wtorek, 28 stycznia 2014

Śrubka

Na zewnątrz wciąż przyjemnie i w miarę ciepło. 
Czasami wyjdzie słońce i wówczas kolory jesieni zyskują, ożywają i jeszcze bardziej skaczą w oczy, z przekonaniem, w ostatnim tchnieniu są w stanie zademonstrować całą swą urodę tak jakby chciały konkurować z przyszłym dramatyzmem nagich konarów drzew i nagle bardzo monochromatycznej monotonii.
Tak już jest, że stare zawsze do końca się broni i odchodzi dopiero po możliwości pokazania całej gamy ukrytego potencjału, uzurpując sobie gwarancję przetrwania osiągnięć własnych. 
To że stare odejdzie jest pewne ale dopiero po szeroko zakrojonej walce z tym co może nastąpić, bo to już jest lepsze niż wszelkie możliwości nawet gdy miały się okazać lepszą wersją tego co w tej chwili ma wpisane przemijanie. 
To jest walka na ślepo przez tym co inne przed zmianą. 
U Cyntii w  mieszkaniu zimno, zawsze u niej jest chłodniej niż na zewnątrz. Dlatego nazywa swoje mieszkanie jaskinią, bo dziupla to jest piętro wyżej tam mieszka jej mama od lat zwana Myszką. U niej w mieszkaniu jest znacznie cieplej. 
Dla podtrzymania ciepła Cyntia  spędza gro czasu w łóżku z  butlą gorącej wody w nogach i  pod trzema kołdrami. Jak zdejmie rękawiczki żeby coś napisać czy chociażby zjeść to z zimna ma czerwone ręce i białe knykcie. 
Zbuntowana włączyła ogrzewanie na minimalną wartość i wówczas okazało się, że pojawił się co - sezonowy problem. 
Grzejniki są wypełnione tą samą wodą od czasów zaprzeszłych, czasami tylko w niewielkich ilościach dolewaną. 
Czyli co roku, szczególnie na początku sezonu grzewczego należy uzupełnić wodę w kaloryferach za pomocą śrubki a raczej pokrętła lub nakrętki u dołu piecyka gazowego wiszącego trochę na skos od wanny. 
Jeżeli gdzieś woda wycieka, to jest możliwe, że z czasem się okaże, że grzyb zje fragment ściany, do której wsiąka ilość wody jaką się corocznie dolewa. Póki co jednak trudno dojść gdzie podziewa się woda. 
Tak czy inaczej  gwint w plastikowej śrubce, którą reglamentuje się poziom wody w grzejnikach w/g zegara zamieszczonego w dolnej części piecyka, a właściwie gwint w śrubce puszcza notorycznie co roku. Kończy się  kontrolowany nadzór co do ilości dolewanej wody i robi się sytuacja trudna do opanowania trzeba zakręcać dopływ wody w ogóle. 
Wówczas pojawia się stary wyga - Jerzy. 
Tym razem okazał się postacią nadzwyczaj obleśną. (A fe i fuj). 
Zawsze był tak sobie a teraz na prawdę pogrzebał siebie w piecu, za możliwość wzięcia większej gotówki niż zasługiwała na to jego usługa. Miał tylko wymienić śrubkę, ale do wymiany śrubki to mu się średnio opłaca przyjeżdżać. Cyntia może i znalazłaby podobną część i mogłaby nawet ją przywieźć. Ale wymiana śrubki wydaje się bardzo ryzykowna. 
  Z początku się nawet dziwiła co facet tak uparcie ślizga po mnie świdrującymi oczkami. 
- Ślini się czy co? - pomyślała z niechęcią.
Ale wyszło szydło z worka szybciej niż sam to planował. 
A było to tak; 
W czasie wizyty Jerz'ego zadzwoniła Lylli. 
Po rozmowie z córką podczas której obie wzajemnie się wyciszały i wzajemnie  uspakajały się co do tego, że zapalenie opon mózgowych u Zuli jest w formie wirusowej raczej niż bakteryjnej i że jest spora szansa na to, że dziecko wyjdzie z tego bez szwanku, kiedy jeszcze Cyntia miała głowę nabitą koniecznością koncentracji na pozytywach dotyczących zdrowia wnuczki, wówczas ni z nika ni z piernika usłyszała głos Jerz'ego skierowany pod swoim adresem. 
Cyntia właśnie stała w połowie przedpokoju, gdzie pochyliła się aby odłożyć telefon na niskiej szafce, gdy zaskoczyło ją zdanie a raczej twierdzenie wypowiedziane przez zbirowacie chytrą dzisiaj sylwetkę Jerz'ego. 
Ładny z niego facet. 
Ciemne, prawie czarne włosy, przystojny, męski i do tego niebieskie oczy w ciemnej oprawie, oliwkowa cera, ładna twarz prawie zawsze z rzędem białych zębów w uśmiechu, uroda zdjęta z modela... przepadała za taką urodą... ale, ale o ile uroda ta dotyczy po pierwsze facetów wolnych, po drugie mniej więcej w przedziale wiekowym adekwatnym do jej własnego obłożenia bagażem historii, bo on jest o jakąś dekadę z plusem młodszy. Poza tym w przekonaniu Cyntii faceci powinni się szanować przynajmniej na tyle, że zdzierstwo i knowania o kasę ukryte pod płaszczykiem obleśnej ociekającej śliną łapczywości samczo - hormonalnej pozostaje poza zasięgiem jawnej manifestacji. 
Otóż Jerz'y przebił samego siebie i to w tak ostentacyjny sposób, że aż przykro o tym myśleć, że on myśli, że udało mu się złapać na swoje różnorakie wędki i sieci jeszcze jedną wyśrubowaną gotówkę za małą plastikową śrubkę odpowiedniej marki, do którego naprawy został poproszony. Każdy musi wyżyć, ale jeżeli żyje dzięki oszustwom i wybrakowanym fortelom to jest to tak nędzna egzystencja, że budząca tyle politowania i współczucia, że aż trudno mu to wyrypać w twarz. 
I co z tego, że nałowi fałszywych świadectw swojej fachowości i wartości jako kogoś kto przynosi ulgę w spawach trudnych i krytycznych. Właśnie to ile zarobi powoduje, że na tyle na ile oszukał swoich klientów, na tyle podważył swoją wartość w swoim własnym mniemaniu, bo prędzej czy później to do niego dotrze a po nim widać, że już go orze i torzy i trzyma za twarz.
Szkoda chłopa, oj szkoda, bo mógłby się otrząsnąć w każdej chwili ale wybiera zagrzebywanie samego siebie i topienie swojej duszy w ciemnych wibracjach a potem się dziwi, że życie jest dla niego taaaaakie cięęężżżkieeee. 
Sam sobie je takim aranżuje. 
To były przemyślania Cyntii już po akcji. Ale póki co należy opisać jakimi metodami posługują się fach - majstry dla wyciągnięcia jak największej korzyści.  
Więc Cyntia odkładała tę słuchawkę po rozmowie z Lylli - swoją starszą córką, gdy  dotarło do niej, że Jerz'y powiedział ni z nika ni z piernika w powietrze a właściwie do zwracając się do niej; 
- Kręci Cie to (?) -  zaszmergotał raczej niż zwrócił się właściwie to trudno powiedzieć czy na pewno do niej czy do ścian w przedpokoju, w którym akurat stała.
{właśnie tak powiedział zamiast Ciebie to Cię i to jeszcze bez "ę"...}
To było takie pół twierdzenie pół zapytanie skierowane pod  adresem swojego chwilowego pracodawcy ale rzucone w powietrze.  
Cyntia bardzo się zdziwiła i już chciała zapytać;
 -"Co?" 
Że niby co ją kręci, ale co? 
Coś ją  jednak chwyciło gdzieś ponad nią samą. Jej własny świadek przeżywania siebie w każdym momencie - chyba tak bo jak inaczej? 
Ze strony Jerz'ego to było tak ogromne spoufalenie, że aż się zatrzymała w pół i powoli bardzo powoli się wyprostowała. 
Mało ważne co niby ma nią czy ją kręcić, ważniejsza wydała jej  się sama forma; nagłe przeskoczenie ze szczebla służbowego na prywatny. 
Nastawiła uszu, czy na pewno dobrze usłyszała...(?) 
Jerz'y pisany przez "rz" zamiast przez "ż" przedreptał z nogi na nogę i zwątpił, zrobił gest jakby się zamieszał a potem szybko chciał pokryć zmieszanie z pomieszaniem. 
A Cyntia czekała i jeszcze o moment wydłużyła przeciągniętą poza naturalną spontaniczność  chwilę w końcu uznała, że już czas wyrazić swoje zdegustowanie jakkolwiek łagodnie; 
- Słucham .... (????) powiedziała na tyle cicho, żeby nadać sobie powagi i uwidocznić nutkę zaskoczenia. 
A on nic tylko zaskwierczał trochę nienaturalnym tonem;
- Pytam - powiedział przybierając na tyle obojętny ton na ile to było możliwe - pytam, - powtórzył, czy kręci się to? (nieznacznie ale jednak zauważalnie zaakcentował wyraz "się"). 
Cyntia podążyła wzrokiem za jego gestem po czym spojrzała wyczekująco w stronę Jerz'ego gotującego się we własnym sosie; 
- "To"...-  powiedział i zrobił gest ręką oznaczający dekoracyjne wypełnienie jaskini  a właściwie sanktuarium Cyntii o pochodnej do wnętrza puzderka po biżuterii i drogich kamieni. Niektóre zresztą fragmenty przyciemnionego wnętrza są raczej pudełkiem - przywodzącym na myśl gustownie wykończoną bombonierkę od środka. 
Cyntia się zdziwiła; bo taka była kolej rzeczy.
Wciąż stojąc tam gdzie z wrażenia wrosła w podłogę. 
- Spryciarz - pomyślała - a zaraz potem poprosiła intencjonalnie, że chciałabym mieć dodatkowo wmontowane okulary wszystko wiedzące. Intuicja podpowiedziała jej, że nawet ta podwójna gra jest zasłoną dymną tego co naprawdę prefabrykuje facher / majster w pożal się panie kondycji do podrywów... 
Po prostu chciał ją naciągnąć na kasę i tak ją przy tym  wyprowadził z równowagi i tak bardzo zdegustował, że była w stanie zapłacić mu każdą kasę byle tylko znikł z jej ukochanych kątów ktoś kogo dotychczas lubiła i poznała w zaskakujących okolicznościach w kolejce do kasy w sklepie. 
Ależ się odkrył....ho, ho~!
Potem akcja nagle wyszła za zakręt oczekiwanego apogeum i nastąpiło nagłe przyspieszenie. 
W następujących dość szybko segmentach po sobie nastąpiło najpierw to, że odważył się mimo wszystko pokazać swoją wyświechtaną i od dawna zapewne reprezentowaną wszystkim tę samą część, którą Cyntia pamiętała z lat poprzednich, (tylko że dzisiaj Jerz'y przesadził z wyceną swoich zasług względem stałej klientki, a może po prostu wyszło mu z dużym procentem za straty za to, że jednak zaliczył kosza),  zresztą jak zawsze zabrał  tę niby starą część wymienną na niby nową ze sobą dla następnych ćwiczeń z obdzierania stałej klienteli z kasy. 
Po demonstracji niby zużytej części Cyntia zapytała ile jest mu właściwie dłużna. 
On podał znacznie zawyżoną sumę na co Cyntia bez szemrania wyjęłam z portfela żądany ekwiwalent jego sprawności raczej mistrzowskich technik oszukiwania niż rzeczywistej wartości usługi. 
Potem on zagadywał i zagadywał i wił się jak żmija w maśle... 
Właścicielka piecyka z niby nową częścia i kaloryferów tak się zniecierpliwiła, że w końcu uprzejmie pokazała gościowi klamkę, a on jeszcze się odwrócił i wyrzucił; - " proszę pozdrowić mamę~!" jako zapewne ostatnią okoliczność łagodzącą, a potem jeszcze raz się odwrócił i znów rzucił jakimś pretekstem tuszującym wartość swojej wydolności usługodawczej....
Ofiara przekrętu szytego wielką cerówką  na reszcie mogła zapytać czy marnie zamaskowany złodziej zamknie za sobą furtkę i życzyć jemu standardowo "dobrego dnia" a sobie oby tym razem plastikowa zakrętka wytrwała dłużej niż do następnego sezonu. 
Co za upiór, krwiopijna kwadratowa wiśnia - myślała wzburzona po krańce swojej pojemności emocjonalnej Cyntia - i wampir pod jedną postacią, - kontynuowała w celu przyniesienia sobie ulgi. 
Upiór pojawiający się w skórze już odchodzącej powoli młodości i zmęczonej, zaniedbanej sylwetce z niby przepracowania w roboczo / ładnych ciuchach zamiast czarnej peleryny i czarnego garniaka na goliznę ... - rozkręciła się na dobre zanim mogła się ogarnąć na bardziej refleksyjne tory; 
Kiedyś te jego dość fajnie pokombinowane stylowo i kolorystycznie ciuchy, kiedyś - jeszcze kilka lat wstecz, to były jego reprezentacyjne ciuchy, dodające mu splendoru i  cieszące go, a teraz to wspomnienie i przeszłość i konieczność zarabiania na wypracowany standard życia dla siebie i dla rodziny. 
O losie, o nędzo ludzka... I pomyśleć - powoli stygła Cylia -  że zarabianie na rodzinę powinno napełniać dumą i przynosić dobre mniemanie o sobie i tak na dobrą sprawę i w najlepszych okolicznościach robienie czegoś dla siebie.
Przyszła pora na dobre życzenia dla dostarczyciela dramatu o wystarczającej pojemności jak na jeden dzień;  
- Chciałabym, żeby on wiedział, że ma jeszcze szansę. Mam nadzieję, że życie tak go spierze tak mu dołoży, bo już go czołga, że otrzeźwieje i zacznie uwzględniać zasady podstawowej przyzwoitości... wówczas zacznie mu się lepiej układać, chociaż możliwe, że będzie musiał zrezygnować  fałszywych wygód, które tak na prawdę są jego niewolą i batem. 
Po skomponowanej na użytek własny tyradzie Cyntia poczuła ulgę na temat ofiary i gwałciciela praw uczciwości, rzetelności, wiarygodności i w ogóle uszanowania drugiej sobie bratniej przecież duszy, Cyntia na reszcie była w stanie spojrzeć na sprawę jej frustracji z odpowiedniego dystansu. 
- Kto ma krótki rozum to musi mieć gruby portfel - powiedziała na głos sama do siebie i już wiedziała, że następnym razem sama pójdzie z tą śrubko - nakrętką chociażby do pobliskiej Castoramy posadzonej na jednym z zasypanych stawów w Dolinie byłych siedmiu, a teraz pięciu stawów. 
- Za nauczkę się płaci - mamrotała już z wyraźną ulgą nalewając wody do pozmywania naczyń... 
Spojrzała w okno i pomyślała z ulgą; Jaka piękna jest jesień. 
Z okna w kuchni widać pergolę owiniętą żywym bluszczem i żółkniejącym jałowcem zrobioną przez Cyntię z gałęzi obciętych drzew w ogrodzie i pomalowanych na czarno kół hula - hop. Z boku przytwierdzony jest domek dla ptaszków, do którego co roku wiosną wracają Rudziki;
- oj jak one pięknie śpiewają całe lato... 
Cyntia zdała sobie sprawę, że jej wzburzenie mija i jak łagodniejąca fala na  tafli spokojnej wody...
Westchnęła głęboko - najważniejsze, że już wie co robić na przyszłość. - z ulgą zanurzyła ręce w ciepłej wodzie, bo już działał piecyk wyposażony w niby nową śrubkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz