sobota, 8 lutego 2014

Globalna kurtyna w obecnej odsłonie...

Od rana w skrzynce czekały na Gwen listy od znajomych. 
Tym razem poszczęściło się Boni. 
Na skype'a odezwał się do niej facet chyba równolatek Gwen - amerykanin odbywający prawdopodobnie natowską służbę wojskową w Bydzi. Sprawa jest mało jasna, wiadomo tylko, że wojskowy i że tak jak Bonia aktywnie szuka swojej drugiej połówki.
Bonia napisała do Gwen w celu podzielenia się z nią nowym, ekscytującym aspektem w swoim życiu a Gwen ma przeczucie, że tym razem udało się Boni. 
Ostatecznie rosnąca pula  teraźniejszych związków jakie są realizowane ostatnio to zebrani w pary samotni rozbijający się po internecie czyli relacje oparte o początki elekroniczno - cybernetyczne. 
A zresztą coraz częściej jej znajomi donoszą, że się wszystkim  jakoś lepiej  układa i wiedzie. 
Pierwsza była Mona. Coś tam pękło, bo się odsunęła od reszty grupy ale jej telefony pochodzą od osoby szczęśliwej i zadowolonej z życia a zresztą zaczęła szkołę i rozsmakowała się w zwycięzkiej palecie kolejno z sukcesem zaliczanych egzaminów. 
Potem obie Jolki; Jedna realizuje się jako babcia i świeżo upieczona wydawczyni książek oraz zabezpiecza już i tak pokaźny dorobek osiągnięć zawodowych i osobistych. Druga znalazła wymażoną pracę i poprzez kontrast dochodzi do tego co tak na prawdę chciałaby robić w życiu. 
Zuzia zwana przez Gwen Zus od owej pamiętnej rozmowy o szefowej  także się jakoś ostatnio zakorzeniła w swoim losie bardziej z puntku swiadkowania sobie samej  i jej hasło to cała na przód i radość z małych osiągnięć.
Potem napisała jej przyjaciółka po fachu, że ma umowę na zrealizowanie wystawy w Ny. Gwen się nawet na tyle na ile mogła włączyła w to aby ułatwić jej uśmiech od losu. Postanowiła pomóc jej  załatwić noclegi na czas trwającej wystawy. Napisała do wszystkich swoich znajomych  z Us jakich adresy ma w swojej skrzynce o ewentualną pomoc w znalezieniu noclegu Ny. Okazało się, że kilku odpisało jej, ale wszyscy w tym samym tonie, tzn bez czekiwanej rybki na zarzuconej wędce. 
Ale znając Becie to ona sama przetrze sobie swoje szlaki. 
Odezwał się nawet ostatnio rzadko do niej piszący Micho, jeszcze rzadziej niż zazwyczaj co jest zrozumiałe w zaistniałych okolicznościach, z konkretnym wytłumaczeniem dlaczego znalezienie noclegu dla znajomej - znajomej w St może być trudne z perspektywy mało aktywnego uczestnictwa w życiu za wielką wodą oraz czasu, który tak czy owak płynie.
Potem ułożyło się też Jano, która na cały etat została opiekunką swojej wnusi. Na co czekała jak na wielką wygraną losu. 
A teraz Bonia. 
Gwen była także w niebo wzięta jak to ona i bardzo zadowolona. Obie jej córki były szczęśliwe. Dobrze się układało w całej jej rodzinie. Do listy sukcesów musiała dodać także i swoje. 
Przeszła przecież przez bardzo poważną transformację i była nad wyraz zajęta ostatnio co się za coś liczy. 
Transformacja była jak najbardziej świadomym wyborem i niesamowitym dla niej osiągnięciem więc Gwen była pewna, że i ona jest na dobrej drodze. 
Pisze. 
 A pisanie było jedną z wielu pasji, które pomagały jej przejść przez najróżniejsze zakręty w życiu. 
Poza tym jeżeli wszędzie dookoła niej się dobrze dzieje i ona jest obserwatorem tego co się dzieje, więc zmiany z pewnością pozytywne zmiany muszą objąć także jej życie co obserwowała każdego dnia. Takie bowiem były reguły rzuconych klocków zarówno w mikro jak i makro kosmosach. 
Ostatnio odkryła dla przykładu jak to jest właściwie z tą jednością z tym co od dawna nazywa wszystko we wszystkim przez wszystko a czuła, że rozumie tylko tyle co drapanie pazurkami po grubej skóro- nawierzchni tego co owo określenie "Jedności" w sobie zawiera. 
Wiedziała a właściwie była czynnym obserwatorem wiedzy o tym co tak na prawdę dotarcierało coraz częściej do samego rdzenia czy źródła źródeł do esencji tego co jest tajemnicą bytu i istnienia oraz ewolucji i egzystencji. 
Otwierały się przed nią nowe lądy jak zawitający pąk róży. 
Tajemnica traci swoją wagę a jej miejsce zastępuje świadomość wszekich procesów ją otaczających we zwajemnej służbie życiu. 
Grupka kobiet, z którymi spotyka się na cowtorkowych spotkaniach uwielbia wszelkich prekursorów osiągnięć nauki, która galopowała w zawrotnym tempie pozostawiając za sobą kamienie milowe, na których się można było oprzeć dla odpoczynku czy połapania się gdzie się właściwie w danym momencie jest i jak daleko się zaszło od momentu zaledwie szturchania tego co jeszcze do niedawna było aż na tyle wiadome, że dopiero teraz zaczyna być trochę bardziej zrozumiałym procesem trwania czy istnienia... 
Takim kamieniem milowym są żeby tak wziąć z wierzchu takie postaci jak Eghart Tolle, Jerry i Ester Hicks'owie, Michael Kaku, Nassim Haramein, oj całe plejady nazwisk i przydomków z każdej z nauk poając od matematyki i astronomii a kończąc na architekturze i muzyce. 
W każdej dziedzinie następował niesamowieprzyspieszenie i rozwój. 
W momentach kiedy Gwen na prawdę się już zmęczyła pisaniem do tego stopnia, że nawet na odpisywanie na korespondencję prywatną brakowało jej staminy, wówczas dla rozrywki oglądała różne cuda osiągnięć współczesnej techniki i myśli naukowej i rozpływała się w zachwytach. Ostatnio wciągnął ją system chodowania roślin metodą aqua - no soil; czyli wersja ogrodnictwa hodowania roślin bez ziemi ale za to tylko i wyłącznie za pomocą wykorzystywania możliwości symbiotycznych roślin które, żeby żyć oczyszczają wodę z mocznika i innych składników przy czym produkują tlen konieczny dla zwierząt czyli także dla ludzi. Czyli rośliny zamieniały energię słoneczną na pożywienie dla zwierząt a te spożywając owe rośliny dostarczały roślinom potrzebnych składników do wzrostu. Stare jak świat ale w nowym wydaniu. To nowe umożliwiało budownie konstrukcji opartej o samowystarczalność jednostki w oparciu o korzystanie z darmowej energii jakiej dostarcza życie naokoło. 
Gwen była tym wszystkim zafascynowana i widziała dla całej ludzkości realizację zapowiadanego złotego wieku dla obecnej cywilizacji ludzkiej w niedalekiej przyszłości tak jak to się stało udziałem poprzednich cywilizacji.
Szkoda tylko, że informacje o prawdziewej przeszłości i zasobach  ziemi były objęte globalną kurtyną.
Z drugiej strony globalna kurtyna służyła obecnej formie egzystencji i będzie skutecznym elementem układanki tak długo jak będzie to konieczne o czym Gwen była przekonana do stuprocentowej pewności.
Stary porządek oparty o pieniądze i nadzór potężnych kolporacji czyli podporządkowywaniu sobie jednych jednostek innym (kłania się tu Konfucjonizm) musi się powoli i harmonijnie pozwolić wchłonąć, wmasować, asymilować i zmodyfikować przez nowy i rodzący się wzór. Nowy porządek będzie oparty o wiedzę bazującą na przekazie, że harmonia polega na współpracy różnorodnych elementów tak jak dla przykładu jest to udostępnione chociażby w ciele człowieka. W ciele ludzkim tak jak i w każdej innej organizacji funkcji życiowych określone zespoły komórek wiedzą, że dla przykładu są okiem i wykonują przeznaczony zakres zadań określony wyznaczoną im funkcją tak samo jak palec u ręki lub nogi. Wiedziała też, że na tym samych zasadach działa nieskończoność kosmosów w obie strony. 
Wiedziała, że najgorsze co może się zdarzyć to nakłanianie indywidualności do obcej agendy życia. 
Najważniejsze jest być w śroku tożsamości własnej czyli w centrum rozporządzania sobą w świadomości siebie samego. To centrum dla każdego jest inne i w innym miejscu chociaż podobne. Najważniejsze jest więc usunięcie się z drogi innych ludzi i koncentracja na odblokowaniu swojej własnej kanalizacji i wentylacji  dla swojego własnego rozwoju czy ewolucji.
Wszystko opierało się na intuicyno - pragmatycznej wiedzy, w której niedawne doświadczenia Gwen bardzo ułatwiały zrozumienie istnienia jedności poprzez rozbicie na poszczególne fragmenty. 
Dla przykładu jej niedawne doświadczenia wśród drzew potężnego lasu katapultowały jej zrozumienie  w nowe rejony. Miała okazję zaobserwowania jak to się dzieje, że każdy z istniejących ludzi na ziemi jest jej własną wersją. Tak samo zresztą jak wszystko co istnieje sięgając aż po najdrobniejszą drobinę pyłów czy kurzy widoczną w skośnych promieniach słońca jest nią samą, bo wszystko jest tak na prawdę formą energii czyli może to być światło z dźwiękiem w stałej wibracji lub coś bardziej jeszcze spektularnego. 
Różnica jest taka, że ona tamtych innych i wszystko inne poza sobą  widziała a oni? Każdy z nich zajęty jest swoim przeznaczeniem. Dla biorących udział w leśnych doświadczeniach  wyjaśnienie tego samego może nadejść z innej baśni. 
Gwen zdała sobie sprawę, że wyjaśnienie pojęcia równoległych  wcieleń w tym samym momencie, który trwa po prostu zawsze ma dla niej centralne znaczenie. Jest to znacznie mniej przyjemne niż udostępnione jej doświadczenia poczucia jedności ze wszystkim tak jak to było w opisanych przez nią kiedyś tam wcześniej  przeżyć z błękitnym Irysem królewskim w roli głównej. Doświadczenie z Irysem Królewskim było przełomen narastającej lawiny zdarzeń, z których w miarę możliwości Gwen zdaje relację na załączonych "Kartkach". 
Zdobyta wiedza pozwalała na emanowanie większej emparii  w stosunku do pozostałej "reszty" czyli do wszelkich przejawów życia. 
Dzięki temu poza sympatią i ciepłą tolerancją dla życia we wszystkich jego przejawach i kolorach dysponowała też świeżo odkrytym poczuciem wolności własnej. 
Teraz w tym momencie Gwen chcialo się krzyczeć:
"...- Witaj moje życie !!!
- Jestem w stanie przyjąć każdą Twoją  wersję, jaką dla siebie ułożę, i każdemu zadaniu podołam w określonym czasie i w/g własnych konieczności. 
Wiem już znacznie więcej niż wiedziałam i wiem, że stale jesteś w rozkwicie. 
Wiem, że mam zapasy sił i wsparcie w sobie samej czyli gdziekolwiek  się pojawię i w każdych okolicznościach jestem całością bez uszczebków.  
Konieczne jest zatem otwarcie na każdą wersję jaka na mnie czeka i co jest w stanie mi sobą zaoferować. 
Wiem, że wyzwania są dla mnie skomponowane według skali, po której muszę przejść powli. 
Gdy pominę jakieś szczeble na drabinie to z pewnością zaliczę lądowanie obojętnie jakie.
 Teraz już wiem, że moja droga jest tak samo wartościowa jak każda inna. 
Wiem, że znalazłam wolność, o którą walczyłam od wczesnych lat nastoletnich po omacku zakleszczając się coraz bardziej w pęta realności na reszcie znajduje kanalizację i wentyl w wolności własnej. 
Wiem, że jestem dzieckiem szczęścia jak każdy i wszystko i że mogę się nadal rozwijać w oparciu o znajomość uniwersalnych praw rządzących bytem i mogę to robić w pełni udostępnionego sobie zachwytu. Kocham siebie i kocham  wszystko co wypełnia moment. 
Ze szczęścia chce mi się ryczeć, wyć z doznanej radości, bo dostąpiłam jak dotychczas najwyższego z niebo/piekieł..." 
Gwen skończyła swój monolog odzwierciedlający jej stan ducha na bieżący moment i poczuła się uskrzydlona na dalsze ewentualności losu. 
Na poziomach, do których właśnie aspirowała nieba sią większe podczas gdy piekła być muszą ale są znacznie płytszym odbiciem i znaczenie łagodniejszym lustrem tego co nazywa dotychczasowego dramatu i tego co dotychczas było jej życiem. . 
Gwen dostkonale zdawała sobie sprawę, że jak zawsze czeka ją huśtawka wzmagań z losem czyli kontrast, ale przyjmowała ją inaczej już w perpektywy dotychczasowych doświadczeń.
Teraz wszystko co było jej dolą mogła z własnej woli obserwować  z oddalenia jakie gwarantuje świadomość czyli świadkowanie sobie, że to co się dzieje jest jej drogą, której ona się przygląda zamiast pojęcia, że to ona sama jest drogą. Czyli jeżeli  nawet  uczestniczy całą sobą w wybranych doświadczeniach (na więcej niż sto procent) to wciąż jest poza nią; nietylkalna i wielka jak wszystko we wszystkim i poprez wszystko. 

W tej chwili dla niej Święty Piotr rozwarł już bramy na oścież i już podczas doświadczeń gromadzonych przez swoją fizyczną powłokę. 
Kluczem do dotychczasowych  zamków były tajemnice, dogmaty, brak znajomości praw i prawd uniwersalnych na jakich opiera się istota życia.
Jednym z największych otrzymanych prezentów było zrozumienie, że życie dane jest w obojętnej formie. Życie jako dar jest naczyniem bez znaczenia. 
My sami napełniamy  nasze życie znaczeniem i  sensem. 
Darem na prawdę  bezcennym  była wiedza, że  sensem życia jest samo życie. 
Gwen podjęła się wędrówki po omacku jak każdy nowo narodzony ale bardzo wcześnie zrezygnowała ze wszystkiego co było dla niej fauszem tak jak cała plejada dogmatów fundowanym przez naturalną kolej rzeczy. 
Ufała, że musi być więcej niż to co zostało jej zaoferowane jako jedyna opcja  i jej absolutna nieustępliwość została nagrodzona w nadspodziewany sposób. to co teraz stało się jej osiągnięciem było poczuciem wolności jako bazy, na której stoi radość i miłość oraz zaszczyt pełni. 
Gwen wiedziała, że jest tylko kosmicznym mniej niż prochem, rodzajem szybko rozmnażającej się "baterii" na ziemi i wiedziała, że jest składową kolonii i że jednocześnie współtwrórcą co do losów substancji żywej na ziemi i w kosmosie czyli życia w generalnej formie.  
Mogła się tylko cieszyć, że pomimo, iż jest na krawędzi prawdy to jednak takich jak ona są miliony. 
Bo Ziemia weszła w Dzień galaktyczny i dlatego wszystkie formy ewolucji na ziemi i w przestworzach doświadczają ionów pomocy. I każdy korzysta telepatycznie z osiągnieć wzajemnych koneksji, bo jesteśmy systemem  naczyń połączonych. Co jedno, na dzień dzisiejszy doświadczy staje się natychmiastowym dorobkiem wielu. 
Znajoma na fejsie przesłała jej ostatnio filmik o sroce, która znalazła plastikowy kapsel zakręcania pięciolitrowych butelek do wody. Sroka owa nauczyła się zjeżdżania po skośnych dachach pokrytych śniegiem na opisanym jaskrawo niebieskim kapslu niczym dzieci na takim samych tylko większych jaskrawo niebieskich, plastikowych kołach z górki na pazurki w St.
Gwen ma nawet zdjęcia gdzieś w albumie, na których Myszka wraz ze swoimi wnuczkami Lylli i Yanną zjeżdża po śniegu... 
Gwen zamieściła opisywany filmik na swojej ścianie i wówczas odezwał się jej znajomy przebywający w na chwilę obecną w Rosji przysyłając jej jednocześnie podebny filmik z Krukiem w roli głównej ten zjeżdżał po dachach rosyjskich domów na metalowej zakrętce od majonezu. Tak zamo po zjechaniu zabierał swoje "sanki " w dziób i frunął spowrotem na sam wierzchołek dachu.
Zarówno ów Kruk jak i wcześniej opisywana sroka zjeżdżali dla zabawy i dla przyjemności i dla ekscytacji pomimo, że mogli fruwać na codzień. 
Czyli myśl, idea czy twór danej realności jest czymś co isnieje zawsze i gdy następują określone warunki lub okoliczności jest demonstrowaną częścią układanki.
A przykłady można mnożyć; jeżeli tylko jedna małpa umyje korzeń roślinki wyrwanej z ziemi przed zjedzeniem zaraz robi to całe stado, ba nawet w tym samym czasie inne stada robią to samo pomimo, że styczność ich jest z powodów geograficznego rozmieszczenia wykluczona.
Tak samo było w przypadku europejskich wron przybywających między innymi do Pl na czas zimy arktycznej. 
W Pl od czasu asymilacji z kulturą włoską czyli za czasów królowej Bony zagościła odmiana orzechów włoskich. Obecnie każda wrona gdy znajdzie orzecha frunie z nim nad ruchliwą jezdnię, rzuca go najchętniej na przejściach dla pieszych i czeka cierpliwie w pobliżu. Jak tylko przejadą samochody sprawdza czy orzech został przejechany. Jeżeli tak co jest przypadkiem dość częstym czeka aż opustoszeją białe pasy i zabira się do uczty. Co ciekawe tak zaczęły robić wszystkie wrony na całym świecie w tym samym czasie.
Tak samo zapewne jest w przypadku tych samych wynalazków w różnych partiach ziemi odkrytych w tym samym czasie i dlatego wymyślono patent dla kogoś kto zdoła sobie przywłaszczyć laury i chwałe oraz dzwony glorii. 
Jesteśmy w tym co jest życiem  razem i dlatego doświadczenia dotykają nas  jako jednej masy czego następstwem jest wytyczna, że nasze działania  muszą zawierać szacunek dla indywidualności jako koniecznej cześci  i wartości, przez którą ma prawo istnieć każdy. 
Bo tylko dlatego, że ktoś jest różnym może spodziewać się miejsca dla siebie w harmonii trwania ze względu na to, że każdy pełni wyznaczoną mu funkcję. 
W/g praw hologramu to czym jest człowiek każda jego komórka jest także społecznością ludzką na ziemi. Każdy kto istnieje jest potrzebny dlatego, ze istnieje. A to z kolei jest odzwierciedleniem palnet, a te coraz bardziej złożonych struktur powtarzających się wzorów.  
Każdy dostaje w życiu to co jest mu konieczne. 
- W moim  przypadku w obecnej chwili mogę powiedzieć - myślała Gwen -  że całe życie mnie prowadziło do tego, żebym w tej chwili mogła pisać to co mam do napisania jako ekwiwalent wszystkich nagromadzonych przeze mnie odświadczeń. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz