niedziela, 19 stycznia 2014

Tryk cdn

To co się stało teraz przerastało w ogóle wyobrażenia Gwen a gospodarzy małego domku w lesie w ogóle.
Leon musiał leżeć cały czas na brzuchu i był zupełnie do niczego. 
Zadawał czasami tak podstawowe pytania, że Gwen musiała go tłumaczyć tak by w oczach opiekunów pozostał indywidualnością w powszechnie akceptowanej normie pojęć o człowieku. 
Tłumaczyła te pytania i głupie jakby się mogło wydawać zagrywki najczęściej przebytą amnezją lub, że w bólu bredzi... 
Dobroduszni starsi państwo posyłali sobie porozumiewawcze spojrzenia; a to wuj cioci a to ona jemu serwowała znaczące pełne wyrazu zatroskane lub zdziwione oczy a czasami w desperacji podkreślone odpowiednio dobraną miną lub gestem  oznaczającym "kręćka" lub "kuku na muniu" lub całą gamę tego czym Gwen się potrafiła określić.  Czasami w tych oczach kryło się nieme pytanie i powątpiewania wysłane przez oboje w stronę siostrzenicy... - Gwen znaczy. 
Ona udawała, że wszystko jest jak najbardziej tak jak powinno być i w porządku w każdym razie pod kontrolą a tak na prawdę chodziła po ścianach i wszystkiego miała dosyć. 
Musiała odpierać na bieżąco insynuacje i podejrzenia wujostwa o tym jakoby Leon był posiadaczem niebieskich lub żółtych papierów albo, że może gdzieś posiał i zostawił dzieci. 
- Co by oni powiedzieli, gdyby dane im było wiedzieć, że on ma bardzo skromne zrozumienie funkcjonalności jakichkolwiek świstków, wszelakich kwitków i  papierów? - zastanawiała się Gwen i widziała w tym pierwiastek bezgranicznego komizmu, który pozwalał jej jakoś się przeczołgać lub przeciągnąć  z momentu na lub ponad moment. 

Leon najprędzej zdołał pojąć i zdał sobie sprawę a także zorientował się o praktycznych możliwościach zaaplikowania  kasy w realiach materialnej wymiany wartości symbolicznej na potrzebny towar. Z zadziwiającą szybkością opanował wszelkie nazewnictwo dotyczące pieniądza takie jak siano, kapusta, dźgańce, dychy, wata, kieszeń, portfel, mieszek i tym podobne oraz bardzo szerokie zastosowanie ekwiwalentów wymienionych słów oraz możliwości używacia tych bardzo przydatnych atrybutów dla zapewnienia sobie przeciętnych warunków raczej po stronie luksusu i dobrobytu niż odwrotnie. Reszta go dotyczyła a tym bardziej obchodziła w bardzo małym zakresie. Kasę miał zawsze i tyle ile w danym momencie było to konieczne. Resztę można było kupić jeżeli nastąpiła konieczność likwidacji nagłej pętli losu. 
 
Musiała zostać dłużej niż przewidywał weekend, bo Leon był poza użytecznością jakąkolwiek. 
Musiała się nauczyć jeździć do pobliskiego miasta samochodem, w którym Leon ją przywiózł do wujostwa  z obfitym błogosławieństwem i praktycznymi wskazówkami Tada. 
Zgrzytała skrzynią biegów i nadużywała sprzęgła w całej możliwej rozpiętości, nagle stawała na środku skrzyżowania lub prawie zaliczała stłuczki, ale dawała radę, bo Leon jej wyjaśnił, że jest pod specjalnym nadzorem i z naddatkiem pozytywnych rozwiązań na każdą okazję  zapewniającym wykonanie każdej powierzonej misji bez szwanku dla jej fizycznego czy mentalno - psychicznego dobra. 
O tym ostatnim była przekonana w dużo mniejszym stopniu niż mogła w to sama uwierzyć ale póki co spisywała się dzielnie i z wielką wydolnością jak na zaistniałe warunki. 
Posiadała prawo jazdy ale jej dotychczasowe doświadczenia polegały na obsługiwaniu automatycznej skrzyni biegów. 
Ella wciąż tylko załamywała ręce lub układała je na piersiach w pozycji wyrażającej niemą trwogę. Po czym opuszczała je wzdłuż tułowia z całkowitej rezygnacji, bo słowa okazywały się mało skuteczne lub w ogóle bezużyteczne. Czasami z całkowitej desperacji chciała sobie rwać włosy z głowy ale nakaz polskiej gościnności powstrzymywał ją przed zbyt teatralnym okazywaniem swojej frustracji. 
Gwen widziała jedyne pocieszenie w tym, że udało jej się wymknąć komplikacjom zastawionych sideł na jej stan wolny. Uniknęła uwikłania poważnego zaangażowania w związek z kimś kto jak się okazało wypożyczył ciało bez znajomości jego obsługi, bo się spieszył i miał nadzieję nauczyć się po drodze tego co normalni ludzie uczą się latami.
Cieszyła się skrycie, że mimo wszystko urodziła się pod dobrą gwiazdą. 
Zorientowała się między innymi, że Leon miał małe pojęcie do czego służy cała hydraulika wewnętrzna i zawieszenie pod brzuchem... 
Teraz można było wszystko upchnąć a konto choroby lub pokiereszowania ale potem... ?
O jak dobrze, że teraz się wszystko wysypało przypadkiem i z ewidentną pomocą Tryka, który podświadomie czy za przyzwoleniem uniwersalnie skonstruowanych trybów bezbłędnej perpetuam mobile był po jej stronie. 
(Gwen doskonale wiedziała jak działa wspomniana konstrukcja i na czym polega samoistny napęd, bo jej ojciec Wład bym poważnie zaintrygowany całym zjawiskiem. Spędzał całe godziny rysując mechanizm lub konstruując metalowe modele urządzeń.
Do dziś Gwen może przywołać sylwetkę ojca pochylonego nad kartką papieru z fajką w zębach pykającą dymek z nogą założoną na nogę, która zawsze miała własne niezależne życie i przebywała jakieś podróże poza wiedzą Włada lub z jego przyzwoleniem. Rysował perpetuam mobile a tak na prawdę myślał, że tak działają kosmosy. 
Gwen podejrzewała, że w odwrotną stronę ale koncepcja zyskała jej uznanie i ogólną akceptację.)

Im bardziej się zapoznawała i zdawała sobie sprawę z czym ma do czynienia, tym bardziej była pewna słuszności swojej decyzji i czuła się czasami aż nadmiernie wykorzystana za cenę rozjaśnienia mroków znajomości z Leonem i jak się wkrótce okazało z jego znajomą, konkubiną, kochanką czy połówką z równoległych wymiarów lub jako część jej samej. 
Leon musiał wezwać Łylę a właściwie to on miał do niej się wstawić na spotkanie. Jako, że baran uszkodził przełącznik w fizycznej, mentalnej lub astralnej sferze, która umożliwiała gładkie przechodzenie lub międzyplanetarne podróże, Łyla musiała się zrealizować u gospodarzy jako pielęgniarka, którą Gwen niby z miasta przywiozła.
Wybrała ogromne ciało, które było pod ręką bo wszyscy, których stać było na luksus czasu, skutecznie unikali dramatów i  katastrofy prezentowania się w jego gabarytach i znacznie poniżej przeciętnej zadbania i  o puszczonej miękko przelewającej się powierzchowności oraz dyskusyjnej a może nawet kontrowersyjnej urodzie ale sprawa była pdobno bardziej niż pilna. 
Więc pielęgniarka miała potężne ciało i ubrana było mało estetycznie i wyglądała raczej  na kloszarda niż kogoś kto pracuje w branży służby zdrowia. 
Ale naturę wybrała dla siebie szczęśliwą i przyjemną i ciepłą, bo tych też było w nadmiarze w magazynach propozycji co gwarantowało możliwość akceptacji prezentowanej tożsamości w dostatecznym stopniu dla materialnych realiów. 
Gwen miała pilnować drzwi do sypialni, żeby zapewnić parze z zaświatów konieczność dyskrecji i absolutną kredytację pozostawienia wujostwa w polu i w ciemnościach poza świadomej realizacji co do tego co  się święci pod ich gościnnym dachem. 
- Biedni - zawyrokowała Gwen bez specjalnych wyrzutów sumienia, bo wiedziała, że mimo wszystko tak jest lepiej dla pary dobrotliwych, empatycznych staruszków. Po prostu wybierała błogosławieństwo mniejszego zła dla wszystkich.

Z omówionej wyżej  płaszczyzny odniesienia unikała jak mogła podsłuchiwania; jednak mimo wszystko ze strzępków burzliwych dialogów doszło do jej świadomości, że tych dwoje się kłóci i ciągle coś knuje lub dochodzi do zgodności poglądów po wybojach i przez kontrast. 
Przekonała się do końca, że tam skąd jest zarówno Leon jak i jego przyjaciółka pełno jest tego samego co na ziemi. 
Co jednak zaskoczyło Gwen okropnie, to to, że oni w ramach unikania nudy preparują ludzkie okoliczności losu tak, żeby oni mogli się bawić i żartować sobie kosztem swoich podopiecznych. Ich stosunek do ziemskich losów był mniej więcej taki jak przeciętna człowieka do zwierząt i petów wziętych razem i w zależności o możliwości zmieszczenia się w budżecie ekonomicznym. Musieli się zmieścić w ramach równowagi dobra i zła z lekką przewagą na korzyść dobra, tak by świat się kręcił i szedł do przodu. Oni aranżują główne ramy, na których zgodę podpisuje ktoś kto się rodzi a ludzie wypełniają sobą od A do B - swoją dolę. Ale... ale oni też podlegają prawom i traktatom uniewersalnych rozliczeń tak samo jak u ludzi obowiązuje ich hierarchia i tak samo mogą ją uznać lub się buntować w ramach braku akceptacji w/g narzucania siłą rozwiązań, które wydawały się dobre dla bardzije ukonstytułowanych z brakiem skupienia na aspektach dobra dla każdej jednostki. Tak więc dla rozrywki robią sobie dla przykładu pożar, bo chcą się pośmiać z tego jak komicznie ktoś podnosi ręce w panice a tak na prawdę rzadko się przejmują zakresem ludzkich przeżyć i emocji w międzyczasie. 
Podobno pierwszą reakcją po śmierci jest histeria śmiechu, bo cały dramat swojego wzmagania widzi się z ich perspektywy i celów. 
Gwen była poruszona, zbulwersowana ale zupełnie bezbronna. 
- To działa jak komiks lub gra w komputerze - powiedziała do siebie pod nosem z ogromnym zdziwieniem.
Poza tym wiodą między sobą gry czy małe wojny, które przyznają im większe lub mniejsze wpływy na dany region geograficzny lub określonej narodowości i czasami ten co ma ziemskie włości pod swoim nadzorem wchodzi w konflikty z tym kto zarządza konkretną ilością dusz czyli losów ludzkich dla przykładu Słowian lub Germanów; dotychczas dotyczących  najczęściej sąsiadów ale ostatnio w dobie rozszerzonej komunikacji i transportu sprawy regionizacji czy lokalizacji nabrały mniejszego znaczenia o ile w ogóle jakiegokolwiek.
Tak więc ludzie w roli liderów i  przywódców realizują wytyczne bardziej zaangażowanych w rozwoju  form życia a Ci z kolei jak w każdej holografii mają swoje ograniczenia i wyzwania w ramach swoich odnośników, wytycznych lub przełożonych. 

Podobno świadomość rozszerza się w nieskończoność we wspinaczce po krzywej fraktalnej oznaczającej rozwój  a jak do tego mają się czarne dziury?- uzyskiwane odpowiedzi rodziły całe naręcza następnych pytań... 
- Im głębiej w las tym więcej drzew - wyrzucała z siebie dla złagodzenia przeładowania możliwości percepcyjnych. 
W ogóle z tego co się zdążyła zorientować jest miej więcej też tak, że ludzie poprzez swoją drogę uczą lub udostępniają swoim tajemniczym, subtelnym  przełożonym poznawanie ich samych i w ramach własnego rozwoju zmieniają ich zakres możliwości spostrzegania i rozwoju. 
Wszystko działało jak w drzewach, gdzie liście są powodem wzrostu młodych gałązek te znów powodują bardziej zaawansowany stan stabilizacji wyrażony w formie skuteczniej skondensowanych  konarów, potem jest pień, przez którego korę płynie pokarm od korzeni zakotwiczonych w ziemi... Całość ma kształt szpulki do nici lub kabli. U góry korona wąski tunel i potem misa czy baza korzeni podobna do korony.  Z ziemi pochodzą soki życia z liści przetworzone światło. Całość oddycha przede wszystkim poprzez liście.  Od czasu do czasu  w określonych cyklach pojawiają się kwiaty i dojrzewają owoce dla produkcji nasion... 
- Ale zwały; - to piękne - cieszyła się Gwen, która do drzew czuła wielką sympatię od początku kiedy zdała sobie sprawę z ich istnienia co stało się powoli i tak jakoś razem z jej własnym poznawaniem siebie i uświadomieniem sobie swojego bytu. Potem doszło zdanie sobie sprawy  na ile ona w swoim całokształcie jest scalona z resztą świata na zasadzie naczyń połączonych a na ile skazana na dostarczanie wyników dziewięciu sił omówionych kiedyś wcześniej; od obserwacji lub percepcji, poprzez doświadczenie, podjęte działanie oraz akcję do  refleksji potem przez  naukę w wyciąganiu własnych wniosków do możliwości przenikania czyli empatii dla realizacji przebaczenia lub zapomnienia dla zagwarantowania koniecznej równowagi wszelkich gładko zaaplikowanych mechanizmów.  
Nawet jeżeli by komuś chciała zdać relacje z zasłyszanych rewelacji to pozostawała jedyną wtajemniczoną i były chwile  kiedy czuła się bardziej samotna niż zanim poznała Leona
Leon udawał głupiego, że ona ma niby małe pojęcie co się dzieje tak na prawdę dookoła czym ją wkurzał do podskórnej wytrzymałości emocjonalnej... 
Wkurzał ją też poza tym, bo czuła się postawiona pod murem. Ostatecznie to on był od niej zależny ale ona musiała mieć na względzie dobro cioci i wujka więc musiała grać jak jemu wygodnie i według jego wymagań nadal pomimo,  że on prosperował bardziej w jej świecie niż w swoim własnym
Korzystał z dwóch światów, a ona wciąż bardziej z jednego wymiaru.. on prosperował bardziej w jej świecie niż w swoich wymiarach... korzystał z dwóch rozpiętości realnych  a ona wciąż bardziej  z jednego. To czego przy okazji dowiedziała się, zresztą tylko teoretycznie w udostępnionym jej zakresie wiedzy o obowiązującej tajemnicy w ramach podtrzymania zbiorowej halucynacji i amnezji dla przeciętnych zakresów ludzkich to były jakieś strzępy, ochłapy lub okruszki. 
- Dobre i to - pocieszała się czując, że jest za mało przygotowana na rozpiętość całej fuzji wiedzy czy przebudzenia mas z letargu. 
Po prostu bała się jak każdy śmiertelnik. 
Do tego tęskniła bardzo za rozmowami z Lylli i możliwością świadkowania  postępom w rozwoju swojej wnusi. 
Zula miała zacząć jeść niebawem z małej plastikowej łyżeczki. 
Na weekend wyjechali w taką głuszę gdzie brak internetu z wyboru, bo oboje chcieli udostępnić sobie czas na wzajemne poznanie i proszę; poznawali się bardziej niż przypuszczali, bo od podszewki i to wywróconej wnętrzem na zewnątrz. 

- Co za upiorny scenariusz sobie wybrałam, żeby się we wszystkim rozeznać niby bardziej ale mniej niż połowicznie i jeszcze grać według starych reguł kiedy już znam trochę nowe? - wyrzucała sobie w zupełnej kapitulacji i rujnacji swojego dotychczasowego zrozumienia zakotwiczenia w stabilności bazy, która się rozleciała co do skrawka w przeciągu mgnienia oczu. 

Na szczęście z racji pokątnego uczestniczenia lub wciągnięcia w losy dwójki z zaświatów, miała udostępnione ułatwienia dzięki którym reszta świata była zupełnie bez podejrzeń co do zakresu jej prawdziwych kolei losu i stopnia wtajemniczenia. 

Postanowiła, że w dalszych losach bohaterów książki będzie z tego zaplecza korzystać do woli. 

Gwen miała plany i to bardzo ekscytujące co do rozwoju akcji i zaglądania w przestrzenie ludzkich serc i poszerzania intelektualnych  horyzontów oraz możliwości podrasowywania wyobraźni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz