środa, 19 lutego 2014

Guziczek

"... The secret of happiness is freedom, 
and the secret of freedom is courage..."
                                                    - Thocydides.


Ktoś był w jej pokoju. Możliwe, że była to zbyt aktywna wyobraźnia Lajo, ale wrażenie było do prawdy dziwne. Tak jakby otworzyły się nad nią kosmosy i wchłonął a może tylko szczelnie otoczył ją przeźroczysty atrament próżni. 
To coś jakaś zjawa obejmowała całą przestrzeń. Zdecydowanie wychodziła poza przestrzeń pokoju, mieszkania, domu, dzielnicy... a zdążała poza kosmos lub kosmosy...
Rdzeń, esensja czy może oś albo czpień jaźni niewytłumaczalnego bytu zdawał się ją obserwować i wiedzieć o niej... wszystko na przestrzał tak jakby właściwie jej istnienie było bez znaczenia, bo tak czują się osoby poddane inwigilacji. Są pozbawione własnego cienia. 
- Leo, Fran ...??? - zapytała szeptem.
- Tak taak zaraz - odezwał się zakłopotany raczej znany jej dwugłos...
- Co się dzieje ? - zapytała już znacznie pewniej. Drżenie jej głosu w tym momencie było raczej pomieszaniem z przemieszaniem nawarstwionych uczuć niż lęku. Po piersze olbrzymie przed chwilą wytrzeszczone na nią gały strachu zmieniły się w złość i radość jednocześnie oraz w całą masę pochodnych odczuć tak, że sama miała wątpliwości co do odpowiedniej reakcji. Jednak z chwili na chwilę zdecydowanie przeważała radość. 
- Zaraz, zaraz bo my... - doszła do niej jakaś szarpanina jakby olbrzymiej flagi na dość porywistym wietrze i jakby słumione grzmoty oraz dźwięk tłuczonej dużej powierzchni szkła a może kryształu...
- Co tam u Was się dzieje i gdzie właściwie jesteście?
- Wszęęęędzieeee.... - wybrzmiał  rozciągnięty i cichnący akord, o którym już jako Cyntia a może Gwen nauczyła się sądzić, że to jest jedna całość w dwóch osobach zjednoczonej uni żeńsko - męskiej. 
Jednak to rzeczywiście dziwne, że Anioły w swoich powłóczystych szatach ze skrzydłami lub jako pucołowate dzieci z miejszymi skrzydełkami były trudne do określenia pod względem płci. Były raczej "to" niż kobieta czy mężczyzna. Swoją drogą ciekawe dlaczego Micho też chciał być Micho tak jak mały skrępowany brzdąc zamiast konkretnie Michu tak jak należałoby się facetowi z krwi i kości?
- A może on też jest aniołem lub kimś z braży ciał niebieskich? - zastanowiła się i myśl, że wychodowany w jej wyobraźni korespondencyjny przyjaciel może być aż tak daleko inny niż to co dotychczas o nim sądziła zadziwił ją do tego stopnia, że ucichły trzaski i dźwięki, które wypełniały wnętrze mieszkania a może tylko wnętrze jej głowy i stanęła jak wryta po środku pokoju zupełnie zapominająć co właściwie robiła lub miała zamiar zrobić.
Z nagłego zamyślenia wyrwało ją pytanie;
- Czy możemy porozmawiać bez ciał, bo zaszły mało przewidziane komplikacje?...
- Mimo wszystko byłoby miło się z Wami zobaczyć - wystękała zupełnie już się gubiąc co jest w jej życiu tak na prawdę realne a co pochodzi z jej własnej wyobraźni... 
- Chodzi o to, że musielibyśmy się pojawić w innych powłokach fizycznych, bo ciało naszej męskiej części pożyczył jakiś nicpoń w czasie naszych podróży w zaświatach...
- A Łyla/Fran sama może? - zapytała Lajo z cichą nadzieją.
- Ale to potrwa sekundę dłużej - poinformowął ją głos obojgu.
- W tej chwili wróciłam z banku i chyba chciałam sobie trochę odsapnąć więc chyba mogę poczekać - odrzekła przymierzając się do konieczności zrobienia czegokolwiek - a ja tymczasem wstawię na herbatę - dokończyła zapraszająco w stronę spodziewanego gościa. 

Kiedy weszła do kuchni okazało się, że zabrała tam ze sobą swoje przemyślenia względem Micho.
- Może jednak on jest z jej własnej wyobraźni?
Ktoś ją o to zapytał ostatnio, ale ona zupełnie pozbyła się wówczas podłożonej bomby a może po prostu sugestii ale teraz sama zaczęła mieć wątpliwości.
- Daj już spokój przecież sama wiesz, że masz w życiu to na co sama się zgodzisz... a czym ciszej i w jednorazowym zapotrzebowaniu tym szybciej się zrealizyje żądanie lub chociażby sugestia możliwości o jaką się zahaczysz - powiedział znajomy głos jej przyjaciółki.
- No właśnie dlatego figa, chciałam powiedzieć ściskanie kciuka pomaga, bo uwalnia zagęszczoną koncentrację... czaczęła i zaraz rzuciała za siebie, bo poczuła zdecydowanie odczuła zrealizowaną obecność oczekiwanej już teraz przyjaciółki.
- Jesteś jak to dobrze - wycedziła przez zęby, bo jak zwykle trochę się mimo wszystko głupio czuła z tym, że ktokolwiek może czytaź z niej jak z książki.
- Ale gdzie Ty jesteś? -  rozejrzała się wokół. 
Nagle poczuła swąd dymu, spalin albo dziwnego gazu czy jakiejś mieszaniny przestarzałych organicznych śmieci jakby trochę pleśni lub wodorostów słodkowodnych... i wyleciał jej z głośnym jękiem o posadzkę czajnik z ręki. 
I wówczas jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawiła się różowa pięęęknaa chmurka rodem z lizaczkowej krainy lub w powietrzu rozciągniętego wiśniowego kisielu i z tej domiemanej słodyczy wyszła Łyla/Fran we własnej osobie, trochę zakaszla, otrząsnęła swoje niebieskie chomonta z kosmicznego kurzu i zaraz objęła ją w swoje miękkie przepaściste ramiona. 
- Przepraszam musiałam, bo potrzebowałam jakiejś dystrakcji - powiedziała tuląc drżącą Lajo. 
- Przepraszam? To ja przepraszam bo właśnie próbuję zrozumieć za co mnie przepraszasz i jakiej to dystrakcji potrzebowałaś...
- Ach miałaś takie gęste myśli zupełnie poza mną, że już łatwiej było mi się wdostać w Twoje rejony jeżeli przez chwilę się pozbędziesz myśli niż gdy tak głęboko się kręcisz poza tym co powinno Ciebie zająć dla ułatwienia mojej materializacji...
- Ach to Ty szelmo wytrąciłaś mi czajnik?...
- A miałam wyjście?
- Oj, sorki, rzeczywiście powinnam Tobie pomóc, oj jak już dawno, to chyba były wieki od tamtego razu - zasnuła się całkowicie w czyhające opary rozdętego rozczulenia z tak ważnej okazji prawie smarkając i roniąc nagłe i szybkie łzy grube niczym grochy na sukience, którą dzisiaj oglądała ale dała sobie spokój w ostatecznym rozrachunku.
Łyla/Fran bez słów tuliła pochlipującą przyjaciółkę i ocierała jej buzię rękawem swojego obszernego nieco wyświechtanego płaszcza, który przeżył swoje.
- Aaaa wwwiesz - sz - sz  cho - o - oććciaż, że - e jaaa te -e -razsss jessstem Lajo?... - wysiorbała pomiędzy chlipnięciami popartymi smarknięciami.
- Oj no jasne zresztą my też dlatego, bo... - zaczęła Łyla.
- Wiem za konkretnie zabieram się za to co za mało z mojej obecnej realnej perspektywy widoczne i że powinnaaa - a - am siiię trzymać... bo leee - pszy w garśss - ści wroo..ó - bel... - powoli uspakajała się Lajo.
- No widzisz, widzisz i czy musieliśmy się aż tak bardzo fatygować? 
- Po pierwsze wolę, jak każde z Was odwiedza mnie w pierwotnej to znaczy w pojedyjnczej formie czyli się raczej pofadygowałaaaa - łaś niż "liście", a poooo a za tym  prawdopodobnie znalazłam na Ciebie lub na Was sposób prawda?
- Wiesz to tylko działa, gdy autentycznie się zagubisz lub zapodziejesz lub narobisz blokad i błędów pod kosmos, że aż Nas, oj przepraszam, że aż kuje w Ind lub w Japon? 
- Ooo... A to Wy aż stamtąd? - Lajo sama się zaczynała przekonywać, że wykluczenie jednogo z uni, gdy już poznała tajniki swoich lub swojego anioła stróża jest na prawdę trudne.
- A mogę mówić do Was w pojedynczej osobie tak jak do Anioła stróża, a w razie pojawienia się obojga to się jakoś sklei zależnie od potrzeb? - zapytała i nagle zdała sobie sprawę, że bez sensu są jej słowa bo Fran czy Łyla czy połowa jej nadopiekuna i tak wie więcej niż to co chciałaby zaanansować przez narzędzie jakim są słowa. 
- W porządku my tu w sprawie Ukr, bo wiadomo co się dzieje w Kijv a potrzeba jest nagła i tym którzy im współczują  i tym w bezpośrednich opałach...
- Przestań za blisko - wyrzuciła Lajo.
- Aj, bo język to takie ograniczone narzędzie - poskarżyła się zjawa już zupełnie zastygła w buraczkowej twarzymałych, przyjaznych niebiesko - szarych oczkach  w szarej czapce z antenką w dużym niebieskim nadszarpniętym okryciu w zanikającej szybko wonnej poświacie z różu, który na prawdę zaczynał pachnieć łąką pod koniec.
- Mam wrażenie, że się spieszysz... - powiedziała Lajo i zdała sobie sprawę, ze to jest raczej przeczucie niż wiedza.
- A widzisz udzielają się Tobie zdolności jasnowidzenia, współodczuwania a może także jasnosłyszenia, tak jest zawsze dla osób na prawdę medialnie podłączonych a Ty się urodziłaś na czarnym polu - przypomiała Łyla chociaż tak na prawdę to była poza koniecznością przypominania jej czegokolwiek. 
Lajo zaczęła się rozkoszować aurą wszystko - czucia i już w tej chwili robiło jej się żal, że jej gość zaraz się rozpłynie i zostawi ją samą sobie jak zawsze w świecie problemów i konieczności stałego podążania ku lepszemu niż zastane statua qou.
Westchnęła głośno i oświadczyła mężnie na krańcu ofiary albo poświęcenia  w imię dobra swojej złudy lub żeby ładniej powiedzieć zjawy a może iluzji:
- No to szuwaj lub szwaj jak wolisz - powiedziała głośno z nutką żalu w głosie, który był po wierzchu przede wszystkim odwagą i chęcią podołania czekającym dalszym ciągom rozpoczętych wątków.
- Poczekaj wiesz z czym przybyłam? 
- Wiem... 
- No to powiedz chcę wiedzieć, że rozumiesz na tyle aby Twój język giętki ujął to w słowa.
- O prawie Kochanowskim jedziesz...
- Przecież Ty jesteś...
- Jego wcieleniem - dokończyła Lajo znów z mieszaniną uczuć.
- Jak się dowiedziałaś? 
- On pisał bez używania zaprzeczenia "nie". 
- No właśnie a jak to się stało, że Ty zaczęłaś tak pisać? 
- Chciałam być mniej negatywna i nawet pozorne"zło" ujmować w pozytywnym świetle, chciałam życiu mówić "tak" zamiast oczywistego zaprzeczenia i jeszcze chciałam oj wiele rzeczy chciałam...
- Wiem przecież - Łyla poszukała jej ręki i własną czerwoną jakby trwale odmrożoną złapała jej mały palec na haczyk własnego co spowodowało, że Lajo podniosła na nią wszystkowiedzące oczy. 
- Wiem także... wszystko, szkoda tylko, że jak się wyniesiesz to znów zapadnę na amnezję. 
- Przypominam...
- Wiem, wiem w każdej mini sekundzie mogę wybrać koniec ale...
- Chcesz jeszcze wszystkiego doświadczać prawda? 
- Tak -  jeszcze.
- Cieszę się... Mimo wszystko powiedz o Ukr czy rozumiesz? - spytała Łyla patrząc jej intensywnie w oczy.
- Tak, dobrze; tego co potrzebuje naród za wschodnią granicą Pl'u - to klarowności, bo są podprowadzeni. To znaczy rząd popierany przez tamtejsze zinstytucjonalizowane władze kościelne jako, że to jest dwugłowa chydra, więc obugłowa elita nadrzędnych pasła naród przez ostatni okres przez wszystkie dostępne narzędzia ukrytej propagandy urabiając naród na kwadratowe nacjonalistyczne wiśnie kręcąc na nich bicz w takich właśnie przekonaniach. Mają kontrolować sami siebie, ale ta propaganda sięga aż do Ufo i wiary i wszystkiego co się dało, utwierdzając ludzi w przekonaniu o ich nadrzędnym pochodzeniu, że niby od Rosji zaczęła się współczesna cywilizacja, język, litery, kultura współczesnego człowieka budując przekonanie o wyższości rasy białej i o wyższości narodu ruskiego nad innymi i teraz wszyscy niemal mieszkańcy wielkiej Matki Rosji są przekonani, że Rosja jest w każdej formie czy to radzieckiej czy tej po prejestrojce, że Rosja jest właściwą strukturą dla każdego. Są po prostu wyprani, bo zrobiono im z mózgu wodę i teraz są zaślepieni, że tak na prawdę są narzędziem w ręku władzy i elity składającej sie z kilku, którzy rozpętali całe to zamieszanie dla własnych korzyści. Chodzi o to by obudziły się jednostki i wówczas prześladowcom stojącym na drodze do rozszerzonego wzoru wolności w globalnym wydaniu, zabraknie siły bo przejmie ją świadomość... Kiedy policja opuści pałki a potem także wojsko to droga okaże się warta poświęceń. 
- Tak to jest to co chciałam mniej więcej usłyszeć - powiedziała Łyla. 
- Chodzi o to, że myśl jest formą energii i tak jak wszystko chce żyć, więc będzie docierać do coraz szerszych mas a to pociągnie obudzenie świadomości a co za tym idzie pojawi się tymczasowa ułuda wolności ale za tą rozszerzoną wersję wolności warto dokonać przewrotu -  wszędzie na ziemi. 
- Już musisz iść bo widzę, że od dołu zanikasz - powiedziała Lajo zdobywając się na opanowanie.
- Możesz wyjść do innego pokoju, bo dramty pożegnań są dla mnie też poza tolerancją - zdecydowała Łyla/Fran. 

Lajo bez słowa podniosła wciąż leżący na ziemi czajnik, postawiła na miejsce zakręciła się, uśmiechnęła i wyszła. Dla konieczności zajęcia się czymkowiek wlepiła się w ekran otwartego kompa i zaczęła czytać:

"...Pomimo transformacji Lajo czuła się wciąż tą samą Jolluchą, Cyntią, Gwen... 
A jednak czytając swoje przyślenia i śledząc postawy życiowe, a nawet kształł światopoglądu zachodziła w głowę jak to możliwe, żeby aż tak bardzo się zmienić i w dodatku, żeby to dotyczyć mogło jednej postaci i to w dadatku jej własnej powłoki fizyczno - intelektualno - wrażliwościowej. 
Jedno było na pewno bardzo zauważalnym aspektem otóż teraz jako Lajo widziała jeszcze wyraźniej gdzie w swoim rozwoju podąża i dlaczego.
Wyznaczała sobie jakiś zarys siebie pod określoną intencją i włączała odpowiedni bieg.
Najtrudniej było jej uzyskać konkretne wyniki w fizycznej sferze pomimo, że tutaj zmiany było widać najbardziej. To znaczy jej zmaterializowana postać niemal z miejsca odbijała lub odzwierciedlała stan ducha. 
Natomiast "duch" to było to na co można było wpłynąć od razu i zmieniać za pomocą woli czyli wyboru lub nastawienia. 
Rezultaty w tym zakresie były różne, ale mogły się stawać natychmiast. W wypadku Lajo jak zresztą w wypadku każdego człowieka można było się dopatrzyć rezerw na stałą poprawę w zdążaniu do wyznaczonych ideałów lub mentalnych wzorów. 
Dwa lata temu miała miejsce taka oto wymiana korespondencyjna między Cyntią a Micho:

"...Pada śnieg cały czas..." - pisała ona do niego.
"...Ładnie biało i odświętnie, świeżo chociaż czuć, że nawet przyroda ma już dosyć przymusowego odpoczynku. Ale być może to jest bardziej moje życzenie niż otaczającego mnie świata. Być może imputuję tę chęć wyrwania się z letargu całej przyrody, bo tęskno mi za swobodą i wolnością jakie gwarantuje ciepło w całym mieszkaniu(?)
 O ile łatwiej jest wówczas otrząsnąć się z narzucanej sobie corocznej kwarantanny bezruchu i trwania w oczekiwaniu na zmianę sytuacji:)

Jeszcze w St zainteresowałam się możliwością rozszerzenia własnych horyzontów o zakresy z  dziedziny bioenergoterapeutów, ezoteryków, numerologów, szamanów, radiestetów i innych alternatywnych uzdrowicieli czy liderów lub mistyków pomagających w rozwijaniu się. Oni mają swoje wstawki na internecie zainstalowane w różnych zrzeszeniach, towarzystwach, grupach, zespołach, cechach i tym podobnie. Zazwyczaj mają bardzo rozbudowaną sieć kontaktów takich jak adresy stron i różne inne formy umożliwiające kontakt - sporo tego w formie czynnego i zaangażowanego działania odnalazłam w Bydzi :)
Musiałabym się jednak bardzo zastanowić nad słusznością etykietki czy nazwy działalności w jakiej chciałabym zaistnieć jako jednostka pracująca z innymi ludźmi. 
Pod nazwami doradcy czy konsultanta mieszczą się bardzo konkretne dziedziny czy branże zawodowe czy biznesowe a to jest teren, przed którym bronię się jak przed porażeniem prądem - przede wszystkim czuję się bardzo niekompetentna. 
Z kolei wszyscy Ci zakręceni uzdrawiacze legitymują się zdolnościami, które ja w sobie blokuje z dużą skutecznością. 
Czy uda mi się znaleźć jakieś towarzystwo czy zrzeszenie, w którym mogłabym zaistnieć? Pod lupę trzeba by też wziąć nazwę mojej działalności w jakiej ewentualnie chciałabym się udzielać. Wiem, że ludzie różnego pokroju i przekroju się podhaczają w tych mało regulowanych środowiskach jest tam dużo szalbierstwa i dużo żerowania na szukających wsparcia i zagubionych, ale już skierowanych w dobrym kierunku jednostek. 
Zobaczę może jakoś zdołam dookreślić swoją przestrzeń, w której chciałabym ewentualnie zaistnieć. Kto szuka ten znajdzie..."
- Ależ ja mam dziesięć pomysłów na sekundę i wciąż bardzo chaotycznie się miotam - pomyślała Lajo zupełnie zapominając o wizycie nieoczekiwanego gościa o tym, że Micho jest właściwie w jej głowie i płonącym Kijv. 
- To prawda, że pierwsze czterdzieści lat dzieciństwa jest najtrudniejsze, szkoda tylko, że u mnie przeciągnęło się to dzieciństwo do prawie pod sześćdziesiątkę... - skomentowała i zatonęła w literkach rozstawionego przed sobą ekranu.

"...Miałam dzisiaj iść do urzędu ale tak pada,wieje, zamieć i zawierucha, zawieja i gołoledź i  biało wszędzie - poczekam..."

Nieco dalej Micho odpisał: 

"... Oj, Cyntio witam Cię również, 
dzięki za gratulacje zakupu mojego... a spało mi się dość dobrze dzisiaj, bo troszkę pewnie przez ten śnieg teraz i w nocy...
A ma być wogóle przegwizdana pogoda przez kilka dni teraz podobno...
A u koszuli  w rękawie odpadł mi guziczek..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz