środa, 22 stycznia 2014

Nosił wilk razy kilka

Najstarsza córka Rażki - Ronna na jedno z Bożenarodzeniowych Świąt zrobiła prezent dla Pra -  Babci Myszki, pod który podłączona jest ona - Cyntia. 
Cyntia uwielbia Ronnę, swoją jedyną chrzestnicę i można powiedzieć pod wieloma względami przyjacielską duszę, ale to jest szczególnie uciskający prezent. 
Już podczas próby generalnej kiedy to Ronna po prostu oświadczyła Cyntii, że teraz to ona odpowiada za życie Myszki jeżeli ta wezwie pomocy przy użyciu wyciśnięcia specjalnej dźwigienki na urządzeniu, które od teraz Myszka będzie stale nosić na ręku, po wysłuchaniu do niej skierowanej telefonicznej  prośby o natychmiastową pomoc prawie że umarła na atak serca.
Specyficznie sformułowany komunikat o tym, że określony i wymieniony numer potrzebuje natychmiastowiej interwencji czy pomocy wypowiedziany z taką mocą jakby ziemia się waliła jest po prostu alarmująco wzburzający nawet jak wiadomo, że dana osoba siedzi w zasięgu wzroku i ma się dobrze lub nawet doskonale. 
Po prostu przy nagraniu wykorzystana jest znajomość ludzkiej psychiki na co człowiek jest szczególnie uczulony i jak reaguje. 
Cyntia była przekonana, że więcej osób po usłysze nagrania jest gotowa sama być odwieziona na pogotowie w tempie natychmiastowym zamiast podjęcia energicznej formy jakiegokolwiek działania. 
Spojrzała na siedzącą blisko podczas próby Myszkę i miała nadzieję, że ona to znaczy Myszka już na zawsze zostanie tam gdzie jest teraz tak aby Cyntia mogła ją obserwować z minuty na minutę by mieć pewność, że wszystko jest w miarę normalnie i tak jak być powinno. 

Urządzenie to jest o tyle ciekawe, że czasami prawdopodobnie zupełnie przypadkowo zostaje wybrane zapotrzebowanie o pomoc i Cyntia wciąż prawie, że umiera dlatego ma powyżej dziurek w nosie owego technicznego ulepszacza codzienności. 
Pierwsza trudność jest taka, że Starsza pani udostępniła klucz do swojego mieszkania starszej od Cytii siostrze Rażce. Rażka mieszka w prywatnym domku pod lasem w pięknie położonej dzielnicy ludzi uprzywilejowanych przez los jeszcze bardziej od Cyntii. 
Otóż dojazd do domu w mieście gdzie mieszkają obie kobiety starające się utrzymać cywilne i zgodne pożycie a nawet na zewnątrz całkiem przyzwoite pożycie, więc Rażka musi dobrze przydusić na pedał gazu, żeby dojechać z ominięciem wszystkich korków w pół godziny do miejsca zamieszkania, gdzie życie Myszki mogłoby być zagrożone. 
Myszka z kolei zamyka się na wszystkie możliwe zamki i dostępne klucze. Gdy się do niej puka to najczęściej nawet walenie w drzwi przynosi małe efekty. Co ciekawi te nikłe efekty walenia w drzwi dotyczą tylko jej Cyntii, bo reszta gości i rodziny odwiedzających Pra Babcię jakoś zostaje zawsze bez walenia wpuszczana i wypuszczana z mieszkania jej Mamy. 
 Mama unika odbierania telefonu do niej pomimo bardzo głośnego sygnału,  który Cyntia słyszy u siebie piętro niżej. Unika też  otwierania zabarykadowanych na wszystkie spusty drzwi. 
W tej chwili trudno ustalić czy to są dąsy czy fochy czy fanfarony czy jakieś trudne do sprecyzowania okoliczności poza świadomością, że ludzie szukający zagrożenia najchętniej znajdują je zaraz pod bokiem czy pod ręką lub łokciem czyli w najbliższym otoczeniu.
Po otrzymaniu wiadomości Cyntia zazwyczaj wpada w panikę; "... co robić?! i jak się zachować?!".
Zostaje wprawiona w zestaw funkcji ratuj umierającego i po prostu przefruwa kolejne stopnie klatki schodowej w moduie pozarejestracyjnej lub pozadżwiękowej, bo mało zazwyczaj sobie uświadomiomej.  Leci do góry i od razu zaczyna od okładania drzwi z obu pięści jak byłaby składową japońskiego zespołu używającego ogromnych zsynchronizowanych bębnów dla efektu zapamiętanego przez wszystkich świadków wydarzenia i co sił jej starczy... czasami i to tylko czasami zdarzy się tak, że Myszka jej otworzy ale przeważnie wymawia się po całej akcji, że albo spała albo miała włączony na głośny odbiór telewizor. 

Po pobycie w szpitalu Lylli z małą i z ojcem dziecka i swoim mężem Lylli na reszcie znalazły się w domu i na reszcie mieszkanie zaczęło znów wyglądać jak dom dla Lylli o czym napisała na fejsie. 
Życie zaczęło wracać do normy. 
Lylli jak zwykle zadzwoniła do Cyntii aby pokazać jej postępy w rozwoju małej Zuli, która robi wciąż nowe niespodzianki w tempie zastraszającym i podziwu godnym na swój wiek. W wieku czternastu - (Tu Cyntia zastanowiła się, że taką wiadomość trzeba podkreślić przez powtórzenie) a więc w wieku  czternastu tygodni to dziecko śmieje się do wszystkich, jest bardzo socjalna i lubi się popisywać; gaworzyła i zaczepiała swoją otwartą naturą cały oczarowany nią  personel szpitalny i przygodnych rodziców podobnie jak ona chorych dzieci, trząchała grzechotką jeszcze trochę sztywno przez siebie trzymaną, a dzisiaj co się stało???.
 Dwie rzeczy; po pierwsze mała zaczęła sobie sama kilka dni temu podtrzymywać butelkę z mleczkiem przy użyciu a to jednej a to obu rączek. Cyntia jest wdzięczna Lylli za zdjęcia, bo przecież kto chciałby uwierzyć w tak akrobatyczne umiejętności tak malutkiego dzieciątka. W dodatku umie już bardo długo leżeć na brzuszku z podniesioną do góry główką a dzisiaj na siłę sięgała po grzechotkę, którą Lylli przemyślnie położyła w bliskim sąsiedztwie rączek małej. Potem Lylli demonstrowała z dumą, jak mała trzyma prosto i pionowo główką przez nad wyraz długi okres czasu w pozycji siedzącej  na rękach Lylli. Babcia oczywiście za każdym wyczynem wykrzykiwała ściszone; " Brawo!" z dławiącymi łzami gardle i  w oczach. 
Te łzy to a konto tego, że poważna choroba małej popieściła ją tylko w zasadzie, ale mała wraz z całym personelem szpitalnym i modlącą się rozległą rodziną i czekających na dobrą wiadomość ciżby znajomych - mała, mała dała radę (!).
- Ale radość i szczęście - powtarzała sobie pod nosem Cyntia niezdarnie i ze skrępowaniem pociągając nosem. Wciąż uważała, że mazać się ze szczęścia to trochę tak dziwnie przecież jest. 

Właśnie wówczas, podczas takiego mazania z okazji demonstrowanych Cyntii umiejętności Zuli przez Lylli  zadzwonił telefon. Cyntia przeprosiła partnerki codziennego biesiadowania udostępnionego za pomocą skype'a i poodniosła słuchawkę. 
To co poczuła na swojej twarzy to zupełna blacha. 
Po wytłumaczeniu Lylli co się stało usłyszała do siebie skierowaną trochę zniecierpliwioną uwagę; 
- No już... idź Mama ~! 
Nogi miała z waty ale jedynym wyjściem było rozpaczliwe  wdrapanie się na piętro i jak zwykle odbył się znany koncert na bębny w głuche drzwi  Myszki.
Odpowiedziała jej cisza grobowa cisza i wówczas tym bardziej myślała, że zaraz zemdleje. 

Już pędziła, żeby wezwać pogotowie, ślusarza, zawiadomić Rażkę i co jeszcze będzie konieczne... gdy rzuciła okiem w okno balkonowe na platformie między przęsłami schodów łączących dwa piętra. 
 Znów poczuła ze zemdleje. Pomiędzy żółtymi liśćmi drzew owocowych sado - ogrodu otoczonego ze wszech stron blokami zobaczyła niebieski kubraczek Myszki. Wytężyła wzrok. 
- Czy to możliwe? 
- Czy to może być prawda? 
Myszka najspokojniej na świecie podtrzymywała jedną ręką gałązki porzeczki a drugą wybierała z pod szeroko 
rozłożonych gałązek krzewu - orzechy do czerwonego plastikowego wiadra stojącego nieopodal. 
- Ładny obrazek.. wymknęło się Cyntii, bo obrazek był tak miły i łagodny, że fizycznie poczuła zgrzyt przerzucanych trybów emocjonalnych wewnątrz siebie. 
Jaką skalą uczuciowości musi człowiek dysponować aby ogarnąć wszystko co się dzieje w jej spokojnym, ustabilizowanym i samotnym życiu? - wyrwało się jej półgłosem.   
Nogi się pod nią ugięły i usiadła na zimnych schodach z wypolerowanego lastrico. 
Jak długo tam trwała obserwując harmonijne i bardzo młode ruchy staruszki, której wiek był bardzo mało adekwatny do ćwiczeń na rozciąganie na wyprostowanych kolanach dookoła i w okół siebie?
...
Trudno o jednoznaczną odpowiedź...
.... 

Ledwo się dowlokła do swojej jaskini, żeby uspokoić Lylli, a potem bardzo długo próbowała się czymś zająć, żeby odwrócić swoją uwagę od poszarpanego rytmu zbyt mocno pod szyją wyczuwalnego rytmu serca. 
 - Jeżeli tak dalej pójdzie... - pomyślała pomiędzy głębokimi oddechami dozowanymi z premedytacyjną precyzją dla wybicia się z zakłopotania, z powodu braku możliwości zaznania spokoju z powodu jej własnego zgubnie zaangażowanego serca i trzęsących się rąk. 
- Jeżeli tak dalej pójdzie - próbowała dokończyć myśl to stać się może jedno z dwóch; jedna możliwość wejście w życie znanego powszechnie przysłowia zaczerpniętego z mądrości ludowej o tym jak "nosił wilk razy kilka ponieśli i wilka", a druga możliwość to zejście jej zejście zanim stanie się to z Myszką. 
Z wyczerpania aż jej zgaga zaczęła się znów uaktywniać, znów będzie trzeba pić sok z ziemniaków, herbatkę z lipy i jeść migdały. Dwie ostatnie pozycje należą do.. kokosów i przysmaków raczej, ale ta pierwsza najskuteczniejsza...raczej mało zaawansowana przyjemność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz