poniedziałek, 20 stycznia 2014

55

O by to kurak nakręcony! - zeźliła się - jak to mogło się stać?.
- Posłodzić jajecznicę ? 
- Ale wstrętna, oh! 
- Okropieństwo! 
No przecież, ale zaraz a może to przez... 
- No jasne!!! - na reszcie wraz z odkryciem Ameryki i Eureki i pół globu - świat wydał jej się lepszy, ba odwrócony o 360 stopni... 
Teraz widać jak na dłoni, jak może posłużyć kontrast - ucieszyła się z możliwości wpisania praktyki w teorię. 
Gdyby te jajka posoliła tak jak na to jak najbardziej zasługiwały to posoliłaby je jeszcze dużo razy zanim by ją olśniło, o ile w ogóle - zdałaby sobie sprawę z bardzo ważnych faktów...
Cyntia już kupiła sól bez jodu, przeważnie każda jest jodowana - tak na wszelki wypadek wydawać by się mogło, tak jak woda w kranie chlorowana i doprawiana w ramach niby ochrony naszych zębów. Ciekawe co robią stałe nadwyżki jodu z każdym normalnie funkcjonującym organizmem? - naburmuszyła się niczym mała Gośka. 
Dla przykładu jadła dzisiaj oliwki - pół podłużnego słoiczka - słone jak skrzek i część ich urody polega na porządnym, solidnym dosoleniu.
No i co? 
Jak to co? Przecież sól, którą się soli wszystko co się wciąga i przetwarza jest zawsze doprawiona jodem niby dla naszego bezpieczeństwa. 
Ale brama - o kura w kropki - sprytne! - przeskakiwała po uczuciach jak po strunach w otwartej skrzyni fortepianu. 
No więc z posłodzenia jajecznicy wynikły dwie, co najmniej dwie korzyści. 
Po pierwsze kontrast zawsze na coś wskazuje, toruje drogę aby nam coś uświadomić i jeżeli nastawimy się na obserwację - to odkryjemy o co chodzi. 
Po drugie; Ale przekręt!!! następny~!?
Wychodzi na to, że dla jej organizmu lepsze jest posłodzenie niż posolenie jajek solą z nadwyżkami jodu, bo te powoduję posuwanie się objawów już unaocznionych w postaci tarczycy funkcjonującej tylko o ile połyka codzienną dawkę hormonów pobranych ze świnki. 
Ciekawe czy z powodu soli doprawionej stałymi nadwyżkami jodu, czy z powodu powszechnie rozpowszechnionej teorii o Czarnobylu?

Teraz mam  zadanie - Myślała Gwen - (a wszystko przez posłodzenie jajecznicy, co z kolei przypomniało jej, że powinna używać innego rodzaju soli). 
Zadanie a raczej mały zestaw składający się wyzwanie można zawrzeć w pytaniu:
- Jak spojrzeć na zastany fakt tak aby zobaczyć go z lepszej strony? 
No cóż trzeba bardziej świadome zakupy robić, mniej jeść i produkty bez soli a jeżeli dosalać to tylko swoją solą, tylko jak sprawdzić czy sól to sól bez jakiegoś dodatkowego świństwa?
E, cały czas posuwa się po braku zadowolenia z odkrytego faktu spożywania soli z dodatkowym jodem przez lata i codziennie - odkryła lekko zdegustowana.

No więc korzyści; O niebiosa dajcie doznać olśnienia! - modliła się, bo jest mi trudno poszukać "drugiego policzka"..
No dobra; Po pierwsze więcej ruchu i więcej świadomych zakupów, zmuszanie do bardziej podstawowego i zasadniczego żywienia...
Co jeszcze?
No ewidentnie; możliwa poprawa zdrowia za jakiś czas. 
- Na reszcie; szczery, autentyczny bez naciągania - plus - stwierdziła z uznaniem. 
Poza tym Becia napisała, że wszystko po staremu po badaniach - czyli wszystko jak najlepiej. Z tej wiadomości się bardzo ucieszyła. 
Podłoga ocalała przed kompletną rujnacją. 
Kamień spadł jej z serca, ale pomimo rozmiarów kafelki w kuchni, gdzie zaszło upuszczenie kamienia i może nawet sobie zważyć serce u egipskiej bogini Maat - rzuciła wyzwanie w zakresy już podobno przeżytych wersji samej siebie. 
 Właściwie to wiadomość od Beci przeczytała w łóżku, ale ostatnio stała lekko nachylona w dogodnej pozycji do spadnięcia kamienia zalegającego jej serce w kuchni coś tam wyjmowała z szuflady i było pomiędzy nią a stojącym krzesłem oraz kredensem wystarczająco dużo  miejsca na akcję spadania kamienia, więc jak pisała o tym, że kamień spadł to wyobraziła sobie siebie w kuchni w opisanej pozycji i w opisanym miejscu. Tak, że jak ten kamień tam spadł to było duże szczęście, że kafelki ocalały czyli powód do radości przecież.
Każda przyczyna poprawy nastroju jest dobra - uznała. 

To znaczy jedno to fakt, że Becia jest bezpieczna a drugie, że wciąż ma całe kafelki na podłodze w kuchni.
Ha, ha - śmiała się rozbawiona i rozbrojona Gwen -  a jednak można; wszystko zależy od nastawienia i od determinacji. 
Jeśli jedno jest za trudne to wystarczy to zignorować i znaleźć jakikolwiek powód do poczucia ulgi i przejścia ponad mało wygodnym dla osiągnięcia wyznaczonego celu aspektem otaczającej realności - wykonkludowała a raczej wykombinowała bardzo z siebie zadowolona ofiara obserwacji rzeczywistości, do której wykreowania sama się przecież przyczyniła przez brak wiedzy w zakresie funkcjonowania uniwersalnych praw rządzących materią i światem fizycznym.  

Dzisiaj rano zbiła dwulitrowy słoik z wodą do grzania nóg pod kołdrą i jakoś do tej chwili zabrakło jej idei co z tego za korzyść na nią czyha, ale może jak zbije większy słoik to się jakoś zdoła połapać w przekazie - uspokoiła się troszkę i postanowiła, że na razie zbicie słoja musi odłożyć na półkę. 
A z autobusem to Jolka jej dzisiaj pomogła. 
Dzisiaj oczywiście jak co tydzień w tematykę rozwojową się wzajemnie wpuszczały. 
No więc jakoś tak w połowie spotkania Cyntia została zmuszona przez własne oczekiwanie, że dziewczyny powinny ją w końcu o ten autobus zapytać. 
Jeżeli już tak się złożyło, że gadały na tematy różne i bardzo kolorowe to ostatecznie postanowiła, że musi się w końcu wysypać, albo wciąć się z zaspokojeniem ich bardzo żywo demonstrowanej ciekawości. 
Na żywo i w gronie psiapsiółek to jest inaczej niż wiwisekcja dla wielu potencjalnych czytelników przyklejonych do jej książki niczym muchy do lepki ze sztucznego miodu tak, że to niby zjadacza nadwyżek czasowych właśnie produkuje. 
Próbowała kilka razy i jakoś w końcu się z tym autobusem przedarła a nawet dziewczyny się rzeczywiście zainteresowały, a Jolka jej bardzo pomogła. 
Cyntia krążyła, krążyła...
Zuzi to nawet się chyba od tego krążenia Cyntii spać trochę zachciało, ale z grzeczności próbowała przemóc swój stan ukojenia i nawet fajnej kołysanki komponowanej przez Cyntię, ale zdawała sobie sprawę, że powinna zademonstrować ożywienie i zainteresowanie raczej. 
Biedna, siedziała jak naburmuszona sowa z koniecznością opanowania nachodzących ją fal senności. 
Cyntia miała bardzo dużo litości dla Zuzi i nawet przez chwilę podczas swojego krążenia to się zastanawiała, czy fajniej byłoby zaproponować jej drzemkę; ot tak kilka minut przespania się na jej łóżku czy nawet w fotelu, ale uznała, że byłoby może Zuzi głupio. 
Mona starała się na siłę zrozumieć co w trawie  kwiczy i o co biega z tym autobusem. A Cyntia współczuła jej i sobie, że jakoś opowiada to co opowiada w zbyt mało przystępny sposób. 
Jolka natomiast powiedziała, że to tak jak czasami w filmie. 
Oczywiście, że to tak było jakby ona - Cyntia "weszła" w środek zatrzymanego kadru.
 Cyntia wiedziała dokładnie, że jest w tym samym miejscu, w którym czeka na autobus 55 od zawsze. To było tak  jakby jednocześnie była w kadrze i  widziała siebie w bardzo dobrze znanym zdjęciu. 
Najdziwniejsze było jednak to, że stojąc na przystanku czuła się bardziej sobą i bardziej spójna z innymi czekającymi na autobus a jednocześnie tak jakby była jakaś taka bardziej specjalna. Co dziwne to wszystko co się działo wynikało z jej wiedzy czy wręcz instynktownego przekonania. Jezdnia i wszystkie jadące wynalazki współczesnej motoryzacji były, ale mniej dorzeczne. 
Była jednością ze wszystkim czyli z ludźmi i przepełnioną jezdnią też... ale, ale to było tak jakby; autobus, trasa jazdy autobusu i wiedza, że autobus się właśnie pojawi jako część tej pewności czy  wiedzy poza jakimkolwiek dopuszczeniem marginesu wahania czy wątpliwości, że tak jest,  na zasadzie przekonania, że w celu sięgnięcia potrzebnego przedmiotu wyciągamy rękę, żeby złapać ten przedmiot ale jest to komunikat poza naszym rejestrem wysyłanego zamówienia. 
Wiadomo, że można przewidzieć kiedy mniej więcej nadjedzie autobus i on potem zbliża się z określonym przyspieszeniem... i tu trzeba zaznaczyć, że Cyntia zrezygnowała z noszenia zegarka jakiś czas temu.
Znacznie wcześniej niż fakt porzucenia aktywnego zapychaj czasu przez telewizję - usiłowała sobie jakoś poukładać swoją przeszłość... 
Zdała sobie sprawę, że autobust będzie za chwilę i dokładnie  wiedziała, z absolutna precyzją, w którym miejscu na drodze go zobaczy jak spojrzy, żeby sprawdzić czy już jedzie, tak trochę jakby to było z lotu ptaka tylko z normalnej perspektywy, tak jakby częściowo była już w autobusie czy też  samym autobusem?
Ha, ha, to śmieszne ale tak to było i co dziwne było to na wskroś przyjemne odczucie błogości i ukojenia. 
 Doświadczenie trwało tylko kilka sekund. 
Jednak raz doświadczone zasiało tensknotę na więcej, chęć penetracji jak się dostać do sfery takiego rodzaju doznań i uśmiechów losu. 
Cyntia była pewna, że zapamięta każdy najdrobniejszy detal nastroju i panującej atmosfery, z wpisaną nadnaturalnie powiększoną ciszą tak jakby to była jakaś dziwna gra komputerowa, tylko, że to ona jest jednocześnie w środku i na zewnątrz jako obserwator. 
Coś poza sferą możliwości opisania zaistniałego status quo. 

Hej, a może??? - Cyntia myślała nadal nad swoją byłą i bardzo istotną dla niej kilkusekundową przygodą (jedną z kilku w jej życiu) - gdy już poszły jej przyjaciółki -, a może hm... a może to był jej moment przebudzenia a potem znów opadła w sen? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz