poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rejestr niezwykłości

Gdyby dzisiaj było wczoraj to Cyntia nadal miałaby bardzo poważny problem. 
Bo tak to już jest, że jedno się skończy to zaraz zaczyna się druga zgryzota. 
Wczoraj po mailu od Micha zapewniającego ją o jego statecznych i od dawna ustalonych i kultywowanych uczuć przyjacielskich na założonym poziomie oraz po szlachetnej decyzji Cyntii, żeby mu odpuścić za coś tam o czym już w tej chwli było jej sobie trudno przypomnieć, więc wczoraj poczuła nagłą pustkę. 
Zrobiło jej się nawet smutno. 
Wiedziała, że powinna znaleźć sposób na akceptację swojej sytuacji i w większości za wszystko co było jej dane w obecnej sytuacji była jak najbardziej wdzięczna jednak... 
- A już niedługo jadę do Lylli i do Zulki i będzie na prawdę fajnie orzekła - żeby przestać dedukować co zawiera się w dokończeniu zaczętego zdania. 
Wczoraj więc wymyśliła sobie, że musi coś jednak zrobić z Michem. Po tym jak on był już we Włoszech i we Francji a nawet na Alasce trudno było zaaranżować coś co mogłoby wypełnić treść jej opowiadania z jego aktywnym udziałem... 
Rozwiązanie przyszło samo i to w bardzo przedziwnych okolicznościach. 
Musiała w końcu się zdecydować na wyjście w celu popłacenia rachunków i zrobienia zakupów żywnościowych uzupełnienia zapasów lekarstw i innych małych spraw tak jak wydrukowanie kilku zdjęć Zulki w celu powieszenia ich na ścianie tu i tam. 
Pogoda była raczej zgiełzła ale robiła co mogła aby wyciągnąć z przymusowej sytuacji w jakiej się znalazła najlepsze możliwe superlatywy i w końcu tu i tam się o nie otarła a nawet co nieco udało się jej przeżyć ze skali otwarcia na rejestr niezwykłości. 
Bo albo na życie patrzy się z perspektywy, że wszystko jest normalne i zwykłe albo odwrotnie, że cudowne i piękne. Okazywało się, że wbrew pozorom utrzymanie tej drugiej postawy bez uzależnienia się od warunków zewnętrznych to prawie bohaterstwo. 
Tak więc przebiła się przez zwykłość i codzienność w swój wybierany co moment świat absolutnego bohaterstwa.
Usiadła z tym swoim sztucznie zaszczepionym poczuciem rozanielenia na ławce i... zagadnął ją facet. Był tak mało "jakiś", że prawie go pominęła w możliwości odnotowania ale to zapewne z powodu absolutnego zajęcia się modulowaniem swojego wnętrza. 
- A może byśmy się poznali - usłyszała. 
- A o co chodzi? - odpowiedziała zupełnie otrzeźwiona. 
Już miała wypalić; "w jakim celu?" - ale w ostatnim momencie zdała sobie sprawę, że może zrobić krzywdę komuś kto przecież musiał zdobyć się na odwagę aby się przebić z tak ostentacyjnym i prostym pytaniem. 
Głos jak  na swoją mało rzucającą się w oczy ale zadbaną powierzchowność ma na prawdę miły, niski, mocny i bardzo wibrujący - stwierdziła i otwarcie spojrzała mu w oczy
- Jestem pewien, że będzie bardzo ciekawie... - powiedział tym swoim aksamitnym, miłym i niskim głosem.
Cyntia siedziała z uczuciem jakby spadło na nią coś, ale trudno jej było określić co. 
Patrzyła i zupełnie zapomniała, że ona może coś powiedzieć a on czekał. 
W końcu dotarła do niej pierwsza przytomna myśl; "Jakiś czubek?" i potem znów pustka. 
Bardzo powoli i z wysiłkiem usiłowała przypomnieć sobie, że coś powinna pomyśleć. 
- Aha - pomyślała muszę coś pomyśleć.
- Co? powiedziała tymczasem i zaraz zdała sobie sprawę, że to ona jest chyba bardziej "czubek" niż on. Od tego, że zdała sobie sprawę jakie właśnie zbudowała pierwsze wrażenie poczuła, że powoli wypełza na jej policzki rumieniec. 
- Słuchaj wiem kim jesteś...- zaczął nieśmiało...
Pomyślała a raczej prześledziła automatyczną myśl:
- Jeden z tych... następny. 
Przede wszystkim wstała ze skromnej przystankowej ławeczki, bo coś musiała zrobić ze sobą...
Przestąpiła z nogi na nogę i zaraz pochwaliła się za to, że odzyskuje władzę nad sobą. 
- Proszę mi dać spokój - powiedziała cicho ale dość zdecydowanie. 
- Ależ proszę się ze mną umówić, wszystko wyjaśnię - powiedział spokojnie i tak jakby się lekko ukłonił czy coś w ogóle zrobił ze sobą co ją jakoś do niego troszkę ociepliło czy przekonało. Poczuła tak jakby go znała już od bardzo dawna i że to co teraz mówią słowa jest bez znaczenia. Spojrzała na niego; Tylko trochę wyższy od niej ale budzący zaufanie oceniła. Jedną rękę trzymał w kieszeni w drugiej trzymał chyba złożoną parasol. 
- Czyste, krótko obcięte paznokcie -  pomyślała -  i ładne dłonie... jakoś tak z nawyku dokończyła zaczętą obserwację. 
Nawet fajnie i na luzie ubrany - oceniła. 
Ładnie przycięte siwe włosy ale i tak widać pierścionki... oczy jasne chyba raczej szaro - niebieskie - zdecydowała - ale po jasnej stronie, w oczach figlarny, ciepły, zaczajony, zachęcający uśmiech. Trochę opuchliny dookoła oczu ale to taki typ urody - relacjonowała... 
Trochę to trwało ale zdjęła go od stóp do po czubek głowy albo odwrotnie. Z jednej strony czuła jak opada z niej napięcie zaskoczenia z drugiej poczuła się głupio za otwartą analizę faceta.
- Ależ ja rozumiem że to może być duże zaskoczenie.... coś chciał tam do niej mówić... 
- Dobrze, ale w miejscu neutralnym - zdecydowała. 
- Ależ tak jak najbardziej, sam bym się czuł bardzo skrępowany w innych okolicznościach. 
- Czy... ? pytanie zawisło w powietrzu
- Czy my się znamy? - dokończyła cicho.
- ?, Słucham... a tak to znaczy tak jakby - powiedział. 
.... Pomilczał a potem dokończył
- No może raczej, bardziej jednostronnie. Wszystko wyjaśnię tylko gdzieś bardziej - zająknął się
- No dobrze, zgodziła się za bardzo do przodu i jednocześnie pomyślała; co ja robię?
- Proszę się rozluźnić - usłyszała 

Albo bezczelny, albo otwarty albo mnie zna już dosyć dobrze - pomyślała. 

Też coś - uznała za stosowne aby sobie poprawić humor poprzez  mentalną krytykę kogoś kto się jej przyglądał tak jakby wiedział o niej znacznie więcej niż ona mogła się tego domyślać. 
Czuła się nijak,ale mimo wszystko brnęła dalej.
- Kawiarnio cukiernia na Jałło koło poczty - jakoś udało jej się wystękać czuła, że jest bardziej zmieszana niż to możliwe 
- Kiedy ? - usłyszała przytomne pytanie. 
Cyntia na prawdę miała z tym kłopot. 
Zastanawiała się czy warto mieszać sobie spokój i ciszę i przecież pracowała nad książką. Ma kilku przyjaciół i tyle ile może dźwignąć na teraz, czy powinna komplikować sobie życie? 
On czekał.
Ona też czekała. 
Minęło sporo czasu a Cyntia obserwowała noski swoich butów. 
- No dobrze powiedziała z westchnieniem - tak jakby ktoś ją poprosił o przysługę, na którą ona miała raczej małe zapotrzebowanie. 
To znaczy gdyby miała być ze sobą szczera z jednej strony tak, a z drugiej no cóż, to już była jesień jej życia, co prawda pogodna jesień ale zawsze. Ryzykować spokój, wygodę w zamian za być może jakieś coś tam... - przyszło jej do głowy. 
- Przepraszam powiedział, chyba się narzucam...-  odwrócił się i poszedł. 
Teraz mogła za nim coś spontanicznie rzucić, ale czy na pewno chciała...? 
Spokój - zdecydowała - lepszy spokój - powtórzyła i wypełniła zawartość swoich płuc jesiennym, wilgotnym, chłodnym powietrzem. 
- Dobrze jest żyć - uznała - zagrożenia minęło.
 - Spojrzała w górę i pomyślała; szkoda, że się rozproszyłeś Leo. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz