piątek, 24 stycznia 2014

Farmazony

Ojciec Cyntii Władysław Zygmut wołany Władziu, z charakteru i postawy raczej przypominał Włada lub tura, któremu życie wyszło pomimo że na krótko (co jest wartością względną), wyposażony był we wszelkie talenty o jakich tylko można sobie pomyśleć lub zamarzyć. 
Każde wyzwanie rzucone mu pod nogi przez życie było dla niego szansą na przygodę i wykazanie się. Do problemów ustawiał się jak do przeszkód z góry zakwalifikowanych do pokonania i znalezienie sposobu na ich rozgryzienie. Problemy uważał za łamigłówki, które ćwiczą umysł lub za igraszkę podaną mu dla urozmaicenia czasu.  Z Anną Teresą zwaną Myszką - matką Cyntii dobrali się doskonale pod bardzo wieloma względami. 
Skąd u Cyntii wzięła się natura cofania się przed każdym najmniejszym progiem trudności i szybkiego załamywania się oraz poddawania się po małych niepowodzeniach a czasami tylko próbach? Oczywiście tylko na swoim terenie, bo o innych umiała walczyć niemal atawistycznie jak lwica albo turzyca jako, że jej znakiem jest rogaty i największy zwierz w horoskopie.  
Czyżby funkcja piątego lustra z "Tajemnic siedmiu luster" Greg'a Bardon'a była głównym piętnem w życiu Cyntii? 
Czyżby to rodzice przede wszystkim ofiarowali jej całożyciową drogę rozwojową i spektakl do rozwiązania, który ciągnie się za nią jak smród po... (wiadomo)? 
O tym Cyntia już była przekonana ale dla potrzeb powieści musi jeszcze to i owo skrobnąć. 
Otóż: 
Cyntia pamięta, że ojciec, który bardzo łatwo krytykował ją właśnie, prawdopodobnie na podświadomym poziomie dopieszczając, chroniąc i hodując oraz gloryfikując swojego  "egusia" zabezpieczał potwierdzalność tezy wystosowanej przez rzeźbiarza Rodena ojca w odróżnieniu od syna, że" ... Pod dużym drzewem nic nie urośnie..." z praktyki Cyntia wie, że tylko Karmen - najmłodszej z trzech córek udało się wyjść na swoje jeżeli chodzi o całkowitą samodzielność. 
A w najmniejszym stopniu jej samej. 
Póki co i tylko pod względem rozliczeń z objektywnego punktu odniesienia. 
Jej dorobek w całościowy obraz każdego członka rodziny był przeogromny. 
Nawet jeżeli jej własna sytuacja wyglądała tak jak się prezentowała w tej chwili to jej wkład w rozwój zarówno z punktu widzenia poszerzania horyzontów, udostępniania wiedzy ogólnej jak również w zakresie tworzenia bazy dla wszystkich pozostałych członków jest trudny do oszacowania nawet jeżeli czytelnik myśłi, że autorka powstającej opowieści się tylko tak w obecnej sytuacji pociesza, to ona sama wiedziała swoje. 
Trzeba przyznać była z tego po cichu dumna i było to jej źródło bardzo rzetelnie zmontowanej satysfakcji. 
Widocznie wcześnie w życiu udało jej się ochronić swoje rozłożyste konary albo zasiała się w bezpieczniejszym lub dogodniejszym miejscu niż obie jej siostry, zarówno najstarsza Rażka jak i Cyntia. 
Ojciec, który sam miał zapędy słowotwórcze i po dzień dzisiejszy niektóre z jego kreatywnych określeń funkcjonują jako dobrze prosperujący język wewnątrz - rodzinny bardzo tępił przejawy podobnych talentów w Cyntii. Od niego słyszała co chwila, na swój temat; 
- O znalazł się grecki filozof, patrzcie tylko ją(~!) - powiedziane z odpowiednią kąśliwością i przyganą w oczach i wskazującym na brak akceptacji kręceniem głowy powodowało, że Cyntia czuła się mało istotna, brudna, źle poskładana i mało adekwatna. 
Dopiero w piątej klasie szkoły podstawowej wszystko się odwróciło.
 Znalazł się nauczyciel, który to co tak bardzo krytykował ojciec z cichą aprobatą matki, że niby cech przydatnych do życia małą w zgodnym akordzie uczą, więc ten nauczyciel zaszczepił w Cyntii pierwsze promyki akceptacji własnej i to dzięki niemu zaczęła czytać a w następstwie w ciągu półrocznego okresu stała się jedną z trojki dzieci, które należały do prymusostwa klasowego. 
Mama Cyntii twierdzi, że ona Cyntia dostała najwięcej z jej córek od niej... w prezencie, bo dostała mieszkanie i dach nad głową od niej ... w prezencie...
Tak dostała, ale prezent ten jest znacznie, znacznie bardziej rozległy niż ogarniają to słowa i wyobraźnia Myszki. 
Za wszystko, za wymierny aspekt materialny i za zbyt iluzoryczny do opisania słowami aspekt pozamaterialny Cyntia jest absolutnie wdzięczna obojgu rodzicom, bo czyżby była sobą i swoją realizacją siebie, gdyby było inaczej? 
Jest świadomością przechodzącą przez tygiel doświadczeń i przygód będących następstwami i kontynuacją sensu istnienia. Jest świadkiem własnym i uczącym się aspektem pozamaterialnym, który kontynuuje zdobywanie narzędzi w celu zrozumienia i bezwarunkowego, bezkondycyjnego pokochania siebie samej a co za tym idzie wszystkiego we wszystkim...  Jest głównym kreatorem i głównym twórcą własnego losu w wielowymiarowym i w wielowątkowym ujęciu. Dzięki odkryciom fizyki kwantowej wie absolutnie jest przekonana o decydującej roli swojej myśli w powstawaniu treści tego z czego składają się jej doświadczenia. Wiem, że jej wolna wola istnieje i jest jak najbardziej prawdziwą w punkcie powstawania i kształtowania myśli. Jeżeli jednak myślami kieruje ona sama a myśli są jej posłuszne to w takim razie wybór tego co w każdym momencie płynie bezgranicznie i nieskończenie bogatym strumieniem przez jej mózg jest po prostu kwestią wyboru i nastawienia czyli jej wolną wolą. 
Każdy rodzic oddaje swojemu dziecku wszystko co ma lub posiada  na poziomie zarówno materialnym jak i dorobku intelektualno - wrażliwościowego oraz aspektu poza zmysłowego, poza materialnego, poza intelektualnego - jest to aspekt własnego świadka czyli świadomości samego siebie.  Ta świadomość może się opierać o brak granic świata zarówno w wydaniu mikro jak i makro mega kosmosów i ich złożoności w każdej dostępnej dziedzinie. 
To dzieci wybierają z prezentowanego dorobku rodziców to co chcą wybrać  jak i to co wybiorą rozwijać na zasadzie własnych doświadczeń. 
Dziękuję Tobie Tato i Tobie mamo za "farmazony" w waszym wydaniu, bo stały się one kolebką i szeroko otwartą furtką mojej własnej drogi. 
Dziękuję za wszystko także za dach nad głową i za wyrozumiałość w takim zakresie w jakim Was na to było czy jest stać.
 Dziękuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz