poniedziałek, 27 stycznia 2014

Do pięciu szczerych dardaneli

Główna bohaterka, odtwórczyni roli głównej oraz autorka tekstu w jednej osobie (Cyntia Maru) myślała, że właściwie to ogarnęła ją chwilowa bezsilność. 
- Piąty raz?!, piąty raz ?! ...- powtórzyła kilka razy tonem niedowierzania i z nutką absolutnego zdegustowania i trochę za głośno jak na dość duży ale cichy pokój służący za jej sypialnię. 
Trzy kolejne kuracje antybiotykowe przyniosły tylko  chwilowe rezultaty. Zresztą zanim się poddała pierwszej kuracji to zdaje się wypróbowała wszystkie możliwe sposoby medycyny poza konwencjonalnej. 
Złożyła broń w nadziei, że się uda się jej wyleczyć i będzie luksus jak dawniej. 
Ale pomyliła się i to bardzo. Po pierwszej kuracji poleciała na świecowanie uszu ale jak się okazało obiecanki cacanki... 
Infekcja się odnowiła jeszcze dwa razy. Za czwartym  razem Cyntia stwierdziła, że tym razem się uprze. Zresztą wpadły jej pod rękę wyszukane za pomocą internetu  a także rzucone przez jej znajomą Alicję dwie następne metody. 
Postanowiła zadziałać kompleksowo i zastosowała wszystkie metody jednocześnie i naprzemiennie. Trochę to trwało ale odniesiony sukces ją uskrzydlił i przeżywała niemal euforię radości, bo ileż to już się ciągnęło? Poza tym Cyntia była absolutnie przekonana, że to już ostatni raz, że jeżeli aż tyle połączonych czynników włączyła w leczenie, więc na pewno wyjdzie z tego. Tak sobie myślała z krańcową jak jej się wydawało wiarą wynikającą ze skrajnej desperacji. 
A wiadomo skrajna desperacja to raczej brak wiary niż jej potwierdzenie no i życie potwierdziło słuszność zamieszczonej właśnie tezy. 
Tak już jest przez ostatnich kilka razy, że jak się biedna pochoruje to walczy i walczy i walczy i... w końcu zaprzestaje kontaktów ze światem zewnętrznym, i się grzeje przez kilkanaście dni, ba, żeby... żeby tylko dni... ostatnio wychodziła z grypy miesiącami, ale dała radę. 
Ukłucia bólu odkryła w czasie przeżywania w całej okazałości nagrania jednego z jej ulubionych wirtuozów skrzypiec Itzahak'a Perlman'a. 
Skrzypce są częścią jego ciała a on już na zawsze jest połączony ze skrzypcami. Jego wykony potrafią kroić w kawałki, rozpuszczać w obłoczki pary albo innego substancji o mało zidentyfikowanej formie, potrafi przykuć i przeczołgać i i unieść a także rozerwać na strzępki, spowodować dreszcze, obudzić i otworzyć po kolei każde centrum energetyczne i zupełnie zrelaksować i rozluźnić tak, że poza dźwiękiem wszystko znika i słuchający staje się jednością z tym co jest dźwiękiem  z jednoczesnym wyostrzeniem wszystkich innych zmysłów i budzi sensacje podobne falom orgazmu. 
Cyntia zupełnie się zagubiła w muzyce i wówczas oprócz samych przyjemnych rewelacji poczuła znajome już szarpnięcie wewnątrz czaszki. Ostry ból zakwalifikowany w kategorii zapalenia ucha środkowego. 
Na początku poddała się zupełnie; bo zabrakło jej już cierpliwości do siebie. Kontrast był tak ogromny, pomiędzy światem, w którym przebywała a sposobem przywrócenia jej w normy czy kryterie zwykłej realności praktykowanej miernoty, ze aż się otrząsnęła. 
- Czy może zaistnieć większy absurd i większa rozwartość kontrastu jednocześnie spiętrzonych  przeżyć? -  zastanowiła się na wpół szeptem. 
....
- Skrzypce, sipce jak mawiała Lila gdy jeszcze się w nich tak samo jak ona potrafiła kochać. 
- Jak to ona powiedziała? 
- A... że - ja cie ciowe sipce. Co się tłumaczyło; ja chcę pomarańczowe skrzypce.... 
To było wstrząsające odkrycie, jej córka urodziła się z talentem, którego nikt w jej rodzinie nie praktykował... a przeszło, minęło, zostały na prawdę wspaniałe wspomnienia. 
Lylli bardzo uważa, żeby odciąć wszelkie możliwości wykrycia telentu w Zuli, bo wie jak to z nią się potoczyło i już zdaje sobie sprawę, że dziecko z problemami to tak samo jak dziecko za bardzo utalentowane, za zbytnio uzdolnione.. 
Jeżeli urodzi się w warunkach mało korzystnych to potem całe życie ma przed sobą by się wzmagać ze swoim potencjałem. 
Tak było z jej rodzicami; to znaczy zarówno z nią - Cyntią jak i Gregor'em,  tak było z nią - Lilą  i z jej siostrą Yanną.
Lylli woli dmuchać na zimne i wyciągnąć w Zuli wszystko to co może być jak najbardziej przeciętne w górnej granicy rejestrów. Z obserwacji Cyntii wynika, że jest to bardzo mało prawdopodobne, bo jej wnuczka  już w tej chwili wyprzedza swoich rówieśników pod bardo wieloma względami co widać gołym okiem tak zresztą jak w przypadku jej własnych dzieci w adekwatnym wieku. 
Ale ona jest teraz Babcią i jej opinie, obserwacje i zdania są ważne tylko o tyle o ile rodzice dziecka zechcą z nich skorzystać. 
-  A...-  pomyślała z rezygnacją Cyntia - to Paweł i Lylli teraz są rodzicami i na ich barki spada odpowiedzialność za wychowanie Zulki. 
 Z drugiej strony to dobrze, że ma to już za sobą. Te wszystkie decyzje, lęki, obsesje, troski, starania, termedie, nadzieje, radości, zachwyty związane z zapewnieniem optymalnych warunków i całkowitego możliwego dobrostanu dla rozwijania się potencjału cudu będącego osobnym życiem. 
Przyszła kolej na zbieranie tych najjaśniejszych stron - samej śmietanki - obcowania z ludźmi w lilipuciej i szybko się rozwijającej  formie. 

W końcu cały czas próbuje rozkręcić potencjał własny... Już wie, że będzie próbować do końca, bo taka jest jej droga zresztą co jej pozostało właściwie?
Zaczęła sobie uświadamiać jak bardzo jest szczęśliwa z powodu zapowiadanego na jutro wyjścia Zulci ze szpitala. I ogarnęła ją radość, wdzięczność, szczęście a nawet euforia, bo wszytko tak dobrze się dla Zulki i dla całej rodziny skończyło. Najważniejsze, żeby była szczęśliwa. 
Zawsze to powtarzała swoim pociechom i robiła wszystko, żeby tak było. Teraz to samo powtarzać będzie jej rodzicom i ich córeczce jak nakręcona katarynka. 
Pielęgniarki i lekarze zdążyli się rozkochać z rozmownej  i roześmianej  ślicznotce. 
Rodzice dziecka też nabrali powietrza w płuca a ile ona sama jakoś w końcu upora się z nowym prezentem w postaci infekcji uszu.. A zresztą pomimo tej infekcji życie płaci życiem za życie i ona zamierza to wykorzystywać na tyle na ile się tylko tego nauczy. 
Mnóstwo pracy przed nią; zdaje się, że już wie co było bezpośrednią przyczyną bólu obu uszu. 
Ostatnio odkryła cały proces powiązania fizycznych manifestacji w postaci bólu i jej własnych myśli. Jak tylko coś ją zaboli  z miejsca zaczyna śledztwo do tyłu. Jaka była ostatnia emocja i jakie myśli nią szarpnęły w odwrotnym kierunku niż świadomie przez nią wybrany. I zazwyczaj gdy zdoła znaleźć źródło pochodzenia intruza zaczyna pracować nad wirusem myśli lub odczucia. Ból znika niczym przestraszona panna lub zapach kamfory. Teraz też już wszystko dla niej jasne. Tylko musi wszystko dokładnie przeanalizować i spróbować, przynajmniej spróbować naprawić swój błąd a może po prostu podnieść swoje doświadczenie na wyższy poziom myśli powstałej pod wpływem całkowitego zaskoczenia akcją dochodzącą z budynku, w którym mieszka. 
Jakie to szczęście, że właściwie cały czas panuje tutaj doskonała cisza. Można się wsłuchać w siebie i zrozumieć przyczyny, powody, źródła a nawet skutki. Można też zatrzymać się w drodze do zbyt pochopnych wniosków... 

- Szkoda tłuc klawiatury o szczegóły,,,, - pomyślała prawdziwa postać pod tą zakamuflowaną i postanowiła zająć się wykreślaniem kolejnych pozycji na liście zadań na dzień dzisiejszy. 


Cyntia się głęboko zamyśliła nad prawie skończonym tekstem. 
Tyle jeszcze rzeczy chciałaby dodać... ale może jeszcze przyjdzie czas aby to wszystko napisać... 
Jest jednak jedna refleksja, która za nią chodzi od już bardzo długiego czasu. 
Żal jej ludzi, którzy muszą się poniewierać przez śledzenie, podsłuchiwanie, knucie, węszenie, posądzanie i oczernianie. 
Z drugiej strony wie, że winę ponosi ona sama, bo gdyby umiała odpuścić trochę przestrzeni z tego bycia lepszą wersją w danych płaszczyznach zachowania wobec innych, gdyby tylko umiała łagodnie odsunąć samozadowolenie drzemiące gdzieś w zakamarkach jej duszy, że takie zachowanie jest poniżej jej godności i tym podobne rarytasy pierwszej klasy i zaszycia się w skórze podświadomej teorii, że jej zachowanie jest lepsze, gdyby przestała zajmować całą przestrzeń tego co jej się wydaje lepszą wersją zachowania tego właśnie kontaktu jaki jej tak bardzo przeszkadza i uwiera, gdyby umiała tak na prawdę pochylić się i przygarnąć i utulić ludzi prezentujących trudne dla niej aspekty do zaakceptowania, to wówczas dałaby może szanse tym, których przyciąga właśnie ze względu na swoje za bardzo o sobie dobre mniemanie. Powoli zaczyna to rozumieć i ogarniać z tym, że na razie jest to raczej tylko teoria. Jak otworzyć serce i odsunąć urażone i zranione ego?   
Przecież takie zachowanie wynikać może tylko z kompletnego przerażenia, stałego zagrożenia i lęku większego niż kosmos i własne życie. 
Jak pochylić się nad kimś kto jest znacznie bardziej bezradny niż ona? 
Przytulenie i chwilowe otarcie łez wydaje się za mało trwałą i  mało efektowną  jak na wpuszczenie toksycznego drążnia na teren swojego życia. Z drugiej strony to postępowanie danej osoby jest trudne i mało przyjemne i to jak się okazuje z powodu interreakcji powiązania z nią samą. Sama w sobie osoba, gdy zostaną już zbalansowane i zbanalizowane wszystkie minusy behawioralne, to osoba sama w sobie jest dobrem poprzez własne istnienie. 
Cyntia na prawdę się zastanawia nad sposobem dotarcia do siebie. 
Już wie i ćwiczy to na tyle na ile znajdzie w sobie udostępnionej przestrzeni...Wie, że powinna koncentrować się na tym co najpiękniejsze w każdym człowieku i na tej bazie zawieszać całość portretu. Ale udaje się jej to z różnym szczęściem i bardzo różnym stopniu. 

Do Cyntii odezwał się Jark przypominając, że jest takie powiedzenie, że jeżeli ktoś Ciebie zranił 7 razy to Ty powineś być przygotowany na wybaczenie mu 77 razy. 
Ostrzegł jednak, że 78 razy to o jeden raz za dużo. 
 
Cyntia wie, że teraz musi się skupić na wyleczeniu infekcji a potem znów zacznie nastawienie na wszystko co najlepsze wokół.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz