wtorek, 28 stycznia 2014

Telefon

Zadzwonił telefon. 
To był Jacek. 
Dzwonił, żeby się dopytać, gdzie Cyntia kupiła murzynka, którym został obdarowany w ramach dziękczynienia za szybkę, którą ostatnio udało się potłuc Waldkowi. 
Odpowiedziałam grzecznie, ale on się domagał dalszych szczegółów o murzynkach i o lodach... aby go gęś ścisnęła... 
Cyntii chciało się spać, była zaspana więc go grzecznie jak najgrzeczniej przeprosiła komunikując mu, że ma gości w tej chwili i jestem bardzo zajęta. 
- Co za gości? Przecież kto ma gości o tej porze dnia? Gości???, (~!) O rany skąd ja to wygrzebałam?- zastanawiała się raczej zszokowana.
 Odpowiedź nawinęła się pod zaćmioną sennym marzeniem rozwagę gdzieś na granicy realności i fantazji... 
- Tak na prawdę to spodziewam się gości i mam zakodowane co mam zrobić zaraz jak się wygrzebię z pościeli tak abym mogła ich godnie przyjąć - zdała sobie sprawę. 
Okazało się, że słowa zaspanej rozmówczyni były nadal skuteczne. Dopiero po dobrym momencie dotarło do niej to co się właściwie stało. 
To właściwie Jacek przekroczył obowiązującej normy naszego profesjonalno - zawodowo - przyjaciesko - ciepłego  stosunku do siebie we wzajemnym zachowaniu. Dotychczas tematyka naszych rozmów najczęściej dotyczyła szyb, luster i ramek oraz ewentualnego ich transportu i odbioru wynagrodzenia za wykonaną pracę... 
Przy okazji dowiedzieliśmy się wiele o szczegółach o detalach naszego życia prywatnego, ale wymiana informacji zawsze istniała tylko dla wypełnienia luk w akcji tak zwanych  dłużyzn czasowych jakie się tworzą przy wspólnie zaaranżowanej pracy. 
- A może mi się to wszystko po prostu przyśniło?- starała się ustalić w pośpiechu. 
- Na prawdę ze mną jest gorzej niż myślałam - zreferowała do siebie swój stan obecny. 
Żeby Jacka w majakach sennych posądzać o zmianę profilu naszej koneksji to na prawdę musiało mnie całkiem dociskać.
- Tylko dlaczego docisnęło mnie bez mojego udziału i wiedzy zastanawiała się głęboko. 
 - Ale to może go - Jacka tak na prawdę przycisnęło?- doszła do logicznego wniosku i bardzo się z tego faktu ucieszyła. 
Z tego co wiedziała to jego żona siedziała z ich dziećmi w Szkocji a on z racji tego, że tam musiałby raczej się nudzić jest słomianym wdowcem tutaj.
- Może dodał dwa do reszty i okazało się, że jesteśmy oboje, z racji mojego papierowego małżeństwa, w podobnej sytuacji i stwierdził, że ma drzwi przynajmniej uchylone. 
- Jak sięgałam pamięcią to na pewno byłby pierwszy sen o tak wyraźnej konstrukcji pomylonej z realnością - nadal dumała Cyntia.
 - Śniłam czasami bardzo wyraźny dźwięk telefonu czy dzwonka przy drzwiach, ale to było jak przysnęłam i ziemniaki się właśnie przypalały lub inne takie tam sprawy ważnej natury, ale żeby Jacek pośród wszystkich innych mężczyzn jakimi wypełniony jest w tej chwili mój świat ? - Jacek?- dziwiła się bardziej niż chciałaby sobie na pozwolić. 
Jacek przez ponad dekadę ich znajomości  był poza jakimkolwiek podejrzeniem o zapędy natury uskuteczniania więzi poza oficjalnych. 
Jacek. 
Jacek był czasami nawet zupełnie fajnym przyjacielem na ograniczony fragment czasu zawsze wyrwany z szerszego kontekstu otaczających ją spraw i wydarzeń, za pomocą których zapełniałam kartki swojego losu. 
 Jacek~!
 - Jacek pozostanie na dotychczasowej swojej pozycji bez względu na to czy opisany telefon był snem czy jawą - zapewniła sama siebie i poczuła się znów znacznie lepiej. 
- Tak sobie myślę, że ostatnio kręci się wokół mnie dużo facetów, ale każdemu z nich czegoś brakuje- analizowała użalając się ciuteczkę nad swoją dolą. 
- Kilku z nich budzi moje bawoły, dinozaury czy hipopotamy w podbrzuszu - spowiadała się kolejnej kartce.
 - Kto to nazwał motylkami? W każdym razie ten kto to zrobił to był ktoś w stałym związku, bo tylko brak konsumpcji może tak ostro postawić libido - orzekła jako bardzo doświadczona znawczyni sensualności w odmianach różnych. 
- Lubię być świadoma moich hipopotamów, smoków i innych stworów, ale do konsumpcji może dojść pod warunkiem,  ze te wszystkie smoki i inne stwory rodem z bajek są oswojone przez możliwość zaistnienia we mnie przestrzeni zwanej sanktuarium - przyznała się przed sobą do swoich upodobań zwanych wymaganiami przez wielu z jej adoratorów... 
Przynajmniej dotychczas tak było w życiu Cyntii. Co prawda kilkakrotnie okazało się, że cała ta oprawa rozbryzgała  się jak kawałki potłuczonych luster o schody w wykończeniu lastrico, ale przynajmniej była swiadoma  jakich warunków potrzebuje, żeby mogła zrezygnować z ochrony lub ze straży własnej. 
Wiedziała, że miała ogromnie rozwiniętą lub rozbudowaną nadwrażliwość świadomości stania na straży własnego posiadania siebie. Wiedziała, że ona dla siebie samej jest wartością najwyższą i najcenniejszą oraz jedyną.  
- Tak więc co tu dużo kombinować są tacy, dla których jestem miękka jak plastelina. Ale zdarzają się oni rzadziej niż chciałabym sobie tego życzyć - wyciągnęłą lakoniczny wniosek. 
Wiedziała z retrospekcji i dość często podejmowanych prób budowania relacji czy związków w zamierzchłej młodości, że relacje częściej utrzymuje nadzieja na lepsze niż udana i satysfakcjonująca więź w danej się chwili.  
Mogła  z czystym sumieniem powiedzieć, że udało jej  się przeżyć magię... krótko trwającą ale jednak magię, kilka razy. 
- Należę do szczęśliwców - orzekła.
 - Tak sobie myślę, że skoro widzę cuda i magię i wszędzie tam gdzie jestem, to jeżeli wejdę w związek to tylko taki, który będzie mi gwarantował możliwość lub chociażby nadzieję na narodziny magii w budowaniu relacji, jej chronieniu i cieszeniu się bliskością drugiej chociaż w jakimś stopniu pokrewnej i bliskiej duszy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz