miałem podobno, ale się tak jakoś... a wiesz to dzwonię teraz za to - załagodził dawne rozczarowanie  z tym, że teraz to Cyntia była raczej zajęta w środku wątku i w ogóle.
- Oj, okazało się, że to był ciepły, gęsty kisiel o smaku gorzkiej kawy - wykrztusiła prawie przez zęby chcąc już się zabrać do czekających ją wyzwań na dzisiejszą noc...
Micho się śmiał czy nawet ksztusił i to nawet głośniej niż zawsze. Po chwili ona musiała dołączyć... 
Tonem wyjaśnienia dodała;
- Okazało się, że w tej puszcze była mąka kartoflana i zrobiłam sobie krochmal o brązowej barwie i bez smaku a wszystko przez Ciebie - wyrzuciła. 
- A tam zaraz przeze mnie - żachnął się Micho. 
- A bo Ty zawsze mówisz " W takim razie, to ja zadzwonię jutro" a potem zapomnisz a ja przez to Twoje "w takim razie"- zmieniam palny i tak to jest. 
- A to już będę dzwonił tak bez zawiadomienia. 
- A to jeszcze gorzej - zdecydowanie odparowała Cyntia  - a zresztą może masz rację po prostu jak mam sporo do zrobienia to Tobie o tym powiem i już. 
- No jasne Cyntio, są ważniejsze sprawy na świecie niż rozmowy przez telefon.
- Micho ja kończę, bo...
- A mówiłaś, że masz dwie śmieszne historie - upominał się Micho.
- Mówiłam, bo ta druga to mi się przypomniała jeszcze z czasu  pobytu z Gregor'em w Aus. 
- A to pewnie musiało być coś podobnego - dopytywał się Micho już trochę bardziej otrzeźwiony. 
- Właściwie to masz rację. 
- A powiesz? - zapytał tonem prośby. 
- Wiesz chodziło o picie...
- Jak zawsze w Twoim przypadku - zażartował.
- No właśnie - uśmiechnęła się Cyntia - tylko, że herbaty. 
- No i co z tą herbatą? 
- Wiesz w Aus było tak, że albo mieliśmy kasę na cukier albo na herbatę bez cukru, raz piliśmy wodę z cukrem a na nastęny miesiąc gorzką herbatę...bo musiało starczyć na baterie. W każdym pokoju każdy słuchał "Wolnej Europy".
- No bo było odsłanianie żelaznej zasłony... - powiedział Micho.
- Tak jak teraz na necie odsłanianie globalnej kurtyny - dopowiedziała Cyntia. 
- A co z tą herbatą, bo późno - przypomiał jej Micho. 
- Sprzedaliśmy złoto jakie ze sobą mieliśmy od mamy Greg'a na obrączki i pierścionek zaręczynowy. Został tylko koralik, ale gdzieś się potem zawieruszył, więc mieliśmy trochę kasy. 
Kupiliśmy buty dla mnie, bo już miałam zupełnie shodzone, byle jaki aparat fotograficzny dla Greg'a taki malusi i dzieki temu mam dzisiaj dokumentację tego okresu w moim życiu - relacjonowała Cyntia - i starczyło jeszcze na akwarele... takie 24 kolory - komplet...ale skąd ja brałam papier? - zastanowiła się chwilę. 
Wiesz, całe godziny robiłam na drutach, prółam swetry z darowizny i obrabiałam cały gasthoff. 
- Ah - wyrwał się Micho - tak? 
- Jak chcesz żebym szybko skończyła to przestań przerywać - zdenerwowała się nieco napięta Cyntia, bo wiedziała, że właśnie przerwała podobny wątek a właściwie to nawet weszła na opisywanie opowiadanej włąśnie historii. Tak jakoś zamiast opowiedzieć ją do Micho, chciała ją zwentylować w inny sposób. Tymczasem okazuje się teraz, wychodzi na to, że będzie się powtarzać...
- Więc jak kupiliśmy te farbki dla mnie, to zaczęłąm robić kartki na temat "Solidarności" i "Wron"
- A było coś takiego było - potwierdził naraz bardzo poważny Micho. 
- Zawsze miałam dwie szklanki jedną moją z herbatą i Greg'a z wodą do akwareli. Wiesz jak się płucze pędzelek to woda też nabiera najczęściej takiego herbacianego koloru.
- Już wiem co będzie dalej - cieszył się Micho.
- No to słuchaj; to do następnego Micho - pospiesznie chciała zakończyć Cyntia. 
- A Cyntio, ale powiedz...
- Co powiedz? 
- Powiedz, no powiedz co się stało?
- Ależ przecież wiesz.
- A wiem... ale wiesz?
- Co wiem?
- No, że... że Ty no, a bo... bo - zaplątał się Micho
- Ojej no napiłam się wody przerobionej na herbatę za pomocą akwareli - pomogła mu Cyntia.
- O widzisz, właśnie - powiedział zadowolony i roześmiany Micho.
- No to jak jesteś w "środku czegoś" to do usłyszenia..
- Micho, bo mi się przypomniało jak mama dała nam swoje farbki z Młodego Lasu, bo one tak samo wyglądały jak te co do dziś je produkują i tak samo jak te z Aus... Myśmy się wówczas bawiły w kolory...
- Ale opowiem to Tobie jak będziesz chciał przy innej okazji.
- A pewnie, że będę chciał - podchwycił Micho - no to na tymczasem do usłyszenia. 
Upłynęło kilka dni wytężonej pracy Cyntii. 
Wciąż pamiętała, że teraz jej kolej, że to ona powinna zadzwonić, ale tak dobrze jej się pisało, że zawsze sobie tłumaczyła, że jeszcze zdąży.
Poza tym z Michem trzeba było omijać skomplikowane tematy.
Dla niego wszystko było proste jak kij i miał przez to znacznie mniej problemów.  A dla Cyntii wsztystko składało się z nawarstwień i różnych poziomów i rozpełzało się poziomo tak samo zresztą jak w obrazach Mondriana. 
- Jak on miał właściwie na imię? - zastanawiała się Gwen.
- A... Piet, właśnie... więc Cyntia zdawała sobie sprawę, że lepiej zadzwonić jak będzie miała na palecie jakąś prostą, malo skomplikowaną historię, bo spojrzenie na życie i sprawy zasadnicze  Micho i jej własne rozjeżdżało się na tak wiele sposobów, że wolała unikać polemiki, z której wykluczała korzystanie, bo była to zupełnie inna działka. 
Potem zapomniała szczerze mówiąc, że to na nią była kolej i w końcu zadzwonił on.
- Halo Cyntio...
- No cześć, ależ już byłam trochę na Ciebie rozżalona, bo jak długo można czekać na czyjś telefon - zaatakowała Bogu ducha winnego Micho.
- E tam od razu rozżalona.... tak czy inaczej zadzwonię ... dzisiaj albo jutro wieczorem a wieczorem dla mnie to jest termin taki powiedzmy od 8 - mej w góre......
- To Ty dzwonisz, żeby powiedzieć, że zadzwonisz? - zdziwiła się.
- Podniesiesz i będziesz chcieć rozmawiać to dobrze albo bedziesz chcieć co innego to ... no to Twoja decyzja ... a jak Ci się spodoba... no to powiesz mi ... więcej już nie dzwoń. .... Ufff :) 
- Po pierwsze "będziesz chciała" zamiast będziesz chcieć a  po drugie to " jak Tobie" zamiast Ci się spodoba i jeszcze... - zaczęła Cyntia - a w ogóle to dlaczego dopiero teraz dzwonisz?
- Też jak każdy możesz być w "środku czegoś" jak to się mówiło i wtedy się źle rozmawia to zawsze
mogę zadzwonić pół godziny później np - produkował się Micho jakby ktoś mu nakręconą sprężynę wstawił do środka - czemu ja tak wszystko muszę ciągle wyjaśniać co wydaje się oczywiste... - tu odetchnął znów to swoje "ufff" a potem kontynuował dalej; No i przestań się żalić, bo to jest bardzo mało komfortowo i zupełnie do kitu...
Odłożył słuchawkę. 
Cyntia też odłożyła telefon a potem patrzyła na ten telefon przez moment. 
- Chyba pomylił dziewczyny - powiedziała głośno. 
Tym razem Micho okazał się słowny, bo zadzwonił wieczorem. 
Gdy tylko przekonała się, że to Micho, Cyntia stanęła u wrót na swojej straży i to bardzo czujnie; 
- Czego mam się spodziewać tym razem? - pomyślała z przygotowaniem na to, że jak trzeba będzie to po prostu przerwie rozmowę. 
- A co do cukru, co rozmawialiśmy kiedyś - mówił Micho - to taka  kawa rzeczywiście nieprzyjemna sprawa taka kawa budyniowa czy kisielowata... ale ja np dowiedziałem się, że mam jeszcze jeden nałóg wczoraj, bo wyczytałem w neesweeku czy na necie, że jest uzależnienie od słodkiego. Jacyś naukowcy w Sta robili doświadczenia na szczurach i myszach itd i stwierdzili, że uzależnienie od słodkiego jest większe niż od twardych narkotyków jak heroina i coca... 
- Przecież to już dawno wiadomo - powiedziała Cyntia ostrożnie, bo chciała się przekonać w jakim nastroju jest teraz jej znajomy. 
- Kurcza; ale co o tym myśleć, bo na tej zasadzie to bardzo wzrosła liczba populacji uzależnionej na wszystko na całym świecie - rozwodził się Micho.
- Bo tak jest mało jest ludzi czystych - wtrąciła Cyntia.
- W moim przypadku to uzaleźnienie od słodkiego jest tam tak wytłumaczone, - referował Micho - że to podobno tak jest jak z papierosem. A może to i prawda, bo jak miałem ochotę na coś słodkiego a zjadłem co innego to się nerwowy robiłam i to się podobno nazywa "cukroholik".
- Oj Micho ale to już dawno wiadomo...
- A wiesz, jak zacząłem pracować to i ochota na słodkie mi przeszła, no to trudno ocenić jak z tym moim uzależnieniem jest? 
- Micho wszystkie uzależnienia są tylko wówczas najbardziej aktywne, gdy jest wysoki poziom stresu - cierpliwie jak małemu dziecku tłumaczyła Cyntia - jak zacząłeś pracować to poziom stresu opadł trochę u Ciebie prawda? 
- A Cyntio z moim wieku jeden nałóg więcej jeden mniej czy to ważne już teraz jest?

Cyntii słuchała i zrozumiała, że Micho ma jakiś słabszy moment, ale żal jej było pięknej wiosny na zewnątrz, bez względu na to w jakim wieku jest i on i ona. 
- Muszę jednak kupić sobie komórkę - postanowiła - czasami jest łatwiej wśród kwiatów i jak można posłuchać jak ptaki się chcą wzajemnie zagłuszyć albo obserwować motyle na kwitnących badlejach lub pracowite pszczółki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz