piątek, 17 stycznia 2014

Wywoływanie duchów

- E tam Gweno, na pewno coś pokręciłaś...
No tego to już było pod szczyt zamiast ją pocieszyć to jej rozmówca śmiał wątpić w rzetelność jej przekazu; 
- Sam kręcisz, bo masz małe pojęcie jak prawidłowo zareagować - wyrypała Gwen bez ogródek i zastanowienia. 
- No może masz i rację, ale skoro sama mówisz,  że to jest w przypadku wszystkich to znaczy,  że wszystkich Gwena. 
- Tyle razy Tobie tłumaczyłam, że zarówno Gena czy bardziej prawidłowo Gwen  to jest owszem przyjęta forma w języku polskim, ale znacznie starsza czyli bardziej prawidłowa forma i ta którą osobiście wolę to " Gweno" w wołaczu, więc proszę o ile to możliwe zwracaj się do mnie w wołaczu (!) - mówiła dobitnie nadmiernie podekscytowana. 
-Ze znanych mi języków tylko język polski i francuski ma siedem deklinacji w odróżnieniu od wielu języków słowiańskich posiadających sześć, więc byłoby mi bardzo miło gdybyś się mógł dostosować do mojej prośby - zażądała rozżalona Gwen. 

- Notorycznie zapomina jak się do mnie zwracać i potem jestem zmuszona go korygować wychodząc na jakąś małpę a w dodatku to po co do niego dzwonić jak i tak z góry wiadomo co się usłyszy - myślała rozjątrzona Gwen
- Dobrze Gweno - powiedział posłusznie Edwin czym rozzeźlił ją jeszcze bardziej to znaczy ponad zwykłą przeciętność... 

- ale zaraz dlaczego to wszystko dla mnie takie ważne? - dała się podnieść kojącej myśli

- Właściwie to i tak i tak do ziemi, naturalny proces... - usłyszała swój rozsądny głos. 
- Przecież wszystko się kiedyś kończy i zmartwienia z powodu zdrowia też - kontynuowała po przerwie na ochłonięcie i usunięcie obaw ze swojego systemu
- O widzisz... - podjął Edwin
- No tak tylko to tylko tak się mówi to my kobiety musimy chodzić w ciąży i rodzić i co miesiąc stawiać czoła huśtawce hormonalnej...
- Przecież Ty już masz spokój prawda? - chciał się doinformować Edwin
- Pod tym względem to na prawdę miałam i mam dobrze - wymsknęła się Gwen
- Rodzenie i chodzenie w ciąży to też zależy od każdej kobiety  - dodał refleksyjnie Edwin
- Gdybyś przechodził przez takie zapotrzebowanie jak my to byś sobie zdawał sprawę jak to jest; od tego trudno uciec - relacjonowała sięgając do pamięci Gwen
- To są potrzeby wynikające z uwarunkowań hormonalnych - macierzyństwo znaczy - wy macie większy wybór w zakresie ojcostwa - kontynuowała Gwen
- A co do kości, oprócz zębów to wszystko przecież normalnie - prawda? 
- No tak Dana - moja dentystka - powiedziała, że zęby pokazują prawdę o stanie okostnej i podobno u kobiet to się prędzej dzieje niż u mężczyzn... 
- A no widzisz; teraz rozumiem - połapał się Edwin
- Co rozumiesz? - zapytała Gwen
- No, że musicie rodzić i wszystko... - zaciął się Edwin

Gwen zakupiła małą kamerkę, małą jak główka szpilki z powodu bezbolesnej choroby wkładania rzeczy ważnych na strategiczne pozycje a potem szukania ich bez końca, bo zapominała gdzie generalnie genialnie obmyślona skrytka właściwie jest.  Wiedziała co schowała i dlaczego tylko gdzie?

Wiedziała też, że w jej przypadku wszystko jest możliwe. 
Swego czasu Gregor palił. Może i pali w tej chwili ale teraz to już mała wanna i tylko jego sprawa. 
Wówczas walczyła o czyste powietrze dla obu ich wspólnych córek i dla siebie, bo straszono skutkami dymu z drugiej ręki. 
Szukała popielniczki przez pół dnia, bo chciała ją wyczyścić, bo wciąż jej śmierdziało w mieszkaniu dymem z papierosów. 
Zrezygnowała zupełnie wyczerpana nakładem bezużytecznego wysiłku i wówczas otworzyła zamrażalnik po musiała zacząć przygotowywać objad i co? 
W zamrażalniku na poczytnym miejscu stała popielniczka z całą zawartością trucizny i odpowiedniego zapachu w stanie lekkiego zlodowacenia. 
- Pięknie - skomentowała i zaniosła popielniczkę do łazienki we wiadomym celu. 
Zabrała się przygotowanie posiłku.  
Dzieci przyszły ze szkoły. 
Potem Gregor z pracy.
 Zjedli co było do zjedzenia. 
Podziękowali i Gregor zaczął się rozglądać za popielniczką, bo chciał sobie dogodzić w utarty sposób. 
Znów zaczęło się szukanie popielniczki. 
Najpierw szukała ona sama.
 Potem we dwoje z Gregorem. Potem już wszyscy z czym Gwen kilkakrotnie sprawdziła w tajemnicy zawartość zamrażalnika i lodówki, szaf i szafek a nawet zajrzała do puszki z jedzeniem kocim. 
Gregor zdołał wypalić strząchając popiół z papierosa na cokolwiek. 
Rano chciał wejść pod prysznic i przejechał się na popielniczce. 
Zaliczył dość bolesny przysiad składany i poturbował plecy a praktycznie otarł sobie skórę z koralików grzbietnych. 
Zaklął głośno i ...
Po jakimś czasie gdy już ucichł cały raban oświadczył, że może sobie wsadzić swoje wredne przekręty gdzie jej jest wygodnie, bo on zamierza palić nadal. 

Gwen wiedziała o swoich talentach, które dotykały innych i dlatego kupiła kamerkę. 
Mieszkała sama i plony braku koncentracji na tym co akurat robi zbierała sama bez znieczulenia i asekuracji ze strony członków rodziny, którzy zawsze okazali się bardziej użyteczni w możliwości przerzucenia odpowiedzialności chociażby częściowej, niż można sobie wyobrazić; 
Hm... to już było jak Gregor odszedł w swoje osobne życie i w swoje sprawy... 
Za ciężko mu było. 
Uciułała na bilety i odłożyła sumę na wyjazd na wakacje do Polski dla siebie i dzieci. 
Impreza droższa niż droga ale warta całego wysiłku i wszelkich wyrzeczeń i nakładów. 
Jej dom należał do otwartych zawsze kręciło się w nim mnóstwo cudzych dzieci czasami wraz z rodzicami i rodzeństwem wśród jej własnych córek.
Tuż przed wyjazdem wymyśliły zabawę w listonosza, więc dała dzieciom stosik białych kopert, żeby zabawa byłą bardziej autentyczna. 
Znalazła nawet czapkę z daszkiem dla samego listonosza i zajęła się swoim zakresem obowiązków zostawiając dzieci i kontynuację zabawy strukturom bardziej kompetentnym od niej czyli woli dzieci lub kosmosów. 
Po jakimś czasie przyszła do niej Yanna z koperta wypchaną i bardzo grubą. 
Gwen myślała, że tam jest niespodzianka dla niej. 
Jakież było jej zdziwienie kiedy się okazało, że w kopercie jest cała suma odłożonej na wyjazd gotówki i trzy bilety w obie strony. 
O Glorio ~! 
Kurka złota...
Pamięta, że miała kłopot z orzeczeniem stanu emocji własnych; śmiać się płakać krzyczeć ze szczęścia czy po prostu ukochać i wycałować wszystkie dzieci. Zdecydowała się na ostatni wariant. 
Swoją drogą dzieci też dostarczały jej wspomnień i rozrywki. 
Kiedyś wpadła Olga - długoletnia koleżanka obu jej córek. 
Olga od razu podeszła do króla, który tylko tolerował ludzi zamieszkałych z nim i obcych, bo tak na prawdę to on rządził. 
Daj łapu~! - rozkazała kotu.
Pushe robił wszystkie wytrenowane sztuczki bez uzależnienia od języka, w którym padały komendy a dzieci różnej maści ćwiczyły na nim zakres swojej pozornej i tymczasowej władzy. 
Zabawne nawet było, że Pushe rozumiał w każdym języku a może umiał czytać myśli?
- O masz identyczne buty jak moje...- zagadnęła gościa Gwen
- Bo to są Twoje - odpowiedziała Olga zdumionej Gwen
- Ja sobie pożyczyłam je tylko - kontynuowała uszczęśliwiona Olga, że nareszcie ktoś zauważył jakiś element jej kreacji
- Kiedy? - zapytała Gwen 
- A jakieś dwa miesiące temu - powiedziała Olga zupełnie bez krępacji. 
- Jak to się stało, że uszło to mojej uwadze i dlaczego dowiaduję się o tym teraz? - chciała wiedzieć Gwen
- A powinnaś wiedzieć wcześniej? - zdziwiła się Olga... 

No więc, ponieważ jej życie należało do mniej poukładanych niż przeciętne więc z tego powodu Gwen kupiła sobie kamerki do domu. 
Kachna pomogła jej zamontować cały ten sprzęt, bo okazało się nad wyraz łatwe. 

- A w razie potrzeby przelecę filmik na kompie i wiem co robiłam po kolei to mi się przypomni co gdzie, kiedy i jak - analizowała zadowolona z zakupu, bo jak zwykle jej życie składało się z wielu dziur i luk i wypełnień o zakresach, których inni mieli małe pojęcie. 
Nauczyła się szanować swoje odjazdy na miotle lub w kosmosy chociażby na odkurzaczu, bo to była ona i nawet zdołała siebie zaakceptować i polubić w nietuzinkowym wydaniu.
 
Opanowało ją kolosalne zdziwienie, kiedy w zwolnionym tempie zmaterializował się Leon podkradający jej z szuflad z żywnością i z apteczki asortyment różny.  
- Czy on zwariował jak ma takie możliwości to niech idzie do Biedronki chociażby nocą albo gdzie go oczy zaniosą ale robić zamieszanie w domu bliskiej sobie osoby ?  - oburzała się Gwen
- Jak on śmie?~! - myślała oburzona do granic. 
- Pomyśleć, że ja na złodzieja doniczki ustawiałam pod oknami i dlatego, że są ładne... Przede wszystkim dlatego, że lubię kwiaty a przy okazji na złodzieja, włamywacza, złoczyńcę i przestępcę a tu proszę jaka niespodzianka...-  pomstowała Gwen i jak ja z tego bigosu mam teraz wyjść i to tak, żeby ocalić jego twarz? 
Doprowadzenie do konfrontacji było zbyt przykrym ewenementem  dla Gwen. 
Może jeszcze gdyby to dotyczyło normalnego śmiertelnika - człowieka znaczy ale Leon???
Leon??
 Leon, który ją podpierał od strony zasad moralno - etycznym, wskazywał jej drogę i był jej nauczycielem? 
Przecież musi być jakieś podwójne dno, jakieś wytłumaczenie? - dopominała się od czterech ścian natychmiastowych wyjaśnień 
Nawet jeżeli chciałby w ten dziwny sposób uczyć ją oszczędności czy nalewać rozumu do głowy to przecież sam twierdził, że fundusze, dobro, zdrowie, bogactwo i kasa jest w zaświatach w formie bez ograniczeń w nieskończonej możliwości udostępniania każdemu według potrzeb. 
- Co jest? (?)
- Może po prostu trudno mu jest poszukać tego czego mu w danej chwili potrzeba? 
- Albo może ... hmmmm... miała małe pojęcie co jeszcze mogłaby wstawić na usprawiedliwienie przejawów stanu chorobowego to znaczy  kleptomanii swojego przyjaciela z równoległej wersji kosmosu. 
- Ale z drugiej strony jaką on ma zwartość to znaczy koherencję pomiędzy tym co mówi tym czego uczy i to co praktykuje w realu? 
- A może się przekonał, że tu jest trudniej niż się tam wydaje?
- I jak działają te wszystkie jego wzniosłe prawa? - żądała natychmiastowego wyjaśnienia Gwen od wspomnianych czterech ścian. 
- A może on znów przeprowadza na niej doświadczenia w sobie wiadomym celu ? - chciała jakoś usprawiedliwić swojego kumpla i dotychczasowy wzór cnót i w ogóle ideał. 
Ale dzięki kamerce dowiedziała się więcej niż chciała. 
Wyjaśniła jej się budowa słowa Zło - dziej. 
Człowiek siejący zło i czekający na męki swoich ofiar. 
Poczuła się bezsilna ale zawsze w takich momentach na Leona miała swoją małą zemstę. Jako trampolinę dla wyjścia poza ramę złości uruchomiała wspomnienie i to całkiem świeżą historię ze znokautowaniem Leona przez Tryka. 
- W ostateczności tak miał odbite wszystkie cztery litery, że czarna masa a teraz mówił, że robi się fioletowawo - żółto - zielona i niebieskawa w tonach. Nawet ładne desenie w ładnie dobranych kolorach z punktu obserwacji przez wrażenia estetyczne,  że nadal woli przebywać w innych rejonach, chce poczekać na zewnątrz materialnej realizacji aż się ciało jego wygoi. 
- A co z doświadczaniem ludzkich zakresów? - dopytywała się zdziwiona Gwen 
- Przecież sam tego chciałeś ? - dodawała skwapliwie tak aby uniemożliwić łatwe wywinięcie się bez wytłumaczenia powodów tymczasowej dezercji. 
- To było na prawdę za trudne i za ciężki kaliber doświadczeń, za nagłe przejście - tłumaczył ale czuł się łyso i głupio co było widać po jego twarzy. 
- Zawsze jak tylko podniesie się mały kurz to ty zwijasz kitę i wio w zaświaty,  ładne mi doświadczanie naszych zakresów, chcesz tylko przyjemności i lekkiej i łatwej egzystencji - komentowała pełna  rozgoryczenia - a potem ja mam problem jak znaleźć siły na to aby po raz kolejny Tobie przebaczyć. - mówiła pełna goryczy. 
- A tego co wiem, to powinnaś mi przebaczać w kółko, bo to jest bardziej w Twoim niż w moim interesie, bo to jest Twoje życie. 
Ja tak czy tak wyjdę na swoje. Uczę się w przyspieszonym tempie. Jeżeli Ty będziesz o mnie myśleć wszystko co najlepsze to ja będę starał się dorównać Twoim wyobrażeniom o mnie w przeciwnym wypadku po co się starać w jakiejkolwiek formie? - mądrzył się Leon. 
Wiedziała, że mówił prawdę. Każdy chce wyglądać w najlepszym możliwym świetle w wyobrażeniach swoich bliskich i zrobi dużo, żeby do tych wyobrażeń o sobie u innych doróść lub co najmniej zmniejszyć przepaść. 
Wychodziła z dwóch płaszczyzn jednocześnie z jednej strony to była wiadoma sprawa przejścia przez kolejne odczucia od bezsilności i uświadomienia represjonowanej złości poprzez dorośnięcie do podjęcia ciężaru nienawiści czyli złość, wściekłość, szał, wzburzenie potem odwet, wendeta i pomsta oraz mała zemsta;" wszystko  z korzyścią dla innych i bez niczyjej krzywdy" słodki nieszkodliwy  rewanż poprzez frustrację, zbulwersowanie do irytacji czasami poprzez ironię i wyszydzenie, satyrę, sarkazm i cynizm oraz  humor  do nadziei.
 Z nadziei to już żabi skok do miłości a potem do spokoju i ukojenia w wiedzy.  
Właściwie to sama się uczyła praktykowania wymienionej skali. 
Wychodziła z rodziny, gdzie wklepano w nią i przyuczono do błędnego operowania narzędziem jakim jest odczucie złości. 
Wszyscy w jej środowisku używali złości jako agresji zamiast alternatywy pozytywnej czyli asertywności. 
Bała się złości i dlatego uciekała w zaświaty tam gdzie byłą nietykalna. 
Leon udzielił jej lekcji jak się z tego wywijać a teraz ją na swoim przykładzie przymuszał do zastosowania teorii w praktyce. 
Zaraz;.... 
Przecież to ten szelma podrzucił jej pomysł zakupu kamerek, a nicpoń... 
- Mam Cię!- powiedziała głośno. 
- Będę udawała, że odkładam oglądanie filmików tego co robię i kiedy, że niby od kiedy mam kamerki to znajduję wszystko - ty przebiegła kwadratowa wiśnio! - ulżyła sobie mimo wszystko. 

- A druga warstwa? - dotarło do niej 
Druga warstwa radzenia sobie z przeciwnościami losu takimi jakie chciał zaaranżować przebiegły gnojek~!... yhm - ale się przejedzie na swoim własnym fortelu a może ogonie. 
Więc druga warstwa spotyka tę pierwszą to była wersja życia we własnym piekle tego kto jest siewcą zła, bo sieje on to zło przede wszystkim na własnym ciele czyli we własnym życiu  i na użytek własnych przyszłych cierpień. 
I tu Gwen doznała olśnienia on chce zaznać cierpienia, żeby móc przejść przez proces odrodzenia czyli oczyszczenia ekstazy katharsis  czy nirwany czy wszystkiego razem, ale dlaczego jej kosztem?
- A niech szuka sobie innego obiektu - uznała Gwen po cichu... 

Doceniała każdy liść zarówno ten zielony w jej pokoju na roślinkach w doniczkach jak i ten żółty na dworze. 
Jarała się każdą krztą oddechu zarówno tą w swoim wykonaniu jak i przez każdy liść. 
Tym bardziej wiedziała, że jest silna własną wiarą we wszystko co najlepsze w człowieku nawet jeżeli od czasu do czasu bawi się w ducha. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz