środa, 29 stycznia 2014

Widok z balkonu

Już w czasie rozmowy telefonicznej Paweł wyjaśniał powód, dla którego wynajęli obecnie zajmowane przez nich mieszkanie ale to co zobaczyła Cyntia po prostu przerastało jej wszelkie oczekiwania. 
- Czy jakieś zdjęcie czy film byłby w tanie pokazać to wszystko co tutaj... - Cyntia nagle umilkła, bo po prostu zabrakło jej słów. 

To była pierwsza Sobota zaraz po przyjeździe Cyntii do swoich dzieci do Irlandii. 
Na lotnisku  trudno jej było poznać własną córkę pomimo, że tak często widywała ją na skype'a. 

Rzeczywistość to prawda -  przyszło jej na myśl co też trochę później im powiedziała. 
Reszta to fikcja - dodała już po powitaniu dzieci. 

Siedzieli na obszernym balkonie na chyba trzecim piętrze licząc parter jako jedną z kondygnacji tak jak to się liczy w Rosji czy w ogóle wszędzie za granicą, zdaje się oprócz Francji... a może właśnie z Francją?
Lylli bardzo ciężko przechodziła końcówkę ciąży i cały posiłek przygotował samodzielnie Paweł. Zrobił grilla i było bardzo odświętnie. 
Pogoda dopisała jakby ktoś to dla niej specjalnie spreparował, specjalnie jak się okazało na cały jej pobyt... 

- W Polsce teraz są takie upały, że trudno wytrzymać na zewnątrz - powiedziała po chwili Cyntia -  a tu pogoda jak na zamówienie jak wymarzona.

Na prawdę czuła się otulona luksusem z czego większość załatwił widok i świadomość, że oto uczestniczy w jednym z przełomowych momentów w życiu rodzinnym swojej córki, że jest częścią składową tak ważnej chwili, reszta to zasługa Paweła.
Bardzo się starał, zresztą jak zawsze.
Cyntia była wdzięczna za to, że los ofiarował jej takiego zięcia. 
Była wdzięczna rodzicom zięcia za to, że mają i wychowali takiego syna. 
Była wdzięczna za to, że jej córka chciała jej uczestnictwa w ważnej chwili w swoim życiu. 
Była przepełniona wdzięcznością za to, jej córka kocha swojego męża a on darzy ją uczuciem i szacunkiem i że odnajduje w Lilly to czego potrzebuje od kobiety w swoim życiu. 
Rozpływała się nad widokiem z balkonu. 
A na koniec była wdzięczna za okazywane jej zaufanie. 
Była wdzięczna za to, że w Polsce też się wszystko prostuje i czas pomaga goić i zabliźniać rany. 

- Będziemy chodziły na spacery do parku i teraz i jak mała się urodzi - powiedziała Lylli podążając za jej wzrokiem. 
W powietrzu czuć było końcówkę lata  z zapowiedzią zbliżającej się jesieni...
- Środek lata a taka fantastyzczna pogoda... - rzuciła jeszcze raz i czuło się, że jakoś trudno jej uwierzyć w nadmiar szczęścia a pogoda to tylko taki pretekst dodatek, deser..
- Macie pięknie urządzone mieszkanie - stwierdziała Cyntia.
- Podoba się Tobie mamo?, bardzo się cieszę - zapytała bez czekania na odpowiedź Lylli. 
- A Ty wiesz, że tutaj wszystkie mieszkania muszą być doszczętnie wyposażone co do widelca i łyżki w szufladzie aż po akcesoria w łazienkach i we wszystkie meble i w zasadzie we wszytko co w takim mieszkaniu jest do życia potrzebne ? - zapytał Paweł.
- Pościel... ? - wyrwało się Cyntii.
- Pościel i ciuchy mamy swoje - powiedział z uśmiechem i trochę z przekąsem Paweł. 
- Już poprzednio jak tutaj byłam to bardzo mnie to zdziwiło - wyznała Cyntia.
- Bo tutaj jest takie prawo, że jak się wynajmuje dom czy mieszkanie to ono musi być kompletnie wyposażone i przygotowane do życia w nim - podjęła Lylli. 
- Niesamowite - przyznała Cyntia.
- A co pamiętasz jeszcze z ostatniego u Nas pobytu? - chciała wiedzieć jej córka. 
- Oj bardzo dużo pamiętam. Przede wszystkim nasze wspólne wycieczki i to, że ta wyspa jest przede wszystkim okolona wodą z piekną linią skarp i urwisk na wystrzępionych brzegach a poza tym to, że ląd jest umoczony w zieleni. Pamietam piękne, przepiękne widoki, pasące się stada danieli i owiec. Pamiętam piękne zadbane domy i urokliwe ogrody. Pamiętam,.. co jeszcze; jeszcze pamiętam ulice miasta i ogólną atmosferę i ten park z tymi potężnymi drzewami, zawsze zapominam nazwę... i ogród...
- A ogród botaniczny - wtrąciła Lylli - A pamiętasz te Taśki co szły za nami i Yanna je tak lubiła a wiewiórki co były takie oswojone i kwiaty w Palmiarni? 
- Tak pamiętam wszystko i zółte kwiaty na kolczastych krzewach w górach i naręcze niebieskich i białych kwiatów wiosną... - wyliczała Cyntia.
- A pamiętasz jak zbierałaś odnóżki? - zapytała z rozbawieniem w głosie poprawiając się na krześle jej ciężarna starsza latorośl, bo trochę jej było mało komfortowo. 
- O tutaj, tutaj, daj rękę, zobacz jak kopie! - Lylli chwyciła rękę Cyntii i położyła ją sobie na wydentym brzuhu podobnym do wielkiego balona. 
- Ale fantastyczne uczucie - relacjonowała z przejęciem Cyntia. 
- Fajnie, to prawda - wtrącił Paweł. 
- Cudownie - odrzekła całkowicie pochłonięta chwilą mama przyszłej mamy. 
Podszedł Paweł, bo też chciał doświadczyć swojej córki przez skórę brzucha swojej żony. 
- Cyntia się taktownie odsunęła. 
Ręka Pawła spoczęła w miejscu, gdzie przed chwilą była jej własna i Cyntia zdała sobie sprawę, że ojej! Cyntia zdała sobie sprawę, że ręka jej zięcia zajmuje pół brzucha jej córki. 
- Będzie mu bardzo wygodnie trzymać niemowlę nawet jeżeli będzie takie duże jak na to wskazuje rodzinna tradycja z obu stron w jej i obu stron w rodzinie Pawła a także Gregor'a z czego zdała sobie sprawę nieco później. Ale swoje spostrzeżenia zachowała dla siebie. Za blisko już były przeżycia związane z porodem dla jej córki. 
- A pamiętacie te naręcza białych kwiatków na wiosnę ? - zapytała z nadzieją oddlenia się od jej własnych myśli i w imię przerwanego toku rozmowy. 
- Tak się nimi zachwycałaś, że trudno, żebyśmy my to mogli zapomieć - skomentował Paweł. 
- A wiecie, że te kwiaty to Niedźwiedzi czosnek odmiana dzikiego czosnku, który rośnie na ziemiach wysoko wapiennych...
- Mamo wystarczy powiedzieć na ziemiach bogatych w wapń a nie zaraz tak przestrzelić górnolotnie - skwapliwie skorygowała Cyntię Lylli trafiając tym samym w piętę ahillesową swojej rodzicielki. 
- Aj...!, no tak, ale to w tej chwili mało ważne... - spieszyła się prowadząca wątkek. 
Pomimo, że Lylli zmilczała cisnącą się jej na usta kontynuację małego zatargu to jednak dała za wygraną i Cyntia doceniła to u swojego Światełka. Obie wiedziały o sobie bardzo dużo i każda wiedziała, że oczywiście to jest święta racja, ale że bardzo trudno oduczyć nawyków powstałych z poczucia niskiej wartości siebie starszej kobiety. 
- Starałam sie o taki czosnek na moją działkę... - powiedziała Cyntia. 
- Tak? - zdziwiła się Lylli. 
- Pamiętasz tę piekną działkę na rogu Koziego Rynku? - zapytała Cyntia obiecując sobie prostotę i bezpośredniość, którą przecież też umiała jak tylko się nad tym skoncentrowała. 
- A tego starego faceta, z którym się przyjaźnisz? Ile on ma lat? - chciała wiedzieć córka. 
- A wiesz jak ostatnio z nim rozmawiałam to on miał 95 lat i jeszcze tam żwawo i w miarę swoich możliwości działał na swojej działce i z tyłu w ogrodzie. 
- Dawno z nim rozmawiałaś?
- Kochana zabij mnie ubij ale trudno mi to sobie skojarzyć, ale kilka lat temu. Jak przyjechałam od Was to chciałam sobie ten czosnek zachodować i wdepłam do niego jak zwykle pogadać o roślinkach i rozmowa zeszła na Irlandię ze względu na ten czosnek i wiesz co się okazało? - rzuciła Cyntia patrząc wyczekująco na Lylli, bo wiedziała, że tamta powinna teraz w/g jej oczekiwań zapytać...
- Co ? - padło to na co czekała Cyntia, żeby nadal mogła kontynuować podjęty temat.
- Że ten czosnek chyba w ramach wypraw Polaków do Irlandii stał się w Polsce też badzo popularny?
- I on go miał ? - wbił się Paweł absoluynie i jak zawsze idealnie celnie i  w moment.
- No właśnie. Pokazał mi kilka małych źbeł i na moją prośbę o podział z pól godziny mi tłumaczył, że... no pół godziny mi tłumaczył, że on go najpierw musi rozpropagować, że ma ziemię źle na wymagania tego czosnku przygotowaną, że mu żal, bo może moja ziemia też zła i takie tam wiecie... - dokończyła Cyntia pomijając zakończenie i machając ręką z rezygnacją, bo uznała, że gestem więcej załatwi niż kontynuacją opowiadania o akcji.  
- Jak się mała urodzi i trochę podrośnie, to pojedziemy jeszcze na taką wycieczkę i to na pewno na wiele i sobie skąbinujesz tego Twojego czosnku - śmiała się Lylli.
- Ale tam będziesz się wstydziła - stwierdziła Cyntia lakonicznie zamykając swoje szerokie obawy w kilku słowach, za którymi jednak kryła się rozbudzona nadzieja. 
- Mama mi już przeszło, młoda byłam - powiedziała Lylli tonem usprawiedliwienia. 
Cyntia przełknęła ślinę i zamilkła bo była wdzięczna za to, że jej dzieci rosną i rozumieją różne zakamarki życia coraz bardziej. 
- Paweł powiedział, że możesz zająć się balkonem; popatrz na te skrzynki. 
- Rzeczywiście skrzynki  to jest jedyny słabszy punkt całosci - zgodziła się Cyntia . 
- Mogę się zająć jeszcze zanim urodzi się maleństwo. Mogę nazbierać odnóżek o chociażby bluszczu... podjęła Cyntia - myśląc, że jednak za gorliwie się wczuwa w podsunięty pomysł i rolę oraz za bardzo wysuwa karetę przed konie i że jej inicjatywa w mieszkaniu córki i zięcia powinna być lekko przystrzyżona. Przecież to jest ich mieszkanie - pomyślała i umilkła w porę. 
- Ależ tu macie zielono - powiedziała patrząc przed siebie - pięknie - dokończyła z pełnym przekonaniem.
- Zielono, sielankowo i jak prawdziwe wakacje - myślała z westchnieniem.  
- Na reszcie rozumiem skąd się wzięła nazwa osiedla, na którym mieszkają moje dzieci - powiedziała głośno i w tym samym momencie zdała sobie sprawę, że Paweł ma niską tolerancję na to "jej" a szczególnie na "dzieci". 

Cały kompleks osiedlowy zaprojektowany z ogromnym rozmachem w duchu współczesnych założeń urbanistycznych,  położony jest nad parkiem ze stawem sztucznie wykopanym i nawodnionym, po którym pływają łąbędzie, kaczki i nurki oraz fruwają mewy drąc się tak samo jak wszędzie na świecie... 

- Policzyłam łabędzie. Jest ich trzynaście - zawiadomiła towarzystwo dokładnie dwkurotnie starsza od reszty towarzystwa. 

Bowiem wiek Lylli i Pawła razem wzięty to znaczy 28 + 28 to był dokładnie jej wiek. Jej córka tak jak chciała przez tyle lat rodziła dziecko w tym samym wieku, w którym ona rodziła Lylli. Jej córka zawsze chciała zajść w ciążą w adekwatnym wieku w jakim zaszła w ciążę jej mama i ciocia chrzestna i drugie dziecko też planowała tak jak to było w przypadku jej mamy. Uzgodnili z Pawłem, że drugie dziecko dobrze jeżeli byłoby  chłopcem, bo Paweł chciał pierwszą córeczkę a drugiego syna. 
Cyntia wiedziała jednak, że oryginalnie Lylli chciała mieć dwie córeczki tak jak to było w jej rodzinie. Cyntia zastanawiała się dlaczego właśnie z tego powodu jej lekko na sercu, czyżby czuła się przez fakt, ze córka chce w jakimś stopniu świadomie powielać wzory z życia jej matki sprawiał, że czuła się przez to docenioną i uhonorowaną matką, że dobrze wywiązała się z podjętej roli? Tak odpowiedziała sobie to właśnie tak jest i ciepło zalało ją od wewnątrz. Jej obie córeczki uważały, że miały dobrych rodziców i bardzo się cieszyły, że rodzice wciąż są w stanie normalnie ze sobą rozmawiać i cieszyć się ze szczęścia swoich dzieci chociaż każde na swoim prywatnym terenie. 

- Przecież tutaj mało co można zobaczyć z tej odległości - powiedziała Lylli. 
- Można, można tylko trzeba uważać, gdzie płyną, bo mogą się schować za tą wyspą albo w szuwarach na brzegu, ale jak są w grupie i na środku, albo skubią w grupach trawę, to można je policzyć - oświadczyła Cyntia ciesząc się ze swojego osiągnięcia.
Z góry Cyntia widziała jak dookoła powoli spacerują ludzie z wózkami albo z pieskami w wydzielonym placu zabaw bawią się dzieci. Na trawnikach kolorowe płachty materiałów, na których opalają się grupki rodzin lub znajomych. Wszystko leniwe, rozgrzane letnim słońcem, zatopione w bogactwie zieleni.

- Ale fajnie...-  skometowa rozmażonym głosem do Lylli zapatrzonej w oddalone niebieskie zarysy wierzchołków gór na horyzoncie. 
- Co tutaj macie zachód? - chciała wiedzieć przerywając ciszę. 
- Wschód - padło ze strony Pawła. 
- Ojej to znaczy, że dopiero rano zobaczę słońce a myślałam, że dzisiej... - urwała, bo na prawdę oczekiwała, że taki widok, taki spektakl powinnien jej się zaprezentować dodatkowo z promieniach zachodzącego słońca. 
- Wieczorem tez tu jest pięknie, zobaczysz - pocieszyła ją Lylli - zaświeci się Dublin i będą widoczne mosty, bo niebo jest czyste i daleko wszystko widać. 
O tym, że w Irlandii brak komarów Lylli poinformowa Cyntię już w czasie ich prawie codziennych pogaduszek. 
- A najbardziej cenię sobie brak komarów i innych dokuczliwych owadów polujących na człowieka - powiedziała, chociaż to było tylko ułamkiem prawdy, ale brak komarów na pewno składał się na całość wyjątkowo przyjaznej scenerii. 
- Za każdym razem  kiedy jesteś u nas - wtrącił Paweł - to masz szczęście trafienia na wyjątkową pogodę. 
- Podobno przywożę pogodę ze sobą. Zresztą do Szwecji i na zjad naszej szkoły też ją ze sobą zabrałam - śmiała się Cyntia. 
- To są ostatnie chwile Emilki jako kobiety ciężarnej - pomyślała Cyntia. 
-  Zula może pojawić się wśród nas w każdej chwili - kontynuowała i ogarnęło ją rozrzewnienie... 
- Mogę też poczekać jeszcze blisko trzy tygodnie, bo taki jest termin - analizowała znane sobie detale już po raz któryś z kolei. 
- Jeżeli poród będzie się przeciągał poza czas dziesięciu dni po terminie - powiedziała Lylli jakby podążając jej torem myśłi to będę miała poród wywoływany. 
- Na Twoim miejscu bym poczeka aż dziecko zdecyduje. Wiesz, że Ty się urodziłaś na dwa tygodnie po terminie a Yanna trzy? 
- Tak ? - zdziwił się Paweł i aż się wyprostował z nad grila i spojrzał w dal w stronę siniejącego zarysu szczytów gór na horyzoncie. 
- Ten szpital, w którym mam opiekę ma taką polisę - poimformowała ją Lylli mimo, że omawiały to w szczegółach już po raz enty. 
- Już bym chciała ją poznać - zawiodomiła towarzystwo Lylli patrząc na pochylone plecy Pawła. 
- Też - odrzekł. 
- Jestem już bardzo zniecierpliwiona tym, że wyglądam jak balon i że jest mi na prawdę bardzo ciężko w tych ostatnich chwilach - usprawiedliwiła się jej córka. 
- Wiem skarbie wiem - powiedziała Cyntia patrząc na nią ze zrozumieniem.  
- Poza tym jest przekonana, że w/g medycyny można  w tej kwestii trochrę przechytrzyć naturę - uzupełnił Paweł po chwili.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz