poniedziałek, 20 stycznia 2014

Reszka

Cyntia właśnie rzuciła monetą. Chciała rozstrzygnąć czy powinna przemianować Micha na Rysia. 
Wiedziała już co mówi wróżba. 
- To dziwne - zreflektowała się - prawie wszyscy moi męscy bohaterowie mają imiona zaczerpnięte ze świata zwierząt. Leo czy Leon to przecież tyle co Lew, a poza tym Micho. A teraz Micho ma być Rysio lub Rycho i nawet jej sąsiad to Rex. 
- Uchował się tylko Gregor, ale to ojciec moich córek - usprawiedliwiła pospiesznie zrobiony wyjątek potwierdzający regułę
- Trzeba to zmienić - powzięła szczere zamiary 
Micho napisał, że może wycisnąć trochę czasu na spotkanie się z nią. 
Odpisała, że - fajnie - bez specjalnych ochów i achów, bo wiadomo on mówi jedno robi drugie i myśli co chwilę co innego zależy jaki prąd przyniesie mu wiatr. 
- Zresztą ileż to razy robił z siebie bohatera i ryzykanta a wychodził na to co ze śniegu dzieci stawiają na trawnikach? Potem chował rogi w ślimaczy domek i wracała cisza jak makiem posiał - pomyślała i postanowiła zapomnieć o całej sprawie. 
Ustalali terminy już kilka razy... i na początku Cyntia, te wówczas dla niej szczególne odwiedziny, traktowała na prawdę poważnie a teraz hm... - przyjedzie to będzie... - uznała i dała sobie spokój z całym zamieszaniem. 
Teraz trzeba było wymyśleć imię dla bohatera jej powieści tak aby Micho poczuł się swobodniej. 
Jak już będzie miała wybrane imię to będzie musiała popracować nad większym udziałem tego na razie bezimiennego charakteru nad tym, żeby z kartek jej pamiętnika bardziej przebijała jego sylwetka takie spojrzenie z jego perspektywy poprzez jej odczucia, uszy i oczy. 
Bo między Cyntią i tamtym przyszłym już jest zaplanowany no nazwijmy to bałagan emocjonalny w trochę podkręconej wersji niż ta na jaką mogłaby sobie pozwolić gdyby Micho nadal pozostał Michem. 
Już się cieszyła na aranżację wszystkich przygód między obojgiem znajomych. 
- O już wiem~! - wyrwało się jej głośno -  niech to będzie Egon albo Ed... 
- Oj ale przecież Ed to był w takim filmie z jej dzieciństwa; "Koń, który mówi" - poważnie się zmartwiła. 
- Ależ ja mam wyrobioną opinię o męskiej populacji ? - pomyślała nieco zmartwiona a nawet trochę przestraszona. 
- Widocznie musieli sobie na to zapracować - usprawiedliwiła się natychmiast  
- No to jak Rysio czy Edi? - zastanawiała się 
- Więc tak: Ed to może być Edward, Edmund, Edwin, Eckhart, Edgar... czyli w wołaczu to Edwardzie, Edmundzie, Edwinie, Edgardzie... a może Gerard ? - analizowała na prawdę przejęta.
- Ojej Eckhart to jeszcze coś innego - rozpraszała się coraz bardziej 
 - A... -  stwierdziła z rezygnacją  - zapytam Micha jak chciałby zmienić swoje imię, bo to, że musi się pożegnać z Michem  to jest absolutną  konieczną koniecznością. 
W międzyczasie zdała sobie sprawę, że Egon - imię pochodzenia starogermańskiego inklinujące tego który dobrze włada mieczem, przepadło zanim się zdążyła zorientować. 
Z jednej strony to dobrze uznała - mniej opcji to mniej kłopotu.
- Co oznacza, że zostaję w Zoo - zmieszała się - A...machnęła ręką - to są takie drobne pycie a przecież chodzi o ... 
- Może więc dla siebie czyli Cyntii też coś wybierze tak aby Micho był swobodniejszy i ona Cyntia też mogła się bardziej puścić? 
Ona dla kontrastu powinna być charakterem bardziej podkreślającym kontrast - właściwie to od początku chciała być Lyndą więc może było by dobrze, żeby tak właśnie było; 
- Czyli co? 
- Niech będzie Lynda i Edmund. Czyli Lyn i Ed... lub Edi. 
 - No dobrze - uznała
- Trochę czasu zajmie przyzwyczajenie się do zmienionych danych personalnych ... - pomyślała. 
 - Reszta bohaterów pozostanie bez zmian - wydała ostateczny wyrok.
- Tylko teraz z Lyn? - zmarszczyła się a może - Gwen od Ginewry. 
Imię staroceltyckie i oznacza tyle co "biały, święty", więc dobrze o to jej chodziło. 
W wołaczu Gweno - w porządku. 
Z wyliczeń numerologicznych natomiast wynika coś na prawdę niesamowitego; 7 + 5 + 5 +5 = 22 
do tego przecież Cyntia to była 5 Bella to było 5 i Runo też 5 czyli można się dopatrzeć jakiejś konsekwencji czy ciągu - uznała Cyntia.
Cyntia oniemiała na chwilę. 
Przez dłuższą chwilę czuła się zupełnie inaczej i trudno jej byłoby nawet teraz zidentyfikować tę "inność".

Czy udział w jej wyborach miał Leo? 

- Jak można inaczej wytłumaczyć zbieg tak przedziwnie skomasowanych okoliczności. 
Była właśnie na etapie wypisywania wołacza wyliczonych wariacji pseudonimu "Ed/Edi" kiedy jej kursor zupełnie przypadkowo dotknął imienia Edmund. 
Więc pomyślała sobie, że skoro już kursor jej tak pokazuje to jej pozostaje tylko się zgodzić na ułatwiony dla niej wybór. Potem chciała napisać Linda a jakoś jej palce się inaczej ułożyły na klawiaturze i na ekranie odczytała; Gwen ku całkowitemu swojemu zaskoczeniu i już wówczas poczuła się dziwnie a nawet zdała sobie sprawę, że jest przypuszczalne a nawet duże prawdopodobieństwo, że dzieje się jakaś mało zidentyfikowana heca.
Bardzo się zdziwiła a raczej trwała w stanie podwyższonego stanu zaciekawienia pomieszanego ze zdziwieniem a także pierwiastka rozhuśtanych wątpliwości o uczestniczeniu w dziejącej się jakieś uwznioślonej zagadce. 
 Wydało jej się, że  napisany z dużej litery wyraz: "Gwen"  jest imieniem żeńskim. 
W wyszukiwarce sprawdziła czy rzeczywiście. Pasowało jej bardziej niż Lynda więc postanowiła się podporządkować najwyższej inteligencji wyraźnie zamieszanej w powstawanie jej książki. Cały czas próbowała grać na postawę "cool" chociaż w wrażenia była w bardzo trudnym do określenia stanie prawie że nieważkości. 
W momencie gdy zaczęła relacjonować w szczegółach, bo trudno jej było zostawić ten zadziwiający incydent;  jak doszło, tak na prawdę, do wyboru obu imion...
 Wówczas stało się coś tak bardzo dziwnego, że  przejęło ją to do szpiku kości a dreszcze urządziły sobie szaleńczy taniec po całości jej cielesnej powierzchni.  
Otóż; na dole ekranu  w zminimalizowanej wersji cały czas podczas pisania aktualnego odcinka widać było świeżo wysłany tekst o tym co jej się przyśniło. 
W momencie opisywania kursora dotykającego wybranego imienia wskoczył jej tekst wysłanego niedawno maila a kursor był na wyrazie "koń". Tekst się sam podmienił tak że Cyntia oniemiała. 
Dopiero po kilku zaczerpniętych oddechach uspakajających zdała sobie sprawę, że sen oznaczał zmianę imion bohaterów powieści. 
Do tego imię z filmu o mądrym koniu... 

Cyntia a właściwie od teraz Gwen bała się iść na ubikację, chociaż na prawdę powinna.
W końcu się przemogła pozapalała po drodze wszystkie możliwe światła czego zazwyczaj dotychczas unikała. Lubiła się przed sobą popisywać znajomością własnych kątów po ciemku. Do tego po drodze pozamykała wszystkie drzwi na wszystkie możliwe klamki, klucze i zamki. 
- Kurka umyta, czy jest możliwe, że ja dzisiaj normalnie zasnę?  - pomyślała. 
 - To sprawka Leo - utwierdziła się w początkowo powziętym podejrzeniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz