czwartek, 27 lutego 2014

Pomnik

Nuty.


Umieram całymi stadami za zapachem
konkluzją triumfu nad przebrzmiałym,
za więńcem laurowym z płatek wiedzy, 
Z rozprutego worka niczym z otwarej puszki pandory,
wylatują bogactwa różne: 
poeta lub literat w zanadrzu, artysta poprzez duszę, 
filozof na własny użytek, owoców rozrzutnik,
biografista cudów bo są wszędzie,
człowiek poprzez efekty uboczne,

Przeczucia bywają słuszne: 
Komponuję przewidziane transformacje
przez mgnienie powiek 
kogoś o wiekszych oczach niż kosmosy 
z nut - podobno to tylko ułuda, 
że się zaczynają i kończą...
Są bytem i trwają 
poprzez iskrę. 

- chA.

 przepisane z notatek dn. 11 września w Bydg.


Lajo była przekonana, że doprowadziła do zniknięcia kolosa. 
Kolosem i ogromem symbolu osiągnięć przeszłości był Pomnik Walki i Męczęństwa na Starym Rynku. 
Umawiała swoje spotkanie z Dan w takim miejscu, żeby było im trudno się przeoczyć czyli pod wspomnianym pomikiem.
Podczas umiawiania się Lajo poczuła przez zaledwie ułamek sekundy jak bardzo mało właściwym jest wyznaczone miejsce - metamorfoza katorgi i zwycięstwa przez przemoc nad przemocą. 
- Uff, - wzdrygnęła się zapożyczając słówko z wyposażenia komunikacyjnego Micho. 
W tym momencie była w innym punkcie jeżeli chodzi o nastawienie. 
Poczuła zgrzyt w całej sobie. Jednak przeważył w niej rozsądek. 
- Jak to by wyglądało gdyby ujawniła swoje argumenty?
Przecież wyszła by na kogoś kto marudzi albo ma odcisk po ziarnku groszku, gdy śpi na materacach pod sufit.
Więc bunt, który zabrzemiał dzwonem postanowiła ugłaskać w sposób w jaki wiatr radzi sobie z wysoką trawą. 
Postanowiła zapomnieć i się oddalić od konieczności spojrzenia w oczy prawdzie, to znaczy, że trudno, że to jest dorobek przeszłości i epoki, która odchodzi, w której gloryfikacja cierpienia i 
umartwiania była koniecznością zwycięstwa prowadzącego do rozejmu poszczególnych zbiorów. 
Postanowiła więc zlekceważyć lub zagłuszyć chrobot a może detonację ładunku emocji o potrzebie na nowe otwarcie, aby iść z duchem czasu i zgodnie z własną drogą ku światłu. 
Pomyślała sobie; 
- Oj, trudno to przecież tylko moment, który przeminie jak za dotknięciem różdżki. 
Przeszła do koncentracji na celebracji bierzącego momentu poprzez przewlekanie kolejnych oczek w czasie brnięcia przez kolejną czynność do odchaczenia na liście zadań do wykończenia. 
Myślała o tym jakich kolorów użyje w kocyku, który miał być dla jej wnusi, gdy przyjedzie do niej w odwiedziny i chciała z tego, że dzierga zrobić święto tak samo ważne jak każdy inny doniosły moment. 
Przecież sprawa dziergania to jest udostępnianie sobie relaksu i pozbywanie się napięć czyli toksyn podczas możliwości oderwania się od realności i wędrówek przez lasy ciepłe od białych snów. 
Wczoraj zdała sobie sprawę, że dopuściła do zniknięcia całego dnia. 
Bardzo była zaskoczona, bo przecież  miała jeszcze jeden dzień obarczony przyjemnościami w wyobraźni tak aby obowiązki zaszyć w tle. W zamian za to, t znaczy w zastępstwie koncetraci na obowiązkach po prostu się cieszyć fantastyczną oprawą  dogodności lub okazji do rozsmakowywania się w każdej chwili. Przynajmniej takie miała plany. Okazało się, że dzień jej umknął gdzieś sie zawieruszył. 
Wobec powyższego postanowiła spojrzeć na zastany wynik od pozytywnej strony; Przecież da się wszystko skomasować w Piątek po spotkaniu z Dan. 
- Z rana zadzwonię przeprosić Ol'kę, z razji zniknięcia dnia, w którym między innymi  wpisane było spotkanie z nią właśnie, oprócz płacenia rachunków na poczcie i innych podobnych kwasów. 
Postanowiła przejść ponad dziwnością nad zaistniałym rozrachunkiem wydarzeń, bo jeden dzień w tą czy w tamtą co za różnica? 
Tymczasem napisała do niej Dan, że Lajo będzie miała "zlewkę" z niej właśnie, bo ona rozmawiała ze swoim lubym i dowiedziała się...
- Najlepszy w tym miejscu będzie cytat: 
"... Lajo,  Ty to możesz mieć zlewkę ze mnie.
Mowię dziś do Andr'u, że umówiłam się z Tobą przy pomniku na jutro.
A on mnie pyta, gdzie się umówiłyśmy. Ja na to, no na Starym Rynku pod pomnikiem. 
I tu  śmiech Andr'u; "Pomnika już dawno tam nie ma!"
A ja zdziwiona. No niby wiedziałam, że Stary Rynek jak wszystko się zmienia,
ale jak mi się coś zakoduje w mózgownicy, to na wieki.
 
No w każdym razie gdzieś tak na środku Ryneczku będę..."

Lajo odpisała bardziej niż zdziwiona: 

"...Też jestem zszokowana. Mam nadzieję, że jakoś się znajdziemy.  
A w ogóle co to znaczy dawno?
Kilka dni temu byłam w mieście tylko właściwie dookoła Starego Rynku bardziej.
Szłam Długą potem Bernardyńską na Plac Jagielloński. I cały czas w mojej świadomości ten pomnik tam stał podczas gdy tak na prawdę to się gdzieś podział. 
Gdybym wybrała trasę przez Stary Rynek a potem przez Mostową to bym zaliczyła osłupienie z poruszeniem a może nawet wstrząs,  a tak byłam pewna, że wszystko jest tak jak zawsze. 
Ale numer!
Ciekawe co z nim zrobili? To znaczy gdzie teraz jest? 
Inna sprawa, że w/g mnie to on robił trochę za "martyra" w obecnej sytuacji kształtowania świadomości globalnej i zapewniał zgrzyt na wszelkich imprezach wyskokowo - radosnych. 
Z drugiej strony był silną, fantastycznie komunikatywną bryłą, z którą się zrosła moja świadomość. 
No i mam wiązkę do następnej kartki, bo można to trochę rozwałkować... "

Lajo była zdumiona i czekała na megadoznanie zobaczenia na własne oczy jak wygląda łysa plama po gigancie. 
Zamiast pochwłachy dla  potęgi kontrastu będzie tam przestrzeń na otwarcie i światło oraz przestrzeń.... Na pewno więcej miejsca dla gołębi i przechadzek, może ławki...  
Dla Lajo to był przede wszystkim symbol. Emblemat a może sygnał lub pieczęć,  pod którą miało się odbyć spotkanie z Dan.
Przeżywała uniesienie z dwóch powodów po pierwsze, że wszystko co chociaż w minimalnym stopniu nawet od spodu jest mało dla niej wygodne lub mało atrakcyjne - znika tak jak dzień wypełniony koniecznościami lub chociażby tytan martylologii narodowej czyli  Pomnik wypełniony tręścią dla każdego przykrą. 
Lajo miała powód by się cieszyć, ale w zamian za to była raczej ogłupiała i poważnie przestraszona swoimi możliwościami aranżowania zdarzeń. 
Wiedziała, że nastąpiło dla niej otwarcie wypełnione światłem, bo po pierwsze spotkanie z Dan przyspieszyło o cały dzień po drugie zniknięcie pomnika potrakowała jak znak, alegorię lub indentyfikator a może po prostu wróżbę o niesamowitym ładunku. Wydarzenia prowadzące do wiadomego apogeum było już w tej chwili upiorne, makabryczne i zatrważające w dobry sposób. Ogół otoczki wałkowanego wydarzenia był dobry zarówno dla niej samej jak i dla wszystkich, którym przyszło być świadkiem manifestacji transformacji czyli przenikania nowygo począteku w nowym sposobie przetwarzania doznań i powolnego acz godnego ustępowania tego co odchodzi.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz