poniedziałek, 20 stycznia 2014

Sieci ale perspektywa

10 ZABAWNYCH FAKTÓW:

1. Nie możesz umyć swoich oczu mydłem.
2. Nie możesz policzyć swoich włosów.
3. Nie możesz oddychać z wyciągniętym językiem jednocześnie.
4. Właśnie sprawdzasz punkt 3.
6. Kiedy wykonałeś punkt 3. zdałeś sobie sprawę, że to możliwe: wyglądasz jak ziejący pies z wyciągniętym językiem. 
7. Uśmiechasz się teraz, bo właśnie dałeś/łaś się oszukać. 
8. Pominęłaś punkt 5. 
9. Właśnie sprawdziłeś/łaś, że punktu 5. z założenia 
10. Przekaż to swojemu znajomemu/znajomej niech też się uśmiechnie =)


Szła po mieście z dwoma dużymi i ciężkimi kartonami. W jednym były podstawy matematyki a drugim nauka czytania w/g wczesnego nauczania Dr. Glenn'a Domen'a. 
W całym ciele czuła błogość odprężenia... 
- Jutro przychodzi Wald i pomoże mi zapakować paczkę. Trzeba będzie wyszukać odpowiednio długi karton w piwnicy aby weszła ta matematyka - myślała - ale będzie cyrk albo ubaw, bo z Waldem tak zawsze jest śmiesznie...
 Wald będzie musiał wejś na wagę i będzie musiał trzymać w powietrzu 20 kg. A może zważymy w dwóch małych porcjach a potem dodamy karton plus trzeba policzyć minus >plus minus<, żeby na w razie czego...- kontynuowała swoje pogłębione wywody...
Już słyszała uszami wyobraźni i widzieć też chyba coś widziała tylko w mniejszym stopniu jak Wald się spina i dodaje sobie animuszu przez wyzwanie, że jak to właściwie było, że się zesraj a....  ojej dobrze, że  przyjdzie to jej przypomni i jeszcze, że trzeba pośladki spiąć, bo coś tam...  
Glen długo się zastanawiała czemu Wald ma spinać pośladki jak coś dźwiga i kiedyś usłyszał jej nieme pytanie, bo głośno jej odpowiedział 
- żeby zahamować pierdy... jak się coś dźwiga, to one trąbią na siebie na zakrętach... w jelitach... 

Mimochodem spojrzała w okno mijanego  Mc - Donald'a. Twarz młodej bardzo szczupłej dziewczyny o długich blond włosach. Niebieskie oczy w tej twarzy zakotwiczyły się w jej oczach. Po chwili usta z różową regularnie i ładnie nałożoną pomadką w  twarzy za szybą rozjechały się w przyjaznym uśmiechu. 
Glen zatrzymała się trochę z wahaniem... i już chciała iść dalej. Pomyślała sobie, że to jedna z obcych kobiet, które były swego czasu przypadkowymi świadkami rotacyjnych ćwiczeń oczu tyłem do świata przodem do nich.  Gdy już miała postawić następny krok czas zwolnił a tempo jej spowolnionego marszu jeszcze się wydłużyyyyło, bo oto w ułamku sekundy przypomniała sobie tonę. 
- Toż to Mara przecież - przemknęło jej wyjaśnienie zagadki.

Marę poznała właśnie w tym samym Mc - Donald'zie, gdy założyła strajk diecie i postanowiła sobie życie umilić i uciszyć skowyt  duszy a może  tylko  wewnętrzne skomlenie za chwilą odmawianych sobie wszelkich przyjemności. 
(Bo wiadomo, że wszystko co przyjemne to szkodliwe szczególnie w nadmiarze, bo w nadmiarze to wszystko szkodliwe, jeszcze bradziej jak w ilościach poniżej dostatecznych...- pomyślała na marginesie a może w nawiasie.)
- Ale numer, coś takiego, niesamowity zbieg okoliczności - prawie że lamentowała z uciechy.
Mara pomieszkiwała kiedyś kilka nocy u niej w całkowitej konspiracji przed Myszką. 
Mara znała tylko matkę a właściwie miała tylko matkę. Mieszkała w małej, bardzo historycznej dziurze z racji tego, że w tej dziurze podobno myszy zjadły Popiela. Mama Mary chałupniczo  obierała cebulę. Tę samą cebulę co później na małych stosach leży w różnych sklepach i na straganach i zbiera zarazki z otoczenia. Wiadomo przecież, że cebula do ostatniej chwili przed spożyciem powinna być w ubraniu ponieważ w innym wypadku chce się zasłonić i  zaraz zaczyna zbierać wszelkie bakterie. 
Mniejsza o ten ostatni kawałek, ale Mara na prawdę miała trudną sytuację. Wykształciła się - była młodą, nad-przeciętnie atrakcyjną prawniczką szukającą pracy już teraz gdziekolwiek i przy czymkolwiek. 
Gwen ofiarowała jej sprzątanie z litości na samym początku i wówczas okazało się, że dziewczyna jest utalentowana pod każdym innym względem. Sprzątanie to była dla niej katorga. Jeżeli chodzi o sprzątanie to była wyraźnym malkontentem. 
W sumie zaprzyjaźniły się i wynik całego wydarzenia był taki, że Mara bezskutecznie co prawda szukała pracy pomieszkując u niej. 

- Co za niespodzianka~!, ale miło..~!!. 
- Jaki niesamowity zbieg okoliczności~!. 

Narobiły tyle rabanu i zgiełku, że kilka osób zaczęło je obserwować z zaciekawieniem jakby jakaś akcja albo film sensacyjny właśnie się na jawie toczył. Dla Gwen to był właśnie  film na jawie w dodatku reżyserowany przez nią samą. Ostatnio jak z worka wysypywały się wszystkie młodociane znajomości. U niej tak zawsze jak weszło na dostawiających się mężczyzn to szła akcja aż do wykończenia a potem była przerwa i coś innego się działo. Jakoś przyciągnęła te wszystkie młode dziewczyny, może dlatego, że już za niecałe dwa tygodnie ma zobaczyć Lilly? 
W każdym razie gdyby tylko spotkała Marę to byłaby nieprawdopodobna bajka, a okazało się, że po Juście incydencie z Halą oraz rozmowie telefonicznej z Netą to już była czwarta dziewczyna w trzy dni - jakiś rekord czy maraton? - analizowała nieco ogłuszona całym zajściem jak i natłokiem splotu przypadków... a może to z powodu powieści, którą właśnie pisze? Może te dziewczyny podświadomie chcą w niej się pojawić ? - pytała retorycznie pomiędzy buziakami i uściskami jakimi zarzuciła ją Mara. 

- To znaczy, że dzisiaj mogę wykreślić silną wolę z powodu odchudzania - powiedziała Gwen jak tylko obie usiadły na przeciw siebie. 
- Mogę stanąć w kolejce, bo jak obie pójdziemy to ktoś nam zajmie to fajne miejsce... - uczynnie zaofiarowała się Mara
- Dobrze; chętnie sobie posiedzę - całkiem rozsądnie powiedziała Gwen - ale może porozmawiajmy najpierw. trochę zgłodniejesz i może potem razem coś zamówimy.
- Spoko, to znaczy super! - zapewniła ją Mara 
- No to mów co słychać? A czy myśmy ostatnio miały ten sam stolik? A jak mama? I co w ogóle? 

Ile było do opowiadania ile mil do nadgonienia ile spraw i sprawek. 
Jak zwykle głównym wątkiem był chłopak Mary lub ewentualny chłopak lub kandydat na chłopaka od lat kilku - relacja dalekodystansowa tak zwana on w Toruniu ona tam gdzie myszy Popiela wykończyły na zamku w dziurze. To znaczy myszy z historią Popiela na zamku tylko Mara w niby turystycznej dziurze. 
Potencjalny chłopak Mary Zwon był jedyną na świecie osobą, która ją rozumiała i sponsorował dla niej wszystkie telefony, które ona musiała wykonać... był nieco starszy i Gwen domyślała się, że prawdopodobnie żonaty i Mara była tak na w razie czego... zresztą ta relacja trochę krępowała jej wolność, bo niby mogła sobie poznać kogo chce tylko, że miejsce było już okupowane a wówczas to bardzo kiepska sprawa z poznawaniem innych. Za możliwość komunikacji z każdym a przede wszystkim ze sponsorem telefonicznym Mara miała bardzo trudną sytuację ograniczenia wolności za koszt wszelkich rozmów, których bała się nadużywać w ramach niemego kontraktu... ale uwikłanie. o jo joj uff, pod sufit... 
Gwen wiedziała, że Zwon żywi się brudną energią a nawet szczuje Marę różnego rodzaju zagrożeniem emocjonalnym w ramach kontroli okupowania jej zaangażowania względem siebie. Zaangażowania, które z racji oficjalnej miało status ukryty tak bardzo, że nawet tajemnica była tutaj wykluczona. Próbowała wytłumaczyć zasady brudnej gry Zwona swojej młodej przyjaciółce, gdyż ta wpadła w zastawione sieci, ale Mara była platonicznie zaślepiona. 

Ostatnio na stosik weszła nowa sprawa;
- Wiesz całowanie to też wykładnik uczuć - mówiła Gwen.
- No tak, ale on się boi... 
- A tam boi... a może ma polipy w nosie? - dopytywała się Gwen. 
- Jak polipy?...
- Wiesz zabieg jest bardzo łatwy a przywróci mu możliwość węchu i całowania - instruowała Gwen swoją wpatrzoną w nią niczym w tęczę lub w objawienie słuchaczkę. 
- Oj, co się tak gapisz jak sroka w gnat? - zdenerwowała się Gwen - trochę swojego przeżyłam, a zresztą jak chcesz wiedzieć miałam kiedyś chłopaka, no dobra kochanka, no dobrze konkubina po tym jak Gregor odszedł... 
- I co? Z całowania nici?... 
- Takie tam pykanie - dziobanie i na dłuższą metę... no wiesz człowiek z zapchanym nosem się dusi... 
- Aaaha, tak, tak  - powiedziała Mara i zamilkła.
- Jak mu to powiedzieć? 
- Najpierw Ty mi powiedz, czy on oddycha przez usta?... 
- Ma bardzo rzadko całkowicie zamknięte. Nawet na początku to myślałam, że te wciąż rozchylone usta to nadają mu trochę głupkowaty wygląd - analizowała Mara - zastanawiałam się czy na starość przez to będzie mu wisiała dolna warga jak u Gajos'a?
- No właśnie i co? - chciała wiedzieć coś więcej Gwen.
- Przyzwyczaiłam się...
- Jak często się widujecie?
- Rzadko, bardzo rzadko, on jest bardzo zajęty i daleko... 
- Wiesz odległość to zawsze dobry argument wyjaśniający wszystko - skomentowała Gwen.
Mara się trochę zmieszała, bo czasami dochodziło do niej, że jednak się sprzedała za kartę telefoniczną. Zawsze jednak potrafiła sobie wytłumaczyć, że to jest szlachetna pomoc i ona w ramach zadość uczynienia a tym bardziej, że by chciała czegoś więcej niż bardzo daleko odsunięte ewentualne perspektywy więc...
- Ile lat się już znacie... - chciała dokręcić śrubki Gwen.
- Trochę - wymijająco odpowiedziała Mara. 
- A poza tym? - spytała Gwen.
- Poza tym to jest tak samo...
- Z czym? - próbowała się domyślać starsza z rozmówczyń. 
- A nadal mi dokuczają. 
- W tej kamienicy
- W takiej dziurze wszyscy wszystkich znają i trudno im przełknąć, że się wykształciłam i jednak mimo wszystko jakoś inaczej żyję przede wszystkim nadal dzięki mojej ciężko harującej mamie - powtarzała znaną uszom Gwen śpiewkę Mara. 
 - Zarówno dla Mary jak i dla jej matki to  bardzo trudna sytuacja w takiej dziurze - myślała Gwen. Głośno natomiast powiedziała - przestań mglić moja droga, już pora. 
- Chcę być szczera, bo co to za rozmowa, jaki sens ma... - mówiła nieco podniesionym głosem Mara. 
Gwen postanowiła przerwać w porę racje Mary; 
- Przecież przyznałaś mi rację... utwardzasz wzory, powtarzając to co wydaje się Tobie wartością stałą zapewniasz holograficzny byt sytuacji takiej jaka jest w danej chwili..
- No tak, ale co mam zrobić? - pytała na wpół zrozpaczona Mara marszcząc czoło i zabawnie przechylając głowę w celu znalezienia ratunku w innej perspektywie - oni mi otwarcie ubliżają, boję się nawet... 
Gwen uniosła zdecydowanie dłoń i posuwistym ruchem pokazała odcięcie się od reprezentowanej płaszczyzny rozmowy.
- Starczy. - Powiedziała bardzo stanowczym ale cichym tonem. 
Mara zamarła w bezruchu.
- Masz zobaczyć sytuację z innej perspektywy. 
- Ale to jest najprawdziwsza prawda - protestowała młoda bezrobotna prawniczka prawie pod trzydziestkę a wyglądająca na kilka lat młodszą, znacznie wyższą i dużo szczuplejszą do jej szczupłej córki Lylli. 
- Wiem że to jest prawda... - zasępiła się Gwen 
- Powiedz mi w takim razie - po chwili kontynuowała Gwen - co Ty sadzisz o nich o swoich dręczycielach i prześladowcach? 
- Oj, na pewno bardzo mało co dobrego, lenie, brudasy i tylko oglądają się jak się napić za wyciśnięte grosze, mogli by też się uczyć każdy może...
- Zdaje się Tobie, wciąż widzisz świat w perspektywy równych szans i takich samych opcji dla każdego - prawda? I tym samym wydajesz wyrok na  siebie samą.  - trochę zdenerwowała się Gwen 
- Każdy ma swoją drogę - kontynuowała -  i każda droga jest różna, poza tym popatrz, przecież Wy traktujecie się wzajemnie tak samo - prawda? 
Mara skinęła głową.
- Na jednym poziomie - dodała - A przecież to Ty podobno dałaś radę sięgnąć po wyższy pułap to dlaczego funkcjonujesz na niższym, chcesz więcej musisz zdać sobie odpowiedzialność z tego, że bierzesz na siebie większą odpowiedzialność i ona na Tobie ciąży. Oni są przecież tam gdzie byli od zawsze - prawda? 
Mara wytrzymała posłane jej pytające spojrzenie - po czym pokiwała głową - no tak... powiedziała raczej odczytanym ruchem ust niż głosem.
- Ktoś musi być mądrzejszy, ktoś musi zacząć współczuć, widzieć sercem, ktoś musi oprzeć się o empatię lub przynajmniej nastawić się na to, że wszystko się zmienia w każdym najmniejszym ułamku sekundy i w każdej sytuacji możliwa jest zmiana - kontynuowała Gwen. 
Twoja szansa na zmianę jest zawsze w tym momencie teraz. - zakończyła dobitnie... 

Przypadkowe (niby przypadkowe) spotkanie powoli dobiegało końca. 
Gwen pomyślała, że jeżeli tak dalej pójdzie to przywdzieje sutannę i będzie nosić napis:  "... zło dobrem zwyciężaj..."
Na zewnątrz z racji jesieni zapewne zrobiło się najpierw szaro a teraz ulice były wciąż jasne od lamp i neonów, zrobiło się inaczej i ładnie.... Fajnie będzie wracać, zupełnie inaczej - pomyślała...

- Masz gdzieś nocleg na dzisiaj ? - zainteresowała się Gwen zmieniając kierunek rozmowy... 
- O tak tak, u znajomego spotykam się wieczorem ze Zwonem ma mi przekazać kartę telefoniczną i dać trochę kasy...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz