piątek, 24 stycznia 2014

Mróz

- Buniu, czy możesz przestać? - poprosiła Gwen raczej cicho ale z hamowaną premedytacją, którą jak sądziła udało jej się ukryć.  
- Tak, ale dlaczego? - doszedł do uszu Gwen uśmiechnięty głos Guni, Bodzi czy po prostu... no właśnie: Buni. 
- Aj... teraz jeszcze Tobie muszę to wytłumaczyć co sama sobie musiałam  wytknąć?- żachnęła się Gwen w stronę rozłożonego laptopa na swojej pościli nieco w bok od siebie.
Dziergała sukieneczkę dla Zulki jednocześnie podtrzymując konwersację ze swoją rozmówczynią. 
Na ekranie widniała wielka aplikacja skaypa z obrazkiem przedstawiającym jakieś złote bóstwo idyjskie siedzące w pozycji medytacyjnej z kilkoma parami rąk symetrycznie zawieszonymi w ładnie wygiętych łukach wokół swojej głowy. 
Bunia od zawsze prowadziła "radiowe" rozmowy bez ujawniania się wizualnego. Tłumaczyła się brakiem kamerki. Gwen wiedziała swoje, to znaczy, że to są takie tam jaja sadzone na sucho bez popychanki. 
Gdyby Buni na prawdę tak bardzo zależało na pokazaniu swojej buzi to już dawno wszystko byłoby inaczej. 
Inna sprawa, że Gwen też tak wolała. 
Mogła się dla przykładu podrapać bez krępacji tu i tam.
Z pierdami było trochę do bani. 
Ale korzystała z umiejętności wytłumiania ich ewentualnej audyczności a efekt uboczny czyli zapaszek zostawał pod kołdrą albo o ile się trochę wydostał, to był jej własny i może dlatego łatwiejszy do zniesienia. 
Gdzie to było? - zastanowiła się...
Ach... w Austrii w Bad Kreuzen, wydawać by się mogło żabi skok dla przekazów kulturowych, w których sama wyrastała a zupełnie inna bajka. 
Otóż w Austrii pierdy były traktowane w towarzystwie tak jak kichnięcia czy ziewnięcia. Mówiono sobie pozdrowienia, za które "winowajca" w przekonaniu obyczajowości czy mentalności w jakiej Gwen została wychowana, więc sprawca urozmaicenia towarzyskich pogaduszek czy to przed kościołem po grupkach czy w czasie mszy świętej czy w barze..., sprawca dziękował mimochodem tak jakby właśnie podniesiono toast ku jego zdrowiu. 
- Podobno Austria powstała z wowożonych z dawnych Niemiec więźniów na zesłanie za różnego typu przewinienia. Więc może tu tkwiło wytłumaczenia rozluźnionia od tej strony obyczajowości - myślała Gwen... 
- A potem wszystko się odwróciło dla tego rejonu świata i Wiedeń na początku oprócz Drezna a potem bardziej niż Drezno i Berlin stał się stolicą świata kultury. Zresztą tak to już zostało, że prawdziwa sztuka ociera się od zawsze i czerpie od zawsze z nizin i marginesów społecznych i stamtąd wywodzi swoje korzenie - dumała Gwen.
- Po prostu był to naturalny kawałek życia, te pierdy czy bąki - kontynuowała wątek zaplątana w monologu własnych myślii Gwen niczym spowita w wyłączności kokonu. 
Inaczej jest wszędzie poza Austrią, przynajmniej w krajach, w które Gwen poznała z odniesienia osobistych doświadczeń i perspektywy. 
A wracając do alibi Buni co do kamerki to wolała  wierzyć w to, że Bunia dba o siebie. Że już dawno dla przykładu zaopatrzyła się w zęby i że to że mówi, że jest ich posiadaczką jest prawdą zamiast przekonania się, że właściwie jest tak jak zawsze dotychczas. 
Wolała wierzyć w to, że Bunia zadbała o swoje dawniej bardzo gęstę, piękne włosy i że przez kilka  lat, w których się ze sobą rozmijały wygląda przynajmniej na poziomie z przed ostatniego ich spotkania. 
- Ale dlaczego? - dopytywał się głos zza ekranu.
- Czy ja na prawdę muszę mówić to głośno? - rozważała Gewn. 
- Wiesz Guniu... Buniu - poprawiła się Gwen - Ty na prawdę masz zdolności, mogłabyś czytać jakieś opowiadania dla dzieci w audycjach radiowych... 
- Lubię czytać szczególnie dla dzieci.
- I to słychać. 
- Masz piękny, niski chropawy głos z profesjonalną chrypą  i cudowną głęboko zaangażowaną modulację... jednak..- Gwen przerwała zastanawiając się jak to wszystko co ją przepełniało wyłożyć swojej przyjaciółce tak aby oszczędzić uczuć swoje rozmówczyni. 
Poza tym czuła się trochę jakby spadła z kosmosu, bo podczas prowadzonej rozmowy wciąż myślała o różnych sprawach, które jej bezpośrednio dotykały lub wcale, a przynajmniej były nikłą młgłą wniosków spowijających to co się działo w okół niej w z lekka oddalonym aspektem obecnych kłopotów, zmartwień, radości, trosk oraz stałego parcia w swoim nastawieniu  na efekt pozytywu czyli świadomego zaangażowania się w konieczność widzenia wszystkiego od najlepszej możliwej strony i odpuszczania sobie tego co mogłoby być zagrożeniem pilnowanego czy wybieranego poziomu konsupcji egzystencji bez zbytniego uzależniania się od tego co funduje realność. 
Po prierwsze zamarzła woda w kranach. 
W pierwszym momencie Gwen była pewna, że zakręcili wodę z powodu wciąz wyrastających wokół blokowisk czy nowych domów; wszystkie na to samo kopyto wielkomiejskiego, gładkiego, dopieszczonego grzeczno - ładnych, nowoczesnych rozwiązań urbanistycznych. 
Przyszła jednak po rozum do głowy, bo przecież kto instaluje wodę w takie mrozy? 
Następna myśl o tym, że znów zamarzła woda w rurach, które mogły pęknąć wnosiła konieczność rozkręcenia ogrzewania w kuchni i w łazience lub puszczenia wody wąskim strumykiem. Obie opcje kłujące ostrzem zmiejszających się zasobów ekonomicznych i naruszające elestyczność budżetową na następny okres. 
- Jakoś to będzie - pocieszała się spoglądając w okno i podziwiając zarówno jakość ostrego zimowego światła jak i arabeskę poplątanych ładnie skomponowanych, dramatycznych liniii bedących gałęziami drzew w arabesce skrzynek wirujących odrobinek lodu odbijających światło niczym ciupeńkie, połamane kawałeczulki lusterek. 
- Ślicznie - pomyślała z zachwytem i wyraźnie zadowolona, że udało jej się zaczepić za coś co na prawdę wypełniało ją przyjemnym odczuciem i lżejszym kalibrem niż zamarznięte rury. 
- Jak fajnie tak sobie siedzieć w ciepełku pokoju z kilkoma kołdrami na sobie i ze słoimkami z gorącą wodą pod stopami. 
Plan na najbliższe dni jest taki, że oprócz wszelkich rozmów na skype'a z Lylli i oglądaniem Zulki co zawsze było długą, powolną przyjemnością wlekącą się w tempie dostosowanym do koncentracji Lylli nad zabezpieczeniem potrzeb Zulki, oprócz długich rozmów telefonicznych z kilkoma stałymi kumpelami a przede wszystkim z Zuzią, i obiema Jolkami, poza prowadzeniem żywej korespondencji mailowej też z kilkoma znajomymi, między innymi z Becią,  ostatnio oprócz Micha... (Właściwie przerwana być może chwilowo korespondecja z Michem była prawdopodobnie dla obojga wyczekiwaną już ulgą. Oboje już byli sobą bardzo zmęczeni. Oglądali świat z bardzo różnej perspektywy i byli tak bardzo różnymi ludźmi, że raczej odpychali już siebie zamiast efektu przyciągania. Każde z nich było silną i bardzo krystalicznie i silnie ukształtowaną indywidualnością bez miejsca na korekty na rzecz swojego korespondenta. 
- Strata czasu - dochodziło do Gwen, gdy pisała ostatnio do Micha ostatnio przekształconego na Edwina bodajże.)
Więc plan był taki, że oprócz cotygodniowego przerywnika na zajęcia z elektroniki i opisanych  zajęć uspołeczniających Gwen będzie realizowała kilka celów z długoplanowego zakresu swoich planów w skład których wchodził: Dość swobodnie traktowana praca nad "Kartkami z pamiętnika". Oprócz tego chciała skończyć dla Zulki dzierganą sukienusię z otwartą z przodu pelerynką. Chciała także zrobić podusię do kompletu z kołderką, którą w tej chwili Zulka już używała. Chciała zrobić kocyk do łóżeczka turystycznego, w którym Zulcia by spała w razie przyjazdu do Bydzi. Poza tym co jeszcze? 
Aha; jeszcze narzuta na łóżko do sypialni też dziergana. 
A pod koniec miesiąca przerywnik: To znaczy wyjazd po jej żółty trójkołowy rower pod okolice Poznania i odwiedziny Beci. 
- Dlaczego mam przestać? - dotarł do niej głos Buni, może być też Niuni. 
Tego ostatniego Gwen wolałaby unikać ponieważ Niunia to była Myszka z lat młodości i zawsze ukaratkiem wnikała w każdą rozmowę Z Gunią czy Bunią poprzez używany podobno przez Gunię przydomek od swojego właściwego imienia. 
- A mówł ktoś na Ciebie Miła? - zapytała odkładając odpowiedź na zadane przez Gunię przed momentem pytanie. 
- Niby to też jest pochodne od mojego imienia ale tak się składa, że jakoś nikt dotychczas... -przyznała Gunia i zaraz zwróciła się do Kuby - swojego 13 - sto letniego przyjaciela; 
- Przestań, bo przecież chciałabym słyszeć co Ciocia do mnie mówi... - nakazała pieszczotliwym ale trochę zirytowanym tonem. 
Kuba był wyraźnie zazdrosny o intencje Buni skierowane do oczka niemej kamerki i w stronę kogoś, kogo może poznał a może tylko tak wydawało się zarówno Guni jak i Gwen co ustalały przez jakiś czas. 
- No już mordziula, przestań, no przestań marudzić, mama zaraz pogłaszcze, no chodź, no chodź tutaj na kolanka, no chodź poprzytulamy się, no ale przestań mnie czyścić... 
- Oj jak ja kocham być przez niego myta...- skomunikowała przez przymusowo chwilowo  zaciśnięte usta do Gwen odrywając się od trochę napiętej konwersacji pomiędzy sobą a Kubą. 
- Ja też średnio za tym przepadam - pośpiesznie przytaknęła Gwen.
- No właśnie koty są pod względem lepsze... - wtrąciła Gunia pomiędzy nachalnymi pocałunkami Kuby, od których chciała się wybronić - no już starczy, no już przestań, uspokuj się w końcu, no już dobrze malutki, mamusia chce trochę porozmawiać z Ciocią... 
- Kubuś daj Buni pogadać - zachęcała Gwen w stronę ekranu ze złotą boginią Istar zdaje się, która postanowiła przyjść Guni z pomocą. (Gwoli wyjaśnienia to Gwen zamiast bogini a może one obie.)
Było już nad ranem... a właściwie dobrze po północy... 
- No już, już mama pogłaska, uspokoisz się czy pójdziesz spać. Siuśku już byliśmy, zjadłeś zobacz jak Gosia i jej koleżanka siedzą spokojnie - próbowała negocjować swoje racje i walczyć o swoje prawa Gunia. 
- Też wolę koty powiedziała - Gwen
- No właśnie, wiesz jak obserwować koty to psy są takie absolutnie mało zaradne i dużo bardziej zależne od człowieka. 
- Miałam kota, który w nocy zapalał sobie światła w domu, bo wolał mnieć widno i notorycznie wszystkim urządzał pobutkę.
- Jak się wabił? - Chciała wiedzieć Gunia. 
- Misze, była ruda i miała zeza w swoich oczach, które były zupełnie w odcieniu i kolorze jej futra. 
- Ładna... - pochwaliła Gunia. 
- Ładna i mądra - podchwyciła Gwen. 
- Miałam trzy koty; rudą Miszę, szarego Puszi  i białą Śnież ładnie razem wygłądały i każdy miał swoją osobowość i charakter i każdy miał swoją pozycję w stadzie... 
Tu Gwen zaczęła się rozwodzić nad tym swoim kiedyś, gdy jej dzieci były małe i nad posiadanym zwierzyńcem. Nad hodowlą Antylopek i nad potrzebami krabów, było tego sporo... Potem przeszła nad stosunkiem domowników do każdego z wymienianych pupili... a było tego całe kopy. 
Gunia słuchała tego monologu tylko tu i tam dopowiadając Ah, Oh, Ależ, Tak?? Ale zaje... No coś Ty? i tak leciało. Kuba się uspokoił a może zasnął...
- A jak wyglądają Twoje pupile? - zainteresowała się Gwen.
- A wiesz Kubuś to kundelek, taki trochę jamniczek a kotki, to jeżeli chodzi o Gose, to ... 
Tu Bunia zaczęła długotrwały opis pozostałej dwójki swoich dzieci jak nazywała swoje pety. Odnosiła się do nich też po macierzyńsku i z dużym zrozumieniem ich potrzeb. 
Ale dlaczego miałam przestać czytać? - nagle odbiło się Guni. 
A... - powiedziała Gwen. 
Odpowiedziała jej cisza. 
- Jak ten artykół był zatytołowany? - Gwen chciała sobie pomóc. 
- "Jak uporać się z własną nieśmiałością?" - podrzuciła Bunia. 
- No właśnie - powiedziała Gwen. 
- Co właśnie? - chciała wiedzieć Bunia. 
- Ojej, no to, że każdy jest w jakiś sposób tu czy tam mniej lub bardziej dojrzały i mniej lub bardziej rozwinięty i  jeżeli mielibyśmy być wszyscytacy sami to na czym miałaby polegać uroda życia? - odparowała Gwen. 
- A co jak wszystko byłoby pod szablonik to byłoby źle? - śmiała się Bunia/Gunia/Miła i jeszcze co tam możliwe można by pod jej adresem dodać. 
To że Gwen też mogła się połamać przez ukośnik z Cyntią a może przez różny mniej lub bardziej wykwintnie spreparowany portret imienny, to też pozostawiła sobie do zapamiętania tak aby zachować równowagę między sobą i innymi powstającymi na jej kartkach charakterami. 
- Chodzi o to, że ja spędziłam 55 lat na dzieleniu włosa na czworo, na psychologiczne rozważania tego co i jak i skąd i doszłam do wniosku, że pomoc z tego rodzaju strzępienia mózgu i pamięci jest raczej nikła lub nawet odwrotnie proporcjonalna. Dopiero teraz ostatnio jak poznałam zasady PPP, zrozumiałam, że taka postawa grzebania w genezie w źródłach dochodzenia skąd, i dlaczego...
- Tylko utrwala właściwie to samo - wtrąciła Gunia 
- O to właśnie chodzi. To są sidła, w które człowiek dobrowolnie coraz głębiej wikła po zaznaniu chwilowej ulgi - dowodziła Gwen. 
- Czasami jest tak, że niskie energie czy wibracje dla podtrzymania własnego życia czy przetrwania  posługują się nagrodą, tymczasową nagrodą w postaci natychmiastowej pozytywnej  gratyfikacji po to aby nas utrzymywać, dusić i kisić, tłamsić w swoim zasięgu korzystania z naszej energii tak abyśmy nadal pozostawali ich żywicielami. 
- Wiem, wiem rozmawiałyśmy już o tym - wtrąciła strapiona Gunia.
- O, właśnie; one bardzo niepostrzeżenie się do nas zakradają aby nami rozporządzać i rozmyć nasze świadome rozeznanie sytuacji i naszą wolę kontynuacji naszej drogi i od czasu do czasu wpadamy w sprytnie spreparowane sidła... - kontynuowała Gwen. 
- To znaczy jedynym wskaźnikiem na to czy to co akurat jest nam przedstawiane czy podsunięte jest nam w danym momencie potrzebne czy raczej kołuje nas w dół są nasze odczucia - rozterkotała się na dobre Gwen.
- Jeżeli czujesz się źle w czasie dochodzenia tych źródeł, jeżeli jest to forma tymczasowego nawet masochizmu to wiadomo do czego to dąży..
- No tak jak powiedziałam... - wtrąciła trochę smutna Gunia. 
- O właśnie; do powielania już utartych szablonów kręcenia się wokół własnej osi - wciąż rozwijała się nakręcona już teraz Gwen. 
- Chodzi o to, że zauważyłam, że moje nowe podejście do filozofii czy agendy o jaką opieram moje życie jest teraz zupełnie inne i na reszcie zaczęłam... zaczęłam widzieć rezultaty. Polega to na tym, że w każdej mało wygodnej dla mnie sytuacji odchodzę od skondensowania energii na sobie a dążę do zdecentralizowania kontroli nad sobą. Mówię sobie dla przykładu, że jestem tylko maleńkim, mało istotnym ziarnem, komórką całości, że przyszłam tu po doświadczenia zapisane w kronikach Akashi, że wykluczam nastawienie, że jestem owym doświadczeniem a raczej zamiast tego doświadczam tego co się wokół mnie dzieje, że otacza mnie całość wszystkiego we wszystkim, która jest trwaniem, spokojem, miłością, zrozumiałam, że jeżeli coś zostanie zaniechane, przeoczone, puszczone to pojawi się tysiąc innych okazji, żeby osiągnąć wyznaczony cel czy konieczność przesuwania się jak po sznurku w określonym kierunku. 
No tak, tak, już do mnie dotarło - Bunia próbowała przerwać tyradę Gwen a ta zdawała sobie sprawę z położenia przyjaciółki, ale teraz to już sobie samej chciała na głośno przypomnieć, że ona to wszystko wciąż pamięta i zamierza kontynuować chociażby czasami przeciwko sobie, zależnie do rozpoznania  jaka jest jest główna agenda i jakie ma nastawienie.
- A wiesz, że czasami musisz iść pod włos sobie... - odezwała się bezlitosna Gwen... 
- A mówiłaś, że trzeba z prądem...- chciała przypomnieć Gunia Gwen. 
- A no tak, mówiłam... I w większości przypadków tak właśnie jest, ale musimy rozpoznać gdzie jest nasz punkt orientacyjnego rozpoznania sytuacji. 
- Hm? - pytająco odchrząknęła Gunia.
- Otóż jeżeli dana sytuacja gnieździ się w worku Twojego pozytywnego już nastawienia to z należy z prądem lub o ile zdołasz zmontować szkielet, od początku zdołasz wypracować podstawowy szkielet sytuacji od nowa na zdrowych założeniach to tak; to wówczas z włosem. 
- Ale czasami o ile wiemy po owocach lub efektach zgdzie tkwimy i w czym po pas to wówczas należy czasami zrezygnować lub się nawet zaciąć przeciwko sobie samemu w imię dobra dla siebie samego. 
- E... to raczej szybko widać w jakie ciasto wchodzimy po rezultatach - przyznała Gunia.

- Chyba Bonia jednak ładniej - orzekła na swój użytek Gwen. 

- Jak to było:  byt kształtuje świadomość czy świadomość kształtuje byt? - zapytała Bonia. 
- "...Byt kształtuje świadomość..." - zadeklarowała Gwen z całkowitą pewnością siebie. 
- Ależ oczywiście ale to świadomość kształtuje byt czy byt świadomość? - powtórzyła mniej więcej to samo - Gunia. 
- Przecież mówię Tobie jak to leciało:"Byt kształtuje świadomość"! - rzeźbiłam ten napis  w ramach ćwiczeń z Antykwy Rzymskiej, to wiem...
Gwen przypomiała sobie blok gipsowy, na którym widniał rozpoczęty napis "...Byt kształtuje ś ... " Reszta gdzieś zanikała  symbolicznie jak się okazuje na ten moment - pomyślała Gwen.
- Co Ty mówisz jakich ćwiczeń? - repostowała Gunia trochę zbita z pantałyku.
- Ach z literek... z umiejętności posługiwania się w rzeźbie czcionką o nazwie Antykwa Rzymska - wyjaśniła Gwen i zaraz sama zadała naglące pytanie:
- Czyje to było?: zastanowiła się na głos. 
- No Marksa, ale wiesz to byt kształtuje świadomość czy świadomość byt? - uparcie powtórzyła Gunia. 
- Oj, nareszcie do mnie dotarło - zaoferowała swoje nagłę olśnienie Gwen. 
- No widzisz. Wydaje się że to świadomość... - chciała dokończyć Gonia.
- Obie formy są prawidłowe - wyrwało się Gwen. 
- Jak to? 
- Zależnie od punktu odniesienia.
- Jak? 
- Jeżeli popatrzymy z perspektywy odniesienia ograniczonej, krótkotrwałej fizyczności to wersja Marksistowska. Jeśli natomiast spojrzymy na sens tego czego Ty jesteś autorem to jest to spojrzenie od wewnątrz a raczej ze znacznie bardziej uświadomionej perspektywy czy dystansu i też a raczej tym bardziej i jak najbardziej prawidłowe jest to Twoje twierdzenie - przyznała Gwen i poczuła rozprężenie wewnątrz siebie. 
- A... - uznała Gunia. 
- O tak? Fajnie - Uznałą Gunia. 
- Coraz częściej widzę, że nasz świat jest odwrócony podszewką na zewnątrz  - powiedziała Gwen. 
- Albo do góry nogami - poprawiła Gonia. 
- Wszystko jedno; chodzi o sens... 
- No tak; w socjaliźmie człowiek jest wykorzystywany przez człowieka a w kapitaliźmie jest odwrotnie - podsumowała Gonia.
- To znaczy, że człowiek wykorzystuje człowieka tak czy inaczej - zauważyła Gwen absolutnie oczywistą oczywistość. 
- O właśnie - roześmiała się Gonia. 
- Ej, jest możliwa ucieczka z tej matni - spokojnie orzekła Gwen. 
- O tak? Ciekawe jaka? - znów śmiała się Gonia.
- Ano; trzeba koncentrować się na sobie i tym co jest dla nas sensem życia. A raczej na tym jaki sens nadamy naszemu życiu. Jeżeli na prawdę oddamy samego siebie danej sprawie, to puszczają wszelkie zapory. Natomiast jeżeli każdy z nas z osobna koncentruje się na aspekcie braku wolności czy płaconego haraczu za przetrwanie czy egzystencję oraz dopóki każdy z nas widzi wokół siebie braki to tych braków jest coraz więcej... 
- powtarzasz się koleżanko - zganiła Gonia swoją rozmówczynię.
- PPP się kłania - przypomniała Gwen. 
- Ty wciąż to samo, ale przecież to wiedza jest jedynym gwarantem wolności - wtrąciła Gonia. 
- Ona tak; o ile jest traktowana jak światło i jak narzędzie oraz środek do zrozumienia uniewersalnych, podstawowych, konsekwentnych, zawsze sprawiedliwych praw...
- No to jak to jest z tym zapleczem informatycznym ? - wtrąciła Gunia. 
- Świat idzie w tą stronę, że informacje będą dostępne dla każdego w formie pomocy takich jak komputery - powiedziała Gwen. 
- Ale przecież najważniejsza jest wiedza - upierała się Gonia. 
- Przepuszczamy przez siebie tylko dany zakres informacji a gromadzeniem ich zajmuje się w coraz większym stopniu informatyka - podsunęła Gwen
- Ale każdy musi reprezentować jakiś określony poziom... - drapała Gonia w jednym miejscu z kolei teraz ona. 
- Tak, tak, tylko, że intuicja i mądrość jest w małym stopniu wykładnikiem posiadanej i nagromadzonej wiedzy. To raczej stałe dążenie do najwyższej formy radości na jaką nas w danym momencie stać... lub ojej; Najważniejsza jest zasada, że w każdym momencie i w każdej chwili będziemy skręcali w stronę tego co jest w danej chwili dla nas największym dobrem z jakiegokolwiek względu. Pod warunkiem, że będziemy szli z włosem zamiast pod włos. Jeżeli w obecnej chwili dla Ciebie największą wartością jest stałe dokształcanie się i stałe podnoszenie kwalifikacji to jak najbardziej idziesz w dobrym świadomie obranym kierunku. 
- Lubię się uczyć, zawsze lubiłam - powiedziała jakby z lekka nadąsana Gunia. 
- Jesteś typem wiecznego studenta... a ja jestem w bardzo dużym stopniu samokiem - uzupełniła Gwen. 
- Oprócz zaliczania egzaminów też mam swoje zainteresowania... - powiedziała Gonia po chwili przerwy. 
- I to podobne do moich... chociaż obie do nich doszłyśmy po różnych nitkach - wtrąciła Gwen. 
- A może byś mi poczytała co tam ostatnio ciekawe w Muratorze.pl podają? - zaproponowała Gwen - bo ja mam ręce zajęte. Już trzeci raz pruję to co zrobiłam. Ostatnio robiłam same duże rzeczy odzywyczaiłam się od kunsztu maluczkich rozmiarów i teraz się trochę męczę nad proporcjami ilością oczek i tym podobnymi wyzwaniami. 
- O widzisz jest dziesięciopunktowy quiz na temat wiedzy o oknach plastikowych,  chcesz? - dopytywała się Gonia. 
- A dawaj - zobaczymy czego się nauczymy? - powiedziała nawet trochę ucieszona Gwen. 
Rozwiązując quiz i zwiedzając różne inne zakamarki wiedzy zawartej w Muratorze dziewczyny mile spędzały szybko uciekające chwile...
- Oj, czy Ty wiesz, która to już jest godzina? Prawie piąta - nagle spotrzegła Gunia. 
- Wypada się rozłączyć i przespać co? - weszła jej w słowo Gwen. 
- Ale posłuchaj pamiętasz tę naszą rozmowę o głosach i o jedności i w ogóle... - rozwiązała się Bonia. 
- Oj, kochana, to jest temat rzeka, chcesz teraz zaczynać? - dopytywała się Gwen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz