piątek, 17 stycznia 2014

Cisza w Nowy Rok

Myślę sobie:
 - O, jak cicho... 
Potem zaraz sobie myślę; 
- Powinno być głośniej...(/)
Za chwilę nadal trwając w zdumieniu myślę; 
- Może tego roku ludzie bardziej zadbali o dobro królestwa ptaków, gęsi, kur, inwentarza, królików, psów, kotów i jakich jeszcze tam bądź pupilów na łasce i jej braku nas samych? - myślę...
- Ale zaraz, przecież zawsze okno w mojej sypialni jaśniało makoronem i deszczem kresek z dreszczen pióropuszy  w neonowych kolorach popartych kakofonią dźwięku i gęstniejącej chmury dymu o zapachu prochu. 
Po chwili wstałam, bo na prawdę jakoś brakowało mi corocznych ekscesów, na które przecież już chociażby z przyzwyczajenia czekałam. 
Spojrzałam w okno i nagle zrozumiałam; 
- To ta kolosalna chałupa za płotem zasłoniła szczelnie świat od południa i wshodu. 
- Z jednej strony to nawet dobrze - dodałam sobie animuszu. 
Z drugiej jakoś tak się zrobiło dziwnie jak w próżni i jakoś za bardzo czczo lub chłodno pomimo normalnej temperatury w okół. 
- Pusto. 
Jednak czekałam na to czego doświadczałam dotychczas każdego Sylwestra. 
Może się wyrwę i na skrzydełkach lub miotle polecę wysoko aby zobaczyć czy to wszędzie jest tego roku ubogo i ciszą posiane czy rzeczywiście mogę się bezboleśnie zgodzić o zakorkowanie oczekiwanej taśmy przeżyć i oczekiwanego rozgardiaszu towarzyszącego podniosłym toastom oraz tryskających fontannami widoków? 
Poszłam do sąsiednich pokoi od ulicy.
Tu jak zwykle trwała coroczna uciecha. 
Dzielny psiak naszych sąsiadów z sąsiadującej Kamienicy; P. Karnowskich - psiak a raczej starsza już suczka - kundelek wyciągnięty z ochronki przez dzieci dla mamy a przylepiony do ojca P. Andrzeja; ujada zawzięcie na każdy wystrzał, przynajmniej walczy i wie o co jak co roku i na całość aż do zdartego gardła co słychać po zużytym już ale wciąż zawziętym ujadaniu jak co roku.
Zachrypł. 
Poddać się ani myśli. 
Tak długo jak długo będą napierały kaskady ogłuszających wyładowań i szumy i piski, dźwięki po i na  dźwiękach  w roziskrzonych intensywnością kolorach tak długo będzie im towarzyszył zdezelowany, zdarty szczek w zawziętych saltach, podskokach i koziołkach małej uroczej, wytrwałej i dzielnej psinki. 
Bardzo fajna serdeczna i przyjacielska psina, będzie miała zdarte gardło po tej zabawie. Ależ się zwija jak w ukropie. Ludzie mają  przez tę małą suczkę spotęgowaną uciechę a mi jej żal, że musi tak się skręcać i szaleć jakby napadło ją stado czegoś bardzo mało wygodnego. 
Jak się jednak przyjrzeć całości; to chyba zaraziła się od ludzi entuzjazmem, podekscytowaniem i chęcią rozładowania napięcia z wiadomej dla co niektórych okazji. 
A więc jednak w oknach pokoi od strony ulicy przynajmniej w jakimś stopniu to prawda z tym domem za płotem. 
Po prostu wyrosła przez lato ogromna bariera wygłuszenia, zasłona z betonu i szkła, do której zapewne już od wiosny wprowadzą się nowi. 
Dom włazi balkonami niemalże na posiadłość nieruchomości i działki zajmowanych przez budynek, w którym mieszkam po repatriacji.  
Prawdopodobnie powód do zakwestionowania całości przedsięwzięcia... 
Szkoda tylko trudu i nakładu pracy i kosztów  tych z przeciwka. 
Musiałabym się jednak dowiedzieć jak to z tym jest czy można tak nadużywać przestrzeni powietrznej?
Od gruntu też cały ogromny gmach stoi za blisko. Podczas budowy płotu tato oddał sąsiadom po dużej stopie ziemi, po to by uniknąć konfliktów. Budujący natomiast zbudował dom w ddaleniu wyznaczonym od płota pomimo wcześniej zrobionych pomiarów i ustalenia rzeczywistej granicy. 
Proszę badzo jaki prezent się trafił. 
Prezenty mają to do siebie, że wywołują bardzo mieszane i złożone uczucia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz