niedziela, 19 stycznia 2014

Bryła

Ćwiczenia z bryłą okazywały się nader pożytecznym narzędziem. 
Należało sobie wyobrazić daną sytuację jako bryłę z wpisanym w wyobrażoną pojemność zbiorem wszystkich możliwych rozwiązań i  opcji w nieskończonym zakresie o ile istniało takie zapotrzebowanie. 
Dla Gwen wystarczyło rozgraniczenie północy i południa.
 Jeżeli jej przemyślenia miały potencjał rozwojowy w pozytywnym kierunku to wówczas wiadomo północ. W przeciwnym zbiegu okoliczności gdy wisiała groźba południa Gnew podejmowała mniej lub bardziej żmudny proces wymazania, wykreślenia, przejścia ponad a może po prostu uwierzenia w lepszy kurs dla wszystkich czyli także dla niej.
 
Glen dokładnie wiedziała co znaczy przesuwanie i niwelowanie ilości spędzonego w rodzinie Lylli czasu na wypadek konieczności opieki nad Zulą. Ale... od razu przyjęła postawę akceptacji  tego co najlepiej  służy rodzinie jej córki.
Tak jak zawsze powiedziała do siebie; -  to co służy Lylli służy także mnie samej.  
To byłby koniec całej sprawy ale ... musiała teraz uporać się ze sobą ze swoimi odczuciami kogoś, kogo ma się pod horyzont. 
Do tego potrzebna była jej bryła. 
Powtarzała już kilka razy cały proces i wciąż widziała to od czego przede wszystkim pragnęła się uwolnić. 
Wówczas postanowiła sobie, że tym razem bryła po prostu nawaliła i postanowiła napełnić się energią wszystkiego we wszystkim. 
O dziwo doznała natychmiastowej ulgi. 
Po czym zdołała sobie przetłumaczyć, że w dotychczas odkrywanych kartkach losu kontrast zawsze służył wyostrzeniu tego co na prawdę jest jej potrzebne i czego ona sama oczekuje od życia. Wiedziała, że jak zostawi mało komfortową sytuację to prędzej czy później będzie miała możliwość przekonania się  jak dogrywają się poszczególne akordy w kosmosach, aby ona mogła usłyszeć arię. Wiedziała, że to co powstanie będzie lepszym rozwiązaniem niż dotychczasowa opcja zarówno dla niej jak i dla holograficznej całości. 
- Dystans i odejście na bezpieczną odległość dla przykładu w kosmosy było następnym narzędziem przynoszącym dobre skutki - mimochodem  odnotowała pod nosem. 
Widywała Zulę codziennie na skype'a tyle, że pragnęła ją pocałować, przytulić, bajeczkę do snu przeczytać... powąchać...
Zula zmieniała się z dnia na dzień a wyglądała teraz jak co najmniej roczne dziecko. 
Łapała co chciała w obie rączki różne zabawki  i czekała na uznanie otoczenia. 
A otoczenie w tym Gwen promieniała podziwem i uznaniem za powzięte przez Zulkę wysiłki. 
Gaworzyła i co było dużą radością ale i kłopotem dla jej rodziców rosła. Przerosła już synka bliskiej koleżanki Lylli - Yeni. Synek Yeni miał na imię Seba i był pół roku starszy od za niedługo czteromiesięcznej koleżanki. 
Gwen znała tę sytuację od podszewki, bo Lylli też była o głowę wyższa od o pół roku starszych niemowląt. 
Każdy się dziwił i podziwiał urodę Lylli tak jak teraz Zuli. 
Lylli poprosiła, aby Gwen wyszukała zdjęcia z jej  lat niemowlęcych. Chciała porównać siebie do Zulki. Gwen od razu wiedziała, że wielkie szeroko rozwarte oczy i ładnie zarysowane szczęki, wyraźne kości policzkowe to na pewno atuty jakie Zula dziedziczyła po Lylli, natomiast nosek i czoło to tatuś.
Lylli powiedziała jej, że Zula ma 70 cm wzrostu. 
- Czy wiesz, że standardowa wysokość stołu to 79 cm - wtrąciła Gwen - jak zacznie chodzić to od razu będzie mogła zobaczyć co leży na stole.... - zachwycała się mama mamy. 
Potem rozmowa skręciła na Babcię Gwen - Emmę, która twierdziła, że ona wiedziała więcej od swoich rodziców i normalne jest, że jej dzieci wiedziały więcej od niej i że ona Gwen i jej siostry będą wiedziały więcej od jej córki. 
- Teraz ja mówię to samo Tobie córuś - wyznała Gwen wielką swoją tajemnicę.
- Mama już mi to mówiłaś tysiąc razy.
- Więc mówię tysiąc pierwszy, bo jestem z Ciebie dumna moje światełko - powiedziała Gwen szczerze. 
- Dzięki Mamo - ledwo słyszalnym głosem powiedziała Lylli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz