czwartek, 6 lutego 2014

Dwie rzeczy

Była przekonana, że do zadań rodzica należą dwie ważne rzeczy; pierwsza to korzenie a druga to skrzydła.  
- Mam jedno i drugie - stwierdziła Gwen. 
Oboje rodzice w/g swoich możliwości starali się o zagwarantowanie tego abym poznała swoje korzenie i abym mogła fruwać - kontynuowała sama do siebie. 
Okazało się, że pozwoliłam sobie na połamanie skrzydeł, ale sklejam je i prasuję  i zdarza mi się, że od czasu do czasu fruwam trochę albo dużo. 
Myślę, że będzie pod tym względem coraz lepiej - podsumowała. 
Gwen zamyśliła się; 
- Skrzydła ma; od chociażby fakt, że w tej chwili pisze i że lubi pisać. 
Do dziś pamięta jak Myszka pomaga jej zrozumieć, że niektóre zdania w jej wypracowaniach ona widzi ale wśród zapisanych linijek ich po prostu brakuje, są tylko namalowane bardzo kolorowe ślaczki... 
Niektóre jej zwroty pochodzą prosto ze słownictwa jej mamy i przez nią są podrzucone u zarania borykania się ze słowem oraz później... 
To ona otworzyła jej furtkę do ogrodów baśni i magii oraz ona pokazała jak zajmować się dziećmi na własnym przykładzie. 
Obserwacja tego jakim ona była człowiekiem zbudowało w Cyntii przestrzeń na zrozmienie i godne traktowanie zwierząt oraz sprawiło, że potrafiła je szanować i kochać. 
Przeglądając listy trafiła na fragmenty, które potwierdzały, że korzenie ma niezwykle głębokie i one są podstawą dla skrzydeł. 
Dostała od życia więcej niż mogła przyjąć i to wszystko co zdołała przyjąć mogła przekazać i ofiarować swoim dzieciom...
Dostała od życia przede wszystkim za pośrednictwem rodziców  więcej niż mogła to ogarnąć poczuciem wdzięczności. Prawdopodobnie poprzez swoje opowieści pragnęła zadośćuczynić swoim rodzicom, rodzeństwu, rodzinie, znajomym, ponieważ znaleźli się na jej drodze, by ją przeprowadzić i jej pomóc. Poprzez uczestnictwo w jej historii sami dostawali od życia podobne prezenty, bo wszyscy jesteśmy systemem naczyń połączonych  i siatką wzajemnego rozwoju w stałej ewolucji. 
 Mało ważny jest fakt czy prezentowane opowiadania są fikcją czy dokumentem życia, ważne, że powstają dla konieczności przekazania treści. 
Gwen wiedziała, że słowo tak jak obraz czy muzykę, każdy będzie traktował inaczej i dlatego zgadzłała się z góry na każdą interpretację zamieszczonych w swoich tekstach zdarzeń. Wiedziała, że pisze, bo pisanie było odpowiedzią na teraźniejszy moment. 

A oto fragment znaleziony w przeglądanych listach, świadczący o tym, że potrzębę pisania nosiła w sobie jak zarodek ofiarowujący jej ulgę i komfort od początku pamięci o swojej egzystencji:
 
"... Wśród krów była Bukiet. Imię nadane jej od dużej ilości rozrzuconych, nieregularnych plam, które w wydaniu biało - czarnym przypominały łąkę. Mama rozpływała się do sąsiadów o tym, że jest jedna z najbardziej mlecznych krów jakie dotychczas posiadała. 
Nadszedł moment sprzedania jej. Rosły już młodsze godne jej następczynie. 
Okazało się jednak, że gdy przyjechał pierwszy kupiec i usiadł, żeby ją wydoić to Bukiet zawiodła oczekiwania i sprzedającej i potencjalnego przyszłego właściciela. 
Mama musiała usiąść z jej boku i poszeptać jej zwyczajowo kilka zaklęć czy po prostu dać jej posłuchać swojego głosu...musiała oprzeć głowę o jej ciepły i twardy bok, poklepać po szyi pogłaskać po nadstawionej oczekującej pieszczot mordzie... i stał się cud.  Można było ją wydoić. 
Zaraz zleciały się koty po swoją porcję łakoci. Każdy nosił dumnie swoje imię. 
Mama długo przekazywała instrukcję obsługi wraz z troską o przyszłość sprzedawanego bydlaka. 
Najbardziej chodziło jej o to, żeby w dobre ręce trafił i żeby Bukiet nadal zaznała dobrego traktowania..."

- Rodzice podjęli heroiczny wysiłek pobudowania domu w Bydzi. Gdyby zostali w Tor gniotąc się na jednym pokoju inaczej wyglądałaby cała moja przyszłość - skomentował Gwen i czytała dalej:


"...Di też ma swoje historie godne opisania. 
Rozumiała co się dzieje, bo trwały przygotowania do kolejnej przeprowadzki. Rodzice Cyntii zdecydowali,  że na tak małym podwórzu, na którym brak jest w dodatku ogrodzenia, przyzwyczajona do wolności i ruchu Di będzie się męczyć. Odwieźli ją więc na gospodarstwo  chrzestnego Cyntii, który był mężem starszej siostry taty.  
W. Miet jednak korzystał z niej na zasadach podwórkowego psa przytwierdzonego na stałe do budy za pomocą średniej długości metalowego łańcucha bez uwzględnienia potęcjału, sprawności i nabytych umiejętności Di. 
Może przez wzajemną tęsknotę między psem i jej dawnymi  właścicielami przede wszystkim ze strony dzieci - to znaczy trzech sióstr, spowodowała, że Di, któregoś dnia pojawiła się w Bydzi.
Skąd wiedziała, gdzie przeniosła się jej adoptowana rodzina ?
Jak długo szukała zagubionej części swojej tożsamości? 
Co jadła? 
Łapy miała starte do krwi. Ranę na szyi od łańcucha i poobijane nogi od tegoż łańcucha z wyraźnie wytartą sierścią na nich w miejscach, gdzie łańcuch ocierał się najczęściej podczas jej poszukiewań.
Była wychudzona, brudna i bezgranicznie, potwornie zmęczona. 
Wylizała wszystkie trzy siostry na wszystkie możliwe strony i za wszystkie czasy po czym padła i długo spała. Została nakarmiona i wymyta. A potem jak przyszła już do siebie rodzice z rozdartym sercem i ze sponiewieranym sumieniem jeszcze raz ją zawieźli na wieś. Tam dostała grubszy i cięższy łańcuch i resztę żywota tak samo smutną i ciężką. Płacz dzieci wskórał tyle, że rodzice się jeszcze bardziej zacinali w swojej trudnej decyzji a na dziewczynki się złościli. 
W/g dotychczasowych doświadczeń i konieczności życiowych  Di była bardziej przydatna na wsi niż w kanonach wielkomiejskiego trybu życia. Była mało ekonomiczna i bezużyteczna z całym poczetem byłych zasług i funkcji jakie  wypełniały jej dotychczasowe życie. 
We wspomieniach zarówno Cyntii jak w tej chwili Gwen Di była jej opiekunem najważniejszym po rodzicach oraz towarzyszem zabaw. 
Cyntia biegała za ogonem Di a ta oglądała się za siebie i dostosowywała tempo tak aby mała mogła za nią nadążyć,  regulowała też przystanki dla odpoczynku dziewczynki, która uczepiwszy się jej sierci głośno sapała przez aż do wyrównania oddechu.
We wspomieniach Cyntii jest cudownym towarzyszem, troskliwym opiekunem i czujnym, mądrym stróżem. 
Jak już wspominałam uprzednio Ojciec Cyntii Wład pomógł uruchomić i rozruszać gospodarstwo i wyjechał do Bydzi budować dom, gdzie sam wszystko od podstaw do ostatnich detali wykańczał. 
Di pilnowała domu dniem i nocą i ostrzegoała nieproszonych gości przed konsekwencjami jej ostrych zębów i silnych szczęk. Była zdolna do każdego poświęcenia i gotowa do każdej rządanej usługi. Bezgranicznie oddana i wierna. Wiedziała dla przykładu, że jak Myszka pakowała swoje trzy córki opatulone jak balwany na wóz pełen towarów na handel i zaprzęga konia, to oznacza, że jej udziałem będzie dopilnowanie domu i inwentarza, tak żeby wszystko ocalało tak jak było zostawione i dotrzymywała pokładanych w niej nadziei za każdym razem. Wystarczyło badawcze spojerzenie mamy i stanowczo skierowane do niej słowa: Di pilnuj!
Cyntia pamiętała jak nocami, gdy na niebie już było pełno gwiazd mama przygotowywała ogromiastą stertę kapusty, żeby ją zabrać na następny dzień na targ. Prosiła swoje córeczki, żeby poczekały jeszcze trochę i położyły się spać nieco później, bo jej jest raźniej pracować ale tak na prawdę to przecież gdyby położyła dzieci to jak mogłaby obierać kapustę?
Bałaby się zostawić trójki maluchów bez opieki. 
Di zaraz podchwyciła ton i postanowiła podołać wysokości domiemanego zadania. 
Stanęła na przeciw dzieci i zawadiacko patrzyła im w oczy zaczepnie merdając ogonem i  wzywając je do wspólnej zabawy. Dziewczynkom przechodziła senność jak od zaczarowanej różdżki. Mądra i ludzka psina dobrze wiedziała, że jeżeli chodzi o zabawy w ruchu to trzeba zaczynać od Cyntii, bo ta zawsze miała nadwyżki energii i chęci. 
Rozgwieżdżone niebo i ogon Di w ginącej w gęstej, czarnej ciemności, wskazywał gdzie jest bezpiecznie biegać, żeby zapobiec wypadkom. Di omijała nagłe nierówności gruntu i  kępy  dzikiego bzu oraz inne podrówkowe zasadzki i przeszkody.
Ta jej niemal ludzka uwaga i starania o trzy małe dziewczynki do dzis rozmiękcza moje serce, ugniata klatkę, kurczy żołądek i przywołuje chwile zadumy..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz