poniedziałek, 20 stycznia 2014

Karma czyli Darma

Z oddalonej pozycji w kolejce do kasy Cyntia z zainteresowaniem obserwowała kupującego i kasjerkę. 
On wysoki, szczupły z bardzo okazałym wydatnym nosem z wydatną grdyką w ogóle żylasty, suchy, z lekka kostropaty.
 Ona miękka, ponętna, pączuć, słodka z parą małych ale żywych oczu, z przyjemnym wyrazem buzi z małym ledwo widocznym noskiem i dość dużej okrągłej powierzchni puszystej twarzy. Małe, pulchne rączki o krótkich palcach  zbierały pieniądze wykładane dużymi dłońmi o długich, silnych, okazałych palcach, w których można się było doszukać poszczególnych kości i grubych powrozowatych żył wyżej. On szatyn. Ona blondynka. On zdecydowanie w jej typie. Ona zdecydowanie w typie kogoś innego. 
- Oj gdyby on był nieco starszym mężczyzną - rozmarzyła się Cyntia - lub gdybym ja była młodsza... 
Czerwone, służbowe wdzianko opinało wydatny biust obsługującej. 
Szary, krótki wełniany płaszcz swobodnie wisiał na szerokich ramionach mężczyzny niczym na wieszaku. 
- Jak w tak różnych dwóch osobach znaleźć jedność ? - zastanawiała się Cyntia. 
Jeżeli karma jest darmą, to znaczy że karma wyznacza drogę życiową w pokonywaniu odczuć separatystycznych w dążeniu do uświadomienia jedności. 
Dążenie do wolności jest możliwe tylko wówczas jeżeli jednostka zrozumie swoje zniewolenie. Ten dany ktoś musi sobie uświadomić zamknięcie w identyfikacji siebie - w swojej klatce - podążała szlakiem swoich przemyśleń. Przecież wolności można poszukać tylko z pozycji uświadomienia sobie zniewolenia lub uwięzienia, obojętnie czy tego znalezionego na zewnątrz czy wewnątrz. 
Z prawa o holograficznej naturze wszystkiego we wszystkim wynika,  że jeżeli ktoś dostrzega wiezienie zewnętrzne to nosi je także w sobie i odwrotnie. 

Jej droga życiowa ostatnio się trochę pomerdała, bo zaczęła pisać książkę. Trzeba przyznać sobie trochę pofolgowała z sobowtórem Micha, ale przecież tak było ciekawiej niż jego prawdziwa wersja. 
Książka książką ale zależało jej na tym aby zachować przyjacielskie stosunki z jej przyjacielem. 

Przede wszystkim Cyntia postanowiła przeprosić Micha. 
Pomimo, że poprosiła go, aby się od...łączył od wersji oryginalnego Micha, który był jego sobowtórem, to jednak przez  cały czas korzystania  z jego zaplecza korespondencyjno - osobowościowego, pomimo, że takie były warunki umowy, to Cyntia martwiła się o Micha.  
Zdawało jej się, że Micho ma jakąś konkretną wersję dla swojego klona tylko dlatego, że brak mu separacji z postacią powstającą na kartkach jej powieści. 
Postanowiła przy okazji poprosić go,  że jeżeli ma jakieś sugestie to ona chętnie weźmie je pod uwagę lub pod lupę i obiecuje, że się im przyjrzy a może nawet postanowi wykorzystać. 
Tak będzie bardziej humanitarnie - zdecydowała przymilnie dla możliwości polubienia siebie jako autorki powstającej opowieści. 
Co prawda Michu wyraził piśmienną zgodę na korespondencyjnie ustalonych zasadach, ale dopiero teraz miał okazję zaobserwować jak wygląda tworzenie jego zupełnie innego wizerunku niż ten, na który pracował całe życie,  który lubi i do którego się przywiązał. 
Po pierwsze powinna przeprosić Micha za dość ostre przerysowanie jego portretu, bo tak na prawdę to tylko on wie na jak rozległym terenie została zainscenizowana a może wmontowana chirurgiczna  interwencja jej pióra w jego życie, ale tylko pod warunkiem i o ile Micho jest wciąż przywiązany do wizerunku jaki tak na prawdę jest całkowicie rozdzielny od jego osoby. 
Po drugie postanowiła go przeprosić za Alaskę,  ale przecież miał okazję docenienia krakowskiej zimy na zasadzie odniesienia do bardziej konkretnych warunków, za co powinien być jej wdzięczny nawet jeżeli to i owo tu i tam sobie trochę odmroził - uspakajała swoje rozbujane sumienie.   
Poza tym powinna zaproponować to czym mówiła jej Jolka na ostatnim spotkaniu. 
Powinna zmienić jego imię. 
Micho jej bardzo pasował, ale on sam Micho miał małe możliwości przewidzenia do jakiego stopnia posuną się zmiany na podróbce jego własnej sylwetki, do której powstania posłużył jako fragmentarycznie powycinany i odpowiednio spreparowany oraz doprawiony model. 
To jak będzie wyglądała całość opowieści  była tajemnicą udostępnianą autorce tekstu w momencie prowadzenia jej przez potrzeby powstającego opowiadania, tak więc ona sama miała małe pojęcie w jakim stopniu i pod jakim względem przysłuży się jej sylwetka przyjaciela. Wiedziała tylko, że jest to tak fantastyczna postać z tak wyrazistym rysem charakterologicznym, że na prawdę szkoda byłoby odpuszczenia tego, że jest tak kapitalną inspiracją i ekspresją treści budowanej poprzez posłuszną klawiaturę w danym momencie. 
 Tak samo jak przed nim w tym samym stopniu odkrywały się przed nią kolejne etapy powstającego opowiadania tylko z małym wyprzedzeniem. 
Bardzo często była prawie że zdziwiona kolejnymi elementami jakie pojawiały się na ekranie komputera a potem tworzyły poszczególne segmenty aby w końcu montować kolejne rozdziały. Dziwiła się, jak wygląda postać tworzącej się na jej oczach historii. 
Może ... kurka; trudno będzie znaleźć zastępcze imię dla Micha. Może Rysio? Micho jest tak zlutowaną i doskonale poskładaną postacią, że udostępnienie  Cyntii  możliwości korzystania z jego tożsamości w postaci często wyrwanych  z kontekstu zdań i inaczej połączonych  zdarzeń niż miało to miejsce w rzeczywistości było absolutnym błogosławieństwem dla całości opowiadania.
 
Od kiedy to się zaczęło? - próbowała ustalić autorka tekstu - zaraz po przebudzeniu. 
Ach, już bardzo dawno, jeszcze w dzieciństwie. Po prostu zmieniała lub wpływała na dalszy przebieg snu w/g własnych upodobań lub życzeń. 
Z czasem zaobserwowała, że jej  sny się sprawdzają. Wyśniwała pogrzeby i śmierci w bliskiej rodzinie. Wyśniwała różne zdarzenia. Swoich bliskich jednak informowała zazwyczaj o tych, które ją bardziej poruszyły to znaczy o tych tragicznych. Wszyscy już byli w zupełności przekonani, że jak Cyntii się coś śni to trzeba działać w dograniu się do  informacji zawartych w przekazie małej. W dzieciństwie Cyntii o świeczce i lampie naftowej, z wodą zimną w zęby ze studni - bardzo smaczną, brakowało telefonów. Były listy. Ale jak trzeba było to zaprzęgało się konie i jechało się do rodziny ponieważ Cyntii się to czy tamto wyśniło. Podróże zazwyczaj okazywały się owocne. To co wyśniła Cyntia znajdowało potwierdzenie. 
Cyntia wyśniła śmierci różnych członków rodziny mniej lub bardziej tragiczne. Raz wyśniła wypadek, kiedy to koń kopnął w główkę małego Mira i ten na zawsze odszedł. Tego dnia z rana przyszedł pożegnać się z rodzicami tak jakby wiedział, że wybiera się w zaświaty. 
Przestała się zgadzać na wypadki czy zdarzenia, które we śnie pozbawione były jej akceptacji. Po prostu zaczęła je zmieniać. Okazało się, że po przebudzeniu mogła zaobserwować historie zawierające jej interwencje zamiast te pierwotne. 
Cyntia stosuje techniki poznane w dzieciństwie do dzisiaj tylko świadomie. 
Ktoś powiedział jej, że jest to metoda Silvy. 
- Tak? - zdziwiła się
- Byłaś na kursie? - pytała lub pytał ktoś
- Nigdy.
Gdy była młodsza szła spać gdy coś ją dręczyło lub miała problem. Podczas snu naprawiała sytuację po swojemu. Czasami wbrew temu czego życzyliby sobie jej rodzice a czasem siostry. Gdyby jednak ktoś jej zarzucił uprawianie sztuczek - wyparła by się pewnie, bo jeszcze musiała by przestać broić lub się psocić. 
Potem zaczęły jej się śnić mniej dosłowne sny. Rozpracowała jednak na swój użytek różne kody. Najważniejsze było zmienianie tego co czarne lub ciemne na jaśniejsze a najlepiej białe na tyle na ile starczy jej woli.  
Czasami jednak wystarczył jej świadomy upór, że chce lepszej wersji. 
Dzisiaj przyśnił jej się chory koń. Najpierw musiałaby by go podnieść, ale wymykał się spod potęgi jej  mocy no i umarł. Pomimo tego Cyntia nadal miała wszechprzekonanie, że uda jej się, że rzeczy bez rozwiązań przytrafiają się innym. Tak więc po chwili zobaczyła coś na kszałt duszy konia - młodego rozbrykanego i szczęśliwego białego (bo tak chciała) źrebaczka unoszącego się nad ciałem konia, który zakończył swoją dolę. Odchodząca dusza to tak jakby nowa wersja starego konia - nowy koń. 
- Ciekawe co to znaczy? 
Ogarnąło ją jak zawsze w takich przypadkach miłe podekscytowanie, bo sens snu znajdował wyjaśnienie najczęściej w ciągu jednej doby.
 Nagrodą za jej wysiłki było zrozumienie czego lub jakich kataklizmów zdołała uniknąć oraz uchronić siebie lub kogoś przez wysiłek swojej woli. Dobre intencje wydelegowane czy ukierunkowane a konto zmiany na lepsze obojętnie czego i bez uwzględnienia komu mogą być przydatne okazały się brzemienne w lepszą przyszłość niż ta, która była gotowa w postaci ciekłej przed materialną realizacją gorszej opcji.
Przekonała się już o tym kilkakrotnie, a przynajmniej miała przekonanie, że się przekonała :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz