czwartek, 30 stycznia 2014

Burza

"... No great mind has ever existed without
a touch of madness... "

                                     - Aristotle 



- Ale Burza! -  pomyślała Cyntia. 
- To tylko grzmoty... - orzekła odgarniając firankę na oknie. 
- Może już pada albo kropi gdzieś w pobliżu? 
- E.. tam to tylko niesamowite ilości błyskawic aż biało się robi w ciemniejącym pokoju - prowadziła swój monolog.
- Grzmoty są raczej ciche, czyli wszystko może jeszcze się zdarzyć; może przejść  bokiem dla przykładu, co u nas jest regularnym ewenementem - dodała siadając w fotelu i pozwalając się zsunąć firance do swojej ulubionej pozycji.  

- Wczoraj w tranwaju... - zamyśliła się Cyntia.
- Właśnie wczoraj w tranwaju też wydawało mi się, że grzmi, bo wyrwał mnie z głębokiego zamyślenia tramwaj, który skręcając skrzypiał i zgrzytał po szynach. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę co się właściwie dzieje, bo dzień był nadzwyczaj gorący i słoneczny, piękny. 
Gładkie niebo wisiało całunem nieskończonej niebieskości bez jednej chmurki a dzisiaj? 
- Ależ kolosalna zmiania. 
- Ze mną jest już na prawdę źle; Kurka marna a raczej licha jak mówi Jana, kurka jakaś tam, przecież ja gadam do siebie i to ciągle. Trochę poprzeżywam i zaraz komentuję - relacjonowała Cyntia. 
- A lepsze to niż co innego - dodała sobie otuchy. 
- Zaraz skończę tę spudniczkę i... 
- Jaką dynamiką muszą  dysponować zespolone czynniki wpływające na zmiany temperatur, Te z kolei wywołują zmianę ciśnienia... A może to najpierw są zmiany ciśnienia a potem dopiero wiatr i zmiana temperatury pod wpływem chmur przygnanych wiatrem...
- Wczoraj w tramwaju gdy już się ocknęłam a właściwie obudziłam z kosmicznych podróży albo po prostu z zamyślenia też myślałam, że to burza. Zamiast tego usłyszałam zaśpiew wynikający z tarcia kół tranwaju o szyny - Brrr... trzeba umieć się przyzwyczaić do takich sensacji... 
No więc jak już nastawiłam uszu to okazało się, że dotarły do mnie strzępki ciekawej rozmowy dwóch kolesiów, którzy bez krępacji głośno rozmawiali ze sobą. 
- Wiem, coś mi mówiłeś że wpadłeś po uszy w "gorące" rytmy a raczej nacje  i to kilka razy. Wiesz, trochę jestem ciekawy jak Twoje doświadczenia Ciebie zmieniły? 
- No co Ty; jak mogły mnie zmienić zawsze unikałem smutasowania - powiedział ten wyższy i dość przystojny i prawdopodobnie wyglądający na młodszego od tego, który był w rzeczywistości młodszy. 
- Ten, który wedłóg mnie wyglądał na starszego a był rzeczywiście młodszy - referowała Cyntia  nasłuchując w kompletnym wyciszeniu nadciągającej Burzy i kropel pierwszych kropel deszczu rzadko stukających o parapet. 
- Bardzo lubię burzę i deszcz i grzmoty. Zawsze lubiłam burzę, podczas burzy się uspakajam i 
wyciszam znacznie bardziej niż w kościele czy w lesie podczas normalnej lub pięknej pogody.
Prawdopodobnie chodzi o nastrój kontemplacji i zaprzestanie pogoni za codziennym tempem.
- To jest przecież tak - dotarło do niej wspomnienie tych dwóch, których słuchała mimochodem a tak na prawdę dochodziła kto z nich na ile wygląda...
Ten lowialny, łysy, dobry i w okularach trohcę się żenujący bóg wie czemu mówił, że  na to kim i jaką staje się kobieta kobietą decydują mężczyźni w jej życiu na kanwie jej temperamentu i cech wrodzonych a to jakim mężczyzna staje się mężczyzną - odwrotnie. (chyba, że jest homo)  W największym procencie oczywiście...  
- Takie tam mędrkowanie i filozofowanie - skwitował ten pewny siebie. 
- Z tego jednak co i jak mówisz to dla mnie jesteś nadal tym samym Niedźwiedziem jakim byłeś - powiedział nieco obrażony Ćwok.
 - Ależ szlachetność przeze mnie przebija - zdziwiła się Cyntia.
- Mimo wszystko w tym momencie to było bardzo trafne określenie tego nafuczonego chwilowo inteligenta - usprawiedliwiła się w swoich oczach. 
Sprytny za to ani myślał się obrazić. 
- A Ty jesteś dziecinny i pewnie jeszcze z panienkami na bakier. 
- To masz stuprocentową rację roześmiał się nagle bardzo sympatyczny tamten młodszy wyglądający na starszego.
- Ale zaraz, zaraz jak ten młodszy powiedział na starszego, że on jest jak Niedźwiedź? 
Cyntia aż położyła spudniczkę którą podszywała na kolana. 
Kilkanaście lat temu to Micho, który z upodobaniem nazywa siebie Niedźwiedziem, to przecież Micho pokazał jej swoją nieco dziecinną stronę, ale za to fajną i ciepłą i wrażliwą naturę małego chłopczyka ukrytego pod futrem niezdarnego ale pociesznego i poczciwego człowieka o dobrych intencjach. 
- Jednak pieniądze zmieniają ludzi na gorsze, robią się nich ważniacy i geroje, że niby są lepsi...- przyszło jej od niechcenia na myśl...
- Cieszył się czasami i to z bardzo dziecinnych nieraz spraw - znów powróciła mimowolnie do Micho i wspomnień z nim związanych a może z momentami własnej młodości.... i chciał się dzielić tym co go urzeka. 
Pamiętam jak bardzo chciał pokazać moim córeczkom światełka, którymi udekorowane były domy w dzielnicy,  w  której mieszkał. Przyjechał po pracy aby zabrać nas na przejażdżkę. Sporo takich momentów pamiętam (kaczki też) 
Kiedy to bylo? 
- Chyba przedwczoraj widziałam jak szybciuteńko biegła kaczka po alejce parkowej i było to na prawdę przekomiczne tak, że zaczęłam się na pół głośno śmiać do siebie pod nosem a mężczyzna przechodzący nieopodal uważnie mi się przyjrzał :). A niech go jasny piorun, albo co innego np kwiatek  popieści - pomyślała z sympatią - ktokolwiek by zobaczył tę kaczkę to musiałby się roześmiać...

Albo to jak zdawał się odpoczywać w codzienności i w klimacie rodzinnego zamieszania. Po prostu przysłuchiwał się moim rozmowom z moimi dziećmi i się tak milcząco uśmiechał z refleksją i z pewnego rodzaju zamyśleniem. 
Teraz moje dzieci są już dorosłymi kobietami. 
A niedługo mam nadzieję, że obie zostaną matkami. Ostatnio przez  właśnie obserwację tego jak jedni się rodzą a innym jest z górki coraz częściej zastanawiam się nad czasem. 
- Oh jakaż to niesamowita zbierzność okoliczności. Przecież Ci dwaj z wczorajszego tramwaju też rozmawiali o czasie. 
- Jak do tego doszli ? 
- Puściłam mimo uszu ich wspólną rozmowę od tego czasu jak tamten temu mówił, że on jest...
- Zaraz on mu tylko podsunął to tamten się wysypał lub prawie przyznał bez bicia...
Potem jak znów usłyszała ich rozmowę to ten wyższy mówił do niższego coś w rodzaju, że on rozumie teorię stringów i teorię czasu rozumianego linearnie...czy jakoś tak...
 - A mi  bardzo trudno pogodzić się w wyobraźni z tym, że  w jednym czasie jestem  w poprzednim wcieleniu dla przykładu moja młodość kwitnie sobie równocześnie z tym, że jestem też dużo starsza niż jestem - dumała Cyntia.
- Ciekawe jak wyglądam jako sporo starsza osoba (?) - znów zamyśliła się Cyntia. 
Za oknem na prawdę zapowiada się ulewa. Ale wciąż raczej straszy. Zanosi się na burzę jak to mowią starsi. A już jakby zaczęło popadywać i znów się trochę przejaśniło chociaż cały czas grzmi i błyskawice rozdzierają szarości nieba...
Cyntia lubiła i nadal lubi deszcz i burzę i to bardzo. 
Jej mama i jedna z jej córek ta młodsza obie boją się burzy ale to panicznie prawie tak jak Kulka ich czarna suczka, która mieszkała jeszcze kilka lat po repatriacji Cyntii razem z nią i z Myszką. 
- Moje kłopoty kończą się w momencie zdania sobie sprawy z tego, że przecież te różne obrazy mojego życia - powróciła Cyntia do przerwanego na chwilę toku interesujących ją rozważań -  dzieli przestrzeń, dystans i wówczas lecą sobie te same filmy tylko w pewnym oddaleniu od siebie, leci sobie nieskończona ilość wersji mnie i moich różnych "ja" tak że w pewnym zakrzywieniu czy wyborze ta niby moja powłoka fizyczna jest także czyjąś opcją egzystencji i wyglądu i dlatego wszyscy jesteśmy jednością i całością - doszła do logicznego wniosku Cyntia. 
- Fajnie byłoby o tym porozmawiać z kimś mądrym może nawet z tym chłopakiem z tramwaju może on by mi to wyświecił bardziej - zamarzyło się jej po cichu. 
- Może kiedyś jak już będę miała mniej do zrobienia może kiedyś wrócę do szkoły?
- E tam do szkoły, mam internet to sobie to wszystko z czasem poukładam - utwierdzała sama siebie.
- Ostateznie to wszystko jest fantastyczne i cudowne, zachwycające i bogate i na prawdę wspaniałe, więc fajnie jest w tym pogrzebać i się przekonać na jakich zasadach to  działa i dlaczego? - argumentowała sobie samej dla utwierdzenia się w przekonaniu, że podejmuje następną decyzję przesądzającą o jej samoudztwie czyli, że skazuje się na kolejne samotne podróże kosmiczne. 
- Gdzieś tam po drugiej stronie wielkiej wody jest moja młodsza córka i jak się okazuje jak na razie ma znikome o ile istniejące zapotrzebowanie na moją obecność w swoim życiu.  
Ale Yanna jest osobą bardzo zamkniętą i otwiera się tylko wówczas gdy dana osoba jest w jej życiu i blisko niej na codzień. Może się  jednak się zbliży do mnie gdy przyjdzie czas na rodzinę dla niej także. 
A to czy będzie matką?
Myślę, że na prawdę chce i to bardzo. 
Kiedy?
Prawdopodobnie jej  decyzja a może bardziej związku, w którym jest. 
Jedno jest pewne, że jeżeli zdecyduje się na dzieci to będzie to naturalne, że moje kontakty z nią ożyją przynajmniej na jakiś czas - planowała.
Póki co wciąż jestem bardzo zajętą osobą, mam co robić i nawet fajnie gdybym mogła rozciągnąć czas zamiast jeszcze sobie dokładać przerywników - uświadomiła sobie Cyntia. 
Na przyszłość postanowiła przyjąć postawę wyczekującą. 
Prawdopodobnie kiedyś sobie przypomni o moim istnieniu. 
- Przyjdzie taki czas - powiedziała bezgłośnie ruszając wargami i przyłapała się ze zdziwieniem na dwóch rzeczach na raz: 
Po pierwsze, że ruszała wargami tak jakby spodziewała się usłyszeć to co sobie właśnie wyjaśniła. Po drugie jej absolutna pewność, że jej córka zawsze zostanie jej córką i że ich kontakty się kiedyś wzmogą chociażby na chwilkę...  

Pada na razie bardzo nieśmiało, ale grzmoty nadal to cichsze to znów bliżej a niebo porozdzierane błyskami, jak w jakiejś grze elektronicznej...  

- A jak czas - ten wkurzający przestępca - się do mnie  za konkretnie zabierze, to przecież istnieje tak zwana chirurgia plastyczna - podniosła się na duchu.
- można sobie dla przykładu podnieść za bardzo opadające powieki i się ze sobą dobrze poczuć.

Zadzwonił telefon.
- Halo Jolu... (?) - usłyszała.
- A to Ty?
- No tak ja, masz czas to możemy  pogadać - zaproponował Micho. 
- U mnie zaraz będzie lało na razie brzmi oj, chciałam powiedzieć grzmi w oddali ale już dosyć blisko. 
- Boisz się burzy? 
- E tam, uspakajam się - bardzo lubię i deszcz i burzę...
- Podobno jest nazwa dla tych ludzi co to podczas burzy tak dobrze się czują.
- Moja mama się bardzo podobno od małego bała burzy tak samo moja młodsza córka zaczynała chodzić dosłownie po ścianach jak zaczynała się burza.... Lylli twierdzi, że ona bardzo się boi powodzi czy wręcz potopu...Becia moja przjaciółka też się boi burzy.  Ona twierdzi, że odkąd piorun kulisty sprawił, że leżała plackiem w kałuży .... i moja Kulka - taka czarna suczka Kundelek też dostawała dosłownie napadów paniki...
- A u mnie jest słońce.
 - Na prawdę; wczoraj tutaj też było pięknie... ani jednej chmurki na niebie...
- Taka pogoda mogła być cały rok.
- Lato? 
- Słońce.
- A słońce to jest wciąż tylko czasami zasłaniają je chmury - śmiała się Cyntia. 
- Ale lata lecą - powiedział Micho przeciągając się, czego Cyntia domyśliła się po odgłosach.
- Lecą lecą... Jak sie zrobię stara i bardzo mi to dokuczy jako kobiecie to sobie zafunduję operację plastyczną - stwierdziłą Cyntia i po chwili dodała - Ty leżysz?
- A tak się trochę położyłem, że co sobie zrobisz ? - Micho zdołał w jednym zdaniu ująć odpowiedź i pytanie. 
- A wiesz jak mi powieki bardzo opadną...
- A co tam znowu o jakichs chirurgiach plastycznych mówisz i o powiekach opadajacych -  uśmiechnął się Micho co też można było wywnioskować .... na to powiedzmy jeszcze masz czas jakby juz cos, .... a ja powinienem sobie wlosy wszczepic na czole powiedzmy , ale czekam az jeszcze wiecej wylysieje - zaśmiał się Micho tym swoim trochę skrępowanym trochę nieśmiałym czkającym śmiechem. 
- Widziałam kiedyś faceta z  po-flancowanymi włosami. ( a raczej kępkami włosów)  o zgrozo - moim zdaniem wygląda to ohydnie... na prawdę. Uważam, że włosy u faceta w pewnym wieku to kapitał, ale jak ich brak to musi się nauczyć bez nich "być" i tyle.- rozwinęła się Cyntia.
Micho słuchał; 
- Wczoraj dwaj młodzikowie rozmawiali o gorących nacjach. Jeden pytał drugiego, czy zmieniły go 
doświadczenia z kobietami z południa... - powiedziała Cyntia. 
- Aaaa...- do uszu Cyntii doszło coś co prawdopodobnie miało znaczyć zrozumienie lub potwierdzenie a może coś na kształt, a już się domyślam, w którą stronę skręca teraz konwersacja...
Cyntia dzielnie brnęła dalej":
- A Ciebie kobiety z innych nacji zmieniły? - zadała bezpośrednie pytanie.
- Czy ja wiem czy mnie kontakty z kobietami z innych nacji zmieniły ? Może trochę tak  a może czas upływajacy mnie tez zmienił...- wyznał refleksyjnie Micho.
- A mi się tak jakoś wydaje jakbym rozmawiała z kimś kto jest taki sam... 
- Mówisz, że jestem jaki byłem?, w pewnym sensie, też może, bo mówi się, że ludzie się  zmieniają tylko pozornie tak generalnie, trudno powiedzieć, bo każdy siebie subiektywnie widzi, jedno co,  to życie nauczyło mnie może  patrzenia z perspektywy trochę na różne sprawy, a tam ... najtrudniej o sobie mówić albo się nad sobą zastanawiać - definitywnie zakończył Micho.
- Co do włosów - widziałam kiedyś permanentny tatuaż w gęste kropki jako niby bardzo krótko obcięte włosy. Wiesz trzeba mieć specyficzną urodę (ten człowiek miał ciemny brąz tatuaż)... Trzeba mieć specyficzną urodę, która by  taki zabieg wytrzymała i  jeszcze  bardzo dobrany styl noszenia się i prezentowania siebie - ale na prawdę pierwszy... no może drugi raz w życiu spodobał mi tatuaż - Cyntia nabrała powietrza, bo przypuszczała, że teraz Micho tylko czeka na to aby jej posłuchać.
- Pierwszy raz spodobał mi się tatuaż jako permanentny makijaż podkreślający oczy - mówiła - ale to już dawno było.  Też dla bardzo wy-sekcjonowanego typu urody. Jestem za "ładna" (za lalkowata) chociaż ratuje mnie szeroka, szczera buzia, bo inaczej mogłabym robić za podstarzałego aniołka w tej chwili z moją różowo - mleczną skórą i nieskazitelnie gładką cerą i kręconymi włosami. 
Micho milczał a może zasnął?
- Jesteś tam?
- Jestem, jestem - powiedział trochę znużony.
- Co tak zamilkłeś?
- Słucham.
- To mam mówić czy kończymy?
- Powiedz jeszcze coś. 
 - Właśnie ze względu na to jaki typ urody reprezentuję - przydałby mi się retusz chirurgiczny w pewnym wieku... Ojej ale piorun walnął gdzieś blisko!
- Też słyszałem.
- Słyszałeś? 
- No tak to chyba był piorun, coś zdrowo rąbnęło.
- Micho, ja słyszałam o tym, że podczas burzy należy unikać rozmów, bo piorun może przejść po drucie i wpaść do ucha i zabić na miejscu rozmówcę...
- Jak masz się bać to na razie, a kiedy lecisz?
- O już zaraz; piątego lecę z Bydzi.
- A Ty do Francji kiedy?
- Trudno wyczuć, pewnie jakoś tak...
-  Oby się Tobie fajnie układało w tej Francji. Moja Lylli  twierdzi, że Francuzi to jest prawdopodobnie z ramienia historii bardzo pyszałkowaty i zarozumiały naród. Ona bardzo lubi Brazylijczyków i ludzi z południa. Ja mniej.
- A co Tobie w nich przeszkadza?
- Dla mnie mężczyźni południowego chowu czy z pod tamtego słońca,  szczególnie właśnie mężczyźni są za nachalni i za bardzo bezpośredni i za bardzo otwarci i za bardzo emanują pożądaniem po prostu przez oczy zjadają człowieka od środka i to jest dla mnie krępujące. Wolę powściągliwość i północną elegancję ale też lubię bliskość i ciepło w bliższych kontaktach.
- Lylli ma rację, Francuzi mają kompleks swojej potęgi jaką mieli w historii, no ale teraz jest inaczej a niektórzy zdają sobie z tego sprawę a inni nadal żyją w jakimś urojonym świecie - jak wszędzie są tacy i tacy, co do południowców też masz rację, oni tacy są ale to znowu decyduje że tak powiem ich wychowanie czy też to co z pokolenia na pokolenie jest przenoszone. Inna sprawa ze klimat też decyduje, że pewne nacje są bardziej gorące a inne mniej - śmiał się Micho.
- Ależ leje, teraz to już jest prawdziwa burza... o znowu trzasnęło gdzieś bliżej.
- Pamiętasz w Stanach burze śnieżne jak grzmiało i pioruny trzaskały i jakie były nagłe zamiecie...
- Micho kończymy, bo ja bardzo lubię burzę ale też dopuszczam zdrowy rozsądek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz