poniedziałek, 20 stycznia 2014

Kurtyzany

Sprawa z Leo dla Cyntii była wciąż bardzo świeża. 
Przekonała się o tym w czasie dzisiejszej wyprawy po zakupy. 
Ona szła po jednej stronie chodnika a samotny, przystojny facet po drugiej. 
Od razu zauważyła, że jej sylwetka ściągnęła jego taksujące spojrzenie.
Chciał ją  pominąć ale zaczepił się na niej wzrokiem i na chwilę zahaczył myśli o nią właśnie, była tego pewna,  potem omiótł ją całą w jednym skoku oczu. 
Przystanął niby coś oglądać uważnie po drugiej stronie szerokiej szosy. Po czym gdy zbliżał się rytm jej kroków, odwrócił się nagle i zatopił oczy w jej twarzy. 
Ona jak zwykle emanowała zadowoleniem, bo taki był jej świadomy wybór na każdą chwilę. 
On pewnie liczył na więcej niż jej zdawkowe zaliczenie go jej spojrzeniem. 
Wbił się w jej oczy swoim wzrokiem i Cyntia się wystraszyła;
- A może to następna tylko inna wersja Leo? - coś w niej skrzypnęło niby wieko starej skrzyni na lęki i udziwnione wersje życia.
Postanowiła być przede wszystkim odważna. 
Gdy on już się znalazł na wysokości możliwości wymiany zaczepki wyraźnie przez niego preparowanej Ona bardzo wyraźnie powiedziała;
- "Szuwaj~!", odcinając go od zabrania głosu....znaczącym gestem dłoni. 
Pewnie pomyślał; 
- Dziwna - pomyślała ona.
Za chwilę dodała;
- Jeśli on pomyślał że jest z innego wymiaru, planety lub komiksu albo może, że  kosmitka, to tym lepiej, bo ona też zabezpiecza się przed zmaterializowanym kontaktem z kosmitą właśnie i to konkretnym obywatelem cywilizacji Sza. 
- Oh! - gdyby tylko ktokolwiek mógł przypuszczać... - śmiała się w duchu mimochodem. 
A nawet gdyby pomyślał, że z innego kraju i mówi innym narzeczem to i tak zrozumiał słowo powiedziane w języku o ponadczasowej i międzyplanetarnej ekspresji - dokończyła wywód własny
A on;
Lekko przystanął a może tylko rytm marszu na chwilę zgubił i poszedł w swoją od dawna trenowaną agendę istnienia. 
Odetchnęła jak wyzwolona. 
Chciała z pewnością chciała kogoś poznać, ale jeżeli jest to jakiś numer z zaświatów albo nawet ziemski to ona wybiegała mu na przeciw. 
- Inna sprawa, że samo określenie "Szuwaj" jest bardzo chwytliwe, ekspresyjne i zrozumiałe dla wszystkich - rozważała zauroczona.
Był to wyraz, którego nauczyła się od Leo. 
On był przedstawicielem cywilizacji Sza prosperującej  w normalnych warunkach w czwartym wymiarze czyli w czasie. 
Odkrytych i poznanym wymiarów jest w tej chwili jedenaście czy dziesięć... - przypomniała od niechcenia z nadmiaru nagromadzonych informacji. 
"Szuwaj" znaczy tyle to cześć, czuwaj i jednocześnie spier.. laj i spieprzaj, bo ja mam swoje pasje i swoje sprawy a Ty też jesteś ponad przeciętność zajęty na ten moment. 
Cyntii bardzo podobał się wyraz "Szuwaj" - pierwsze słowo języka Szu, którego poznała znaczenie i którego się nauczyła a nawet z powodzeniem stosowała (jak się przed chwilą okazało). 
Jeżeli spotkany przypadkowo facet był następną próbą nawiązania z nią kontaktu przez Leo to się grubo pomylił - mruczała najwyraźniej ukontentowana i nad wyraz zadowolona. 
(może go najwyżej pozdrowić poznanym zwrotem; Szu - szaj - szen..) 
O by to - co ja robię? - zrugała się, wciąż ściągam go poprzez swoje myśli..- ach, co za brak konsekwencji -  narzekała. 
Ale zaraz postranowiła złagodzić samoocenę;
- Przecież nawet Krak był budowany stopniowo - orzekła i trochę się lepiej poczuła. 
- Wystarczy, że skoncetruję się w tej chwili na... o na chmurach i architekturze i drzewach..., wystarczy rozproszyć uwagę, zdekoncentrować dokonać dystrakcji oby skutecznie każdy zarodek myśli powracającej w te same tory, zbić się z tropu, rozluźnić utrwalone i nieco już zakorzenione szlaki dla znajomych myślokształtów, zniweczyć to co już jest rutyną lub przyzwyczajem, przekształcić coś co prześladuje w zabawę, zmiejszyć napięcie, że potykamy się o ustaloną barierę, zlekceważyć... - poinstruowała siebie samą.
 
- Ale zaraz...  powinna być bardziej przekonana o tym, ze wszystko jest dobrze i że jest bezpieczna i dostatecznie świadoma aby się wybronić z bałaganu w jaki się wplątała ostatnio. 
- A jeżeli ten na chodniku  był jakimś innym żywym człowiekiem z krwi i kości tak jak ona zamiast jakiejś holeograficznie zainsunuowanej w realności zjawy?
To też mało straciła, co najwyżej uniknęła kolejnego rozczarowania - dumała idąc i ciesząc się wszystkim we wszystkim poprzez wszystko oraz zdając sobie sprawę, że dmucha na zimne w przekonaniu, że może okazać się gorącym. 
Może tak i lepiej na razie - pocieszyła siebie. 
Mimo wszystko w cukierni, był następny incydent, zresztą wyskakiwały dziś niczym Jack in the box z nakręcanego pudełka na sprężynę. 
Wciąż sobie powtarzała, że to tylko Prawo Przyciągania sobie Podobnych w akcji (PPP) lub odbicia i echa tego z czym chciała się uporać w ramach ćwiczeń i jakoś brnęła przez chwilę za chwilą. 

Ale dla zaspokojenia ciekawości czytelnika Cyntia uznała, że opisze jeszcze jeden... no może dwa, oj lepiej jeden - zdecydowała z ostatecznym przekonaniem -  epizod o podobnym zajarzeniu opisanych wcześniej obaw. 
Otóż w cukierni, gdzie ona postanowiła kupić sobie drożdżówki, chociaż to było ewidentne naruszenie zasad zdrowego żywienia, więc w cukierni stał za nią niby zupełnie normalny facet a może jeszcze jedna próba Leo wbicia się w interesujące dla niej ciało płci będącej uzupełnieniem do jej własnej - płci przeciwnej znaczy. 
I ten prawdopodobnie zwykły ktoś jak tylko z obawą na niego spojrzała odczytując w sobie pytanie; 
- A może to on? 
To ten zwykły wyprostował się nagle tak jakby go ktoś kopnął lub uruchomił jakąś dźwignię lub sprężynę wewnątrz jego ciała a może w duszy? 
Od razu nabrał animuszu oraz urósł w oczach i coś się z nim stało od wewnątrz; po prostu nabrał w jednej chwili wartości reprezentacyjnych ze skanapiałej i skapciałej wersji nudy, tak że Cyntia była gotowa mu pogratulować natychmiastowej jakże korzystnej transformacji dla przykładu przez zarzucenie mu szalika niczym wieńca zwycięzcy w podbojach kobiet.  
Ale ten był prawdopodobnie mniejszym ryzykiem niż ten pierwszy dlatego Cyntia powiedziała "Szuwaj" ale tylko w myślach. 
- Wystarczy - zapewniła siebie samą wątpiąc w prawdziwość swoich obaw, bo to czy w ogóle słusznie się go boi było godną przeanalizowania kwestią. 
To znaczy akurat co do tego w wersji kopniętej to jeszcze mogła mieć obawy, natomiast co do tego zanim z potrzeby rozstrzygnięcia swoich natręctw został zaszczycony jej okiem.. to wcale. 
Ten zwykły przemieniony w kopniętą wersję, potem wyraźnie polował na dalszy ciąg jej pieszczoty. 
- Niedoczekanie Twoje - rzuciła mu w myśli, kupiła drożdżówkę, zapłaciła i wyszła udając, że tam gdzie stoi ten kopnięty niczym psiak żebrzący liźnięcia jej intencji lub przedłużenia filmu z domniemanym wątkiem romantycznym, tam jest zamiast niego więcej powietrza niż normalna gęstość przypadająca na każdą jednostkę kwadratu zajmowanej przestrzeni.  
Kurka ostrzyżona - to wszystko przez Leona - ależ miałam o nim zapominać - zganiła się... 
Ale zaraz postanowiła się dźwignąć z upadku; 
- Powoli - pogłaskała siebie troszeczkę ze zrozumieniem dla ludzkiego tempa możliwości oczekiwanych zmian w z góry określonym kierunku. 

Tym  bardziej, że teraz się boi następstw swoim zmaterializowanych  marzeń, tym bardziej musi raz na zawsze rozprawić się czy nawet rozliczyć  z Emanuelem. 
Oj, z Leo, kurka złota z Chez'em... - wyliczała wszystkie jego byłe i teraźniejsze imiona a może wcielenia. 

Była pewna, że on - Leo  wyzłośliwia się na niej  za jej zdecydowaną postawę wycięcia go ze swojego życiorysu raz na zawsze. 
Miał bardzo rozbudowane możliwości dokuczania jej w różnej formie byle tylko dać jej do zrozumienia, że jej determinacja koncentracji  myśli i uczuć poza jego istnieniem jest znacznie trudniejszą sprawą niż mogłaby tego oczekiwać. 
Lub może w/g tego co sam ją nauczył to jest jej wersja tego co tak na prawdę ma nieskończoną ilość wersji i możliwości rozwiązań i trzeba tylko trochę wysiłku, żeby wybrać tę bardziej sprzyjającą aktualnej sytuacji lub zapotrzebowaniu. 
Kto szuka i wie czego ten znajdzie - upewniła siebie. 
Czy ona wie czego tak właściwie szuka?
Jeśli jej intencje są za mało konkretne to ma zapewniony kontrast, który pomoże jej dokonać wyboru i uświadomi jej konieczność ściślejszej selekcji coraz bardziej uściślonych wyborów.
Przestaną nią miotać lęki i wydawać by się mogło, że kaprysy.
Ogarnie ją spokój i pewność oraz wiedza, że jej decyzję są całkowicie słuszne i do końca przemyślane. 
Wygląda na to, że jakieś aspekty jej samej wciąż chcą jeszcze doświadczyć tego czym lub kim był dla niej Leo. 
Tak w głębi mogłoby się przecież wydawać, że pomimo wszystko za brutalnie się kończy jakaś bajka, że zbyt raptownie chce zakończyć coś z czego czerpała pewłnymi garściami zaledwie moment temu. Przecież to Leo zawdzięcza całą swoją przebudowę widzenia świata, zmianę wielu, bardzo wielu zaopatrywań i poglądów... 
Gdyby było inaczej czy chciałaby za sobą palić mosty w jakiejś ucieczce na siłę? 
Otóż to właśnie... 
Cyntia odetchnęła pełną piersią. 
Wiedziała już, że proces taki jak rozstanie z kimś z kim się zrosło i z kim tworzyło się całość jest bardzo długotrwałą drogą, tym dłuższą im więcej się sobie zawdzięcza na drodze wspólnego rozwoju. 
Ona tęskniła za Leo. 
Ale czy na pewno za nim? 
Czy też za tym jak się czuła gdy ona na każdym kroku pomagał jej w pokonywaniu siebie? 
A może za tym jak się czuła sama o sobie w jego towarzystwie? 
Za tym, że umiała na siebie spojrzeć przez jego oczy. 
Pokochać siebie bez zastrzeżeń, bez stałej krytyki i bez zbyt wygórowanych oczekiwań względem siebie samej. 
Umiała siebie zaakceptować, bo był ktoś kto robił to w jej towarzystwie kto jej pokazywał na codzień, że jest to możliwe. 

Może więc teraz Leo jej dokuczał? 
Czyżby? 
A może to jej wyobrażenie o tym jak zachowałby się poszkodowany mężczyzna, od którego chciała odbić? 
Otóż to właśnie. 
Ale to teoria. W praktyce było życie: 
Dla przykładu; 
Na cowtorkowym spotkaniu otworzyła szafkę z herbatami i zaproponowała Monie, żeby sobie mogła coś wybrać. Wybrała El - gray'a. 
Byłoby wszystko w porządku ale pudełko zostało na wierzchu. Więc następnego dnia Cyntia uznała, że oh (~!), jak dobrze byłoby się napić ulubionej herbaty Yanny. 
(Kupowała ją zawsze na wypadek, gdyby kiedyś jej młodsza latorośl się jednak zdecydowała na materializację w jej realiach - kiedyś tam). 
Zaskoczył ją fakt, że herbata zazwyczaj posiadająca tak duże właściwości aromatyczne, że można się nimi było zachwycić już po otwarciu pudełka... -  kompletna klapa z oczekiwań zapamiętanych wrażeń... jej zapach - herbaty znaczy - gdzieś się podział tym razem. 
To właśnie zapach robił w wybranym na tę chwilę napoju cudownie kojący smak bardziej na zasadzie aroma - terapii - uznała - niż sam smak.
- A może mam zapchany nos? - sprawdzała mimochodem.
- A jak długo ta herbata tu stoi? 
Może wyparował jej aromat z poprzedniego wieczoru do dzisiaj?
- Czy to możliwe, że sama podmieniłam zawartość pudełka? - torturowała się nadal - może jestem lunatykiem?
A może podczas duchowych transformacji robię rzeczy, które są tak mało prawdopodobne jak podmienianie herbaty dla Marianny na gatunek gorszy, ba bezużyteczny w zasadzie - analizowała wszelkie opcje dla możliwości wykluczenia każdej po to aby móc nadal podejrzewać ducha. 
Tym razem do jej zaprogramowych na przyjemność nozdrzy dotarł bardziej niż płaski zapach, więc na pewno to jest jakiś gatunek gorszy.
- Czy możliwe, żeby ona kupiła i przyniosła takie g... ? - chciała się dowiedzieć. 
Następstwem mogło się okazać każde wyjaśnienie.
- A może są usprawiedliwiające okoliczności straty węchu z przed momentu? - nada szukała dpowiedzi na zaskakującą sytuację.
Herbata wyglądała i co jeszcze bardziej przykre smakowała jak najtańszy gatunek Sagi zamiast wyrafinowanej wersji  El - gray'a. Co stwierdziła po łyku płynu, który miał  łagodną, gorącą falą wypełnić jej usta a potem dotrzeć do przełyku i dalej. 
- Toż to jest zwyczajny "szajs" jakiś~!... Wygląda na to, że herbata została podmieniona - ale kiedy? 
- Mało ważne, ale to na prawdę niski sposób ściągania na siebie mojej uwagi  - zdecydowała. 
Jest w swoim mieszkaniu sama. 
Ona i jej myśli, jej uczucia i jej emocje no i trochę różnego rodzaju materializacji tych myśli czy wspomnień czy odbić od zaistniałej w przeszłości realności. 
Zdawała sobie sprawę z tego, że zakres mistrzostwa potrzebny na zamianę herbat, czyli  w dziedzinie ingerowania w sprawy materii stałej, wychodzi daleko poza zakres jej umiejętności. 
Była jak każdy śmiertelnik zaledwie u progu świadomości tego co jest możliwe i jak te możliwości wcielać w życie. 
Taki detal, szczegół zaledwie i mąci  jej spokój  - złościła się na siebie. 
Ostatnim wysiłkiem woli postanowiła się skoncentrować na tym aby uniknąć przypadkowej kolizji myślowej, która mogła by przywołać postać Ema...Le... Che'za. 
Przecież nawet jeżeli sensacje realizacji jego oparów duchowych wisiały nad nią grubym zagrożeniem wpadnięcia w zastawioną pułapkę, to jej nastawienie świadomego odcięcia się od wykorzystania owych reminiscencji myślowych była bardzo już utrwaloną postawą. 
Oczywiście, że w chwili zaskoczenia łatwiej jej było skorzystać z ustalonej trasy przelotowej, gdzie istniały już wypracowane korytarze dla spotkania gotowych lub nieco przeobrażonych dotychczas używanych myślokształtów. 
Wiedziała jednak, że wszystko jest kwestią jej wyborów. 
Wybory są konsekwencją woli. 
Wola to nic innego jak wybór świadomego nastawienia. 
Oczywiście, że torowanie nowych ścieżek jest zazwyczaj procesem bardziej żmudnym niż korzystanie z już przetartych szlaków, ale za to jest to bardzo opłacalny proces kształtowania mięśni duchowych i doboru dogodnej skali światłocieni potrzebnego zakresu doświadczeń dla zaliczenia kolejnego stadium rozwoju.
- Najważniejsze jest zaliczenie kolejnych stopni. Kogo to obchodzi z jaką oceną? 
Najważniejsze, że przejdzie w zakres kolejnego progu - uspakajała się sama, bo to wszystko wciąż przerastało jej oswojenie się z nowym. 
Wiedziała, że czasami dla ułatwienia może po prostu zastosować metodę na skróty. 
To znaczy uświadomić sobie, że jest w danym momencie w punkcie wyjściowym myśli. Chce dotrzeć do tak lub inaczej wyglądającej, myśli, postawy,, uczucia. 
Złożyć świadome  zamówienie i zająć się inną sprawą. 
W całkowitym spokoju, relaksie i w przekonaniu o końcowym rezultacie czy postaci oczekiwanej emocji - poczekać na oczekiwany rezultat. 
Sztuczka polegała na tym aby zaprzestać wcinania swojego nosa w sprawy magii kosmicznej dziejącej się na jej korzyść. 
Po prostu zrelaksować się rozluźnić i uruchomić wiedzę na temat ostatecznego produktu i absolutne przekonanie, że pojawi się oczekiwany rezultat bez dopuszczenia wahania, rozmycia i innych zasadzek po ustawionych po drodze. 
Po prostu  k o n c e n t r a c j a. 
Klarowne skupienie uwagi na pożądanym aspekcie. 
Bardzo zdecydowana postawa, ale jak zwykle cicha i spokojna i absolutnie pewna. 
Tak bardzo pewna, że można ją zostawić w całkowitym zaufaniu.
- Jeżeli prześladuje mnie brak zaufania do własnego zaplecza sił nadprzyrodzonych - to brak mi wiary - dochodziła do aż nadto narzucających się i ostentacyjnych wniosków Cyntia. 
-Jeżeli brak mi  wiary to mogę pożegnać się z zamówioną świadomie postacią czy aspektem oczekiwanego menu - wyciągnęłą wniosek będący logiczną konsekwencją poprzednich przemyśleń. 

 Zazwyczaj koncentracja wychodziła mężczyznom łatwiej z powodów opisanych przez John'a Gray'a w "Kobietach z Wenus a mężczyznach z Marsa", ale można było ją ćwiczyć. 
A Cyntia była zdeterminowana aby ją stale ćwiczyć. 
To znaczy w/g potrzeb. 
Ale zdarzały się wciąż sytuacje, które potrafiły ja zaskoczyć; 
Nagle zmniejszony poziom cukru w naczyniu gdzie właśnie wsypała dwa kilo słodkiej trucizny, żeby było na zapas. Sublimacja proszku do prania. Po prostu cuda na kiju i zawsze drobne duperele przykuwające jej uwagę. 
- Dobrze, że drobrze - zdała sobie sprawę -  przecież chodzi o to, że trzeba przyjąć drobne i delikatne lekcje po co rozbuchane, rozbudowane  i grube oraz często za ciężkie?
Świat ducha każdego z nas jest wszystkim we wszystkim czyli nasza fizyczna demonstracja jest zaledwie niuansem całości ale świat ducha czyli pozaświadomej sfery nas samych jest za to znacznie bardziej subtelną i znikomą możliwością sygnalizacji, chyba, że konieczna jest coraz bardziej zagęszczona interwencja dla konieczności doświadczenia przez jakie zaprogramowaliśmy się przejść z jakiegoś powodu - relacjonowała sobie już od dawna znane teorie przejęta Cyntia. 
Jeżeli drobne uczknięcia losu zostaną poza ich odnotowaniem  to się wzmocnią i wówczas mamy do czynienia z większą pulą zadaniową w bliskiej przyszłosci. 
-Trzeba uporać się na poziomie drobnych dupereli czy pierdołek - instruowała siebie.
-Trzeba zrobić co konieczne aby można było się uporać z tego rodzaju mankamentami czy mącicielami jej spokoju na poziomie fizycznej materializacji o ile to konieczne - dorzucała. 

Cyntia postanowiła przeczekać dręczycielską politykę swojego byłego empirycznego, empatycznego i platonicznego kochanka. Zabiję go cierpliwością - orzekła. 
Albo ucieknę się do bardziej skutecznych metod - utwierdzała swoje zdecydowanie. 
Przecież szamani czy profesorowie psychologii też podrzucają pomosty w realiach, po których może się wspiąć tak abstrakcyjna i tak mało namacalna sprawa jak aspekt wiary. 
Zrobię czego będzie wymagała ode dana sytuacja - dodała aby wzmóc swoją determinację czyli przyspieszyć tempo realizacji oczekiwanego rezultatu. 

- Będę czekała aż Ema-le-chez wyczerpie zakres chęci zwrócenia na siebie mojej  uwagi.
Lub możliwe, że poczekam aż wyczerpią się moje podejrzenia co do jego udziału w tak mało szlachetnych przepychankach lub oferowanych mi kontrastach - deklarowała swoją bardziej dojrzałą postawę. 
Cyntia miała już kilka doświadczeń, które przećwiczyła i wiedziała, że technika jest bardzo opłacalną o ile z uporem się ją stosuje. 
Przećwiczyła to na ginących przysłowiowych skarpetkach.
 Ile razy sięgała po ubiór tyle razy w przygotowanym zestawie brakowało części., o których wiedziała, że powinny być w danym miejscu. Ze zdecydowaną konsekwencją trzymała się wersji, że jeżeli zaprzestanie posądzania osób, okoliczności lub duchów, które mogłyby ewentualnie być zamieszane w znikające przysłowiowe skarpetki, to podłączone myślokształty będą musiały poszukać sobie siedliska w nowym zagnieżdżeniu się z intencją czerpania energii z kogoś kto sobie na taką dywagację pozwoli. 
Ona była Panią i Bogiem swojego losu i ona stała na straży dotykających ją wersji wydarzeń i ona była całkowicie odpowiedzialna za swój los. Obojętnie czy kryła się za tym postać o materialnych gabarytach i wymiarach czy też była to jej własna wyobraźnia w rozdmuchanym wydaniu. 

A jak już to wszystko będzie miała z głowy to będzie musiała się zastanowić co dalej. 
Właściwie to  czeka ją zakup wibratora -  pomyślała przytomnie. 
Leo się rozpuścił na jej wyraźne żądanie. 
Możliwości poznawania innych facetów się bała wyraźnie i to właśnie przez Leo - uznała z przekonaniem, bo taka postawa na chwilę przyniosła jej ulgę i przekierowała nadmierne obciążenie siebie samej w danym momencie a w międzyczasie poszuka możliwości zrozumienia całego wydarzenia na bardziej dogodnej dla siebie płaszczyźnie - doszła do wniosku. 
Już wiedziała jaki to będzie wniosek. 
W wyniku wzięcia całkowitej odpowiedzialności za własny los przestanie się bać mężczyzn i tafi na tego, który będzie tam gdzie ona podąża, będzie na nią przygotowany. 
Wszystkie inne postaci z jej otoczenia są poza obrębem jej uwagi jeśli chodzi o cielesno - duchową unię... 
Na ostatnim spotkaniu zmówiła się z dziewczynami i chcą razem zaaranżować wyprawę do sklepu z akcesoriami kontrolowanej przyjemności. 
Zuzia i Mona i Bogna chcą się z umówić na wyprawę do sex przybytku z zabawkami dla dorosłych, więc może skorzysta - dumała. 
Kachna, podobno już jest w tych sprawach oblatana więc razem jakoś sobie poradzą - zdecydowała. 
Trzeba w końcu zobaczyć jak takie sklepy wyglądają od środka to może kiedyś posłużą jej możliwością wykorzystania...
- No właśnie - dotarło do niej  - musi, koniecznie musi zamieścić opis sklepu z akcesoriami i przyborami sfery rozrywkowo - sensualno - drapieżnej, bo to na prawdę następny aspekt pogłębionego dociekania czy docierania w sfery przyjemności. 
To jest doskonały pretekst aby rozprawić się z wszechobecną pruderią, funkcjonującym aspektem kołtunerii nawet w najbardziej uduchowionych środowiskach.
- Ale zapowiada się jatka - cieszyła się szczerze. Przecież wyprowadzić na światło to co zalega na dnie prawdopodobnie wciąż w większości społeczeństwa... 
Będzie okazja do zamieszczenia  opowieści o karmie pokutującego wcielenia kurtyzany na dwóch różnych krańcach tej samej płaszczyzny - planowała rozochocona przynętą czy prospektem albo perspektywą napisania przypowieści...
Fajnie, że temat się sam  nawinął - uśmiechnęła się do możliwości podkreślenia tego czego Myszka uczyła ją od początku; "Wszystko co ludzkie jest wartością przeze mnie uznaną". 
Ludzie wciąż pomimo dwudziestego pierwszego stulecia maja podejście bardzo średniowieczne do podstawowego prawa danego każdemu człowiekowi. Każdy z nas rodzi się z instynktem wybierania łatwiejszych i przyjemiejszych oraz bardziej opłacalnych  rozwiązań, na tym polega ewolucja - dumała. 

Jedno z uniwersalnych praw człowieka polega na korzystaniu z prawa przyjemności rozłożonej na wszystkie zmysły w jakie został wyposażony gatunek ssaków zwanych w biologii homo sapiens zarówno w sferze intelektualnej, mentalnej, fizycznej, sensualnej oraz spirytualnej. 
Czym jest obowiązek rozwijania talentów? - jest świadomym nakazem korzystania z przyjemności wykorzystywania każdego talentu  w jaki zostaliśmy wyposażeni. 
Prawo korzystania z przyjemności jak wszystko co jest nam dostępne ma służyć naszemu rozwojowi. Prawo korzystania z przyjemności jest jednym z podstawowych praw rozwoju - powtórzyła dla pewności, że to do niej dotarło. 
(Wiadomo nauczyciel uczy tylko tego co sam chce sobie przyswoić nawet jeżeli uczniem jest on sam)

Cyntia poczuła, że zaakcentowała w wyjątkowo dosadny sposób teorię o jaką jej chodziło poprzez liczne powtórzenia  i już miała zakończyć pisany tekst gdy zdała sobie sprawę, że przed nią dynda kilka spraw pod sufitem pamięci. 
Jedno to przeprosić Monę za oszukaną herbatę. 
Co ona sobie mogła pomyśleć jak z pudełka z napisem El - gray wyciągnęła jakąś coś czego nazwę trudno wypowiedzieć a co dopiero zamieścić w postaci sklejonych w wyraz liter. 
Drugie to opisać przypowieść kurtyzany. 

Czyli tak: a może od razu historia? 

Otóż:

Były sobie na świecie dwie kobiety. 
Obie zajmowały się uprawianiem najstarszego zawodu świata w ramach zapewnienia sobie przetrawania w jak najlepszych warunkach i o jak najwyższym standardzie i stopie życiowej oraz jak najlepszej egzystencji. 
Obie o bardzo rozbudowanej sferze sensualno - odczuciowo - wrażliwościowej.  
Obie bardzo różne; 

Jedna smutna, zbita, zaszczuta, zmasakrowana i stale udręczona pomimo urody od dużego dzwonu, której się bała i trochę wstydziła a nawet krępowała. 
Posiadaczka super obfitej sylwetki w rodzaju rzadko spotykanego piękna, takiego jakiego można zasmakować na filmach Federico Fellini'ego. 

 Druga trochę nawet wulgarna w sposobie noszenia się typu wysokie obcasy w złym guście i bardzo kiczowaty zestaw bluzek  upszczonych cekinami i w ogóle obraz straszny ale bijący po oczach. 
Do tego wciąż zadowolona, szczęśliwa, kochana i kochająca, w całymi naręczami humoru i możliwością bezkonfliktowego dla siebie przejścia przez każde lasso losu. 
Co z tego, że chodziła za nią opinia wyuzdanego zestawu  w stylu kakofonii eklektycznej?
 Ona czuła się szczęśliwa i biła z niej energia spełniania się w życiu. 
Emanowała poczuciem zadowolenia i narzucała konieczność akceptacji siebie w każdych okolicznościach i kręgach.
 
Ta z pierwszego portretu pomykająca poboczami o szarych godzinach zmroku, zamknięta, nieszczęśliwa i stale podkreślająca jak jest bardzo nieszczęśliwa a tym samy blokująca wszelkie perspektywy szczęścia, umierająca z chęci stanięcia w świetle a wciąż nurzająca się w poniewierce sobie ufundowanej na zasadzie samoumartwienia i masochistycznej chęci robienia z siebie ofiary wtulała się w zakamarki ochrony siebie poprzez stałe nakręcanie poczucia winy, że niby to ją chroni. 
Ofiara może bez skrupułów zrzucać odpowiedzialność za swoją rzeczywistość na warunki otoczenia i szukać sprawiedliwości poza odpowiedzialnością za sytuację w jakiej się odnajduje...
  
Okazuje się, że obie były w najbliższym równoległym wcieleniu kurtyzanami jak zaznaczone zostało na początku opowiadania. 

Jedna z nich starała się bez zwracania uwagi na opinię zewnętrzną i postawy ogółu  ją sięgające wyciągnąć jak najwięcej przyjemności dla siebie i potencjalnych czy realnych klientów. 
Taka postawa przyciągnęła jej kilku stałych klientów kilku sponsorów a także dwóch bardzo zamożnych i dyskretnych oficjeli państwowych, z których czerpała w absolutnym komforcie. 
Żyła w coraz lepiej ustawionych warunkach materialnych jak i w komforcie stale podnoszącego się jej statusu społecznego w kręgach szemranej podziemnej komunikacji. 
To, że należała do marginesu społecznego obchodziło ją tyle co starty kurz z jej pięknego apartamentu w centrum metropolii handlowej. 
Apartament, jego wystrój jak cała jej garderoba była z puli tego samego gustu jakim posługiwała się obecnie, ponieważ sprawdził się dla niej w przeszłości do wybranego obrazu rzeczywistości.
 
Druga też korzystająca ze sprawdzonego zestawu ale dlatego, że sprawdził się w ciągle ćwiczonym braku czegokolwiek ale braku.
Otóż w jedności jaką jest uniewersalność nieskończoności bogactwo jest tak bogatym zestawem, że na prostej czy w puli bryły jaką jest zbiór bogactwa istnieje także jego brak. 
Tak więc jeżeli bogactwo jest możliwością zapewnienia sobie zadośćuczynienia swoim wymaganiom czy potrzebom w danym momencie, więc jeżeli naszą intencją jest zapewnienie sobie takiej formy bogactwa, w której cierpimy na brak bogatwa czyli na jedną z krańcowych jego przejawów przez stałą koncetrację na tego rodzaju aspekcie bogactwa to wówczas realizuje się ono poprzez brak wszelkich przejawów jego zaistnienia. 
PPP zapewnia nam coraz szybsze i łatwiejsze formy w obie strony; zarówno luksusu jak i stałego dyskomfortu nędzy i biedy. Podobno dwie wymienione na końcu to koleżanki po fachu, bo się przyciągają, niemal zawsze idą w parze.

  Tak więc w świetle powyższego wywodu druga z opisanych kobiet -  ta podziurawiona poza zakresem zlepienia w świetlistą całość; szara z dyskretnym demonstrowaniem dobrego gustu w poprzedniej równoległej wersji, stale spowita w rozpaczy za spotykający ją los ustawiała się do uprawiania najstarszego zawodu świata jak od przekleństwa.  
Starała się zamykać na klientów w pokrętnym przekonaniu, że oczyszcza tym swoje sumienie a tak na prawdę dociążała się jeszcze bardziej.
Konsekwencją było zamykanie się na każde doświadczenie  w celu przetrwania każdego następnego incydentu. 
Skutkiem tego trafiali się jej coraz gorsi z charakteru i coraz mniej zamożni klienci. 
Jedno wydarzenie było wiadomą konsekwencją drugiego. Wciąż sponiewierana i pozbawiona godności skutecznie blokowała to czego zarówno teraz jak i przedtem życzyła sobie najbardziej. Czym bardziej jednak skupiała swoją uwagę na tym jak bardzo jest jej źle w danej chwili tym bardziej popadała w konieczność ciągłych powtórek o różnym natężeniu i o różnej klasie. 
Czasami na chwilę poprawiał się jej los. Dla przykładu była przez moment zdolna zauważyć, że uniknęła śmierci z rąk przyciągniętego z trudem oprawcy. 
- Dobrze, że uszłam z życiem - powtarzała sobie i tym samym na chwilę czuła się lepiej w przyjętej chwilowo postawie wdzięczności. Tak więc spotykała trochę lepszego klienta ale zaraz koncentrowała się na tym jakiej rangi w społecznym a przez nią zaadaptowanym odczuciu, zajęcia się ima dla przetrwania i zorganizowania zaplecza koniecznego dla zagwarantowania przetrwania i natychmiast przez brak zadowolenia przyciągała możliwość dostrzeżenia strasznych po prostu detali w warunkach pracy, wyglądu klientów i znów uruchamiała kulę śniegową staczaną z urwiska w odwrotną stronę niż było to jej założeniem. 
Ta pierwsza szła przez kolejne wcielenia z rosnącą pulą poczucia szczęścia, ta druga z minimalną możliwością korzystania z bogactwa jakie udostępniało jej życie. 
Co z tego wynika? 
To że uświadomienie procesów jakie kierują machiną szczęścia jest bardziej potrzebne tej smutnej. 
To ta smutna wnosi większy a może tylko bardziej wyrafinowany dorobek dla odbijania się od dna i podążaniu w coraz lepszą przyszłość dla przyszłych pokoleń. Z tym że ta zadowolona z życia gwarantuje to samo tylko przez sam fakt istnienia, zarażanie innych infekcyjnie rozpościeranego zapotrzebowania na coraz wyższe pułapy dobra i szczęścia. 

Cyntia zupełnie się zagubiła w tym jakie obie historie mają połączenie z wibratorem i ze sklepem do jakiego miała zamiar wybrać się w gronie przyjaciółek, ale była bardo zadowolona z ilości zapisanego miejsca. 
Jeżeli chodzi o jakość - to się doszlifuje później -  uznała. 
Przez niektóre fragmenty to nawet jej jest przebrnąć trudno w obecnej formie o co dopiero czytelnikowi. 
Zmieni się, kiedyś tam - zdecydowała z ufnością.  
Wytnie się większość i coś z tego będzie - pocieszała się bezwiednie.

Już słyszała kolejną naganę Beci; 
"...chodziła za nią opinia wyuzdanego zestawu  w stylu kakofonii eklektycznej ..." - Jolu toż to kolejny kwiatek, czy Ty na prawdę zdajesz sobie sprawę z tego co ty piszesz tym swoim połamanym piórem?
 
Becia, dzięki której przede wszystkim dzięki jej stałemu zaangażowaniu i naręczom dostarczanego dopingu powstaje ta książka była kolosalnym wsparciem dla Cyntii bez względu czy uda się zamysł zrobienia z powstającego brudnopisu wersji oficjalnej czy jest to kolejna z wielu prób Cyntii. 
Dla Beci  trzeba czasami wstawić kwiatka - po prostu robi się ciekawej - dzięki Beciuś, pozdrowienia i buziaki oraz cmoxy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz