piątek, 24 stycznia 2014

Metamorfozy

Wiedziała, że prawdopodobieństwo zabrania w swoją rzeczywistość wszystkich swoich bliskich jest mało możliwe. Najczęściej z góry mogła założyć kto ma naturalnie wbudowaną przestrzeń zgody na współuczestniczenie w jej matriksie, ale zdarzały się wyjątki. Byli tacy, dla których obserwowanie swojej koleżanki, przyjaciółki, sąsiadki w ramach  stawania się i rozszerzania zakresu egzystencji na różnych planach jednocześnie ze świadomą kontrolą owych stanów, było wyzwaniem u podstaw a co dopiero udostępnienie swojego udziału w absolutnie odjechanej wersji i możliwości zobaczenia siebie jako konkretnej cząstki, wybranej cząstki będącej spektaklem dziejącego się w danej chwili wydarzenia. Puszczenie siebie dla posmakowania rozkołysania się  bez granic, bez resorów, bez wyhamowania na zasadzie kontaktu z realnością a raczej zgody na zaistnienie jako cząstki wszystkiego we wszystkim było poza programem wielu z jej znajomych a właściwie większości. 
Warunkiem było korzystanie z wiary dla uzyskania spodziewanych efektów zamiast osiągania podobnie alternatywnego stanu zabajenia przez środki będące interwencją chemiczną; dla przykładu używki, holizmy czy wszystkie inne substancje odpowiedzialne za podnoszenie nastroju na wyrywki. 
Używki i inne substancje mniej lub bardziej subtelnej interwencji chwmicznej po chwilowych momentach całkowitego odużenia, wyzwolenia z lęków i ciężkich wibracji umożliwiających zderzenie czołowe z tym większą pustką poczucia bezsilności czy win z przeszłości i utraty gruntu pod nogam wracało po zaprzestaniu oddziaływania spożytej i obliczonej na jakiś czas sztucznie dozowanej ulgi. 
Są źródła twierdzące, że mimo wszystko organizm zapamiętuje doznania z lepszej gałęzi czy zakresu i powoli, powoli dąży do podobnego staniu poza okresami wspomagania, ale ryzyko jest takie, że świadomość celu korzystania z danego sposobu ułatwionego rozwoju musi być bardzo świadomnie podniesiona a wola oparcia się nadużywania "lekarstwa" czy ulepszacza rzeczywistości na prawdę klarowna w celu uniknięcia braku porozumienia czy niespodzianek losowych. 
Wiedziała, że informacje są podstawą zrozumienia świadomości i jej holograficznej natury, tego, że wszystko co jest makrokosmosem jest także mikrokosmosem w tym samym momencie. Patrząc w najmniejszą możliwą cząstkę rzeczywistości czy hologramu widzimy ogrom przestrzeni mega - kosmicznej. Nasz mózg jest przecież dokładną kopią kosmosu. 
Więc jeżeli uda jej się poszerzyć swoje horyzonty do całkowicie krystalicznej możliwości zobaczenia tego czym jest życie to zapewne uda jej się zrobić to z malutkim wycinkiem swoich znajomych. 
Cyntia uwielbiała absurdy, możliwość zobaczenia kilku pozornie sprzecznych ze sobą wartości w tym samym czasie i wzajemnie się nakładających  udostępnionych poprzez holograficzne jakości budowy wszystkiego we wszystkim przez wszystko, zapewniało jej poczucie bezpieczeństwa u podstaw,  możliwość dystansu do siebie. Narzucało odejście od zbytniej powagi i gwarantowało rozbawienie i refleksyjne podejście do realności w szeroko udostępnionych i otwartych ramach gotowości na przygodę życia  wypełnionego  dobrostanem w swojej  zasadniczej konstrukcji. 
Kwestia braku łączności pomiędzy przeszłością i przyszłością istnienie tylko w teraźniejszej chwili, w której zawsze od zupełnego początku możemy siebie zaprogramować i stworzyć była dla niej absolutnie fantastyczną szansą i okazją do ćwiczeń polegających na przekraczaniu  możliwości adaptacyjnych. 
Dla poczucia ciągłości mieszczenia się (wciąż) w granicach własnej tożsamości musiała zdecydować, które elementy jej konstrukcji charakterologicznej akceptuje na tyle aby nadal je uznawać za "siebie" a które chce zmienić i na jaki zakres zmian chce sobie pozwolić aby jej poczucie łączności ze sobą nadal było prekursorską jakością jej egzystencji. 
Oczywiście była świeżym adeptem swoich poczynań czy doświadczeń dlatego zdarzało jej się "lądowanie płaskie" jak to dla siebie określała. Najłatwiej wchodziła po drabinie wysokiego wibrowania i doskonałego nastroju na zasadzie kontaktu z naturą, najtrudniejsze okazały się kontakty z uczestnikami jej losu wchodzącymi w najbliższe skoligacenia, tak jak dla przykładu bezpośredni członkowie najbliższej rodziny czy przyjaciół. Ostatnio i na tym polu zaczęła odnosić pierwsze sukcesy i okazało się to łatwiejsze niż siebie mogła o to posądzać. 
Z wielkim sukcesem zdołała przenieść swoje oczekiwania względem relacji dotyczących Micha i poczuła się wolna a może bardziej wyzwolona  od siebie w postaci, w której na prawdę w bardzo małym stopniu sobie odpowiadała o ile w ogóle. Doszła do takiej skrajności, w której zastanawiała się jak się pozbyć jednego z głównych bohaterów jej opowiadania dla potrzeb dalszej treści. 
W popularnych serialach i odcinkach soap opery z tego co pamiętała - mało wygodne charaktery po prostu się uśmiercało. Ale ponieważ jej powieść miała charakter pamiętnika, którego on - Micho był bieżącym czytelnikiem więc powstawał problem poinformowania zainteresowanej swoimi losami postaci o decyzji autorki. Myślała o tym pół dnia wczoraj i chciała myśleć dzisiaj do rana, żeby coś wymyślić. Doszła do wniosku, że w dobie internetu to jest na prawdę trudne zadanie. Uśmiercenie ze względów humanitarnych po prostu było opcją poza możliwością przyjęcia. 
Zastanawiała się nad wysłaniem go na delegację ale nawet Wybrzeże Kości Słoniowej czy Zimbabwe ma zapewniony dostęp do internetu. Ubranie go w kostium astronoma i wysłanie na księżyc lub podróż kosmiczną dla zbadania istniejących form życia było kuszącą propozycją ale przecież wówczas internet byłby przede wszystkim dostępny i ułatwiony. 
Po przebudzeniu przyszła jej do głowy zbawienna myśl, że może dobrze byłoby wysłać go do jakiegoś zadupia w Polsce, bo z tego co wie z retrospekcji, to jeden z jej kumpli wyjechał gdzieś do pracy, gdzie na prawdę musiał się dobrze nagimnastykować w celu sprawdzenia informacji przez nią przesyłanych i w końcu kontakt uległ całkowitej dystrakcji. Już się ucieszyła, że znalazła rozwiązanie pasujące do jej stanu wzmagania się z problemem. Otworzyła kompa z całkowitą determinacją rozprawienia się z mało wygodnym aspektem swojej realności i wówczas wyskoczyła jej poczta ze zdjęciami od Micha z Paryża.
 Poza wielkomiejską falą jaka ją zalała z fotek i lekkiego ukłucia zazdrości, zdała sobie sprawę patrząc na podobizny swojego przyjaciela jak bardzo jest bezbronny i że jest przeciwieństwem Niedźwiedzia, z którym się identyfikuje dla dodania sobie animuszu. Zrobiło jej się żal tego co jego postać pomimo bardzo trywialnego traktowania jej tekstów może wnieść w dalszy ciąg opowiadania i postanowiła go zostawić na rubieżach swojej rzeczywistości. 
-Jest mało groźny - usprawiedliwiała się wobec siebie kreując w tym momencie następną dostępną wersje swojej teraźniejszości.
 - Dam sobie z nim radę -  zdecydowała - szczególnie teraz gdy jest wyposażona w całe naręcza rozpracowania własnego losu od strony całkowicie teoretycznej z pewnymi osiągnięciami w zakresie praktyki. 
Po prostu musi być bardziej szczera w stosunku do jego patrzenia na świat od strony bardzo ale to bardzo zasadniczej, z dominacją otwarcia na materialność, praktyczność, trzeźwość myślenia i pragmatyczne podejście do istnienia jako podstawy koniecznej w czym ma rację, bo we wszystkim ma rację, tylko tak bardzo wykutą i wyrezaną u samej bazy wszystkiego  i wycinającej wszelkie rozbudowanie duchowe, że po prostu niwelującej kontakt z nią w rejonach, które umożliwiają porozumienie czy złapanie się w zaświatach dla możliwości wspólnego przefrunięcia na odcinkach koniecznych dla połączenia dwóch dusz. Łapanie się u podstaw już przerabiała i była to perspektywa z góry skazana w jej wypadku na minimalną szansę powodzenia.  Chciał żyć w wyznaczonych sobie ramach bardzo twardej logiki i niech sobie żyje jak mu się podoba, bo jej Cyntii jest to całkowicie obojętne co on ze sobą robi i jak. 

Nadal była urzeczona tym w jak łatwy sposób sobie poradziła z całą sytuacją Micha, a zajęło jej to kilka momentów przeskoczenia z jednego na drugi dostępny jej wymiar wszechrzeczy w dostępności wszechświatów we wszechwymiarach. 
I pomyśleć, że Micho poradziłby sobie z podobnym zakresem wyzwań u samej podstawy podczas gdy ona potrzebowała skrzydeł, że przefrunąć ponad zagrożeniem spreparowanym na użytek doświadczenia siebie w różnej postaci. Póki co to poradzenie sobie z aspektem czy rozdziałem pt "Micho" należało do sytuacji wyjątkowych lub może nielicznych doświadczeń, a którymi umiała sobie poradzić dzięki wsparcia wiedzy do jakiej mogła się odwołać.  Miała jednak nadzieję, że uda jej się przenieść ze sobą w lepsze wymiary przeżywania otoczenia w coraz szerszych horyzontach czasowo - realnych. 
Wszystko polega na tym, że każdy z nas może wybrać, w którą wersję siebie w danym momencie wdraża w poczucie swojej tożsamości na zasadzie wiary a nawet rozpoznania siebie jako wiedzy o najlepszej możliwej wersji czy opcji siebie na daną okazję czy okoliczność czyli trzeba po prostu zaakceptować i uwierzyć w siebie  jako swoją tożsamość i na wybranym odcinku przeżywania danego doświadczenia dla osobistej satysfakcji czy potrzeb przejścia dla przykładu ponad stresującą sytuacją jako cześć całości przemieszczającej się w siatce możliwości dostępnych na daną okazję. 
-Jak to się wszystko zaczęło - zaczarowany świat Cyntii? 
Otóż zaczęło się to od początku. 
Z fragmentów, które wyznaczyły jej ostatnie możliwości w zakresie odczuwania rzeczywistości należy przytoczyć kilka przykładów na drodze zdobywania doświadczeń dla ustalenia ciągłości. 
Jednym z pierwszych doświadczeń tego typu było przeniknięcie swojego stanu fizyczności i zwartości materialnie namacalnej z kwiatem a dokładniej z jasno błekitnym irysem królewskim. 
Była wówczas świeża w świecie ludzi o ponadnaturalnych możliwościach, lub raczej w odnalezieniu się w grupie ludzi o podobnej konstrukcji i jej przyspieszony rozwój w tym kierunku bawił ją, zadziwiał, onieśmielał a jednocześnie bardo pociągał. 
Czasami na dłuższe okresy wycofywała się w rejony ogólnie przyjętej normy dla konieczności odpoczynku od zbyt dojmujących czy wręcz przerażających  przemian na jej własnym terenie. Potrzebowała czasu na ich zaakceptowanie i przetrawienie a może nawet na zapomnienie pewnych wydarzeń, gdyż wybiegały one poza zakres jej pojmowania możliwości udostępniony dla norm egzystencjalnych uznanych przez ogół świadomości społecznej. 

A jak było z historią Irysa?

Otóż Cyntia pamięta siebie siedzącą pod orzechem prawdopodobnie późną wiosną. Było nad wyraz przyjemnie i wprost roztapiała się nad urokami życia i możliwością rozkoszowania się zapachem liści orzecha, ciepłem lekkich liźnięć wiatru i potęgą życia demonstrowaną dookoła a szczególnie orzecha, który ofiarował zauroczenie niesamowicie szybką i dominującą ekspansją przestrzenną w jaką jest wyposażony. Była wdzięczna za zwartość cienia, którą gwarantował ogrom i zakres jego kopulastej korony ponad kamienną ławeczką, która sama tu zbudowała. Oczywiście siedziała na poduszce, bo kamienie umożliwiają małą możliwość posiadówek  w klimacie jaki gwarantuje szerokość geograficzna, na której rozegrała się akcja rodem z baśni. 
Cyntia zastanawiała się jak to jest, że w kulturach wschodu ludzie wiedzą o tym, że są częścią a raczej składową  przyrody i to głęboko odczuwają. Siedziała tak zatopiona w pięknie, w leniwie przetaczającym się dniu, w brzęku okazjonalnej pszczoły w pocie czoła pracującej nad pękami kwiatów widocznymi z jej wybranego stanowiska obserwacyjnego. Ładunek przyjemnych wrażeń po prostu ją powalał i powodował, że jej oddech stawał się bardzo płytki i lekki i mało wyczuwalny zaledwie muskała nim swoje jestestwo od czasu do czasu zaczerpując głęboko satysfakcjonującego napełnienia całej zawartości płuc powietrzem przepełnionym ciepłem i orgią unoszącej się mieszanki zapachów szczególnie aktywną nad ranem i z wieczora, a wieczór zbliżał się do niej w astronomicznym tempie. Zapomniała bowiem o czasie tak jakby zupełnie znikł dla potrzeb jej trwania w pięknie. Gdzieś na obrzeżach dopuszczalnego rejestru dziania się zdarzenia zdawała sobie sprawę, że jest cząstką całości i że bez jej udziału w akcji obrazek pod orzechem byłby inną relacją trwania niż wzbogacony o jej spostrzeganie i podkreślanie przez to luksusu trwania w rozciągniętej chwili. Zastanawiała się czy to jest stan poczucia się cząstką całości, czy jest coś bardziej dosłownego w możliwości odczucia się jako fragmentu przyrody, czy jest możliwe wyjście poza zakres obserwatora. I wówczas stało się. 
A raczej zadziało się to co wówczas było pierwszym o tej skali pojedynczym cudem. 
- Niby byłam tu i tam przygotowywana, namaszczana do odebrania podobnego stanu lub błogosławieństwa ale żeby aż tak? - dziwiła się na długo po zajściu z Irysem w roli głównej zawsze ilekroć trafiała na ślad zaistnienia opisanego poniżej doświadczenia. 
Opisanie tego jest wyzwaniem ponieważ pisząc wciąż jesteśmy na zewnątrz sytuacji a ona - Cyntia -  znalazła się wewnątrz spektaklu bez możliwości odniesienia do siebie jako kogoś z zewnątrz, jako osobno istniejącej masy czy stanu posiadania świadomości rozłącznej od całości. 
Patrzyła na kwiat błękitnego irysa królewskiego, na jego kruchość i cud istnienia i... znikła a raczej stała się częścią piękna czy istnienia czy stanu przenikania się. Po prostu doświadczyła momentu poza stałą skalą możliwyści obserwacji przyznaną istnieniu człowieka a stała się aspektem pomiędzy klatkami rejestracji osobno egzystujących całości. Był to moment doświadczenia świadomości wszech rzeczy, o którym wiedziała intuicyjnie ale wciąż tylko teoretycznie. Lawina pełni odczuć była takim ogromem błogostanu i piękna, tak mało znanych odczuć, takiego zakresu uniesienia, że opanował ją ból istnienia w każdej komórce w najwyższym zatopieniu granic pomiędzy istnieniem bólu i wszystkiego co może być pozytywnym poczuciem namaszczenia błogostanem. Łzy zalewały ją strumieniami jakich określenie przekracza możliwość opisu, to po prostu były potoki wody zatapiające ją zarówno w materialnych jak i metafizycznych odniesieniach. Znikła jako powłoka fizyczności była całością, świętem trwania i egzystencji ponad możliwością objęcia czy wyrażenia w normalnym zakresie nawet chwilowego zapomnienia się siebie. Cały czas zdawała sobie sprawę, że oto przenika się z kwiatem i tylko z nim a co byłoby gdyby wzięła udział w udostępnionym jej zakresie doświadczenia  wszystkiego we wszystkim przez wszystko oscylowała gdzieś zagubiona myśl pełna przerażenia. 
- Co byłoby gdyby było tych elementów skoncentrowania się jej jaźni więcej? - myślała jakby poza swoją możliwości komprehencji czy percepcji samej siebie. 
 - Z pewnością skala odczuć spowodowałaby jej zniknięcie i bezforemność trwania - dumała mimo bezwzględnej bezwładności odczucia siebie, poza sobą ale za to bardzo przestrzennie poprzez świadomość ale bez jej udziału.  
Ona już umarła od piękna zawartego w jednym kwiatku  w bezgranicznie przyjemny sposób a co dopiero w szerszym spektrum odczuwania. 
Pomimo absolutnego stanu najwyższej możliwej przyjemności jakiej w życiu doświadczyła, bo nawet najpiękniejsze z najpiękniejszych orgazmów w unii z ukochanym człowiekiem powodowały tylko szloch i czasami trudny do poskromnienia dławiących łkań - stan wstrząsu to jednak ten moment był ponad skalę jej dotychczasowego stanu transformacji czy transcendencji zjednoczenia się wszystkiego we wszystkim ujawniony jej tylko poprzez zakres obcowania z małym irysem, a gdzie multi mega kosmosy w wersji mikro i makro posiadania ich w sobie samej?, więc pomimo najwyższego zaznanego przez nią rzędu udostępnionej jej przyjemności, chciała jak najszybciej zrezygnować z odczuć jej udostępnionych w opisywanym momencie, bo przekraczały one jej gabaryty możliwości trwania w stanie podobnego zakresu doznań. Trudno to wyjaśnić, ale po prostu do takiego zakresu trzeba się przyzwyczaić i przygotować i zebrać na to potrzebny zakres wytrwałości tak samo jak na rejestrację fizycznego bólu.

 Zdarzyło jej się hamować przeżycia związane z orgazmami na użytek więzi, w której partner był zbyt przyziemnie zorientowany i miernie przygotowany prawdopodobnie przez popularne filmy porno lub czasopisma propagujące naukę przeżyć seksualnych w zakresie podstawowym i za mało rozwarty psychicznie na zakres jej przeżywania wrażeń i tym razem była to podobna reakcja z tym, że  tym razem rezygnacja z ozującej amplitudy pozytywnych doznań była koniecznością w imię jej przetrwania w znanych jej ramach jaźni, tożsamości i określenia siebie jako odrębnego stanu doświadczania. 
Jeżeli chodzi o jej zakres esecjonalnego trzymania się ram świadomości w wydaniu przygięcia się do potrzeb partnera, to poświęcenie i rezygnacja z siebie była dość dojmująca a facet po prostu był poza świadomością faktu, tak samo jak i ona sama wówczas, że zakres jej udostępnionych przeżyć sensualnych jest opisany w najwyższych poziomach przeżywania karma sutry mistrzów w sztuce zadawania sobie przyjemności i możliwości konsumpcyjnych takiego stanu możliwości wyjścia poza siebie w unii wspólnego odczuwania się każde w sobie osobno ale a konto wspólnego bytu ukształtowanego ze współudziału obojga zjednoczonych w unii uniesienia jedności ponadcielesnej gamy przeżyć.
 Do czasu udostępnienia sobie otwartości potrzebnej na odczucie unii z błękitnym irysem królewskim tylko pamięć o tamtych stanach orgazmicznych była najbliższa zakresu opisanych doznań ale daleko poza możliwością porównawczą. 
Było jeszcze kilka przykładów o innym odcieniu możliwości odczucia siebie jako części wszechwiedzącej i wszechistniejącej inteligencji i możliwości dostępu do korytarzy kanalizacji owych przeżyć i każde o bardzo różnym zakresie spektakularności przeniknięcia całości jako wymieszana z nią swojego świadomego współudziału, ale dla potrzeb toczącej się akcji w powieści  owe przykłady mogłyby zaburzyć konkretne zaaplikowanie siebie w skondensowanej formie  koncentracji na wysiłku przejścia ponad mało dogodną, stworzoną na potrzeby nauki sytuacją. 
Cyntia już wie, że bez zależności jaką rozwartość gotowości na doświadczanie siebie wybierze, (bo życie - każda jego forma jest skazana na rozwój), natomiast każde z nas wybiera co minimalny ułamek sekundy rzeczywistość do jakiej powraca przez ogólne nastawienie czy jest to podnoszenie czy zniżkowanie ciągłości naszych doznań, więc bez zależności zaszeregowania siebie w określonych rejonach odczuć, to zawsze będzie się uczyła. Może to być proces bardziej lub mniej przyjemny i  to w jakiej formie i na jakim zakresie rejestracji doznań wybierze odbieranie lekcji jest  zależne od niej samej. I to jest sedno jej nauki na teraz. Ciągłe próbowanie granic na jakie już jest w danej chwili przygotowana  i znalezienie możliwości oparcia w  dostosowaniu się do ich zakresu czy odkrycie nowych wciąż bardzo mało ugruntowanych obszarów i bardzo łatwo zaprzepaszczanych doświadczeń stawia każdego  z nas w przygodzie życia albo w oczekiwaniu na najlepszą możliwą wersję lub niczym głuchego  ślepieca pozbawionego możliwości korzystania z każdego ze zmysłów w zupełnie nowym otoczeniu. 
Powoli, maleńkimi kroczkami i co jakiś czas uzyskując potwierdzenie przerobionych teoretycznie wniosków własnych, aplikowanych na zasadzie dostosowywania w małym zakresie uświadomionych możliwości Cyntia uzyskuje potwierdzenie swojej potęgi w jaką jest wyposażona każda forma życia czy istnienia. 
Rozwiazanie mało zachęcającej dla niej sytuacji z Michem jest właśnie polem jej własnego pokonania siebie w bardzo zaskakujący, przyjemny i szybki sposób. 
Ponadto Cyntia podejrzewała już od jakiegoś czasu, że wszystkie nagrody i gratyfikacje jakich doznaje po wykonaniu wyznaczonego sobie zadania są jej przez siebie samą wyznaczone i przygotowane zawczasu dla zachęty podejmowania się przebudowy własnej dla udokumentowania prawdy czy uczestnictwa w doświadczeniu jakiego deklarowała się podjąć już u progu wchodzenia w życie płodowe, czy gdzieś po drodze między kształtowaniem się jej księgi życia do przerobienia w zakresie odrębności fizyczno - materialnej w celu doświadczenia przeżyć w metafizycznej i spirytualnej postaci. Tylko jeżeli kroniki Akashi na prawdę istnieją to czy i w jakim zakresie miała wpływ na wybór czegokolwiek i na ile wszystko jest z góry ustalonym zakresem jej realizacji siebie w ramach jej świadomego przeżywania siebie? 
- A pies to wszystko drapał! - zdecydowała autorka tekstu. 
- Przecież muszę jeszcze opisać sprawę Cyntii z Michem - pomyślała - tego jak doszła do uwolnienia się od obsesyjnego skoncentrowania na aspekcie posiadania doświadczenia, które było poza jej zasięgiem... 
To jest też jedna z jej nauk; rozdzielenie i uświadomienie sobie konkretnych granic, które dotyczą tylko i wyłącznie jej życia i jej doświadczeń i jak daleko do jakiego punktu te granice są jej własnymi i kiedy się mogą a nawet powinny zacierać a nawet kiedy staje się to koniecznością na użytek każdej unii, nawet tej w czasie przypadkowej rozmowy na przystanku autobusowym. 
Granice się mogą zacierać tylko za przyzwoleniem ich udostępnienia wspólnej kokreacji z wybranym aspektem danej  osoby.
W czasie fazy przerabiania teologii różnych religii Cyntia zastanawiała się dla przykładu nad zdaniem mówiącym o tym, że należy poskromić rozlewanie swoich wód na cudzych polach. Całkowite zrozumienie znaczenia tej przenośni jak każdej innej dotyczy intymnej interpretacji na podstawie faktów zaistniałych na przestrzeni życia czy historii życia każdego z nas. 
Ostatnio Cyntia zaczęła traktować każdą niewygodną sytuację czy niedogodność jako szansę dla ćwiczenia nowo kształtowanych mięśni na użytek jej dorastania czy stawania się lepszą i pożądaną wersją siebie.
Po metody, sposoby, techniki, narzędzia sięgała do niedawna wszędzie gdzie zawiodły ją jej ścieżki. Ostatnio jednak korzysta z coraz bardziej zacieśnionych, odcedzonych i przefiltrowanych pomocy a najchętniej ucieka się lub odnosi do własnych doświadczeń z podobnym a często ze skrajnie różnego środowiska czy poziomu a nawet terenu doświadczania. 
Sytuacja z Michem zaczęła ją samą złościć, bo czym bardziej chciała się od niej uwolnić tym bardziej łapała się na mało chcianym aspekcie swoich doświadczeń i na nich się koncentrowała i co jest logicznym następstwem tym bardziej prowokowała jej zaistnienie w swoich myślach i była ofiarą swojego własnego powtarzanego w kółko braku uwolnienia się. 
Aż zdarzył się spacer.
Ostatnio wszystkie spacery czy po prostu powolne piesze przemieszczanie się na drodze do celu, służą  jej -  tak samo jak każda okazja  przebywania z naturą -  do realizowania nowego zakresu doświadczeń. Jest to kolejna szansa do umacniania się Cyntii w zakresie potwierdzania jej twórczego zakresu sprawdzalnych czy potwierdzalnych możliwości realizowania siebie poprzez tworzenie realności w udostępnianym sobie zakresie. 
Wyszła właśnie na polną ścieżkę za Doliną siedmiu stawów. Jest tam rozległy ugór po szeregu ogrodach już wykupiony przez konkretnego inwestora ale oczekujący na zagospodarowanie według już istniejących planów. Wiadomo - czynnik kasy. 
Na tym właśnie rozległym placu cały rok jest oaza wśród kamiennych pustyni chodników i asfaltowych jezdni. Plac jest porośnięty dziką mało okiełzaną przyrodą z całym zakresem oferowanego piękna w czystej postaci. 
Spojrzała ponad chaszcze i chwasty, krzaki i zarośla czasami tak wysokie jak ona sama po obu stronach wijącej się ścieżki szukającej podobnych poziomów w terenie i trafiła na niebieską niebiańskość nieba. Na niebie płynęło w sznurku sześć zupełnie podobnych chmurek jedna za drugą podzielonych w grupy po trzy a nad każdą grupą wisiała nieco ponad nimi i nieco z tyłu podstawowa ale mniejsza chmurka dalej była przerwa i całość się powtarzała w identycznym porządku. Cyntia wybuchła śmiechem bezgłośnym w hamowanej obawie, że ktoś jednak tak jak ona może szukać wyjścia poprzez tę samą drogę, ten sam naturalnie wykreowany labirynt tylko w odwrotnym kierunku i może usłyszeć a nawet zobaczyć, że ona się śmieje jak głupi do sera czyli do siebie samej. 
Otóż, zobaczyła konfigurację chmurek i od razu zdała sobie sprawę, że są całkowicie zbieżne z potokiem jej zatopienia się w myślach o powtarzalności tych samych doświadczeń podłączonych grupy z jednego zakresu przetwarzania rzeczywistości i braku możliwości wyjścia poza własne doświadczenia aż do momentu uświadomienia sobie podobnych ciągów i w następstwie nastawienia na konieczność zmiany. 
- Ale zwały ... - usłyszała swój zdziwiony głos. 
- Przecież to jest poza możliwością uwierzenia przez nią samą a co dopiero przez kogoś komu chciałaby zdać relację z doświadczonego właśnie procesu. 
Jest tylko jedna osoba w jej otoczeniu, która by uwierzyła i całkowicie zaakceptowała prawdomówność i stu procentową wiarygodność Cyntii w opisywanych przeżyciach - Rażka. 
Ale Rażka oddelegowała się do swoich własnych zakresów wędrówek po własnych kosmosach i odlotach tak jak ona tylko bardziej po swojemu po prostu inaczej... - pomyślała Cyntia z żalem. 
... - No może część jej psiapsiółek - powiedziała z wahaniem...
  Utrata Rażki jako współpartnera w zakresach intymności przeżyć o religijnych lub może bardziej adekwatne byłoby twierdzenie o duchowych lub spirytualnych podstawach, podstawach zatopionych w głębokiej kontemplacji wiary w  abstrakcyjnej formie, bez zależności jakie gwarantuje zinstycjonalizowana forma religijna popularna w kraju, w którym osiadła w wyniku repatriacji,  była dla Cyntii czasem ich wspólnego zbliżenia w latach nastoletnich a teraz nadal odczuwalną pomimo że wygojoną szramą. Raczej na zasadzie wspomnienia o rozczarowaniu jakiego doznała niż w tej chwili odczuwanej straty. 
Odejście Rażki na samodzielny zakres poszukiwań była dla Cyntii - pomocą na drodze samodzielnego przedzierania się przez gąszcze losów własnych. Rażka zrezygnowała z propozycji współuczestnictwa w mało używanej drodze Cyntii. Jej starsza o rok siostra poszła szlakiem szeroko wydeptanym tylko pobocznym i nieco mniej wygodnym a przez to ciekawszym, ofiarującym więcej detali i szczegółów. Cyntia na chwilę znalazła towarzysza w ojcu swoich dzieci, to znaczy na dekadę z kawałkiem (co jest i tak dużym osiągnięciem, które wielu ominęło w ich osobistym życiu)
On także odszedł w zakres własnych doświadczeń i właściwie do czasu przeczytania "Rozmów z Bogiem" (Convesatins with God) Donald'a Walsch'a  wydawało się jej, że jest jedyną osobą myślącą w dla siebie odkryty sposób. Na prawdę była bardzo ale to bardzo samotna, szła w pojedynkę. Tu i tam pojawiały się jakieś postaci wolno (w znaczeniu swobody) myślących osób ale każda z nich przedstawiała alternatywną wersję, od tej którą wypracowała Cyntia. 
Nad trzema tomami wspomnianej lektury Cyntia płakała rzewnymi łzami z doznanej ulgi. Okazało się, że autor "Rozmów z Bogiem" myśli tak samo jak ona kropka w kropkę jakby z niej żywcem zżynał. Mamy jedną duszę dumała zatopiona w topnięjącym poczuciu osamotnienia w przedzieraniu się do światła. 
A teraz dochodziła do coraz większej rzeszy myślących, ba doświadczających podobnie. 
To było jedno święto.
 A drugie?
Drugie; to prawie codziennie powiększający się zbiór doświadczeń dokumentujących i potwierdzających jej zakres doświadczeń, który był udziałem wielu. Co prawda wciąż to była grupa wiodącej krawędzi świadomości ale jednak należała do jakiegoś zbioru konkretnych ludzi o podobnym zakresie przeżywania i fabrykowania "farmazonów". 
- Co ciekawe u szczytu każdej racji zawsze spotyka się więcej mężczyzn niż kobiet - dedukowała obserwując jednocześnie co dzieje się z jej obłokami i jak ona się dostosowują do potoku jej myśli... 
Większość drzew straciła już liście i przygotowywała się na dramatyzm nadchodzącej zmiany aury. Ale oto tu i tam stały drzewa ubrane jeszcze całkowicie w kropki lub w cętki lub w całościowo wciąż zachowane szaty bogatej korony tylko w złotych kolorach.  - Szczególnie fantastycznie prezentują  się brzozy w złocie i z białymi pniami - orzekła na zasadzie przyzwyczajenia zdawania sobie relacji z konkretnych obrazków robiących ponad oczekiwane wrażenie. 
Od czasu opisanego wcześniej doświadczenia z niebieskim irysem królewskim Cyntia szukała w sobie namiastki tego lub podobnych dziur w sobie na zaistnienie i przeżycie podobnego kanału z pominięciem siebie w zamian za absolutne rozwarcie na doświadczania przyjemności.  
Brzozą w złotej pełnej szacie była oczarowana ale tak normalnie jak to bywa, gdy coś się podoba na tyle, że chciałoby się sięgnąć za aparat fotograficzny lub pędzel. Ale Cyntia szukała własnej gamy rozdarcia się wewnętrznego na dialog, na porozumienie z zastanym pięknem na przeżycie unii i przenikania się ze świadomością piękna. 
I gdy tak szła na piękny ale wciąż martwy dla możliwej dla niej skali odczuć śliczny obrazek - drzewo ożyło nagle. 
Wszystkie drobne w złocie umoczone listki zaczęły drżeć w coraz szybszym rytmie wprawiając zdawać by się mogło cały krajobraz w dynamizm chęci zaprezentowaniu najwyższej skali swojej urody zatopionej w dźwięku głośniej nadanym niż to byłoby przyzwoite, tak jakby na gałęziach wśród liści schowało pojedyncze instrumenty, ba całą orkiestrę symfoniczną tylko piano, albo lekko tylko forte w zaznaczonych strategicznych momentach. 
 I stało się. 
 Cyntia znikła na moment. Szła i wciąż obserwowała zjawisko rozgrywające się dla niej właśnie w jej odczuciu w odpowiedzi na jej oczekiwania. 
Zaczęła się śmiać uszczęśliwiona i wówczas wyrosła przed nią zdziwiona twarz i postać kobiety, która po prostu oniemiała z okazji spotkania wariatki albo zupełnie pojechanej wariatki. Z oburzonego wzroku tamtej Cyntia odczytała, że obraża jej zmysł przynależnego szacunku dla każdego użytkownika alei parkowych w naruszający podstawy przyzwoitego zachowania się w miejscach publicznych. 
Powiedziała do przypadkowego świadka swoich radosnych z poza realnych rejestracji uniesień; - Dzień dobry - bo co jej pozostało? 
Potem jeszcze przyjaźnie pomachała jej dłonią, ale tamta tylko coś fuknęła pod nosem i odwróciwszy się bardziej niż energicznie i z ostentacyjną dezaprobatą pomaszerowała przed siebie w swój zakres przeżywanej normy. 
W Cyntii na chwilę zgasły światła bujania się w radości i ekstazie prosto z półek poezji i nurzania się w światach magii, ale za chwilę zapragnęła powtórzyć "syndrom Samanty" jak prywatnie nazywała swoje czarodziejskie sztuczki i udało jej się czym się ucieszyła bardziej niż nad wyraz. 
Za następne zadania wyznaczyła sobie naukę; "kochać swojego wroga". W takim pojęciu, że problemy są jej wskaźnikami na możliwość umacniania rzemiosła ze świata baśni. 
Przestała widzieć swoje przeszkody jako rujnację możliwości dotarcia do wyznaczonego celu ale jako możliwość wyklarowania tego o co jej chodzi i w jakim stopniu i jak osiągnąć poczucie zjednoczenia z większym wycinkiem całości na ciele materii jej życia. Jest to podejście do trudności jak do możliwości czy szansy ćwiczenia się w poezji czy magii szukania najlepszego z możliwych rozwiązań tak właśnie jak bawienie się słowem, koniecznością znalezienia najlepszego rozwiązania w zakresie powstałej sytuaji. 
Cyntia ma doświadczenia z zakresie opanowania języka rzeźby czy malarstwa i wie, że każdy język tnie rzeczywistość inaczej ten nowo odkryty jest najbardziej fascynujący jaki został jej udostępniony i na pewno już wie, przez jak bardzo zaczarowane lasy wiedzie ją jej własna ścieżka. 
W obliczu doświadczeń w chmurkach i doświadczeń ze złotem pokrytą brzozą i w kilku następnych następujących po tych dwóch opisanych Cyntia była pewna, że poradzenie sobie z sytuacją mało ciekawej obsesji na rzecz czczych żądań wysuwanych pod kątem jej korespondencyjnego znajomego to małe piwo. 
Jeszcze podczas wieczornej rozmowy z Zuzią sytuacja wyglądała mało ciekawie, bo taka rozmowa kazała jej się koncentrować na mało pożądanym aspekcie zamiast szukać drugiego policzka lub całkowitej dystrakcji doświadczanego spektrum mało ciekawej ale przecież istniejącej w niej możliwości przejawów osobowości, których prezentacji aspektów wolała uniknąć i teraz i na przyszłość. 
Cyntia odłożyła słuchawkę po rozmowie z Zuzią i zachwyciła się dostępną jej myślą, że wystarczy jej wiara. Jeżeli chce uwierzyć w to, że w jej życiu brak jest braków, że taka sytuacja jaką dysponuje całkowicie jej wystarcza to przecież tak się stanie. To będzie udostępnienie siebie innemu zakresowi doświadczeń. 
I stał się następny cud. 
Wraz z zaakceptowaniem myśli, że oto taka opcja stoi przed nią otworem i jest jak najbardziej możliwa cały ładunek mało pożądanych emocji wyparował a zastąpiła go radość nowo odkrytego zakresu kontroli jaki Cyntia świeżo przećwiczyła na swoim własnym terenie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz