niedziela, 19 stycznia 2014

Kalejdoskop

- Rozpłaszcz się proszę. 
- Ja się mogę rozkurczyć co najwyżej - powiedział i wyraźnie sprawdził jaki odniósł skutek.
Gwen spojrzała z niemym wyrzutem w twarz przybysza. 
Przerabiali już to kilka razy. 
Inne wersje podobnych słownych  wygibasów i nagięć do aż nader czytelnych podtekstów ale o tym samym lub podobnym aspekcie działania obliczonym na zainstalowanie intencji w ramach żartu. 
- A może to tylko pretekst, aby ona zanotowała, że był w dobrze skomponowanym ubiorze; Kurtka, czapka, spodnie, włosy - wszystko w detalach dopracowane jak na fotografii w magazynie dla starszych ale wciąż zadowolonych i zakręconych a może nakręconych Ananasów. 
- Ale wybudowali Tobie nos w nos chatę - powiedział z podziwem w głosie spoglądając przez okno z jej kuchni.
- W zagranicznym tempie prawda? Kiedy tu byłeś ostatnio? 
- Jakiś miesiąc temu - było ciemno...
- Na pierwszym cowtorkowym spotkaniu? 
- Ale latem tu byłem, z tego co pamiętam za płotem...to rząd wysokich, niebieskich świerków...
- Przestań, bo mi się serce zaraz obkurczy i umrę plackiem - powiedziała z bolesną miną i adekwatnymi odczuciami. 
- Teraz to z lornetką tutaj filują - skomentował.
- Umiesz pocieszać - powiedziała z ironicznym uśmiechem na przekór własnym uczuciom
Wciąż odwlekała założenie nowych firanek, pomimo, że już sobie przygotowała zmianę. Wciąż dominował w niej bunt na utratę prywatności. Ubrania zabierała ze sobą i ubierała się w salonie, stołowym w łazience gdzie popadło, ale wciąż z wyrzutem w stronę jej nowych sąsiadów a może tylko wysiłku jaki trzeba włożyć w instalację nowego zestawu firanek i tego, że będzie brak wschodów słońca i będzie znacznie więcej cienia i chłodu oraz wszystkich powodów po trochu, na które szkoda strzępić gęby i zrywać klawiatury. 

Umawiali się już od jakiegoś czasu. 
Gwen od początku wiedziała, to znaczy znacznie wcześniej niż Drej, że relacja między nimi jest zamkniętą opcją. Miała prawo - (relacja między nimi) - rozwijać się ale tylko w ramach przyjaźni lub na zasadach obusiecznie pożytecznej symbiozy. 
Powiedziała mu o tym zaraz na początku. 
 Drej jak każdy bardzo samczo nastawiony zdobywca oczekiwał czegoś więcej niż biznesu. Chciał zostać jej cichym kochankiem. Gwen wolałaby cichego adoratora, ale to był zbyt mało opłacalny awans oraz ranga dla kogoś kto lubił zdobywać. 
Ostatnio się przekonał, że wyciągnięcie z niej czegoś poza kilkoma stopniami ekscytacji jest mało możliwym wariantem, więc opadły mu skrzydła i wola. Chociaż z obserwacji Gwen wynikało, że on wciąż się trzymał jakiegoś włosa i Gwen wiedziała, że on źle odczytywał jej skrępowanie oczekiwaniami z jego strony. 
Nagły rumieniec na jej delikatnej twarzy był przez niego odczytywany jako przyzwolenie lub nawet zainteresowanie z jej strony. 
Wkurzało ją to do granic. 
Postanowiła przepracować rozległość emocji tak aby na następne ich spotkanie stanąć do boju. Chciała być zupełnie w porządku wobec domniemanych z jego strony gdybań. 
- Dzisiaj się przekona - postanowiła sobie w absolutnym założeniem kontroli nad manifestacją mało pożądanych emocji z jej strony. 
Z powodu jej oziębłej postawy zrobiło się między nimi płasko i nijako chociaż nadal on wyglądał dużo młodszy niż był i ubrany na portret pazia czyli wizerunek interesującego mężczyzny obytego w rejonach sztuki i kobiet. 
- Fajny - musiała przyznać pomimo, że wiedziała, że on specjalnie kreował swój wizerunek na rzecz złapania w sieci tych mniej odpornych na roztaczany urok a teraz czekał, bo chciał u niej potwierdzenia słuszności przedsięwziętych zabiegów i kroków. 
- Czy może on jest po plastycznej operacji? - pomyślała i musiała przyznać, że o to samo mógłby zapytać ją on. 
Jaka szkoda, że musi wyhamować dalszy bieg relacji od wielkiego dzwonu. 
Wiedziała, że Drej może się zachwycić każdym rodzajem kobiety. Wiedziała, że jest tylko jedną z wielu alternatyw. Z drugiej strony miał znacznie mniej sposobności i horyzontów niż można się było tego spodziewać po jego wyglądzie i elokwencji i zagęszczeniu kompleksowo zakrojonego ryzyka z konsekwentną systematycznością. Był tak jak ona samotnikiem z wyboru a może z braku wiary lub  trochę przez małą możliwość natychmiastowych reparacji już naważonego piwa. 
Drej był jej seniorem o dekadę bez roku. Ale wyglądał o dwie dekady do przodu. 
Miał dwoje dzieci. Syna, którego widział ostatnio gdy był młodym ojcem, gdzieś w Niemczech i córkę z któregoś z małżeństw. Bardzo trudno przyszło mu wyznać, że córka jest ofiarą schizofreniami. Ale chciał to już mieć za sobą więc się odważył.  
Gwen była oszołomiona z zupełnie innego powodu niż to, że ktoś tak czy inaczej się różni od reszty przeciętnej powierzchni ale tym, że sama nazwa przysuwa się coraz bliżej do niej o ile zaakceptowała by ofertę oferowanej więzi. 
Najpierw kuzynka, potem siostra a teraz córka... no, no - pogratulowała sobie gradacji i przyspieszenia ewentualności jakiejś lekcji ale jakiej? Przecież wiedziała, że kochać należy każdego bez względu na etykietki i foldery. 
Drej miał wciąż włos nadziei pomimo jej stanowczego komunikatu, ale po dzisiejszym spotkaniu się przekonał, zresztą przestał się starać już od jakiegoś czasu.
Liczył raczej na traf i ziszczenie marzeń bez specjalnego wysiłku z jego strony.
Znaczy z nawyku się nadal stroszył i stroił i przybierał barwy godowe na wszelki wypadek, ale tak na prawdę to po czynach można się było zorientować, że on już wie tak samo jak ona, że nici z włosa. 
Ostatnia żona Drej'a i to jest najprawdziwsza historia, którą może  potwierdzić prawie systematyczna czytelniczka przesyłanych kartek... 

Ale od początku; 

Otóż owa czytelniczka - powiedzmy jeszcze jedna Cyntia (podobna jak siostra do niej) prowadzi prywatną  szkołę w Bydzi. Jedną z jej uczennic zainteresował się Drej co zaowocowało małżeństwem, w którym  panowała czterdziestoletnia przepaść. Matka kąska była młodsza o pięć lat od swojego zięcia czyli Drej'a. Historia rodem z soup opery, której zresztą istnieje dalszy  ciąg, który wciąż się toczy jakoś tak podskórnie w życiu Drej'a. Więc już to samo było dla Gwen odpowiedzią. Poza tym Wald jej powiedział, że to dla innego rodzaju kobiet, dla niej on widzi kogoś z lepszej beczki. 
Zresztą sama wiedziała, że Drej szuka ciepłego kąta i zabezpieczenia raczej niż ciekawej relacji. 
Co prawda Libido na początku dało jej wycisk, ale teraz po przyjrzeniu się z bliska sytuacji była pewna, że nici z jego nadziei.
Miała małe zapotrzebowanie kierowania swojej uduchowionej drogi w przepastną paszczę odcinków telewizyjnego serialu. 
Zresztą teraz wchodzić w jakiś mętlik trudny do ustawienia na prostej to już było ponad jej chęci. 
Kilka lat temu też się wymsknęła krzywej zastawionych sideł losu. 
Facet z podobnego zestawu poszukiwaczy uzupełniania końcówki dobiegającej kreski do kresu, jest posiadaczem trzech wysp pod Bydzią. Była tam kilkakrotnie swego czasu. Piękne zakątki i mnóstwo zaczętych inicjatyw. Mostki, altanki, piękny stary dom, urokliwa przyroda, a wspomniane mostki wygięte jak na obrazkach Moneta lub import ze wschodniej estetyki. Ona Gwen odpuściła sobie ten cały bałagan. Zadania podjęła się jej znajoma Lynd, która zresztą przechodząc po jednym z mostków stanęła na spróchniałą deskę w mostku i wpadła do wody. Na szczęście było to latem. Lynd prezentowała się nawet uroczo niczym Syrena lub prawie Ninfa wśród kwitnących kosaćców i żółtych grynzeli. 
Spotkała kiedyś Onefa i Lyndę. Jako para prezentowali się nawet jakby ich kto wyciął z jednego obrazka. Na nim widać było jej rękę. On wciąż łypał w Gwen stronę. Gwen była przekonana, że to dlatego, że Lynda wzięła go i jego majątek pod swoją pieczę i kontrolę. Dla Gwen cała sprawa miała za ciężki kaliber i ciężar.
Poza tym on strzelał do srok, że niby wyciągają pisklęta z domków na drzewach, które on tam zamontował dla większej ilości kosów, czyżyków, wilg, rudzików i słowików... Strzelał do srok prawdopodobnie z wiatrówki przeszkadzając naturze i w ogóle miał za wysokie wymagania względem poza świadomego losu. 
Jeżeli już o strzelaniu mowa, to był jeszcze przecież epizod z Lech'em. Ten chciał jej zaimponować posiadaniem pozwolenia na pistolet czym ją bardzo skutecznie odstraszył i odstręczył a trzeba przyznać była oczarowana jego domem, zbiorami sztuki z różnych krajów i wieków; fotelami z epoki napoleońskiej, kominkiem z zielonych kafli na pół ściany, ogrodem - wszystkim. 
Zraził ją pistoletem i rysunkiem konia, którym w ramach prezentu chciał ją obdarować z detalami o braku zgodności anatomicznej z końską.  Koń miał ludzkiego członka w pełnym wzwodzie.
 
Gwen siedziała zdumiona, że oto minął dzień następny.
 
Dzień, który zszedł jej na wyliczaniu byłych niedoszłych kandydatów na ewentualne związki podczas gdy ona coraz mniej miała nadziei na jedną opcję, która ją na prawdę zadowoli. 
W swojej realności widziała kogoś kto jest tam gdzie ona podąża. 
Kogoś kto zrozumie, że ona chce się dzielić tym czego sama się uczy, tak aby inni mogli korzystać do woli z tego co jest jej dorobkiem i drogą. 
Według wiedzy zapożyczonej z książek i udostępnionej jej ostatnio przez Leona powinna się skupić na tym co każdy z kandydatów przedstawiał najlepszego w sobie i z czego chciałaby ulepić sobie potrzebny model lub wzór do ewentualnej realizacji w materialnych namiarach. 
Pomijając trzy narzeczeństwa, które już są zbyt zamierzchła przeszłością. 
Więc chciała by zacząć od Gregora ojca jej dzieci i wciąż papierowego męża a z niego chciałaby wziąć sobie to w jaki sposób widział on ją i innych ludzi; ciepło, z gwarantem  potencjału w każdym z nich, z pogłębionym zrozumieniem, z rozczuleniem i ze z góry ofiarowanym kredytem.
Szacunek jej ofiarowany, wdzięk z jakim odszedł, bo musiał z różnych mniejsza o to z jakich  powodów...  
Z Micha lub Edmunda, który potem jakimś fortelem mało dla niej zrozumianym przybrał imię Edwina chciałaby to co jej ofiarował w czasie kiedy był jej kochankiem a może tylko konkubinem. Więc z niego chciałaby absolutną pewność, że jest dla niego jedyną i na piedestale wyróżnioną sprzyjającą okolicznością dla realizacji wspólnych celów na czas otwartej ramy.
Z relacji z Regi'm chociaż to był zaledwie epizod absolutnie wyizolowany chciałaby sobie zaofiarować niemal telepatyczną spójność intencji i zespolenia w jednej duszy i ciele. Orgazmy rozlewające się po niej niczym płomień i fizyczną zgodność ciał oraz unia umysłu - wzajemność wspierania się w wysiłkach docierania do założonych perspektyw. 
Z ostatniej znajomości z Drej'em wzięła by sobie absolutnie fantastyczną prezentację siebie bez zależności od swoich gabarytów, rozmiarów czy sylwetki, po prostu umiejętność podawania siebie innym dla doznań estetycznych. 
Co jeszcze a... absolutne bogactwo jakim oszołomiło ją kilku; a więc wygodę jeżeli chodzi o  kasę ... 
No i żeby byli w przystępnej randze wieku oraz żeby podobali się jej jako ludzie... oprócz wymienionego rozpoznania siebie na drodze którą ona podąża, żeby byli z tej samej łodzi
Ale czy na pewno w jej obecnym życiu relacja czyli związek zajmował aż tak poczytną rolę?
Z numerologii wynika, że skoro jest jedynką wynikającą z 55 - tki  a wspiera ją od zawsze ósemka; ostatnio 44 - ry to celem jej życia jest dziewiątka. Dzielenie się i czerpanie na drodze zbudowanej w tym samym stopniu na mistycyźmie co w materialnej odsłonie. 
Jednak numerologia zaznacza, że liczby mistrzowskie pozostają poza możliwością sumowania czyli w tym wypadku celem jest 99. 
- Na jedno wychodzi - powiedziała z lekka sfrustrowana i może ciutkę  zbulwersowana a nawet delikatnie znudzona...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz